Teatr, który pomaga aniołom

[b]Międzynarodowy festiwal sztuki teatralnej “Panorama”, który odbył się w Mińsku po raz czwarty, prawie na miesiąc podarował fanom teatru wrażenie przynależności do niecodziennego życia[/b]Wielki projekt dobiegł końca. Festiwal zamknięto na dwa lata. Z elewacji Narodowego Dramatycznego Teatru Akademickiego imienia Janki Kupały, głównej sceny, gdzie wystawiono ponad 20 spektakli białoruskich i zagranicznych teatrów, usunięto ogromny wieszak, który został symbolem festiwalu. Projekt stylowego symbolu opracował znany malarz Włodzimierz Cesler.
Międzynarodowy festiwal sztuki teatralnej “Panorama”, ktуry odbył się w Mińsku po raz czwarty, prawie na miesiąc podarował fanom teatru wrażenie przynależności do niecodziennego życia

Wielki projekt dobiegł końca. Festiwal zamknięto na dwa lata. Z elewacji Narodowego Dramatycznego Teatru Akademickiego imienia Janki Kupały, głуwnej sceny, gdzie wystawiono ponad 20 spektakli białoruskich i zagranicznych teatrуw, usunięto ogromny wieszak, ktуry został symbolem festiwalu. Projekt stylowego symbolu opracował znany malarz Włodzimierz Cesler.
Dziennikarze akredytowani na “Panoramie” dużo napisali o festiwalu. Zorganizowano dla nich seminaria, warsztaty, konferencje prasowe, były nawet wykłady, dyskutowano na temat spektakli. Wypowiedzieli się także krytycy teatralni. Echa festiwalu ukażą się jeszcze w “grubych” magazynach typu “Mastactwa”. Organizatorzy uzyskali pozytywne opinie krytykуw i dziennikarzy. Myślę, że wszyscy byli zadowoleni: teatr imienia Kupały, Ministerstwo Kultury, Urząd Miasta Stołecznego, “Belgazprombank”, ktуry sponsorował “Panoramę”.
Scena z przedstawienia “Warum, Warum” (reżyser Peter Brook) Najwyższy czas zastanowić się nad tym, w jakim kierunku porusza się wspуłczesny teatr. Jaka jest estetyka białoruskiego teatru w porуwnaniu z teatrami Rosji, Litwy, Łotwy, Estonii, Polski, Szwajcarii, Włoch i Wenezueli? Co je łączy, a co czyni niepodobnymi? O tym, jakie idee rodzą się w umyśle młodych białoruskich dramatopisarzy i reżyserуw, warto porozważać bez pośpiechu. Projekt ON-LINE pod hasłem “Kim jestem?” zrzeszył młodych zdolnych. Zaprezentowali swoje małe improwizacje, przygotowywane w ciągu tygodnia, były prуbą odpowiedzi na zadane przez nich samych pytanie “kim jestem?”.
Na tegorocznym ON-LINE zdaniem krytykуw było mało kreatywności. Mimo że większość młodych reżyserуw pracuje w teatrach Białorusi, wystawia sztuki.
Nie zaryzykuję podjęcia się roli sędziego teatru ON-LINE. Mnie się wydaje, że do wydania opinii na temat poziomu zawodowego młodych reżyserуw i dramatopisarzy, warto obejrzeć ich prace kilka razy. Do tego z rуżnych punktуw widzenia. Nasuwa się pytanie: czy jest potrzebny projekt takiego formatu na międzynarodowym festiwalu? Zresztą ciekawe było pojawienie się czołowych artystуw stołecznych teatrуw w minispektaklach w zupełnie niespodziewanym emploi. Zoja Biełochwościk, zasłużona artystka Białorusi z teatru Kupały, ostro zagrała w sztuce “Dialog Nr 1” (dramatopisarz Aleksander Kazieła, reżyser Katarzyna Awierkowa).
W odrуżnieniu od ON-LINE sound-program “Panoramy” — a był to koncert zespołуw estradowych i jazzowych — docenili wszyscy krytycy. Każdy zespуł w swoim czasie został założony przez artystуw dramatycznych mińskich teatrуw. Teatralny SOUND został źrуdłem adrenaliny i dobrego humoru, wciągając do rytmуw rocku, jazzu, muzyki folkowej. Pieniącego się jak szampan koktajlu porywających rytmуw samby, muzyki żydowskiej, rock and rolla. Wszystko można było zobaczyć na scenie: unoszący się w gуrę festiwalowy “wieszak” Ceslera, dym, ogień i fajerwerki. Widowisko budziło pozytywne emocje. Razem z innymi podziwiałam kreatywność artysty Igora Pietrowa, ktуry był organizatorem i reżyserem tego show. Oprуcz zespołуw muzycznych “Dziecidzieci” i “Piorun orchestra”, ktуrych fanką jestem, zaimponował mi zespуł “Srebrne wesele”. To, co się działo na scenie, było prawdziwie “teatrem pieśni”. Artyści Białoruskiego Państwowego Teatru Lalek w 2005 roku powołali do życia ten “jarmarczny zespуł” kreując się na wesołą uliczną orkiestrę. W ironicznej, a nawet groteskowej manierze, wykonują piosenki w języku rosyjskim, niemieckim i francuskim, wykorzystując elementy teatru lalek i bufonady. Całość uzupełniają rekwizyty: stare walizki, butelki, patelnie i nawet żywy koń, ktуry wraz z jeźdźcem solistką teatru Swietłaną Bień, wywołując niezwykłą reakcję publiczności, przeszedł po scenie. Jego śladem przeszła “w drodze do Paryża” barwna grupa artystуw — po prostu scena z filmu Federica Felliniego. Zespуł, ktуry określa siebie jako freak-kabaret-end nie raz występował na festiwalach w Rosji, Francji, Niemczech, Polsce. Artyści śpiewają i grają scenki, tworząc oryginalny teatralno-muzyczny mixt z rytmуw rosyjskiej muzyki ludowej, francuskiego szansonu, niemieckiego kabaretu, country. Bardzo zabawna jest solistka zespołu. Niewysoka dziewczyna porusza się po scenie i śpiewa z poważną twarzą, a jednak budzi śmiech: tak silny jest wątek komediowy w kreowanych przez nią postaciach. Bień organicznie istnieje w granych teatralizowanych obrazkach, gdybym była reżyserem teatru dramatycznego, na pewno postarałabym się przeciągnąć ją na swoją stronę.
Festiwal zamknięto. Goście wrуcili do domu i do swoich krajуw, zabierając ze sobą dyplomy uczestnikуw. Za każdym razem, gdy dyrektor artystyczny festiwalu Mikołaj Pinigin wręczał je po spektaklu, myślałam: gdyby zorganizowano konkurs, komu przyznałabym grand prix? Po każdym przedstawieniu myślałam, gdzie jest to najlepsze, w ktуrym wszystkie składniki ułożą się w jedną całość. Odpowiedzi nie znalazłam. W każdym spektaklu były plusy i minusy. Zresztą na ocenę sztuki zawsze składa się subiektywizm. W poszukiwaniu odpowiedzi nieprzypadkowo najczęściej zadawałam sobie pytanie: po co mnie osobiście potrzebny jest teatr.
Nigdy wcześniej nie słyszałam, jak brzmi instrument muzyczny hang. Z wyglądu przypomina latający talerz. Wydobywane z niego dźwięki budzą pewne skojarzenia: tak prawdopodobnie brzmi kosmos, w ktуrym jest tajemnica. W spektaklu “Warum, Warum” Brytyjczyka Petera Brooka, mistrza teatru psychologicznego, ktуry wystawił go w jednym z najstarszych i znanych szwajcarskich teatrуw Schauspielhaus, na scenie są tylko dwaj wykonawcy: kompozytor Francesco Agnello grający na nowym instrumencie i aktorka Miriam Goldschmidt. Spektakl trwający zaledwie godzinę otwierał międzynarodową część festiwalu “Panorama”, ktуra startowała po białoruskim programie. W miarę rozwoju monologu bohaterki muzyka jak gdyby wydobywała z zakamarkуw jej podświadomości oszołomienie otaczającym światem, wspomnienia z dzieciństwa i młodości, uwypuklała rozważania o sensie życia, egzystencji — dzieciństwie, młodości, dojrzałości. O teatrze i jego estetyce. W finale sztuki — pytanie o to, dlaczego wszystko jest tak, a nie inaczej? Pozostało bez odpowiedzi.
Przypomniały mi się własne doznania. Gdy żyjesz w oczekiwaniu cudu: jeszcze chwila i ukaże się coś takiego... Od razu stanie się jasne: kim jesteśmy, po co żyjemy, skąd przyszliśmy i dokąd idziemy? Ale nic się nie dzieje. Czyż nie jest to smutne? Smutne bez wątpienia. Smutek ten jednak ma jasne zabarwienie. Ponieważ jest w każdym człowieku coś, co rodzi wiarę: cud wcześniej czy pуźniej się zdarzy. Moja wiara to znika, to pojawia się znуw, podlegając trуjjedynym zasadom egzystencji ujmowanym w refleksjach Petera Brooka o odkryciu, oczekiwaniu i zamknięciu, zasilanym szekspirowską estetyką. Tak też jest w spektaklu: na początku obiecuje cud odkrycia, wprowadza do nowego świata, pogrążamy się w nim i obserwujemy, jak rozwija się w nim i tętni życie ducha ludzkiego. Akcja dobiega końca i... nie ma odpowiedzi na pytania. Teatr wcale nie musi na nie odpowiadać. Jest mi bliska idea nienatrętnie podana w spektaklu Szwajcarуw: teatr istnieje, żebyśmy się nie nudzili. I po to, by pomagać aniołom, by ludzie nie zapominali o moralności.
W finale monologu bohaterka Miriam Goldschmidt patrzy przed siebie. Zobaczyłam uśmiech zakłopotanego dziecka, ktуremu obiecali odpowiedzieć na wszystkie jego “dlaczego” i nie odpowiedzieli. Za tym rozgubieniem odczytuje się nadzieja: być może kiedyś cud się zdarzy.
To był dopiero początek międzynarodowego programu “Panoramy”. Jeden po drugim pokazano nam 10 spektakli, rуżnych pod względem języka teatralnego, niekiedy egzotycznych dla publiczności. Po każdym przedstawieniu artystуw nagradzano hucznymi oklaskami. Czasami wydawało mi się, że wyrozumiałość białoruskiej publiczności nie zawsze jest na miejscu: walory artystyczne poszczegуlnych inscenizacji nie zasługiwały na dobrą opinię. Przedstawieniu Rosyjskiego Dramatycznego Teatru Estonii (Tallinn) “Naga prawda” Erica Emanuela Schmidta brakowało moim zdaniem wewnętrznej sprężyny, ktуra rozkręcając akcję czyni ją atrakcyjną. I wstrząsająca sztuka Kena Keseya “Lot nad kukułczym gniazdem” odtworzona przez aktorуw Baszkirskiego Akademickiego Teatru Dramatycznego, chociaż obudziła wspуłczucie do ludzi nie pasujących do formatu normalności, nie dorуwnuje uczuciom, ktуre ogarnęły mnie po obejrzeniu filmu z Jackiem Nicholsonem w roli głуwnej.
Dni Kultury Sankt Petersburga na “Panoramie” zaprezentowały dwa spektakle — “Notebook Trigorina” Tennessee Williamsa (Teatr Dramatyczny “Komedianci”) i “Gracze” Mikołaja Gogola (Akademicki Teatr Komedii imienia M. Akimowa). Znaną klasykę mińska publiczność przyjęła dość grzecznie.
Widowiskowy spektakl “Burza” Teatru Dramatycznego imienia A. Puszkina z Mognitogorska (reżyser Lew Orenburg) po prostu zaskoczył. Obrazowość zdominowała woda, symbol zmysłowości i namiętności. Wodą oblewano się w łaźni, wodę pito, wodą przywracano przytomność, w wodzie pływano. Elementem scenografii był basen, umieszczony w środku sceny. Spektakl nasycony jest emocjami po brzegi, tymi, o ktуrych zwykło się mуwić jak o sferze podświadomości człowieka. Powiedziałabym, że było ich nawet za dużo w spektaklu, jak i rażącego naturalizmu. Wcale nie chodzi mi o erotykę, najwyraźniej atrakcyjną dla reżysera, i nawet nie o nagie ciała aktorуw, były całkiem ładne. Dziwne było uwięzienie bohaterуw Mikołaja Ostrowskiego w szalejącym żywiole podświadomości, brak jakiegokolwiek rozumienia, czego chcą od życia.
“Szlachta pińska” (reżyser Mikołaj Pinigin)W inscenizacji “Sonia” opartej na motywach noweli Tatiany Tołstoj (Nowy Ryski Teatr) romantyczno głupia bohaterka chociaż nie wie, czego chce, w finale sztuki zmusza wszystkich ludzi myślących i inteligentnych zlitować się nad nią. Spośrуd najmniejszych szczegуłуw w scenicznych starych wnętrzach jako nieodłączna jego część istnieje naiwna i prostoduszna osуbka imieniem Sonia: starannie myje ręce w umywalce, szyje, nakrywa do stołu, pisze listy miłosne, smaruje kremem tort, naciera solą i przyprawą prawdziwego kurczaka i wstawia go do piekarnika, zapala ogień. Prawdopodobieństwo reżyser Alvis Hermansis i aktor Gundars Abolins osiągają takie, że słowo daję wydaje się za chwilę nie tylko poczujemy aromat, ale i sprуbujemy kawałka mięsa. Przyznam się, że mnie, osobie obeznanej w sztuce teatralnej, wcześniej nie zdarzało się prуbować podobnej estetyki, gdy przestrzeń sceniczna jest dosłownie wypełniona meblami do salonu, sypialni, kuchni i rуżnymi drobiazgami przechowywanymi w szafach i szafkach. Jak nie zdarzało się widzieć, by ten byt był tak bardzo przesiąknięty energią mieszkającego w nim człowieka, że wnętrza zaczynają żyć osobno. Postrzegane są jako jeszcze jedna osoba występująca w sztuce. Po reakcji publiczności widać było, że mińszczanie po raz pierwszy, a dlatego początkowo z pewnym dystansem, a potem coraz z większym natchnieniem delektują się daniem teatralnym Łotyszy. Najwyraźniej spodobała im się sztuka o ogromnej ofierze (na pierwszy rzut oka o tak niewspуłczesnej ofierze w imię miłości) śmiesznego małego człowieka ratującego w okresie oblężenia Leningradu kogoś, kto okazał się bydlakiem tak po prostu, z nudуw.
Na brawa publiczności zasłużył Wileński Teatr Miejski, ktуry wystawił jedną z wczesnych inscenizacji Oskarasa KorЁunovasa — “Sen nocy letniej” Williama Shakespeare’a. Reżyser zachował nastrуj sztuki i żartobliwą tonację. Pamiętając tekst klasyki, nie mogłam nie zauważyć, że ironia wielkiego dramatopisarza ze sztuki nie zniknęła. “Sen nocy letniej” opowiada nam o zmienności ludzkich uczuć, młodzi ludzie pozostając więźniami podświadomości tak często nie potrafią zrozumieć, kto kogo kocha. Głуwny wątek komiczny przejawia się właśnie w “leśnych” przygodach dwуch młodych par, pokonawszy swoje lęki, zmęczeni w końcu błądzeniem w gąszczach własnych dusz, odnajdują się nawzajem. Czy na długo? KorЁunovas miesza koktajl z poezji i farsy, błazeńskiej bufonady i fantastyki. Zaprogramował swoich plastycznych aktorуw na ruch w zawrotnym tempie, do tego wykorzystuje się wielofunkcjonalne deski symbolizujące samotność ludzką i służące zarazem celom praktycznym. Osobom ktуre nie czytały sztuki, nie łatwo połapać się nawet w nazwiskach bohaterуw, śledzić akcję, intrygę. Zresztą nawet taki teatr, w ktуrym jest dużo plastyki i tak zwanej gry w grę, obliczonej na intelekt, przypadł do gustu młodzieży.
Od czasu do czasu każdy z nas powtarza utarte wyrażenie: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. To cecha właściwa naturze ludzkiej — podziwiać dalekie kraje i importowane stamtąd produkty. Chodzi mi w pierwszej kolejności o te wysokiej jakości (do nich zaliczam sztuki wystawione w międzynarodowej części festiwalu). Wyrażenie przyszło mi na myśl po obejrzeniu spektaklu “Arlekin, sługa dwуch panуw” Carla Goldoniego. Możemy być jedynie wdzięczni organizatorom festiwalu, ktуrzy z pomocą linii lotniczych “Belavia” umożliwili wystawienie błyskotliwej sztuki Giorgio Strehlera, reżysera światowej sławy, dzięki ktуremu włoski teatr Piccolo di Milano stał się znany na całym świecie. Teraz gościł u nas, aż trudno uwierzyć, że Ferruccio Soleri, “dorobek ludzkości”, jak nazwano go w Japonii, odtwуrca roli Arlekina, przechadzał się za kulisami teatru Kupały, witał się z jego aktorami. I siedział opierając się łokciami o stolik w charakteryzatorni artysty narodowego ZSRR Genadiusza Owsiannikowa. Nie mogłam się powstrzymać od utopijnych myśli: ach, gdyby białoruski teatr o bogatych tradycjach jeszcze kilkadziesiąt lat temu miał możliwości finansowe, by występować w Japonii i innych krajach. Nie wątpię, że aktorzy zdobyliby uznanie i sławę. Wystarczy na chwilę wyobrazić sobie wesołą, porywającą “Paulinkę”, pozostającą w repertuarze przez 65 lat, na scenie teatru w Mediolanie. Myślę, że “Paulinka” spodobałaby się pełnym temperamentu Włochom. Po premierze spektaklu “Sługa dwуch panуw” w reżyserii Alexandra Nordshtrema, białoruski poeta Leonid Drańko-Majsiuk w jednym z wywiadуw pożartował: białoruska Paulinka i Truffaldino mogliby utworzyć udane europejskie małżeństwo, tak podobne są światopoglądy tych bohaterуw należących do rуżnych kultur.
W białoruskiej części programu festiwalu wystawiono doskonale dobrane sztuki. Uświadamiając sobie przynależność do światowego procesu teatralnego, z przyjemnością myślę o tym, że mamy z czego być dumni. A są to “Szlachta pińska” Wincentego Dunina-Marcinkiewicza, wspуlny rosyjsko-białoruski projekt sound-drama “Wesele” Antona Czechowa wystawiona przez teatr Janki Kupały (pisałam o tym na łamach czasopisma w Nr 6 z 2008 roku i Nr 3 z 2009 roku). A także “Bieg” Michaiła Bułgakowa (Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny imienia Maksyma Gorkiego), “Motyl” (Teatr Młodego Widza). Zresztą pozostałe spektakle mińskich teatrуw rуwnież zajęły na “Panoramie” godne miejsce.
Jakie są wyniki? Powtуrzę to, co wszyscy wiemy: teatr żyje i rozwija się według swoich zasad jako nieodłączny element czasуw, w ktуrych żyjemy. W teatrze, jak w przyrodzie i dowolnym zjawisku społecznym, są swoje przypływy i odpływy. Nie wierzę w śmierć teatru. Pуki ludzie żyją, żyje teatr. Umiera tylko dla tych, ktуrzy przestają postrzegać życie jako zadziwiającą i niepowtarzalną grę. A festiwal? Bez wątpienia wzbogacił nas, poszerzył horyzonty teatralne, aktualizując wyobrażenie o tym, jaki teatr każdy z nas wybiera dla siebie. Na szczęście mieliśmy z czego wybierać.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter