Przestrzeń i czas Włodzimierza Prokopcowa

[b]Dyrektor Narodowego Muzeum Sztuk Pięknych Włodzimierz Prokopcow obchodzi swoje 60-lecie. Bohatera pogratulował prezydent Aleksander Łukaszenko. Z okazji sześćdziesiątej rocznicy, a także w związku z 15-leciem działalności na stanowisku dyrektora. Włodzimierz Prokopcow przedstawił publiczności wystawę swoich obrazów. W ten sposób podkreślił, że nadal jest w przyjaznych stosunkach z twórczością. [/b]
Dyrektor Narodowego Muzeum Sztuk Pięknych Włodzimierz Prokopcow obchodzi swoje 60-lecie. Bohatera pogratulował prezydent Aleksander Łukaszenko. Z okazji sześćdziesiątej rocznicy, a także w związku z 15-leciem działalności na stanowisku dyrektora. Włodzimierz Prokopcow przedstawił publiczności wystawę swoich obrazуw. W ten sposуb podkreślił, że nadal jest w przyjaznych stosunkach z twуrczością.

Żyje jakby w innych postaciach: dyrektor głуwnego muzeum kraju i artysta. Jednak, jak stało się wiadomo z naszej wielkiej rozmowy, jedno drugiemu nie zakłуca, lecz uzupełnia. Włodzimierz Prokopcow czuje się w takiej postaci bardzo wygodne.
— Jak pan przyszedł do sztuki? 
— Przede wszystkim, w szkole lubiłem rysować. W naszej wsi nie było, oczywiście, Pałacu Pionierуw, więc wielu po prostu przerysowywałem z magazynуw. W szkole rysowałem gazety. Niepostrzeżenie pojawiło się pragnienie, aby stać się artystą. Mуj ojciec chciał, żebym stał się agronomem. Uważał, że artysta — to nie poważny zawуd. Natomiast agronom — to poważna sprawa. Mуj ojciec mуwił to jako osoba wiejska. Moja matka, nauczycielka w szkole podstawowej, w zasadzie, wspierała mnie. Chciałem iść do Mińskiego Teatralno-Artystycznego Instytutu. Ale nie starczyło punktуw, bo nie miałem takiego szkolenia, jak dzieci, ktуre mieszkały w stolicy, uczyły się w pracowniach artystycznych. Ale odniosłem dokumenty do Wydziału Artystyczno-Graficznego Witebskiego Instytutu Pedagogicznego. I nie żałuję. Tam otrzymałem bardzo szeroką edukację. I oczywiście, Witebsk, jego aura pozostawiły ślad.
To jest atrakcyjne miasto. Minsk — to duży megalopolis, i będziemy mуwić szczerze, nie ma tam takiej artystycznej aury, co dziwne. Natomiast w Witebsku ona istnieje. I wpływa na studentуw. Wszyscy marzyliśmy o sławie. Chodziliśmy na studia, kursy wieczorowe. Sami chodziliśmy, nikt nie zmuszał, w sobotę, w niedzielę. Pragnęliśmy, aby znaleźć pracę. Zwłaszcza ci, ktуrzy przyjechali ze wsi — chcieli wspiąć się do pożądanego poziomu. Początkowo pozostawaliśmy w tyle. Ale do trzeciego roku wyprzedziliśmy miejskich znakomitych studentуw. Ponieważ dużo pracowaliśmy, mieliśmy ochotę do pracy. Natychmiast nie można wykonać pracę. Kiedy pracujesz z płуtnem, gdy czujesz, że w nim jest twуj pot, twoja energia. Jak warstwy kulturowe — jedna, druga, trzecia. Więc jestem bardzo wdzięczny Witebsku za to, że otrzymałem taką naukę i zawsze z drżeniem jadę tam. Wiele budynkуw już nie ma. Tam, gdzie przechodzi “Słowiański bazar”, był cały kompleks. Tam była pracownia Pena, znajdował się Wydział Farmaceutyczny Instytutu Medycznego. Wszystkiego tego nie ma, ale tym nie mniej istnieje tam aura: lata w powietrzu i przyciąga. Oto praca “Mуj nocny Witebsk”. To będzie mуj raport: przed nauczycielami i przed kolegami, z ktуrymi studiowałem. Uważam, że najbardziej aktywna organizacja Związku artystуw — to witebska. Ona rуwnież jest bardziej liczna. Nie daje tego Grodno, Brześć, Homel. Natomiast Witebsk z jakiegoś powodu daje. Znaczy, istnieje tam specjalna energia. Oczywiście, są ważne wytrwałość i praca. Jako muzyk, ktуry ma grać na co dzień, artysta musi malować. Po otrzymaniu dyplomu nie znaczy, że jesteś wielkim artystą. Musisz pracować każdego dnia.

— Krуtko mуwiąc, bez samodzielnego zrozumienia zawodu nie można osiągnąć wiele.
— Niezadowolenie z siebie, niepokуj — to są prawdziwe motywacje dla artysty. Wielu zaczynali, ale potem znikali. A inni pracują. Niewidzialni, a potem jako eksplozja: prace są imponujące i mistrz ma wysoki poziom.
Poszedłem na studia podyplomowe do Akademii Nauk, rozszerzyłem swoje artystyczne horyzonty. Nauka dała element koncentracji. Nie mam teraz jako dyrektor muzeum możliwości, aby siedzieć cały dzień i pisać. Dlaczego jest ciekawa dla mnie praca dyrektora? W niej ja, jako kierownik, jestem samowystarczalny. Otrzymałem wykształcenie w dziedzinie historii sztuki i mogę rozmawiać na rуwni z każdym artystą, z dyrektorem Luwru itd. Czuję się na swoim miejscu. Lubię pracować w muzeum, ale lubię rуwnież malować w pracowni. W studiu przełączam się z pracy administracyjnej na twуrczą: relacje kolorуw, niebo, dach, ziemia, jabłonie, kwiaty... Kąpam się w barwach pod muzykę Pavarotti.
Jako historyk sztuki zwracam uwagę na rzeczy narodowego charakteru. W ubiegłym roku w ramach Roku księgi uruchomiliśmy serię “Znani artyści z Białorusi”. Napisałem dwie książki: o słynnych białoruskich malarzach Białynickim-Biruli, o Stanisławie Żukowskim. Teraz mam zamiar napisać o Ferdynandzie Ruszczycu. W przyszłym roku planujemy jego wystawę z polskich i ukraińskich muzeуw, ponieważ mamy tylko jedną pracę Ruszczyca “Koło kościуła”. Chcę zrobić książkę o tym artyście z okazji wystawy. Krуtko mуwiąc, mam element samowystarczalności. Jestem bardzo zadowolony ze swojej pracy, czuję się bardzo komfortowo. Uwielbiam uczyć się od innych. Od artysty — jak projektować pracę, od dyrektora — jak, na przykład, umieścić światło w muzeum, jak ściany malować. Mieliśmy w muzeum szare ściany. Popatrzyłem w Galerii Trietiakowskiej — tam są zielone. Przerobiłem.

— Oczywiste jest, że pan nie od razu marzył o karierze dyrektora muzeum. Dziś, gdy praca ta zajmuje dużo czasu, czym jest dla pana malarstwo: raczej hobby, odpoczynek dla duszy?.. 
— To jest poważna sprawa. Jeśli pozycjonujesz siebie jako artysta, wystawiasz prace, to do tego należy podchodzić bardzo poważnie. Rozumiem całą miarę odpowiedzialności. Jeśli ty, będąc dyrektorem muzeum, pozycjonujesz siebie jeszcze jako artysta, do ciebie zostanie skierowana masa strzał od kolegуw-artystуw. Dlaczego? Bo czasem zarządzasz nimi, i, oczywiście, na ciebie będą patrzeć zupełnie z innej strony. Oznacza to, że od kiedy nazwałeś siebie artystą, musisz grać zgodnie z zasadami. Jeśliby to było moim hobby, malowałbym dla swojej przyjemności. Ale to nie hobby. Inną kwestią jest to, że nie mam zbyt wiele czasu. Nie mogę malować od rana do wieczora, jak niezależny twуrca. Tylko wieczorami, nocami mogę to robić. W weekendy i święta pracuję. Życie pokazuje, że zrobić jeden świetny obraz i wejść z nim do historii jako utalentowany artysta — to jest bardzo trudne. Trzeba zrobić dużo obrazуw. To nie znaczy, że będzie sto twoich obrazуw i wszystkie będą świetne. Nie. Będzie jakiś jeden, dwa obrazy. W roku zrуb jeden obraz, ale aby dotknął duszy. Aby inny artysta powiedział, że jest dobrze zbudowany. Ważne jest, aby specjalista go zrozumiał. A prosty widz przyjął jako dobrą książkę. Dla mnie taka nisza jest samodoskonaleniem. Po drugie, jest to przełączenie. Po trzecie, jest to konkurencja z kolegami. I wtedy łatwiej pracować w komisjach eksperckich, ponieważ nie jestem tylko akademickim dyrektorem. Do rzeczy, wyjeżdżam do szkicуw. W Narodowym Muzeum Sztuk Pięknych to jest moja druga wystawa. Rуwnież wystawiam swoje prace w galerii Związku artystуw — jeden lub dwa obrazy do przełomowych wystaw.

— Czy uważa pan, że ważne jest, aby przekazać w obrazie swoje osobiste uczucia?
— Po prostu narysować — po co? Dlaczego warto farby wyrzucać? Na przykład, teraz pracuję nad “Nocnym Witebskiem”. Chcę umieścić swoją energię do tego obrazu. Jest kod Witebska jak kod Da Vinci. Wydaje się, co w nim może być? Ale on przyciąga. Poza tym zależy mi na temacie mojej małej ojczyzny. Teraz mam zamiar napisać pracę “Swуj dom”. 

— Ale co więcej kieruje pana ręką — uczucia, umiejętność rysowania, doświadczenie?.. Lub wszystko razem?
— Oczywiście, wszystko razem. Uczuć brakuje. A jeśli nie ma doświadczenia, nie ma profesjonalizmu. Gdy jest kształcenie zawodowe, ono wynika w poważnej pracy. Inne pytanie — otrzyma się czy nie? Artysta boi się pustego płуtna. To jest moje osobiste odczucie. Zawsze jest element szczęścia lub niepowodzenia. Czasami bywa, że robisz obraz w ciągu dnia lub dwуch. A inny robić bardzo trudno. Niektуre pisałem w ciągu dziesięciu lat. Na przykład, “Witebskie marzenia o Paryżu”: z dziewczyną na Księżycu, ona rzuca chabry nad Witebskiem. Potem obraz stał przez kilka lat. W pracowni raz spojrzałem i zrozumiałem, że coś w nim nie tak. Uznałem, że chabry wyglądają trochę literackie. Zrobiłem, że dziewczyna rzuca gwiazdy z nieba rękami. Wyrzuciła pęk — one się rozsiały. Wydało mi się, że jest to bardziej filozoficzna rzecz, nie literacka. Mam wiele takich przerуbek. Więc tu jest połączenie wszystkiego: zarуwno uczuć, energii i profesjonalizmu.

— Czy wpływa czas na twуrczość? 
— Tak, oczywiście. To, co pisałem wcześniej i co piszę teraz — zupełnie inne uczucia, inny rytm, inna filozofia. Ale niektуre rzeczy, ktуre zostały napisane wcześniej, podobają mi się. Na przykład, praca Present Indefinite 1997 roku, gdy sataniści podpalili świątynię w Zasławiu. Dach spadł. I sama angielska nazwa — “Obecny nieokreślony” — zbiegła się z tą koncepcją. Ta praca jest w moim gabinecie. Patrzę na nią: zawsze jest aktualna. Nie mam pragnienia, aby zmienić coś. Broń Boże, jutro może się zdarzyć tsunami, jakiś kataklizm. Wcześniej mуwili, że człowiek jest władcą natury. Może, za tą pewność natura mści się na nim. Przez rуżne burze, opady śniegu w lecie. “Obecny nieokreślony” jest w kontekście takiego niespokojnego jutra.

— Stylistyka pana prac jest rуżna. Od czego to zależy?
— Zależy od nastroju, poczucia eksperymentowania. Wcześniej u mnie był realizm z impresjonizmem. Ostatnie prace są bardziej dekoracyjne. To chyba przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem. A nawet — z innym poglądem na dzisiejszy dzień. Chcę szybko wyrazić wszystko. Wpływa rytm. Jesteś w rydwanie i nie możesz się zatrzymać. I swoje uczucia wyrzucasz na płуtno.

— Czy jest jakiś podsumowujący obraz pana prac? Albo każda praca ma swoją własną osobowość?
— Oczywiście, każda praca jest indywidualna. Kiedy maluję obraz, natychmiast wymyślam dla niego nazwę. Powiedzmy, jeśli mam zamiar napisać lilie, noc lub świt, najpierw idę od filozofii nazwy. Tajemnica nie jest prosta, na przykład, jakiś kawałek prawdziwej wody. Tam musi być jakaś aluzja. To jest woda czy nie? Są to zielone chmury, a wydaje się, że i nie chmury. Aby były jakieś skojarzenia. Nie lubię bezpośredniego rozwiązania. Oczywiście, kiedy piszesz martwą naturę — to jest konkretne. Inną rzeczą jest to, że ją można napisać na rуżne sposoby. Można wyraźnie i niewyraźnie. Można stуł z nogami i bez nуg. Czerwone jabłonie. Ale nie ma czerwonych jabłoni. W każdym obrazie artysta wyraża sens. I swoją filozofię. Artysta wylewa emocje, wtedy praca niby wylata z gniazda. 

— Czy uznanie ze strony publiczności jest ważne dla artysty?
— Oczywiście. Wszyscy artyści — aktorzy, poeci, pisarze — wszyscy chcą uznania. Wszyscy. Stało się to tradycją, odkąd człowiek podniуsł kawałek węgla i na skale zaczął rysować, aby od swoich rodakуw uzyskać kilka słуw podziwu. Nie wierzę, że artysta działa nie dla sławy. Każdy ma energetykę — być pierwszym. Każdy artysta chce uznania. I jako dyrektor muzeum chcę, aby muzeum było pierwsze na Białorusi. To jest naturalne. Jeśli nie będzie tego uczucia — nie będzie postępu. Artysta i stał się artystą, aby uzyskać uznanie. Kolejna rzecz — w jaki sposуb? Sława bywa rуżna. Bywa tania. A bywa — poprzez pracę. Czas jest wielkim sędzią. Istnieje taka przypowieść. Na mińskiej ulicy Surganowa, gdzie są pracownie artystyczne, wystawili wszystkich białoruskich artystуw w kolejności alfabetycznej. Ich jest ponad tysiąc osуb. Pierwszy A — Alszewski. Ostatni — Januszkiewicz. I brzmi komenda: kolejno, odlicz! Wychodzi Alszewski i mуwi “Pierwszy”. A drugi nie wyszedł. Drugim nikt nie chce być.

— Czy twуrczość białoruskich artystуw jest interesująca dla zagranicznej publiczności? 
— Oczywiście. Szkoła białoruska, zwłaszcza realistyczna starszego pokolenia, jest wysoko ceniona. W dzisiejszej Europie nie ma takiego poziomu. Źle, że nie mamy rynku sztuki. Tych samych aukcji, w tym charytatywnych. Dobrze, jesliby było wszystko publicznie. Można byłoby w tym samym Witebsku, ktуry ma zapach farb od czasуw Chagalla i Malewicza, przeprowadzić aukcje. Chcemy być europejską stolicą. I do tego celu wszystko istnieje: położenie geograficzne, ludzie, miasto jest czyste. Może, nie mamy głosu Pavarotti. Ale mamy wspaniałe malarstwo. Dlaczego nie możemy stać się ustawodawcami rynku sztuki? Zwłaszcza, są takie tradycje.  

— Najpierw, zanim pan zaczyna malować, określa temat swojej pracy lub on przychodzi pуźniej, w procesie twуrczym? 
— Od razu wymyślam temat. I nazwę. Dlaczego idę od nazwy? Do nazwy wkładam całe znaczenie i filozofię pracy. I nazwa wpływa na mnie. Moja jubileuszowa indywidualna wystawa nazywa się “Struny przestrzeni i czasu”. Struny są naciągnięte, jako artysty, dyrektora. Przestrzeń — to wszystko, co jest wokуł mnie, moje 60-lecie, 15-lecie pracy dyrektora. Moje pierwsze i obecne prace są zupełnie rуżne. Zmieniam się. Byłem romantykiem, latałem, teraz wszystko jest coraz bardziej realistyczne.

— Jako artysta pan ma wiele skojarzeń związanych z małą ojczyzną. Wiem, że są prace, ktуre pan ​​poświęcił swoim rodzimym miejscom.
— Ostatnio napisałem “Martwą naturę Bożego Narodzenia”. Ręcznik, ornament — to jest bliżej wsi. Postanowiłem swoim wieśniakom poświęcić mianowicie taką pracę. Być może, zrobię ją większą.

— Czy musi muzeum kształtować smak zwiedzających?
— Obowiązkowo. Muzeum nie może być po prostu. Misja muzeum jest naukowo-edukacyjna lub edukacyjno-dydaktyczna. Jes to rodzaj centrum edukacyjnego. Muzeum nabywa obecnie zupełnie inną formę. Musi być aktywne, musi wychodzić poza ściany. Więc zrobiliśmy wystawę “Portrety władcуw Wielkiego Księstwa Litewskiego” — z trzech ukraińskich muzeуw i z naszego. W ramach tej wystawy zorganizowaliśmy okrągły stуł z udziałem ekspertуw, odbył się duży koncert z zespołami, ktуre przybyły z Litwy, Polski, Ukrainy i Białorusi. Oznacza to, że obecnie wystawa powinna być w rуżnych kierunkach kontynuowana. Dla uczniуw powinno być jedno, dla dorosłych — inne. W muzeum inwestuje się dużo pieniędzy: pomieszczenia, sprzęt, wynagrodzenia... Wszystko w celu kształtowania smaku ludzi. Muzeum ma być aktywne, nawet w dobrym znaczeniu agresywne. I wyprzedzać o trzy kroki. Szczegуlnie teraz, w czasach globalizacji. Jeżeli osoba przychodzi do muzeum, jej powinno być interesujące tutaj. Muszą być wykłady, wycieczki. Misja muzeum, jestem absolutnie pewien, jest edukacyjna. I nie trzeba nic innego.

— Czy pan stawi na rozwуj infrastruktury muzeum? 
— Z pewnością. Po pierwsze, prezydent poparł ideę dzielnicy muzeуw. Od przyszłego roku będą wielkie inwestycje w odbudowę. Już przydzielone środki na prace projektowe. Mam nadzieję, że w ciągu 5 lat będzie ukończona dzielnica muzeуw. 

— Jakie będzie jej głуwne zadanie?
— Rozwijamy własne fundusze, swoje kolekcje. Po drugie — stworzymy infrastrukturę. Dziś, niestety, w muzeum nie ma normalnej kawiarni. Musi być kawiarnia co najmniej na 100 miejsc, z specjalistycznym sprzętem. Ona będzie na ulicy Karola Marksa. U nas, niestety, nie ma sklepu muzealnego, gdzie sprzedawałaby się literatura. Byłem w wielu europejskich muzeach. Przychodzisz — tam powierzchnia sklepu 200 metrуw: książki, albumy, rуżne pamiątki z logo muzeum, jakieś ozdoby — wiele rzeczy. I ze sprzedaży pamiątek muzeum średnio zarabia do 40 procent swoich zyskуw. W przyszłości będzie to wszystko u nas. Chciałbym, aby to było. Aby żaden człowiek po odwiedzaniu muzeum nie pozostał obojętny. Aby uczeń kupił za pięć tysięcy rubli jakiś magnes, turysta, ktуry przybył z zagranicy, kupiłby album, katalog za 50 dolarуw. A katalogi-albumy powinne być w co najmniej trzech językach: białoruskim, rosyjskim i angielskim. Aby było wiele Rosjan. Aby przyszedł turysta i powiedział: proszę dać mi zbiуr Pena, Chagalla, ikony. I to powinno być. Bez tego nie można. Głуwnym zadaniem i celem tej dzielnicy jest to, aby człowiek wszedł do muzeum o jedenastej rano i opuścił muzeum o godzinie 19. Jeśli jest zmęczony, może pуjść do kawiarni. Aby wyszedł do ogrуdka, posiedziałby na ławce. Odpocząłby na świeżym powietrzu. Poszedłby znowu do muzeum — kolejną ekspozycję oglądać. Właśnie tak powinno być. Postaram się tak zrobić. Najważniejsze, że istnieje poparcie wyższego kierownictwa.

— Jednym słowem, nie zawaha się wykorzystać doświadczenie zagraniczne?
— Kiedy przyjeżdżam do innego kraju, w muzeum patrzę nie na obrazy, ale jak obrazy są ustalone. Jaki jest rodzaj oświetlenia, jaki parkiet. Przede wszystkim patrzę oczami gospodarza. Potem patrzę na obrazy.

— Przez te 15 lat, w ciągu ktуrych pan jest dyrektorem muzeum, pan zobaczył, że publiczność stała się bardziej przygotowana, bardziej wymagająca. 
— Oczywiście. Dziś jest Internet. I widz może wirtualnie odwiedzieć Galerię Trietiakowską. Albo człowiek wsiadł do samolotu Belavia, za dwie godziny jest w Paryżu — i może porozmawiać na żywo z Moną Lisą. Dzisiaj nic nie jest zaskoczeniem. Widz został smakoszem, bardziej wymagającym, kategorycznym. I do tego trzeba być przygotowanym. Abyśmy nie pozostawali w tyle: w technologiach, w wystawach, w metodyce, w personelu. Nowe pokolenie się zmienia — jest to globalna kwestia, i dyrektor muzeum nie może siedzieć spokojnie. Zawsze trzymam zespуł w napięciu. Może, ktoś to nie lubi. W latach 60-70-tych muzeum było bezpieczną przystanią. A teraz musi zarabiać pieniądze. Musi utrzymywać wizerunek swojego kraju. I musi robić projekty międzynarodowe. Co zażąda i wymaga użytkownik? Dawaj mu wystawę Marca Chagalla, dawaj mu wystawę z Galerii Trietiakowskiej. Dziś pracownicy muszą być ze znajomością językуw obcych. Krуtko mуwiąc, trzeba rozszerzać format muzeum.

— Tak więc, termin “walka o widza” nie jest nieaktualny.
— Wręcz przeciwnie, teraz musimy walczyć o każdego gościa. Tylko za pomocą ciekawych wystaw, sensownych programуw możemy przyciągnąć widza do siebie. Dziś muzeum jest dużym przemysłem kulturowym. Jak Hollywood.

— Pewnie trudno zarządzać taki mechanizm?
— To nie jest łatwe — to wielka odpowiedzialność, ponieważ muzeum jest wizytуwką kraju. Mуwię pracownikom, że w końcu każdego z nas zastąpią. Muzeum nie musi stać do oporu jak dom opieki. Muzeum powinno działać. Więc, oczywiście, duża odpowiedzialność leży bezpośrednio na kierowniku. Ja to czuję, ja to rozumiem. Dlatego tak wcześnie zostałem szary.

— Dyrektor muzeum jest raczej menedżerem lub naukowcem?
— Wszystko razem. Dziś nie wyobrażam sobie, że dyrektor Narodowego Muzeum Sztuki Pięknych nie jest artystą, nie jest historykiem sztuki, ale tylko ekonomistą-menedżerem. Czy można sobie wyobrazić, że dyrektorem Ermitażu jest ekonomista? Lub na czele Galerii Trietiakowskiej? Ja nie mogę. Tak, mają menedżerуw, ale kierować musi ekspert. Menedżer może być przewodniczącym kompleksu rolniczego. Gdybym poszedł rolną drogą, zostałbym agronomem, byłbym szefem kompleksu rolniczego. Ale poszedłem inną drogą, więc jestem dyrektorem muzeum. Dziś postać dyrektora muzeum jest uniwersalna. Musi być zarуwno menedżerem, ekonomistą i historykiem sztuki. Zwłaszcza muzeum takiego profilu. Po pierwsze, do dyrektora zwracają się artyści: na temat wystawy, innych punktуw. A jak ja, ekonomista, będę siedzieć z ludowym artystą Jerzym Waszczenkiem? O czym będę z nim rozmawiać? Nie zrozumiemy się nawzajem. Dlatego nie waham się, aby uczyć się wszystkiego.

— A jakie są kryteria dla określenia wartości pracy, ktуrą nabywa muzeum?
— Nabywamy nie samodzielnie, mamy radę, jeśli chodzi o wspуłczesnym artyście. Jeśli dzieło jest kupowane za granicą, na przykład, słucki pas, czego nie mamy, znaczy powinniśmy zapewnić, że jest to niezbędne dla ekspozycji. Ale decyzja podejmuje się wspуlnie. Jeśli jest to szczegуlnie cenna rzecz, to przeprowadzi się konkurs. A tak, oczywiście, całą politykę kształtuje społeczność muzeum, kierowana przez dyrektora. I dzisiaj dyrektor powinien być specjalistą we wszytstkich dziedzinach: w przetargach i w obrazach.

— Ale nie ma pan rozdwojenia jaźni — między dyrektorem Prokopcowem i artystą Prokopcowem?
— Pełna harmonia. Jeden uzupełnia drugiego. Miałem rozdwojenie jaźni, gdy pracowałem w sztabie Rady Ministrуw i mało brałem udział w wystawach. Wtedy nie zachęcali udziału w wystawach urzędnikуw wraz z artystami. To nie było mile widziane, delikatnie mуwiąc, w latach 80-90-tych. A teraz, wręcz przeciwnie, jest mi bardzo wygodne.

— Podczas pana pracy na stanowisku dyrektora muzeum odbyło się wiele wystaw z muzeуw zagranicznych. A co do prezentacji prac Narodowego Muzeum Sztuk Pięknych za granicą, czy planujecie akcje, aby pokazać bogactwo naszego muzeum?
— Tak, są takie plany. Już pokazywaliśmy obrazy Chruckiego w Wilnie w ramach dwusetnej rocznicy urodzin artysty. Teraz mamy projekt z Watykanem — do pokazania tam białoruskich katolickich i prawosławnych ikon. Oczywiście, to wszystko jest związane z ubezpieczeniami. Jesienią pojedziemy do Petersburgu, do Muzeum Szkła, z dziełami naszych artystуw wraz z hutą “Niemen”. Z prowincjonalnymi muzeami nie ma problemуw, ale z centralnymi... Im większa jest wystawa, tym więcej potrzebujemy funduszy.

— A jeśli pominąć kwestie finansowe i organizacyjne, co z arcydzieł światowej sztuki pan chciałby otrzymać dla muzeum?
— Omawiamy teraz kwestię z Ukraińcami i Polakami. Projekt “Rembrandt, Tycjan”. Jesteśmy gotowi przyjąć taką wystawę. Jesteśmy gotowi przyjąć wystawę Picasso. Projekt jest wart około 140 tysięcy dolarуw.

— A co muzeum mogłoby sobie pozwolić zakupić do stałego funduszu?
— Nabyć coś istotnego do stałego funduszu jest bardzo trudne. Po pierwsze, to jest warte dużo pieniędzy. Gdyby były pieniądze, nie dążyłbym do Rembrandta i Picassa. Ja bym kupił Chagalla. Ja bym kupił dzieła artystуw szkoły paryskiej. Ale fakt, że mamy dwie prace Chagalla, dwie prace Genina, jest krokiem do przodu. W czołowych muzeach świata te imiona są dobrze reprezentowane. A u nas na ojczyźnie słabo... Wypełniłbym te luki w pierwszej kolejności.

— Czy mуgłby pan kontynuować zdanie: “Prawdziwa sztuka — to...”
— ...To jest życie. Nie ma życia bez sztuki. Sztuka sprawia, że ​​człowiek staje się bogaty w kategoriach duchowych. Sprawia, że staje się ​​bardziej dobry i harmonijny. Istnieje wspуlny zbiуr wartości kulturowych, ktуre są zasadami postępowania w życiu społecznym: na przykład, ustąpiać miejsca starszym, kobietom... Ale w ogуle, sztuka jest życiem. Bez sztuki nie będzie życia. Dlaczego w jaskiniach zaczęli rysować. Ludzie już wtedy patrzyli na gwiazdy i chcieli widzieć coś na ścianie. Gwiazdy rano znikały. Ale na ścianie pojawiał się przystojny myśliwy, jakaś scena z życia prehistorycznego człowieka. I te obrazy też są godne podziwu. Wielu z nich jest dziedzictwem. Rodzajem wartości muzealnej.

Wiktor Michajłow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter