Złotych zasad autor

[b]Największa wartość Białorusi to ludzie. Wśród nich można czasami spotkać naprawdę ciekawe osoby. Takim właśnie jest Iwan Kruk, rektor Instytutu Kultury Białorusi. [/b]Pod jego przewodnictwem zespół instytutu prowadzi nie tylko działalność edukacyjną, ale i naukowo-badawczą, informacyjno-analityczną i organizacyjno-metodyczną w zakresie badań, opracowania i prognozowania rozwoju najważniejszych dziedzin kultury i państwowej polityki kulturalnej. Iwan Kruk jest namiętnym badaczem kultury kraju ojczystego. Bywał w najbardziej odległych zakątkach naszej ziemi, skrupulatnie notując historię życia przodków. Z tej obszernej mozaiki ułożyły się książki, w których hojnie się dzieli zgromadzoną wiedzą z każdym, kto chce poznać tajemnice mądrości ludowej. Poza tym leczy ludzi.
Największa wartość Białorusi to ludzie. Wśrуd nich można czasami spotkać naprawdę ciekawe osoby. Takim właśnie jest Iwan Kruk, rektor Instytutu Kultury Białorusi.

Iwan Kruk, rektor Instytutu Kultury BiałorusiPod jego przewodnictwem zespуł instytutu prowadzi nie tylko działalność edukacyjną, ale i naukowo-badawczą, informacyjno-analityczną i organizacyjno-metodyczną w zakresie badań, opracowania i prognozowania rozwoju najważniejszych dziedzin kultury i państwowej polityki kulturalnej. Iwan Kruk jest namiętnym badaczem kultury kraju ojczystego. Bywał w najbardziej odległych zakątkach naszej ziemi, skrupulatnie notując historię życia przodkуw. Z tej obszernej mozaiki ułożyły się książki, w ktуrych hojnie się dzieli zgromadzoną wiedzą z każdym, kto chce poznać tajemnice mądrości ludowej. Poza tym leczy ludzi.

Ideolog
— Panie rektorze, skąd ta fascynacja tradycjami i obrzędami?
— Mnie się wydaje, że się z tym urodziłem. Jak teraz się mуwi — geny. Pochodzę ze wsi. Dlatego chcę obudzić pamięć człowieka o swoich przodkach, swoim rodowodzie. Rolę “odtwarzacza” pamięci odgrywa praktyka obrzędowa. Weźmy na przykład Dziady jesienią. Wszyscy zbierają się przy stole. Po co? Wypić kieliszek? Można to zrobić w dowolny inny dzień. Jak natomiast prawidłowo uczcić zmarłych, nie wiemy. Proszę sobie wyobrazić, w tym dniu zadusznym nawet wszystkich przy stole trzeba posadzić w taki sposуb, jak to robili nasi dziadkowie i pradziadkowie. Chłopiec i dziewczyna na przykład powinni usiąść naprzeciwko siebie, by nie naruszać zasady: “nie pędź wprzуd ojca do piekła”, to znaczy nie śpiesz się do zaświatуw. To jest logika życia, gdy jako pierwsze umierają osoby starsze, a nie młode. W obrzędach ukrywa się głęboka filozofia. Moją misją jest przywrуcenie szacunku do swojego rodu. Wszyscy podziwiają książąt Radziwiłłуw. Mamy chleb Radziwiłłowski, odbudowano zespуł pałacowy, gdzie przyjeżdżają turyści z zewsząd. To wspaniale. Ale przecież każdy z nas ma własny rуd, swoje korzenie. Niech nie był tak bogaty, ale liczono się z nim na wsi.

— Proszę się zgodzić, nie każdy chce znać te czasy, do ktуrych nie możemy wrуcić.
— To jest prawda, nie każdy. Ktoś ma inne cele w życiu. Ktoś woli kupić chleb i drogie artykuły żywności w supermarkecie, a ktoś sam lubi upiec chleb według dawnego przepisu prababci. Czyż to nie jest cud, jeśli w rodzinie z pokolenia na pokolenie przekazywany jest jakiś przepis, poza tym przyprawiony własną historią. Przykładowo w pewnej miejscowości Białorusi dawniej, gdy zagniatano ciasto przed Wielkanocą, by pуźniej upiec, pogłaskiwano je. Po co? Okazuje się, żeby mąż nie bił żony. Co ciekawe, pуki gotowano, życie w domu zamierało: było cicho, nikt nie mуgł trzasnąć drzwiami: jeśli ciasto opadnie — rok będzie nieudany. I potem tak było. Widzi pani, jakie ścisłe powiązania.

— Ale być może nie warto grzęznąć w przeszłości, trzeba żyć zgodnie z czasem?
— Czyż jestem przeciwko wspуłczesnemu rytmowi? Wcale nie. Chodzi o to, z czym dostosowujemy się do tego rytmu. Można oczywiście wszystko odrzucić, przyswajając nowe wartości. Czy będziemy wуwczas ciekawi dla świata? Gdzie, powie świat, są rdzennie białoruskie tradycje, wasze serce i dusza? Dlatego kultura białoruska powinna być otwarta na cały świat. I świat ją podziwia. Gdy nasze zespoły ludowe za granicą występują, dosłownie budzą zachwyt swoją niepowtarzalnością, archaicznością. Z całym szacunkiem do innych kultur, jestem przekonany, że nie zatańczymy lambady tak, jak się ją tańczy w Brazylii. Mamy inną mentalność, inną ekspresję. Jesteśmy organiczną częścią przyrody, dlatego mamy powolne korowody. Płynne ruchy, spokojne.
Pożyczyliśmy od Europy Halloween, Walentynki, młodzież chętnie się bawi w tych dniach. Co daliśmy Europie w zamian?

— Na wszystko swуj czas.
— Absurd, ale fakt: białoruski len obrabiany jest we Francji. Podobno my też potrafimy go obrabiać. Jakkolwiek dobre są nasze wyroby, jednak ich jakość ustępuje tym krajom, ktуre mają większe doświadczenie w tym zakresie. Powtуrzę, powinniśmy być niepowtarzalni dla świata w czymś, gdzie jesteśmy rzeczywiście szczegуlni. A są to nasze tradycje, obrzędy.

Kulturoznawca
— Wychodzi na to, że naszej mentalności nie trzeba zmieniać i posądzać Białorusinуw o powolność?
— Nikogo nie trzeba posądzać. Białoruska mentalność jest od Boga, od ziemi, gdzie się urodziliśmy i żyjemy. Jeśli chodzi o powolność, na myśl przychodzi przysłowie: pośpiech ludziom na śmiech.

— Czym się wyrуżnia pana zdaniem białoruska mentalność?
— Przychodzi na przykład do domu gość z sąsiedniej wsi. Siada przy stole, na honorowym miejscu. Nie dziadek, najstarszy w rodzinie, proszę zwrуcić uwagę, a gość. To dobra tradycja, ale nie można też zapominać o sobie, bo będzie jak w białoruskiej baśni o lisie i zającu. Zrobił sobie zając wуz i pojechał. Lis poprosił łapkę położyć, podwieźć. “No coś ty! Przecież będzie ciężko!” — oburza się zając. Lis prosi: “Tylko jedną!”. Potem drugą położył, a następnie skoczył do wozu. Zająca precz. A sam jedzie jak generał.

— Chce pan powiedzieć, że taka tolerancyjność może zaszkodzić?
— We wszystkim powinno być poczucie miary.

— A co z tradycjami kościelnymi?
— Lud dostosowuje je do siebie. Jak było: babcia szła do świątyni na Boże Narodzenie, chociaż nie wiedziała, kim jest Jezus Chrystus. Pуźniej wracała do domu i obchodziła święto tak, jak jej rodzice, według tradycji ludowych. Tak było w każdej sprawie.

— Prawdopodobnie nie raz zetknął się pan z tym, że w domu obok prawosławnego obrazu świętego może wisieć jakiś orientalny atrybut. Jak traktować takie rzeczy?
— Każdy na coś liczy. Nie tylko widziałem orientalne atrybuty obok obrazуw świętych, ale nawet zapytałem gospodarzy, po co im takie mieszanie “gatunkуw”. W odpowiedzi usłyszałem, że w ten sposуb przywołują pomyślność do swojego domu.

— Na pewno Białorusini rуwnież umieli przywoływać do domu pomyślność. Zdaje się o tym jest pańska książka “Złote zasady kultury ludowej”?
— Białoruskich sposobуw na przywołanie pomyślności jest całe mnуstwo. Mało kto o tym pisze i opowiada. Siedem lat temu byłem w księgarni i zobaczyłem mnуstwo książek o feng shui, jodze. Postanowiłem napisać książkę “Złote zasady kultury ludowej”. Szczegуłowo opowiedziałem w niej o każdym dniu w roku: co robić, czego nie robić. W ciągu trzech lat wydanie książki wznawiano ośmiokrotnie, liczba nakładu — 25 tysięcy egzemplarzy, z czego bardzo się cieszę.

Literat
— Nadal cieszy się popytem?
— Jak najbardziej. A wszystko dlatego, że mуwi się o nej, że Białorusin nie jest gorszy od Japończyka, Hindusa. Jest wtopiony w przyrodę, w stosunki społeczne, ma swoją dawną kulturę. Ja na przykład jestem dumny z tego, że wśrуd wspуłczesnych młodych ludzi, zawierających ślub, wielu chce urządzić wesele w stylu ludowym. Młodzież chce więcej wiedzieć, szuka podpowiedzi w książkach, ktуrych na razie jest mało.

— Ma pan rуwnież inne książki, ktуre się sprzedaje?
— Niestety nie wszystkie można kupić. Przykładowo książkę “Symbole białoruskiej kultury ludowej” nie znajdzie pani w księgarniach, wszystkie egemplarze sprzedano. W ciągu trzech lat trzykrotnie wznawiano wydanie. Dla Białorusi to była sensacja, pierwsza książka o takiej tematyce. Poza tym wydałem cztery tomy, poświęcone białoruskiemu kalendarzowi ludowemu. Po raz czwarty wydano książkę “Koło czasu: tradycje i wspуłczesność”. Jest monografia “Baśnie wschodniosłowiańskie o zwierzętach, obrazy, kompozycje”. Z przyjemnością pracowałem nad książką “Białoruskie wesele w przestrzeni kultury tradycyjnej”.

Znachor
— Dlaczego zainteresował się pan medycyną ludową?
— W 1992 roku w moim życiu doszło do wielkiej tragedii. Po nieudanym treningu uszkodziłem kręgosłup. Przez pуł roku nie chodziłem, ale z operacji zrezygnowałem. Pewnego dnia koledzy przywieźli mnie na wieś do wiejskiej kobiety. W ciągu 40 minut zrobiła to, co profesorzy nie potrafili przez pуł roku. Potem ta babcia podzieliła się ze mną tajemnicami leczenia ludowego.

— Ufa pan znachorom?
— Nie powiem, że można ufać wszystkim. Ale są wśrуd nich prawdziwi znawcy medycyny ludowej. Osobiście zwiedziłem całą Białoruś i poznałem się z setkami znachorek. Teraz wiem, kto jest kto.

— Jak osobie nieobeznanej można zrozumieć, komu warto ufać, a komu nie?
— W takich sytuacjach pomaga intuicja. Jeśli ktoś mnie zapyta, powiem, co robić.

— Z czym się wiąże takie rosnące zainteresowanie nietradycyjną medycyną?
— Sądzę, że ludzie mają dość podziału według zasady: dentysta, oftalmolog, hepatolog. Odpowiadam za wasze oczy, a to, że boli was pięta, nie obchodzi mnie. Co mуwimy, gdy źle się czujemy: rozpadłem się. Dusza, ciało i duch nie są w zgodzie. Trzeba starać się powrуcić do harmonijnego stanu.

— Pozbierać się do kupy.
— W rzeczy samej. Po to właśnie istnieją znachorzy. Dlatego dla mnie pytania, co leczyć, nie istnieje. Nie ważne, co człowieka boli, oko czy głowa. Ważna jest przyczyna, dlaczego nagle wszystko się zachwiało, oraz aura człowieka. Badam wszystko kompleksowo.

— Czy stosuje pan wiedzę o białoruskich tradycjach ludowych w praktyce leczniczej?
— Częściej o nich opowiadam.

— Czy jest pan wierzący?
— Niech pani nigdy nie pyta człowieka, czy jest wierzący czy nie. To sprawa osobista. Jak mawiała moja babcia: “Masz czystą wyspę wewnątrz — serce. Nikomu nie pozwalaj stanąć na nim brudnym butem. I sam nie stуj na czyjejś czystej wyspie”.

Alisa Krasowska
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter