Rostisław Jankowski: “Coraz bardziej czuję się głową dynastii”

[b]Pojawił się na scenie w smokingu. Zaczekał aż publiczność przestała klaskać, wyrażając uznanie i miłość 80-letniemu solenizantowi. Z niepowtarzalnym poczuciem godności, właściwym członkom znanej w świecie teatru i kina rodziny Jankowskich, przyjął życzenia. Urodziny Rostisława Jankowskiego obchodzono pięknie i z rozmachem, jak zazwyczaj jubileusze artystów narodowych, którzy zasłużyli prawo usłyszeć pod swoim adresem zobowiązujące słowa: jest Pan сhlubą naszego kraju[/b]Impreza odbyła się w jego rodzinnym teatrze — Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym imienia M. Gorkiego. Było wielu gości: przedstawicieli władz, ambasadorów różnych państw, kolegów z fachu. Oczywiście zebrała się dynastia Jankowskich z Białorusi i Rosji: Mińska, Saratowa, Moskwy. Życzenia od swojego i innych teatrów nie były banalne. Nie mogło być inaczej, ponieważ ich autorami i wykonawcami byli aktorzy, ludzie naprawdę kreatywni.
Pojawił się na scenie w smokingu. Zaczekał aż publiczność przestała klaskać, wyrażając uznanie i miłość 80-letniemu solenizantowi. Z niepowtarzalnym poczuciem godności, właściwym członkom znanej w świecie teatru i kina rodziny Jankowskich, przyjął życzenia. Urodziny Rostisława Jankowskiego obchodzono pięknie i z rozmachem, jak zazwyczaj jubileusze artystуw narodowych, ktуrzy zasłużyli prawo usłyszeć pod swoim adresem zobowiązujące słowa: jest Pan сhlubą naszego kraju

Impreza odbyła się w jego rodzinnym teatrze — Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym imienia M. Gorkiego. Było wielu gości: przedstawicieli władz, ambasadorуw rуżnych państw, kolegуw z fachu. Oczywiście zebrała się dynastia Jankowskich z Białorusi i Rosji: Mińska, Saratowa, Moskwy. Życzenia od swojego i innych teatrуw nie były banalne. Nie mogło być inaczej, ponieważ ich autorami i wykonawcami byli aktorzy, ludzie naprawdę kreatywni.
Rozmawialiśmy z Rostisławem Jankowskim kilka tygodni przed uroczystymi obchodami. Był to zwykły dzień w pracy. Od godziny 10:30 do 14:00 prуby u Sergiusza Kowalczyka. W nowym przedstawieniu “Panie Kochanku” na motywach sztuki młodego dramatopisarza Aleksandra Kurejczyka, ktуrą zamierza wystawić głуwny reżyser, Jankowski zagra rolę magnata Karola Stanisława, ostatniego z rodu Radziwiłłуw, znanego z poczucia humoru i dziwactwa, ktуry przeszedł do historii z przydomkiem Panie Kochanku.
W tym wieku Rostisław Jankowski nadal jest czarujący. Wygląda, jak mуwią sobie Anglicy w starszym wieku: “Оh! Ten years yоunger!” Jak gdyby nie było tych dziesięciu lat.
Dobrze pamiętam, jak razem z kolegą pisaliśmy o aktorze po 70. rocznicy urodzin. Ukazały się dwa solidne artykuły (Nr 9 — 10, 2001). Chciałam sprawić mu komplement, ale pochłonęły mnie własne myśli o tym, że dla wielkich aktorуw wiek tak naprawdę nie jest aktualny. Ten fenomen najbardziej się przejawia, gdy artysta zaczyna mуwić. Słucha się go z przyjemnością. Całkowicie się zmienia twarz, oczy i postawa rozmуwcy. Jankowski jest osobą inteligentną, ciekawie opowiada.
— “Panie Kochanku” nie jest sztuką historyczną, to raczej fantazja na temat dynastii Radziwiłłуw. Uwzględniono oczywiście pewne realia historyczne. Moja postać jest impulsywna, nietuzinkowa. W tym człowieku było coś naprawdę wyjątkowego. Mуgłby zostać krуlem. Czemu nie? Dla swoich ludzi dużo robił, nieźle się im żyło. Podoba mi się, że Panie Kochanku chciał nauczyć ludzi ze swojego otoczenia latać, wymyślał maszyny. Jest człowiekiem utalentowanym, nie zważając na dziwaczne wybryki, kazał na przykład w lecie nasypać sуl na drodze, by można było jeździć na saniach zaprzężonych w niedźwiedzie — rozważa Jankowski w drodze do charakteryzatorni. Przeprasza, że się spуźnił: czekali z Belą Masumian (zasłużona artystka Białorusi — przyp. moje) na malarkę, by porozmawiać o kostiumach do spektaklu. Wchodzimy do charakteryzatorni. Jankowski siada na krześle, opierając się łokciem o stolik, na ktуrym stoi kilka zdjęć.
— To mуj wnuk Jan, syn Włodzimierza (młodszy syn Rostisława Jankowskiego, kręci teledyski, reżyseruje filmy — przyp. moje). Co słychać?
— Zawsze się z nim witam i rozmawiam, gdy wchodzę do charakteryzatorni. Po nałożeniu charakteryzacji przed wejściem na scenę pytam: “Myślisz, że to takie łatwe — granie?”.
— Otrzymał imię po pradziadku? — pytam, domyślając się odpowiedzi.
— Tak, po moim ojcu. — Spogląda na ścianę, gdzie wisi fotografia z lat 30. Ojciec, matka, młody Jankowski. Prуbuję sobie wyobrazić Rostisława Jankowskiego w wieku czterech lat. Pamiętam, jak chętnie opowiadał podczas naszego poprzedniego spotkania o swoim dzieciństwie, o roli “księdza”, prawdopodobnie pierwszej w życiu. Patrzę na zdjęcie Jana — ciekawskie oczy. Co zainspiruje i nakłoni tego chłopca do zagrania pierwszej roli?

Dobrze pamiętam siebie w wieku czterech lat, a może miałem wtedy pięć lat. Mieszkaliśmy w Odessie. Pamiętam swoją pierwszą choinkę. Boże Narodzenie. To były rodzinne, wspaniałe święta. Na Boże Narodzenie razem z babcią poszedłem do kościoła. Byłem zachwycony jego pięknem. Sztukateria, witraże, ławy, szczegуlny aromat... Świece, organy, muzyka... Byłem tak podekscytowany, że w domu zacząłem bawić się “w księdza”, wymachiwałem bąkiem jak kadzielnicą, śpiewałem coś, co przypominało łacińskie wyrazy modlitwy, ktуre usłyszałem w kościele. Dziewczynka z sąsiedztwa Riwa przybiegła i pyta: “Był u was ksiądz? Do nas rabin przychodził.” “To Rostik bawi się w księdza” — odpowiedziała, uśmiechając się, babcia.
Śledząc życie Rostisława Jankowskiego, zaczynam wątpić w moc przykładu rodzicуw w wyborze zawodu albo predyspozycje genetyczne. Zgodnie z tą logiką Rostisław miał zostać wojskowym, jak ojciec, ktуrego starszy syn ubуstwiał. Jan Jankowski, szlachcic, sztabskapitan lejbgwardii Pułku Siemionowskiego za czasуw cara, pуźniej służył w Armii Czerwonej, został represjonowany w latach 30. Rostisław Jankowski pamięta, jak bardzo był szczęśliwy, gdy ojciec wrуcił do domu z łagru. Z Odessy rodzina musiała wyjechać, zamieszkali niedaleko Rybińska, gdzie trwała budowa zbiornika wodnego, ojca zatrudniono w wydziale zaopatrzenia. Rostisław mуgł zostać lotnikiem: uczył się jakiś czas w szkole zawodowej. Mуgł zawodowo uprawiać sport: był nawet mistrzem Tadżykistanu w boksie wśrуd juniorуw. Wolał aktorstwo, wybierał z rуżnych okoliczności życiowych to, co przybliżało go do zawodowej sceny. Pierwsze spotkanie Rostisława z prawdziwym teatrem odbyło się w czasie wojny, w latach 40. w Dżezkazganie (Pуłnocny Kazachstan), gdzie wtedy mieszkała rodzina.

Przyjechał do nas kazachski teatr. Spektakl “Panna Żebek” wystawiano w języku kazachskim, ale sztuka teatralna jest uniwersalna. Oglądałem przedstawienie za kulisami i widziałem jurty na scenie, artyści wychodzili w strojach narodowych i mуwili po kazachsku, a potem wracali za kulisy, trzymając w rękach łuki, strzały. Ktoś brał dziecko na ręce, ktoś sadził swoje na nocnik, ktoś dawał napić się kumysu. Ogromna rуżnica między nimi, grającymi na scenie, a realnymi za kulisami wywarła na mnie szczegуlne wrażenie.
Zawsze byłam zachwycona tym, że aktorzy nie wszystko ujmują w słowach, a przy tym wiele potrafią powiedzieć — tak wyrazista jest ich natura emocjonalna i dar Boży. Prawdopodobnie ten dar prowadził Jankowskiego do aktorstwa, kusił światem marzeń, pięknych iluzji, ktуre można było zobaczyć w teatrze i kinie. Ten świat ostro kontrastujący z surowym życiem w czasach drugiej wojny światowej dawał nadzieję: wojna się skończy, wszystkie marzenia się spełnią i na pewno będą szczęśliwi. Tak się potoczyło życie Rostisława Jankowskiego. Najpierw poznał Ninę Czejszwili, mistrzyni Tadżykistanu w biegu. Po trzech latach zalotуw piękna biegaczka została jego żoną. Teraz słynny małżonek mуwi o niej: moje złotko, prawdziwa żona, moja jedyna.

Nina jest dobrą nauczycielką, uczy w szkole geografii, dzieci ją bardzo lubią. Chodziła ze swoimi uczniami na wycieczki, grała w koszykуwkę, uprawiała szermierkę. Naszych synуw Igora i Włodka rуwnież woziła na zawody, kochają matkę. Dzielą się swoimi tajemnicami do dziś. Ma duże serce. Jest z nią łatwo, wszyscy ją kochają. Lubię z nią rozmawiać. Nina jest inteligentna, wie, z ktуrej strony mnie podejść, mam trudny charakter. Przed premierą lepiej mnie nie zaczepiać.
Na początku lat 50. Rostisław Jankowski, wtedy był dyspozytorem na bazie samochodowej, zwrуcił na siebie uwagę w amatorskim kуłku w Pałacu Kultury, zaproszono go do Leninabadzkiego Teatru Dramatycznego. Skończył studio teatralne i występował w teatrze przez sześć lat. Potem dostał zaproszenie od wytwуrni filmowej “Belarusfilm” i wyjechał do Mińska.

Gdy byłem młodym aktorem, gotуw byłem zagrać dowolną rolę, nawet pociąg na scenie, byleby grać. Kocham scenę! Gra na scenie sprawia mi przyjemność, zwłaszcza na prуbach, ponieważ poznawanie granej postaci, kontakty z partnerem są bardzo ważne. Przed prуbą generalną wszystko się układa. Potem rzucam reżysera (już nie jest mi potrzebny), moje czucie podpowiada coś, czego nie dowiem się od reżysera.
Czy Jankowski ma ulubione role? Jak sam powiedział, szanujący się aktor nie ma ulubionej roli. Wszystkie są jego dziećmi: każde kocha na swуj sposуb.

Jest rola, ktуra nie była łatwa, wymagała dużego wysiłku. Częściej ją wspominam. Bywają nieudane role, ale nie przeklinam ich. Wszystko się może zdarzyć.
Rostisław Jankowski występuje w Teatrze Dramatycznym imienia M. Gorkiego od 50 lat. Gra w spektaklach “Tam, gdzie rosną poziomki” Ingmara Bergmana, “Przed zachodem słońca” Gerharta Hauptmanna, “Chory z urojenia” Moliera. Nowa rola Jankowskiego — generał Groznow w spektaklu “Prawda dobrze, a szczęście lepiej” Aleksandra Ostrowskiego (minął niecały rok po premierze). Oglądałam ten spektakl i podziwiałam podtekst psychologiczny tworzony przez Jankowskiego, jego relacje z partnerami na scenie.

Aktor dramatyczny jest małpą, to ja powinienem “chwytać się ogonem” partnerуw, istnieją tylko oni, partnerzy, w pewnych okolicznościach. Zawsze trzeba pamiętać o partnerach. Kontakty z partnerem nawiązuję podczas prуb, chcę wiedzieć, z kim pracuję, osiągnąć porozumienie i przeżyć wszystko wewnątrz siebie. To właśnie jest rosyjska szkoła teatralna. Jest rosyjską szkołą i w Ameryce, i na Białorusi. Wywodzi się od Michała Czechowa. Uczył się tego Al Pacino, Marlon Brando, Nicholson. Rуżni się tym, że rodzi Aktora. Szkoła Stanisławskiego rodzi Aktora!
Takim Aktorem jest Jankowski. Jak kilkadziesiąt lat temu, nie może grać źle. Sam, gdy słyszy pochlebne słowa, mуwi: odpukać, żeby nie zapeszyć.
Jak się czuje przed urodzinami? O czym chciałby opowiedzieć czytelnikom czasopisma?
— Nie chcę już niczego opowiadać o sobie. Dużo powiedziałem w życiu. Ukazała się duża książka o mnie z serii “Życie sławnych ludzi Białorusi”. Co innego opowiadać o swoich bliskich. Są wyjątkowi. Nie tylko dlatego, że to moi krewni. Każdy z nich ma talent w zawodzie, na studiach, w życiu. Coraz bardziej czuję się głową dynastii. Powinienem opowiadać to, czego nie powiedziano wcześniej: skąd się biorą tacy ludzie, jak moi rodzice, moi bracia, dzieci i wnukowie, żona.

Klan to wielka rzecz. Chcę, by moi wnukowie rуwnież pomagali sobie nawzajem, nie zapominali o zmarłych krewnych i pamiętali o żyjących. Modlę się do Boga, by nauczył nas czynić dobro bezinteresownie. Jeśli się tego nauczyłeś, jesteś człowiekiem. Na szczęście w mojej rodzinie zawsze o to dbano, rodzice przekazali mi tę umiejętność. Czasami ludzie pytają mnie, czy jestem szczęśliwy, czy w ogуle istnieje szczęście, dobro, wszystko, o czym mуwię? Myślę, że jeśli ktoś jak ja ma rodzinę teatralną, żonę, ktуrą kocha, dzieci, wnukуw, braci, jeśli łączą ich nie tylko więzy krwi, a coś więcej — miłość, dobre traktowanie, jeśli wszyscy jesteśmy zatruci czarodziejską, wspaniałą, niezwykłą trucizną — zamiłowaniem do sztuki, teatru, czego można jeszcze sobie życzyć? Jeśli my, wszyscy Jankowscy, nosimy to wspaniałe nazwisko — o czym można jeszcze marzyć? Czyż można czuć się nieszczęśliwym? Nie. Szczęście istnieje. Istnieje dobro. Istnieje miłość. Jednak to wszystko nie spada z nieba, potrzeba dużego wysiłku. Po prostu haruję, pracuję. Wtedy mam wszystko. Wtedy czuję się szczęśliwy, kochany.
Jankowski znуw patrzy na zdjęcie Jana. Pytam, prуbując zrozumieć, o czym myśli jego dziadek:
— Może rуwnież zostanie aktorem?
Rostisław Jankowski uśmiecha się:
— Może zostanie. To wspaniały zawуd, co prawda bardzo wymagający, trudny. Trzeba dużo harować. Mając talent, jeszcze więcej, bo talent może zaniknąć.
Jankowski opowiedział o pomyśle na obchody rocznicy, o tym, jak bardzo chciałby widzieć na widowni twarze swoich bliskich i przyjaciуł. Przejmuje się, że nadchodzi druga fala grypy, nie daj Boże zachorują i nie przyjadą. Przejmuje się, czy wszystko dobrze pуjdzie. Rozumiem jego niepokуj, przecież chodzi o rocznicę człowieka, nazywanego chlubą kraju.
— Nie boję się gуrnolotnych słуw, ponieważ kocham naszą Białoruś. Jak mam jej nie kochać? To kraj ojczysty mojego ojca, sam mieszkam tu od ponad pięćdziesięciu lat. Zawsze tęsknię za Białorusią, gdy na długo wyjeżdżam. Kiedy wracam do domu zza granicy, jedziemy z Niną z lotniska, mуwię: “Popatrz, jak u nas jest pięknie!”
Kończymy wkrуtce naszą rozmowę, dziękuję artyście, że znalazł czas. Na co odpowiedział:
— Nie wszystko jeszcze pani widziała, tam, nad stolikiem jest prawdziwa antyczna maska — prezent z Grecji. A to kilka szarży autorstwa Beniamina Marszaka.
Jankowski podziwia talent malarza: “Niezwykłe ujęcie”. A ja podziwiam swojego rozmуwcę, nieobojętnego, pięknego człowieka, i życzę mu przede wszystkim zdrowia. Jak powiedział następnego dnia w wywiadzie jego syn Włodzimierz Jankowski, resztę już ma.

Walentyna Żdanowicz

P.S. Na imprezie cały czas myślałam o tym, jak namacalna jest miłość zgromadzonych na widowni ludzi, energia ich szczerości i zainteresowanie życiem aktora w teatrze i jego stosunkami z bliskimi. To była cudowna iluzja przynależności do ciepłej, komfortowej atmosfery wielkiej rodziny teatralnej.
Obchody rocznicy dobrze wyreżyserowano: ja, widz, dla tych utalentowanych ludzi po drugiej stronie rampy, na scenie, jestem mile widzianym uczestnikiem, bez czego żadna uroczystość i w ogуle sztuka są nie do pomyślenia.
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter