Aleksy Dudarew: “Nie wstyd mi za to, co napisałem”

[b]Аutor popularnej, nie starzejącej się, jak teraz się o niej mówi, komedii “Białe Rosy” i sztuki “Szeregowi” napisał ciąg dalszy słynnej sztuki Mikołaja Gogola “Rewizor” i zatytułował ją “Egzekutor”. Premiera odbyła się w Narodowym Teatrze Dramatycznym imienia M. Gorkiego.[/b]Aleksy Dudarew po raz kolejny udowodnił, że jest w świetnej formie. O sztuce i spektaklu, o sensie życia i o losach twórczości Aleksego Dudarewa rozmawiamy z nim w jego domu letniskowym w okolicach Łohojska, położonego niedaleko Mińska.
Аutor popularnej, nie starzejącej się, jak teraz się o niej mуwi, komedii “Białe Rosy” i sztuki “Szeregowi” napisał ciąg dalszy słynnej sztuki Mikołaja Gogola “Rewizor” i zatytułował ją “Egzekutor”. Premiera odbyła się w Narodowym Teatrze Dramatycznym imienia M. Gorkiego.

Aleksy Dudarew po raz kolejny udowodnił, że jest w świetnej formie. O sztuce i spektaklu, o sensie życia i o losach twуrczości Aleksego Dudarewa rozmawiamy z nim w jego domu letniskowym w okolicach Łohojska, położonego niedaleko Mińska.

— Jak wiadomo, dramat to katedra po Gogolu, z ktуrej można powiedzieć świat ma wiele dobra. Ten gatunek rzecz jasna nie stoi w miejscu. Zmieniają się formy, zmienia się język, w ktуrym autor porozumiewa się z czytelnikiem, ale w istocie swojej dobry dramat zawsze akcentuje uwagę człowieka na jego roli i miejscu w życiu, każe o tym myśleć. I pan rуwnież, będąc autorem wielu wspaniałych sztuk, zastanawia się nad starą fabułą, obdarowując teatr kolejnym utworem. W jednym z wywiadуw nazwał pan ją sztuką o dobrym człowieku. Dlaczego?
— Gdyby ktoś rok temu albo dwa powiedział mi o tym, że będę pisać ciąg dalszy sztuki Gogola, długo bym się śmiał, zresztą jak śmieję się w tej chwili. Dodałbym: dobry żart. Tak się jakoś złożyło. Sam się tego nie spodziewałem, Najczęściej nie mam żadnych planуw. Życie toczy się w swoim trybie. Potem coś w głowie jak to się mуwi dojrzewa. “Egzekutor” to w pewnym stopniu rzeczywiście ciąg dalszy “Rewizora”, ktуrego wystawiono w Białoruskim Teatrze Wojska, gdzie wуwczas byłem kierownikiem artystycznym. Bardzo trudno mi się rozstać z bohaterami, do ktуrych się przywiązałem. Dotyczy to zarуwno bohaterуw moich sztuk, jak i sztuk takich klasykуw jak Gogol. Dlaczego jest to sztuka o dobrym człowieku? Ponieważ jest człowiekiem. Zły czy dobry, jest człowiekiem. Dotyczy to nie tylko Trapiczkina, ale i Horodniczego, Marii Andrejewny i wszystkich urzędnikуw. Są ludźmi. Takimi jak my z wami. W dzieciństwie i młodości, gdy uczyliśmy się w szkole, kazano nam śmiać się z nich, posądzać, nie postępować tak, jak oni. Ludzie zawsze pozostają ludźmi. Ani złymi, ani dobrymi. Jak Jeszua Bułhakowa mуwił: nie ma złych ludzi.

— Po premierze mуj mąż i kolega powiedział: “Gdyby Gogol obejrzał tę sztukę, na pewno uścisnąłby Aleksiejowi dłoń”. Inny kolega powiedział mnie więcej: tak, jak zrobił to Dudarew, sam Gogol by nie potrafił. Spektakl “Egzekutor” to artystyczne spojrzenie dorosłych, wykształconych ludzi sukcesu na dorobek literacki klasyka. Cieszy się pan z tego?
— Nic z tych rzeczy. Pewien mуj przyjaciel, gdy dowiedział się, że napisałem ciąg dalszy “Rewizora”, powiedział mi: “Wiedziałem, że jesteś bezczelny, ale żeby do tego stopnia, nawet nie podejrzewałem. Jak można porwać się na samego Gogola”. Nie jestem bezczelny. Na nikogo się nie porywałem. Po pierwsze lubię zarуwno Czechowa, jak i Gogola. Są dla mnie najlepszymi pisarzami, klasykami światowej sławy. Uwielbiam ich. Przy tym jestem zupełnie inny. Szanując i zostawiając charaktery, melodyjność języka Gogola, wypowiedziałem się tak, jak mogę ja. W taki sposуb, ktуry wydaje mi się możliwy i potrzebny. Nie wiem, czy Mikołaj Gogol uścisnąłby moją dłoń. Nie stawiałem przed sobą takiego celu. Być może powiedziałby mi: cуż, mуj przyjacielu, zrobiłeś? Tego nikt nie wie. Czy można pisać ciąg dalszy utworu? Dlaczego nie? Jeśli masz coś do powiedzenia, proszę bardzo. Takie doświadczenie przecież w dramacie i w innych gatunkach sztuki istnieje. Nie podszywałem się pod Gogola, pisałem ciąg dalszy.

— Prawdopodobnie sam Gogol mуgłby kontynuować swojego “Rewizora”.
— Jasne, że mуgł. Napisał przecież drugi tom powieści “Martwe dusze”. Czytałem go. Nie do porуwnania z pierwszym tomem. Nie przypadkiem sam Gogol go spalił. Ciąg dalszy własnego utworu może się nie udać autorowi.

— Czy jest pan zadowolony ze swojego utworu?
— Nie wstyd mi za to, co napisałem. Powtуrzę raz jeszcze, bardzo lubię Gogola. Proszę mi wierzyć, nie sława tego genialnego pisarza mnie interesowała. Interesuje mnie sam człowiek. Po prostu chciałem zbadać to, co się dzieje w obecnym życiu, jak rуwnież to, co działo się 200 lat temu, i co będzie potem, gdy nie będzie już nas. Po premierze ojciec Sergiusza Kowalczuka Michał powiedział mi: “Podpowiedz, by Sergiusz zakończył spektakl tym, że znуw ktoś przyjechał”. Powiedziałem, ale Sergiusz się nie zgodził, stwierdził, że będzie już tego za wiele. Chociaż myślę, że zakończenie spektaklu mogłoby takie być. Dlaczego nie?

— Myślę, że wielu będzie chciało przeczytać Gogola po raz kolejny po obejrzeniu spektaklu.
— Sam stale czytam, zresztą podobnie jak Czechowa, Bułhakowa oraz Ilfa-Pietrowa. Ich książki mam zawsze pod ręką. Tym, kto nie oglądał spektaklu “Rewizor”, powiem: Maryna Dudarewa, reżyserka, wystawiła go dosłownie według Gogola, nic nie zmyślając. Mi się wydaje, że Sergiusz Kowalczyk rуwnież wystawił spektakl według Gogola, chociaż temu zaprzecza. Myślę, że aktorzy wczuli się w moją sztukę. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Sztuka nie jest taka prosta, jak się może wydawać na pierwszy rzut oka. To nie są żarty, lecz poważna rozmowa o tym, że człowiek nie jest ani biały, ani czarny, jest rуżny: mocny i słaby.

— Jak sztuka trafiła do teatru imienia Gorkiego?
— Istnieje rosyjska strona teatralna w Internecie, gdzie zamieszcza się sztuki. Zamieściłem tam swуj utwуr pod pseudonimem — Denis Szwabski. Kowalczyk przeczytał sztukę i chciał ją mieć w swoim repertuarze. Zadzwonił do autora, by go poznać. Był bardzo zaskoczony, gdy usłyszał mуj głos. Po co, pyta, schowałeś się za Szwabskim? Nie chowałem się, po prostu zależało mi, by reżyser, ktуry zainteresuje się sztuką, nie czytał jej przez pryzmat stereotypu o Dudarewie, by nie widział mnie, a tylko utwуr. Chciałem, by “Egzekutora” przeczytano, nie myśląc ani o “Białych Rosach”, ani o “Szeregowych”. Kim jest Denis Szwabski? Tym, kim był Aleksy Dudarew 30 — 35 lat temu. Nie ma w tym żadnej kokieterii.

— Jak by pan wystawił sztukę, gdyby była okazja? W imię czego? Czy nie chciałby pan ubrać bohaterуw we wspуłczesne stroje?
— Wystawiłbym według Gogola, zapominając o Dudarewie. Nic w człowieku od tamtej pory się nie zmieniło, jak i dwa tysiące lat temu. My też płaczemy i cieszymy się, tak samo obgadujemy, zazdrościmy, chorujemy. Podobnie mało kochamy i nie chcemy umierać, boimy się śmierci. Jeśli chodzi o wspуłczesne stroje, dusza ludzka przecież jest bez ubrania, jest naga.

— Sztuka ma głęboki, wielowarstwowy podtekst etyczny. W codziennej na pierwszy rzut oka fabule pojawiają się wieczne problemy ogуlnoludzkie. Nazwałabym “Egzekutora”, tę ostrą sztukę społeczną, sztuką o słabostkach człowieka. W każdym razie, mi się wydaje, że teatr poszedł tą drogą. Dlatego według gatunku sztukę określono jako fantasmagorię. Jako sprawdzian zdolności człowieka przeciwstawiać się tym słabostkom wybrał pan grę w karty. Tak, ludzie lubią grać, tyle że gry bywają rуżne. Trzeba widzieć, jak wszystkich pańskich bohaterуw pochłania gra, zapominają o tym, że zebrali się zadowolić, udobruchać Trapiczkina, po prostu bawiące się dzieci. Tylko w grze żyją, stają się prawdziwi, zrzucają maski prowincjonalnego ważniactwa. Aktorzy, powtуrzę, bardzo dobrze to robią. Co pan powie na ten temat?
— Pewien geniusz powiedział, że nasze życie jest grą. Gra jest najważniejsza. Człowiek tym się właśnie rуżni, że gra we wszystko. Bardziej lubi grać niż żyć. Co rуżni powiedzmy damę dworu od damy? Nic, to po prostu gra. Wczoraj byłeś baronem, a dziś zostałeś hrabią na przykład. Wczoraj — porucznikiem, a dziś — pułkownikiem. Nie zmienia się przecież istota. Jeśli byłeś głupkiem, nadal nim jesteś. To samo dotyczy człowieka inteligentnego.
Radziłbym wszystkim uważnie przeczytać “Rewizora”. Wspуłczucie budzi Horodniczy i wszyscy jego urzędnicy. Jak rуwnież Chlestakow. Jest poetą, nieszczęśliwcem co prawda. Chcę, by ministrowie go szanowali, a sługa podawał płaszcz, jak ważnemu panu. Tak, to jego marzenie, chociaż nigdy tak nie będzie. Wszyscy są dobrymi ludźmi. Bardzo ich wszystkich kocham.

— Jako dramatopisarz dawno nie musi pan czegokolwiek udowadniać. I oto pisze pan nową sztukę. Czy coś nowego dla siebie, niezrozumiałego poniekąd, powiedzmy w osobistych poszukiwaniach odpowiedzi na pytania bytu, odkrywa pan w trakcie pracy?
— Chodzi o to, że zawsze pracuję od czystej karty. Zabierając się do pracy, jak Sokrates wiem, że nic nie wiem. I nic nie potrafię. Jestem pewien jednej rzeczy: co trzeba, napisze się, a co nie jest potrzebne, nie napisze się. W tej chwili nic nie piszę. Przyjdzie czas napiszę, jeśli trzeba będzie. Podobnie pojawił się “Egzekutor”. Przecież nie chodziłem i nie stawiałem przed sobą zadania: trzeba Gogola kontynuować, po prostu dręczyło mnie pytanie, kto przyjechał. Pamięta pani, jak się kończy sztuka “Rewizor”? Chlestakow wyjeżdża, jego oszustwo zostało wykryte, a żandarm informuje, że do miasta przyjechał dygnitarz z Petersburga, ktуry prosi wszystkich do siebie do hotelu. Od tego momentu zaczyna się moja sztuka. Pewne odkrycia dotyczące sensu życia i siebie w nim oczywiście w trakcie pracy się zdarzają.

— Weźmy chociażby refleksje w “Egzekutorze” o przyznaniu się do winy. Albo o tym, że wszyscy jesteśmy jacyś pokręceni, innymi słowy zarażeni jakimś wirusem: nie chcemy źle postępować, a postępujemy, żyjemy nie tak, jak chcemy. Ale przecież wstyd i sumienie w duszach pańskich postaci żyje?
— A w ktуrej duszy ich nie ma? We wszystkich, nawet tych najgorszych, jest wstyd i sumienie, chęć bycia lepszym. Oczywiście nie mam na myśli patologii. W mojej twуrczości podobny moralitet był, ale teraz go nie ma, jak mi się wydaje. Wszystko będzie tak, jak będzie. Nie można zniszczyć w sobie wszystko co najgorsze na tej ziemi. Innymi słowy ciemności. Co najciekawsze: dobra rуwnież nie można wytępić. Nawet, jeśli tego chcesz, nie uda się.

— Dolegliwości moralne społeczeństwa: nieuczciwość, karierowiczostwo, łapуwkarstwo i cyniczność — wszystko to było i istnieje w każdej epoce, niestety, złoty wiek zdarza się rzadko. Uczynki robią się nie w imię uczynkуw, nie dlatego, że to dobrze, a z powodu czegoś i kogoś.
Dochodzi do zniekształcenia wyobrażenia o wartościach moralnych. To przecież dzisiejsze czasy, gdy najważniejsza nie jest sprawa, a kariera za wszelką cenę, troska o wizerunek itd. Wartości duchowe w tak zwanym mieszczańskim wydaniu. Człowiek wciąż jest słaby. Czy myślał pan o tym, że zaistniała jakaś usterka w programie kosmicznym, gdy człowieka tworzono?

— Dla mnie to jest bardzo trudne pytanie, dlaczego człowiek taki jest: popełnia grzechy, przyznaje się do winy i znуw popełnia grzechy. W “Egzekutorze” mуwię o tym, że coś z tym jest nie tak. Pewien kapłan powiedział mi na ten temat: Bуg wiedział, kogo stworzył. Nie było żadnych usterek. Po prostu trzeba, żebyśmy wszyscy tę drogę ziemską przeszli. Poczulibyśmy się tym, kim naprawdę jesteśmy. Po przyznaniu się do winy odnaleźlibyśmy się prawdziwi. Bogu nie są potrzebni niewolnicy. Potrzebni są tacy, jak On. Czyż tacy właśnie jesteśmy? Nie. Ale w perspektywie tacy będziemy, wierzę w to.

— Bez wątpienia ewolucja powinna dążyć ku temu, inaczej wszyscy wyginiemy. Być może prawda kryje się w tym, że powinniśmy się nauczyć kochać bez jakichkolwiek warunkуw? Bуg przecież jest Miłością. Miłość człowieka do człowieka jest egoistyczna, wymagająca, pod warunkiem, dlatego tak wiele napięcia i niezrozumienia pomiędzy ludźmi, zwłaszcza pomiędzy bliskimi sobie.
— Niestety tak właśnie jest. Ale myśleć o tym, że gdzieś jest istota, człowiek albo Bуg, ktуrzy kochają cię bez warunkуw, jest przyjemnie. Najczęściej się o tym zapomina.

— Zrozumiałam, że nie zamartwia się pan problemem niedoskonałości świata, ludzi i swoją własną, zdają sobie sprawę z tego, że wszystko umownie mуwiąc co złe jest w naszym życiu po to, by przekształciliśmy go w dobro. Wszystko to stanowi doświadczenie naszego życia.
— Zdaje się Eldar Riazanow napisał: w przyrodzie nie ma złej pogody.

— Czy nie żałuje pan, że nie kontynuował pan kariery aktorskiej, przecież zna pan teatr rуwnież jako aktor?
— Każdy powinien zajmować się swoją sprawą. Jestem dramatopisarzem. Pisząc “Egzekutora”, udowodniłem to po raz kolejny. Jestem już w tym wieku, gdy opinia innych ludzi mnie nie obchodzi. Mam własną opinię. Najbardziej wymagającym redaktorem dla siebie jestem ja. Jako krytyk i analityk. Niech moi wrogowie się uspokoją. W mojej wsi mawiało się: żebyś zjadł to, co myślisz. Zjadam od samego siebie coś takiego, co się im nawet nie śniło. Nawet jeśli coś wymyślają takiego, by mnie zdenerwować, marnują czas.

— Gdyby jednak założyć, że jest pan aktorem, a jak wiadomo, kto raz sprуbował, na zawsze trochę jest aktorem, kogo w swojej sztuce chciałby pan zagrać?
— Horodniczego. To mądry człowiek. W każdej mojej sztuce chciałbym kogoś zagrać. W “Szeregowych” — Dugina, w “Nie zostawiaj mnie” — Michasiowa, chociaż grałem Pułkownika, w “Wieczorze” — Multika, w “Progu” — Andrzeja Busłaja. A w sztuce “Wybуr” grałem Krynkina, tego, kogo chciałem. Sztukę napisałem jeszcze w instytucie dla naszego roku aktorskiego.

— Pańska wnuczka Jana gra w filmie według pańskiego scenariusza “Nie zostawiaj mnie”. Czy jest pan z tego zadowolony?
— Rolę napisałem nie dla niej. Tak wyszło. Ale nie chciałbym, żeby ona i inne bliskie mi osoby były związane z teatrem. Wystarczy w rodzinie mnie samego.

— Ma pan jako dramatopisarz własny styl, własne gusty estetyczne i własne upodobania. Co pana dziś nurtuje?
— Wszystko. Wszystko, co nurtuje normalnego człowieka, nurtuje rуwnież mnie. Nadchodzi lato, śpiewają ptaki, świeci słońce, czas urlopуw. O zimie, ktуra nadejdzie, na razie nie myślę. Jak rуwnież o jesieni, ktуra nadejdzie niezależnie od moich chęci i myśli. Akceptuję to.

— Czy nie chce pan napisać książki albo sztuki o twуrczym człowieku, ktуry w tym życiu zmęczony wszystkim wynalazł przepis przetrwania?
— Nie chcę. To nie jest ciekawe. Interesuje mnie dialog. Ten, co rodzi się w sztuce. Dlatego ciekawy rozmуwca, prowadzący dialog, interesuje mnie.

— Jaki jest przepis przetrwania dramatopisarza Aleksego Dudarewa?
— Nie ma takiego przepisu. Nigdy nie musiałem myśleć o przetrwaniu. Po prostu pracowałem bardzo wiele. Być może więcej niż warto było.

— Jak pan uważa, czy nasze choroby związane są ze stosunkiem przede wszystkim do samych siebie?
— Jak najbardziej. Cokolwiek się mуwi, człowiek, ktуry nie pali, choruje mniej niż palacz. A jeśli chodzi o obszar psychologiczny, wszystko jest proste: nie złość się na innych, pamiętając o złotej zasadzie — rуb dla innych to, co chcesz, by inni robili dla ciebie. Nie będziesz złościć się na siebie, jeśli będziesz odpowiedzialny. Gdybyśmy to sobie uświadomili.

— Czy jest chęć uświadomienia i zrozumienia, dlaczego nie udaje się nam uświadomić?
— Tak naprawdę potrafię pogodzić się ze wszystkim, co się ze mną dzieje. Zarуwno radość, jak i nieszczęście. A więc tak trzeba, myślę. Skoro w pewnej sytuacji zachowałem się tak, a nie inaczej, oznacza to, że inaczej nie mogłem. To moje życie. Jest takie, jakie jest. Oczywiście, głęboko wewnątrz tkwi chęć zrozumienia tego i owego, odgadnąć więzi międzyludzkie. Jak u Pasternaka: we wszystkich rzeczach dotrzeć muszę do ich istoty. Ale nie potrafię. Wielu rzeczy na razie nie rozumiem.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter