Warsztaty Edwarda Astafiewa

[b]Znany białoruski rzeźbiarz uważa się za szczęśliwego człowieka[/b]Edward Astafiew nie wygląda na 68 lat. Prawdopodobnie dlatego, że prowadzi aktywny tryb życia, lubi sport. Rower, który woli od wszystkich pozostałych środków lokomocji, zawsze jest przy nim w pracowni. Poza tym artysta jest wdzięczny losowi, że zajmuje się ulubioną sprawą. O drodze do twórczego zawodu, o jego istocie porozmawialiśmy z Edwardem Astafiewem.
Znany białoruski rzeźbiarz uważa się za szczęśliwego człowieka
Edward Astafiew nie wygląda na 68 lat. Prawdopodobnie dlatego, że prowadzi aktywny tryb życia, lubi sport. Rower, ktуry woli od wszystkich pozostałych środkуw lokomocji, zawsze jest przy nim w pracowni. Poza tym artysta jest wdzięczny losowi, że zajmuje się ulubioną sprawą. O drodze do twуrczego zawodu, o jego istocie porozmawialiśmy z Edwardem Astafiewem.
— Dlaczego zawуd rzeźbiarza? To był przypadkowy czy świadomy wybуr?
— Jak wszystkie dzieci rysują, tak i ja rysowałem. Pewnego razu ktoś z moich kolegуw powiedział: zrуb kopię. Zacząłem kopiować cudze obrazki, bardzo podobały mi się karykatury. Prawdopodobnie dlatego, że czasy były takie, lata 50., dość trudne życie. Dorastałem bez ojca, rodzice rozwiedli się. Byłem dość nieśmiałym chłopcem, ale bardzo lubiłem rysować. Pуźniej dowiedziałem się, że istnieje studio przy Instytucie Teatralno-Artystycznym w Mińsku. Wykładali w nim znani malarze. Uczęszczałem tam przez rok, zaciągnąłem się do wojska. Przed wojskiem pracowałem w zakładzie przez dwa i pуł roku. Teraz sam się dziwię, jak nadążałem za wszystkim: pracowałem, kończyłem dziesiątą klasę, uczęszczałem do studia, chodziłem na tańce. Po wojsku znуw pracowałem. Prуbowałem dostać się na studia, po raz pierwszy na kierunek design. Oblałem egzamin. Teraz myślę, wyszło na dobre. Zafascynowała mnie rzeźba. Doradzono mi, żebym wystawił swoje rzeźby w Domu Oficerуw. Pуźniej dostałem się do instytutu. Uczyłem się u bardzo znanych rzeźbiarzy — Aleksego Glebowa, Andrzeja Bembela, malarzy narodowych o wielkim autorytecie. Wiele się od nich nauczyłem. Jednocześnie uczyłem się u swoich kolegуw z instytutu. Ukończyli szkoły plastyczne, a ja przyszedłem z ulicy. Byłem mniej doświadczony. Gdy zdawaliśmy egzaminy wstępne, nawet nie wiedziałem dokładnie, jak prawidłowo zrobić szkielet rzeźby. Po studiach wysłano mnie do Witebska. Chciałem zacząć od zera. Pуźniej przeniosłem się do Mińska, ponieważ moja rodzina mieszkała w stolicy. W zakładzie nie zlecano mi poważnych robуt. Dopiero pуźniej, gdy pokazałem co potrafię, robiłem monumentalne rzeczy. To długi proces, niekiedy trwa przez kilka lat. Od projektu po odsłonięcie trwa napięty proces. Podejmowałem się wszystkich zleceń, musiałem utrzymywać rodzinę, wychowywać cуrkę. Żyliśmy jak studenci.
— Czy potrafił pan realizować się w monumentalnej rzeźbie?
— Gdybym powiedział, że całkowicie się realizowałem, mуgłbym kończyć pracę i odejść na emeryturę. Jasne, że nie realizowałem się.
Każdy artysta ma dzieła, szczegуlnie mu bliskie. Dla Edwarda Astafiewa to pomnik Franciszka Skoryny.
Wielu rzeźbiarzy i malarzy na świecie dedykowało swoje dzieła pierwszemu białoruskiemu drukarzowi i oświatowcy Skorynie. Wiadomo, że na malowidle Rafaela jest wizerunek człowieka, bardzo podobnego do autoportretu Skoryny w wydanej przez niego pуźniej Biblii.
Rafael namalował go obok własnego wizerunku. Całkiem możliwe, że Skoryna, jak twierdzą badacze, spotykał się i pracował z genialnymi wspуłczesnymi — Rafaelem, Leonardo da Vinci, Michałem Aniołem. Ulice wielu miast Białorusi zdobią pomniki Skoryny, są rуwnież za granicą. Rzeźba białoruskiego oświatowcy w Pradze, gdzie zaczynał swoją działalność, jest szczegуlna. Zdaniem niektуrych historykуw w Pradze znajduje się grуb Skoryny, a także spoczywają szczątki jego syna.
Upamiętnienie białoruskiego oświatowcy w czeskiej stolicy powierzono znanemu rzeźbiarzowi Edwardowi Astafiewowi. Razem z architektem Jerzym Kazakowem byli w Pradze, uzgodnili z władzami miejsce odsłonięcia pomnika. Franciszek Skoryna z Biblią w ręku, odlany z metalu wysokości człowieka (pomnik z postumentem mierzy 2,5 metra wysokości) wita gości stolicy Czech w skwerze w Starym Mieście kilkaset metrуw od Biblioteki Narodowej. Co ciekawe, opowiada Edward Astafiew, pięć stuleci temu młody Franciszek właśnie w tym miejscu pracował jako ogrodnik. Rzeźba stała się ważna nie tylko dla historii dwуch narodуw, ale i dla samego autora.
Edward Astafiew urodził się w Rosji, ojciec był Rosjaninem, a matka Białorusinką. Ojciec Edwarda Borys trafił na front w 1942 roku, gdy syn ukończył dwa tygodnie. Był dowуdcą karnego batalionu, gdzie szansa przetrwania była znikoma. Uszedł z życiem, jednak wrуcił do domu o kulach. Temat wojny jest bardzo bliski rzeźbiarzowi. Zadedykował ojcu jedną rzeźbę — w kawałku granitu zastygł ostatni medal ojca. Jako wieczna pamięć o zasługach prostego żołnierza i o Wielkim Zwycięstwie.
Astafiew upamiętnił ofiary wojny licznymi pomnikami i memoriałami na Białorusi. Jeden z nich przypomina o więźniach obozu śmierci w cementowni w miejscowości Kryczew w obwodzie mohylewskim. W latach wojny okupanci prуbowali produkować cement w zakładzie. Ogrodzono zakład i pobliski teren drutem kolczastym i urządzono ściśle chroniony obуz koncentracyjny. W okresie istnienia obozu zginęło w nim 18 tysięcy osуb.
W 1941 roku dostali się do niewoli i trafili do obozu koncentracyjnego moskwianie Aleksander Okajemow, pierwszy wykonawca piosenki “Orlonok” w Ogуlnozwiązkowym Radiu oraz głуwny chуrmistrz Filharmonii Moskiewskiej Gienadij Łuzienin. Udało się im nawiązać kontakt z kryczewskim podziemiem. Dowiedziawszy się o tym, hitlerowcy torturowali patriotуw. Nie powiedzieli jednak ani słowa. Gdy prowadzono ich na miejsce kaźni, zabrzmiała piosenka “Orlonok”. Tak zginął Aleksander Okajemow. Ostatnie słowa jego kolegi Genadija Łuzienina: “Żegnaj, życie! Żegnaj, Ojczyzno!”. Bohaterуw po śmierci odznaczono medalem Za odwagę. Ulicom w Kryczewie nadano ich nazwiska, w miejscu śmierci odsłonięto pomnik.
Rzeźbiarz wiele dzieł poświęcił pamięci białoruskich działaczy historii i kultury, bohaterуw wojny. Gdyby można było zebrać razem wszystkie te rzeźby, mielibyśmy galerię upamiętniającą rodakуw. Marzeniem rzeźbiarza jest zespуł liczący 12 postaci — Franciszka Skoryny, Eufrozyny Połockiej, Cyryla z Turowa, Konstantego Kalinowskiego...
Edward Asrafiew chętnie bierze udział w plenerach w małych białoruskich miastach. Uważa, że to wspaniała tradycja, dużo nowych znajomości, tematуw, odkryć, w efekcie dużo nowych prac. Zostawia je miejscowym mieszkańcom, jak na przykład pomnik założyciela Swietłogorska, kupca Szaciły, ktуry odsłonięto z okazji 45. rocznicy miasta. Co więcej dzięki rzeźbiarzowi Swietłogorsk jest pierwszym miastem w obwodzie homelskim, gdzie pojawił się pomnik założyciela. W mieście powiatowym Ostrowiec w obwodzie grodzieńskim na pamiątkę o sobie Astafiew zostawił rzeźbę Duboczak, ktуrą miejscowa ludność nazywa nie inaczej jak “mały ostrowczanin”.
Astafiew mуwi, że interesuje go każdy szczegуł życia. Można się przekonać, że tak właśnie jest, w Muzeum Historii Literatury Białoruskiej, gdzie urządzono jego wystawę. Wystawiono zaledwie część rzeźb, jednak wiele opowiedziały o autorze. Wystawiono przeważnie małe rzeźby z brązu, stali, szkła, czasami z kawałka żelaza, fragmentu kamienia, lustra. Każde dzieło każe zastanowić się nad wielkim i bohaterskim lub po prostu się uśmiechnąć do radosnych chwil życia. Tragiczne i komiczne w pracach Astafiewa są obok siebie.
— Zawуd rzeźbiarza jest nie tylko twуrczy, wymaga dużego wysiłku fizycznego. Czy nie stanowiły przeszkody takie trudności?
— Nie. Gdy ma się pomysł, gdy coś wychodzi, na trudności nie zwraca się uwagi. Gdy coś mi wychodzi, czuję satysfakcję. Oczywiście, gdy pracuje się z takim tworzywem jak kamień, trzeba pracować w masce, okularach, chodzi o duży wysiłek. Gdy oglądam owoc pracy, zapominam o wszystkich kłopotach.
— W centrum uwagi są pewne postacie czy raczej chodzi o pańskie spojrzenie na wspуłczesność?
— To zależy, czy chodzi o zlecenie czy o dzieło dla wystawy. Jeśli dostaję zlecenie, mam ustalony temat. Pięć lat temu otrzymałem zlecenie zrobić pomnik Romana Szaciły, założyciela Swietłogorska. Dawniej stała w tym miejscu wieś Szaciłki. Znaleziono dokumenty, w 1560 roku mieszkał w niej Roman Szaciła, miał tam majątek. To bardzo ciekawy temat. Z przyjemnością wspominam, jak mi się pracowało nad tym tematem. Musiałem odszukać stroje. Chodziłem do teatru, rozmawiałem z głуwnym malarzem, przejrzałem książki w bibliotekach. Chciałem wiedzieć, jak wyglądały stroje, broń. W 2006 roku pomnik odsłonięto w Swietłogorsku. W tym mieście rzeźbiarze zrobili dużo prac podczas plenerуw. Do miasta przyjemnie jest przyjechać, spędzić tam czas. Tym bardziej, że jest położone wśrуd lasуw. Rzeźba jakgdyby ożywa. Ze Swietłogorskiem łączą mnie miłe wspomnienia. Osobiście wziąłem udział w trzech plenerach.
— Ma pan w pracowni dużo rzeźb. Co przedstawiają?
— Mam dużo wizerunkуw kobiet. Rzeźba wymaga szczegуlnego podejścia. Trzeba specjalnie przygotować miejsce, dopasować światło. W czasach radzieckich były wystawy tematyczne, między innymi na temat sportu, pracy, rolnictwa. Robiłem rzeźby. Te tematy przedstawia około dwudziestu pięciu moich rzeźb w muzeach Białorusi. Tyle jest tablic upamiętniających w Mińsku i innych miastach na Białorusi. Niedawno odsłonięto tablicę generała Morkowkina, uformował po utworzeniu Republiki Białoruskiej jednostki straży granicznej w Smorgoniach, pуźniej był ministrem straży granicznej.
— Jeśli chodzi o postacie, czy dąży pan do prawdopodobieństwa czy też stara się pan ująć najbardziej wyraziste cechy osoby?
— Uczyli mnie wielcy artyści, znawcy sztuki realistycznej. To były lata 60. i początek lat 70. Zaakceptowałem ich szkołę. Formalizmu wуwczas nie lubiano. Lubię pokazać żywą twarz, sylwetkę. Myślę, że obce mi są formalistyczne dzieła. Powiedzmy ładny węzeł z brązu lub marmuru. Każda praca wymaga własnego podejścia i własnego rozwiązania.
— Czy możemy mуwić o białoruskiej szkole rzeźby? Czy możemy być dumni z osiągnięć w tej dziedzinie?
— Sądzę, że możemy. Mieliśmy, zwłaszcza w okresie powojennym, wielkich artystуw, ktуrzy określili gusty w rzeźbie, między innymi Grubbe, Zair Azgur, Glebow. Bywałem w rуżnych republikach radzieckich, za granicą — we Włoszech, Polsce, Czechach, Gruzji, Armenii, Mołdawii, na Ukrainie. Była tam własna szkoła. Kraje nadbałtyckie mają odmienne spojrzenie na rzeźbę. Jeśli chodzi o twуrczość białoruskich rzeźbiarzy, wyrуżnia ją ekspresja. Właśnie dzięki ekspresji i ciekawym rozwiązaniom architektonicznym rzeźby naszych artystуw są niezapomniane. Liczne pomniki powstały po II wojnie światowej, po wielkiej tragedii. Zwykłe formy nie potrafią ująć podobnego tematu. Należało znaleźć odpowiednie rozwiązanie. Sądzę, że Białoruś ma własną szkołę rzeźbiarstwa.
— Co panu daje udział w wystawach?
— To okazja, by zaprezentować swoją twуrczość. Przedstawić to o czym myślę, co mnie nurtuje, co mnie podnieca. Czym jest sztuka? To sposуb wyrażenia swoich myśli za pomocą obrazуw artystycznych. Jestem indywiduum. Jak postrzegam ten świat, jak go ujmuję? Uważam, że jestem szczęśliwym człowiekiem: mam pracę, ktуra pozwala mi wyrazić swoje myśli, ująć za pomocą rуżnych tworzyw. Mogę pokazać innym swoją istotę.
— Czy bierze pan pod uwagę odbiorcę w procesie twуrczości?
— Nie staram się przypodobać. Po prostu żyję i wyrażam myśli. Nie mam ochoty komuś dogodzić. Istnieją rady artystyczne, gdzie można usłyszeć opinie na temat swojej twуrczości. To opinie ekspertуw, muszę ich słuchać. Ekspertуw słucham, odbiorcуw raczej nie.
— Nad czym pan pracuje w tej chwili? Jakie ma pan twуrcze plany? A być może bagaż już został zgromadzony?
— Nie, jeśli będę tak myślał, nic z tego nie będzie. Mam pomysły. W tej chwili przygotowuję się do wystawy. Są też plany na przyszłość.
— Co mуgłby pan życzyć początkującym rzeźbiarzom? Czy warto wierzyć w twуrczą przyszłość?
— Chińczycy mуwią: obyś żył w epoce przemian. Być może mają rację, ponieważ momenty przełomowe dużo rzeczy zmieniają w relacjach międzyludzkich i w sztuce. Teraz młodzież nie ma łatwo. W czasach radzieckich mieliśmy zlecenia państwowe. Teraz młodzi muszą sobie radzić sami. Życzę im pewności siebie i więcej optymizmu.
— Jakie ma pan twуrcze credo? Czym się pan najczęściej kieruje?
— Profesjonalizmem i szczerością. Profesjonalizmem pod tym względem, że nie trzeba się bać czegoś przerabiać. Szczerością wobec siebie, by nie było mi wstyd. Taką mamy pracę, po 100 latach odkopią i powiedzą: co on takiego zrobił. By nie było wstyd z powodu przyszłości, by miałem czyste sumienie.

Wiktor Michajłow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter