Przestrzeń i czas Władimira Maślenikowa

Wiadomy białoruski artysta uczcił jubileusz 60. urodzin prezentacją etapowej personalnej wystawy
 Przy wielkim zgromadzeniu ludzi została otworzona wystawa w Galerii Sztuki Michała Sawickiego w Mińsku. Na cześć autora ekspozycji i jubilata było wypowiedziano wiele ciepłych słów: za twórczą indywidualność, za działalność pedagogiczną, za cechy ludzkie. Na niniejszej wystawie pokazano ponad 70 dzieł sztuki, które przedstawiają swoistą retrospekcję prac malarza przez czas i przestrzeń. To są portrety z lat 1980-tych, pejzaże z 1990-tych i początku 2000-nych. Jednak większa część ekspozycji poświęcona jest twórczości z ostatnich lat. Na wystawie dominuje pejzaż. Malarz ukształtował swój obrazowy styl pejzażu, który cechuje się dążeniem bezgranicznej przestrzeni natury. Bardzo często takie malownicze panoramy są przecinane swobodnymi prądami rzek, w których są zgadywane osobliwości Zachodniej Dźwiny, Dniepru, Niemna, Bereziny. Swoimi skrętami rzeki oczarowują widza i porywają go, zabierają ze sobą do niewiadomych, zagadkowych dali. Władimir Maślenikow jest też wiadomy jako utalentowany portrecista. W tym gatunku wykazał się jako obserwator i subtelny psycholog. Malarz pokazuje ludzi, których dobrze zna i kocha. Zawsze pokazuje w swoich modelach najlepsze cechy. Jego galeria portretowa ciągle się uzupełnia nowymi pięknymi wizerunkami współczesnych ludzi.

Władimir Maślenikow (z prawej strony) razem z malarzem Nikołajem Apijokiem

Patrząc na prace na wystawie, można powiedzieć, że Władimir Maślenikow uczcił jubileusz, wpisując autoportrety oddzielone odległością czasową w przestrzeń swoich pejzaży. 1976 rok — jest studentem, 1996 rok — jest docentem, 2016 rok — jest profesorem. Pięć lat Maślenikow kieruje jedną z czołowych katedr na Białoruskiej Państwowej Akademii Sztuk Pięknych. To on, w zasadzie, decyduje dziś co jest dobre dla malarstwa. Pedagog nie jest przeciwko “-izmom”. Ale sam jako malarz pozostaje wiernym realizmowi.

Wśród nich jest portret reżysera teatralnego Waleryja Maśluka, z niedawnych — portret trenera piłki nożnej Eduarda Małafiejewa. Są kolegami malarza, dla którego, jednak, inny gatunek jest bliższy. Od małego on spędzał czas nad Dnieprem razem z ojcem — klasykiem malarstwa Pawłem Maślenikowem. Władimir Maślenikow przyznał się, że i teraz zawsze ma ze sobą w bagażniku auta teczkę na szkice.

Podczas studiów pejzażu uczył go Wiktor Gromyko. Teraz jest najstarszym Malarzem narodowym Białorusi — jeszcze za czasów BSRR. I tu akurat jest niewidzialna więź pomiędzy jubilatem a tym, na czyją cześć została nazwana galeria. Nauczyciel Maślenikowa — kolega ze studiów Malarza Narodowego Białorusi Michała Sawickiego.

A propos, to jest dziesiąta personalna wystawa Władimira Maślenikowa... Prawda, po raz pierwszy profesor odstąpił od swojej zasady: nowa ekspozycja — tylko nowe prace. Starsze prace przywieźli z Mohylewskiego obwodowego muzeum sztuki im. P.W. Maślenikowa. “Muzeum Maślenikowa”, jak mówią mieszkańcy Mohylewa.

Tak, malarz Władimir Maślenikow postrzega przyrodę ziemi ojczystej jako źródło inspiracji artystycznych.

Nazwisko Maślenikow jest wiadome wśród białoruskich malarzy, a także wśród miłośników malarstwa. Impulsem, niewątpliwie, był Paweł Maślenikow, który dostał tytuł Malarza Narodowego Białorusi. Lecz dzisiaj jego syn jest jaskrawym kontynuatorem tradycji artystycznych ojca. Oczywiście, Władimir ma swoje własne oblicze artystyczne, jego prace są rozpoznawalne. Chociaż od pojęcia “dynastia” nie da się uciec, tym bardziej, że w rodzinie też są i inni kontynuatorzy dziedzictwa artystycznego Pawła Maślenikowa. Ale o tym później.

Niewątpliwie, Władimir Maślenikow należy do pokolenia białoruskich malarzy, których twórczość wchłonęła lepsze tradycje narodowej szkoły malarstwa. Każde jego płótno wypełnione harmonią kolorów, malownicza paleta autora jest umiarkowana i zgodna ze spokojnym kolorytem białoruskiej przyrody.

Zresztą, świat piękna jest obecny we wszystkich jego pracach — bądź to portret czy pejzaż epicki.

Już ponad trzydzieści lat Władimir Maślenikow przy pomocy pędzli i farb bada wiadomy i razem z tym niewiadome przestrzenie. Szuka i odnajduje nowe motywy, ponieważ zrozumiał, że ziemia ojczysta potrafi ciągle zadziwiać oko malarza swoimi niezwykłymi krajobrazami. Artysta ukształtował swój obrazowy styl pejzażu, w którym dominuje przedstawienie bezgranicznej przestrzeni przyrodniczej. Ten, niewątpliwie, utalentowany malarz ma tak dużo własnych odkryć, że za każdym razem coraz łatwiej odkrywa zupełnie nieoczekiwane perspektywy artystyczne. Idea bezgranicznej przestrzeni przyrodniczej, zakodowana w pracach Władimira Maślenikowa obowiązkowo przewiduje wprowadzenie do obrazu wysokiego nieba, zachwycającego swoim niewyczerpalnym kosmicznym błękitem. Są też takie symboliczne kompozycje, gdzie szczyty niebios są wyrysowane “olbrzymimi górami” ciemnych chmur lub poprzecinane promieniami słonecznymi, które przerywają się poprzez zachmurzenie. Te żywioły dodają obliczu ziemi ojczystej w jej postrzeganiu malarskim większe znaczenie i żywość, co odpowiada jej naturalnemu pięknu, czystości i pierwotności.

Wrażenia z wystawy jubilata — w najbardziej różnych przejawach 

Z rozmowy z Władimirem Maślenikowem w pracowni artysty:

—  Co było decydujące dla pana w wyborze zawodu malarza? Kiedy pan wiedział dokładnie?

—  Decydujące było to, że ojciec był malarzem. Kiedy wiedziałem? W wieku czterech lat, jeszcze nie malowałem, ale już mówiłem, że będę malarzem i kierowcą. W wyniku to się udało: jestem artystą i amatorem szybkiej jazdy. Samochodem zacząłem jeździć w wieku trzynastu lat.

— Na pewno trudno jest dorównać takiej wybitnej osobie, jak pana ojciec, Malarz Narodowy Białorusi Paweł Maślenikow. Razem z tym, pan  jest malarzemWładimirem Maślenikowem. Jak się panu udało odnaleźć swój własny styl, swoją rozpoznawalną manierę artystyczną? Jak się udaje być oryginalnym artystą?

— Zacznijmy od tego, że to jest trudne. Szczególnie, kiedy jesteś młodym malarzem, dopiero po studiach. Praktycznie połowę życia trzeba było udowadniać, że jestem nie tylko synem Pawła Maślenikowa, ale i sam jestem kimś. Dlatego po ukończeniu studiów przez pierwsze lata zasadniczo nie wystawiałem się na wystawach pejzaży. Wystawiałem głównie portrety: żeby nie porównywali do ojca. Potem stopniowo doszedłem do pejzażu, bo jest mi bliski. Portrety też maluję.

— Co pana fascynowało w twórczości ojca?

— Byłem zachwycony jego pracowitością. Dużo pracował przez całe życie. Zawsze zabierał mnie w dzieciństwie na plenery. Tak się pojawiła miłość do pejzażu. Objechaliśmy całą Białoruś. Jeśli jechaliśmy na Krym, to też obowiązkowo wieźliśmy ze sobą płótno, karton, teczki na szkice. Pewnego razu pojechaliśmy do Gurzufu: wszyscy idą na plażę, a my  — w góry na plenery. Robiliśmy po cztery szkice dziennie. Tak się przyzwyczaiłem, że już sam nigdzie bez teczki na szkice nie jeżdżę. Kiedy z żoną pojechaliśmy na Krym, jeszcze byliśmy młodzi, też wziąłem teczkę na szkice, chociaż już wtedy nikt nie nalegał.

— Pan często maluje białoruską przyrodę. Czy jest pan przywiązany do swojej  ziemi? Powiedzmy tak: czy chce pan wyrazić to w swoich pracach? Czy po prostu maluje pan to, co się podoba?

— Teraz prawie nie wyjeżdżam z Białorusi: rodzina, dom letniskowy, wieś. Na Białorusi są wspaniałe miejsca: równiny, jeziora, wzgórza... Każdy stan białoruskiej przyrody jest wspaniały na swój sposób: śnieg, deszcz, słońce. Kocham swój kraj.

Na otwarciu wystawuy było wielu ludzi

Władimir Maślenikow traktuje białoruską przyrodę jako źródło niewyczerpalnego olśnienia twórczego, gdzie dominującym jest dążenie do górnolotnej, harmonijnej percepcji świata. Taki jest paradygmat twórczego myślenia autora. Zdeterminował stałe odnowienie metod i chwytów artystycznych. Na przykład, kolorystyczne współbrzmienie wszystkich motywów ziemi ojczystej stale podkreśla stan ich wiosennego, letniego rozkwitu, gdy jaskrawe kolory ożywiają w złocie słońca i zieleni pola, toną w błękicie nieba. Władimir Maślenikow jest jednym z niewielu współczesnych białoruskich malarzy, który doskonale posługuje się gradacją ciepłych i zimnych barw i mistrzowsko potrafi przekazać przestrzeń powietrzną, grę promieni słonecznych w liściach drzew, w “falach” młodych kłosów na polu, w żywym lustrze wody. Dlatego jego pełne witalności pejzaże w naturalny sposób wychowują odczucie piękna.

Oprócz niezmierzonych obrazów panoramicznych malarz często sięga po bardziej kameralne motywy cichych stawów, leśnych ścieżek, zagajników brzozowych. Takie fabuły nawiązują do stanu wewnętrznego. Można je nazwać “wysepkami” wrażeń, które pozostają w pamięci z wczesnego dzieciństwa. Takie delikatne motywy podobają się naszym ludziom, z których większość często jest pozbawiona naturalnego środowiska, a mieszkają w dość jednostajnym środowisku miejskim. Ten problem wyczuwa malarz i próbuje rozsunąć granice “betonowej realności” i przywrócić dzięki twórczym zdolnościom uczucia i emocje swoich licznych wielbicieli do zielonego królestwa przyrody.

— Czy pan lubi malować wielkie płótna lub rozmiar nie ma znaczenia?

— Maluję obrazy w różnych rozmiarach. Nie wiem dlaczego, ale bardziej lubię wielkie płótna. Bo tam można się zamachnąć. Moje tematy w większości są epickie: pejzaże — panoramiczne, odległe. One przewidują duży format.

— Czy ojciec widział pana obrazy? Czy była pewna wymiana opinii lub pouczenia? Jak to było?

— Ojciec rzadko coś chwalił. Uważał, że jeśli ukończyłeś instytut, to wcale nie znaczy, że zostałeś zawodowym malarzem. Musisz zdobywać doświadczenie. Nawet gdy odniosłem pierwsze sukcesy, ojciec — pracowaliśmy w jednej pracowni — nie wtrącał się, póki nie pytałem o coś. Chociaż był twardy, zachowywał się jak dobrze wychowany człowiek. Chwalił mnie pośrednio. Mógł wrócić z wystawy i powiedzieć: “Wiesz, chłopaki (chłopaki — to jego pokolenie malarzy) powiedzieli: “Paweł, wiesz, twój syn się wyróżnia”. Oznaczało to, że mnie chwali.

Babie lato. 2015

— Na pewno przyjemnie było to panu słyszeć?

— Oczywiście. Tym bardziej, znając charakter ojca, rozumiałem, że mnie chwali. To było jakieś uznanie. Obdarzałem swojego ojca wielkim szacunkiem, najlepsza ocena dla mnie była jego. Jeśli on uznał, to nie jest już złe. Podobnie moje synowie szanują moją opinię. Kiedy starszy (Paweł Maślenikow — wnuk Pawła Maślenikowa) studiował na Akademii Sztuk Pięknych, przyszedłem na wystawę prac studentów, powiedziałem: “Wydoroślałeś”. Postawili mu niezbyt wysokie oceny. Powiedział wtedy. “Przynajmniej pierwszy raz mnie pochwaliłeś. W szkole plastycznej stawiano mi dobre oceny, a ty mnie przez cały czas krytykowałeś”.

— Pana syn wybrał tę samą drogę. Możemy mówić o dynastii malarzy Maślenikowуch? Jak pan myśli, dlaczego syn również został malarzem?

— Co więcej, mój młodszy syn Aleksiej studiuje na designera. Synowa jest malarką. Jeśli chodzi o Pawła, gdy miał piętnaście lat, nie mogłem go przegonić z pracowni. Prawdopodobnie wszystko już było przesądzone. Jest taki moment — w tej dziedzinie mogę co nieco mu podpowiedzieć. Oczywiście, że coś mu się udaje. W dzieciństwie mówiłem przecież, że będę malarzem, chociaż nie rozumiałem, co to znaczy. Ojciec wówczas pracował w teatrze jako malarz-inscenizator, wychowałem się w teatrze opery. Gdy ma się przykład przed oczami, to bardzo wpływa na zachowanie.

— Kiedy pracował pana ojciec, były tamte czasy, teraz są inne czasy. Czy się zmienia proces twórczy?

— Być może. Jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie 30 lat, to dużo kierunków się rozwinęło. Jestem realistą, ale uważam to za słuszne. Dobrze, kiedy jest dużo kierunków w twórczości. Dobrze, że nie jesteśmy jednakowi.

— Czyli, mianowicie dzisiejsze czasy sprzyjają twórczości?

— W sowieckich czasach były tak zwane zamówienia państwowe. Komuś się podobało. A teraz wszystko jest bardzo indywidualne. Ktoś jest zapotrzebowany, a ktoś nie bardzo. Dla mnie czasy są sprzyjające. I państwo mnie wspiera, i prace się kupują. To dobrze, że sztuka jest zapotrzebowana.

— W jakim stopniu pan uwzględnia warunki rynkowe? Kiedy pan maluje obraz, czy pan chce, żeby ten obraz się podobał? Czy maluje pan tylko to, co pan chciał wyrazić?

— W moim wypadku, na szczęście, to się zgadza: to, co chciałem wyrazić, podoba się ludziom. To jest szczęście.

— Jakie jest twórcze kredo artysty Władimira Maślenikowa?

— Prawda życia?

— Niewątpliwie, pan jest artystą skłonnym do bardziej realistycznych sztuk pięknych. Na czym polega realizm?

— Maluję z natury. Wykonałem setki szkiców w różnych zakątkach Białorusi. Jak małe strumienie tworzą olbrzymią rzekę, tak samo szkice z natury są podstawą w pracy nad wielkim kompozycyjnym pejzażem, odzwierciedlającym piękno białoruskiej przyrody. Ważne, aby rezultat był mniej więcej takim: spojrzeliście na pracę i wam się zachciało pójść tam nad rzekę. Miałem taką zabawną sytuację. Namalowałem pejzaż, całkiem skomponowany bez natury, nazwałem go “Lepielskie jeziora” (to region w obwodzie witebskim). Przyszedł kierowca, który wozi obrazy na wystawy, i pyta: “Co to jest?”. Odpowiadam: “Lepielskie jeziora”. “Właśnie! Łowiłem tam ryby” — powiedział on. Ale to było wymyślone przeze mnie miejsce.

Moja Białoruś. 2008

Praca powinna zawierać rozpoznawalny stan, nastrój. Stąd właśnie chęć przejścia się po polu na obrazie. Swoje osobiste poczucia i emocjonalne postrzeganie przyrody staram się przekazać przyszłemu widzowi poprzez swoje prace.

— Czy to panu udaje się bez trudu?

— Różnie bywa. Bywa, że praca bardzo szybko się udaje, a bywa, że się męczysz, przerabiasz, komponujesz na nowo. A możesz się męczyć i w wyniku nic się nie uda. Tak też bywa, ale rzadko.

— Czy, pana zdaniem, w obecnych czasach realistyczna maniera nie utraciła swoich pozycji? Wiadomo, że malarstwo w Europie jest bardziej związane z formami abstrakcyjnymi. Czy, pana zdaniem, powinniśmy być dumni z naszej szkoły realizmu, z tego, że są artyści, którzy zawodowo pracują w tym stylu?

— Myślę, że możemy być dumni. Chociaż, prawdę mówiąc, malarstwo realizmu po trochu traci grunt pod nogami. Młodzież coraz mniej włada tą sztuką. Nawet jak ktoś się tym zajmuje, to na słabym poziomie. Ale nie jestem zwolennikiem podziału “realizm — nie realizm”. Ważne jest robić to zawodowo.

Profesjonalna i poprawna technicznie sztuka powinna być. A w jakim gatunku czy kierunku ty pracujesz — nie ważne. Przyjeżdżali kiedyś do nas Włosi. A jaka była szkoła malarstwa we Włoszech! I koniec, nie ma nic. A my mamy. I na Akademii Sztuk Pięknych mamy dobrą szkołę przygotowawczą.

— Może pan to oceniać, ponieważ sam pan już od wielu lat zajmuje się pracą pedagogiczną. Na pewno pan widzi, kto dorasta, jaka to będzie zmiana. Jakim będzie jutro w malarstwie?

— Uważam, że człowieka trzeba nauczyć. Jak będzie pracować jako fachowca, to już jego sprawa, ale szkołę powinien otrzymać profesjonalną. Powinien umieć wszystko. Trzeba iść w stronę innych kierunków sztuki nie dlatego, że umiesz, a dlatego, że sam do tego doszedłeś. I że ty chcesz tak pracować!

— Jaki jest pana stosunek do uczestniczenia w wystawach?

— Po ukończeniu studiów uczestniczyłem prawie we wszystkich republikańskich wystawach: w grupowych, w personalnych, których mam już za sobą nie mniej niż pięć. Ciągle się wystawiam, uważam, że to jest potrzebne, żeby zobaczyć siebie wśród innych. Czasem praca wydaje się niczego sobie, a na wystawie jest mało ciekawa. Czy na odwrót. Wystawy są potrzebne, żeby ocenić realnie i obiektywnie.

— Z uwzględnieniem tego, jak się rozwija dziedzina sztuk plastycznych, jakie jutro, pana zdaniem, na nie czeka? Czy ten proces nie zanika?

— Myślę, że wszystko będzie w porządku. Starsze pokolenie mówi: my byliśmy tacy, a młodzież nie jest taka. Tak właśnie powinno być. Jestem optymistą.

— Czy krytykuje pan siebie?

— Tak, czasami nawet mi to przeszkadza.

— Co pan uważa za najważniejsze w swojej twórczości?

— Doskonalenie się w tym kierunku, w którym pracuję. Nie mam kresu doskonałości, często mówił mój ojciec. Chcę malować pejzaże, portrety i być może martwą naturę. Próbuję różnych gatunków. Bardzo lubię malować portrety: różne wizerunki, różne charaktery.

— Czy może pan namalować portret każdego człowieka?

— Tak, ale najczęściej maluję tych, kto wydaje mi się ciekawy. Najczęściej malowałem swoich bliskich: ojca, matkę, dzieci, siostrę. Jeśli człowiek jest ciekawy również z wyglądu, szczególnie przyjemnie jest go malować.

Powódź wiosenna. 2005

Władimir Maślenikow jest dobrym obserwatorem i przenikliwym psychologiem w gatunku portretu. Maluje ludzi, których dobrze zna. Malarz zawsze znajduje najlepsze cechy człowieka. W jego galerii portretów przez cały czas pojawiają się nowe wizerunki współczesnych ludzi, którzy potrafią zaufać talentowi malarza.

— Czy widomo jest panu takie pojęcie jak twórcza porażka?

— Porażki, oczywiście, się zdarzają, ale jest to pojęcie względne. Mogę uważać, że jakaś praca nie jest udana, a nikt tego nie zauważy. I odwrotnie. Po prostu trzeba pracować. Jak mówił mój ojciec, jeśli czekać na natchnienie, można się nie doczekać. Przyjdziesz, weźmiesz pędzel do ręki i natchnienie przyjdzie.

— Istnieje muzeum imienia Pawła Maślenikowa w Mohylewie. Czy jest popularne? Czy prace pozwalają ludziom więcej dowiedzieć się o malarzu?

— Jest to Obwodowe Muzeum Sztuk Pięknych imienia Maślenikowa. Jest tam wiele prac ojca. Jest cała oficyna, gdzie mieści się personalna galeria sztuki Malarza Narodowego Białorusi Pawła Maślenikowa. Są tam trzy sale i pokój memoriałowy. Są bardzo duże zasoby. Ponieważ ojciec sam przekazał wiele swoich prac. Po jego śmierci przekazałem ponad czterdzieści obrazów, szkiców dekoracji, strojów — wiele różnych rzeczy. Uważam, że znajdują się tam najlepsze jego prace. Przekazał do muzeum prawie w całości swoją wystawę, która odbyła się z okazji 80-lecia. To bez wątpienia etapowe prace. Najpierw wystawiał prace w Mińsku, a potem pojechał do Mohylewa i podarował wszystko miastu. Najpierw otwarto galerię sztuki, potem muzeum nadano jego nazwisko, gdy zmarł. Co roku tam jeżdżę. Odbywają się tam plenery, przyjeżdżają malarze ze wszystkich państw WNP, z państw europejskich: Polski, Francji, Austrii, Serbii, Bułgarii i innych państw. Przeprowadza się wycieczki dla uczniów. Odbywają się wystawy i wykłady. Życie tętni. Budynek muzeum jest ciekawy, z ubiegłego wieku. Wykonano prace restauracyjne na dobrym poziomie, remont. No i moich obrazów jest tam już ponad czterdzieści.

Poszukiwania malarskie pozwalają znajdywać odpowiedzi również na aktualne pytania filozoficzne, związane z kryteriami twórczości. Bez przesady można powiedzieć, że dziś Władimir Maślenikow jest jednym z najbardziej zauważalnych autorów współczesnego pejzażu. Autor takich obrazów jak “Białoruskie przestworza”, “Połockie dale”, “Kraina jezior” świadomie opracowuje cykl epicki, poświęcony białoruskiej przyrodzie. Jest w okresie rozkwitu twórczych sił i każdy nowy obraz dodaje do dziedzictwa artystycznego nowych kart.

— Czy w obecnych czasach artysta może zarabiać na życie malarstwem? Jak pan mówił wcześniej, były tak zwane zamówienia państwowe, dzisiaj ich nie ma. To dobrze czy źle dla artysty?

— Kiedy były zamówienia państwowe, to mało prac się kupowało poza zamówieniami. Teraz zamówień nie ma, ale, w moim wypadku, więcej obrazów się sprzedaje, niż kiedyś: organizacje, po prostu obywatele w galeriach. Jeśli malarz nie będzie sprzedawał swoich prac, to, mało tego, że rodziny nie wykarmi, po prostu nie będzie miał na materiały dla następnego obrazu, nie będzie mógł zapłacić za pracownię.

— Czy udaje się panu śledzić na bieżąco proces twórczy w innych krajach?

— Mogę mówić o tym w związku tym, co widzę na plenerach, które są przeprowadzane u nas. Artyści z różnych krajów pracują w różnych gatunkach współczesnego malarstwa. Ale jednak najpotężniejsze tradycje szkoły realizmu są w Rosji, na Białorusi, na Ukrainie. Białoruscy malarze godnie reprezentują tradycje realizmu w malarstwie i pokazują wysoki profesjonalny poziom.

Rodzina. 2016

Jednak nie na darmo tak dużo mówimy o pejzażach Władimira Maślenikowa. Pejzaże, które namalował i które maluje w chwili obecnej, to poetyckie nowele o ziemi ojczystej, namalowane przez osobę o wyszukanym guście artystycznym. Zwłaszcza dobre są obrazy, na których dokładnie przekazane zostało odczucie życia przyrody i jej stanów.

Pejzaże Władimira Maślenikowa — to nie tylko ulubiony temat malarza, to też pełne wyrażenie jego osoby artystycznej, jego poszukiwań i osiągnięć. Są prawdziwe, pełne liryki, tym od razu oczarowują i fachowca, i przeciętnego widza. Autora od razu łatwo rozpoznać, nawet bez podpisu, dzięki szczególnemu charakterowi, w którym harmonijnie łączy się dokładność i poetyckość. Najważniejszy natomiast jest koloryt narodowy, właściwy całej twórczości Władimira Maślenikowa.

Malarz dobrze zbadał białoruską przyrodę, widzi w niej tak wiele piękna, że nie musi daleko chodzić. Niewyczerpalne bogactwa motywów, stanów, delikatnych stosunków odkrywa pod Mińskiem, w obwodzie mohylewskim, i za każdym razem zmusza publiczność uważniej wpatrywać się w otaczający świat i kochać go.

— Nie narzuca Pan swojej maniery innym?

— Nie, w żadnym wypadku. Nie chcę, by wszyscy tak malowali. W ostatnich latach bardzo wiele widziałem kopii swoich prac w różnych miejscach. Po co narzucać swoje. Odwrotnie, malarz powinien znaleźć własne miejsce. Im więcej jest różnych malarzy, tym lepiej.

— Czasami we wczesnych pracach malarza można znaleźć więcej ciekawych rozwiązań niż w późniejszych okresach. Jak było z panem? Gdy był pan młodszy, percepcja świata była inna?

— W latach studenckich wszystko było inaczej. Przez pewien czas podobał mi się Renato Guttuso, nawet go naśladowałem, jego styl. Robiłem wszystko mniej świadomie. Były wahania... Podobał mi się Čiurlionis — naśladowałem jego prace. To były poszukiwania. Mimo wszystko doszedłem do tego, co dziś robię. Z wiekiem doskonalę się. Moje prace sprzed 30 lat są słabsze niż obecne. Nie do porównania. Myślę, że idę słuszną drogą. Bez żadnych skoków, powoli — coraz wyżej.

Obrazy są różne. Bywają takie obrazy i szkice, które nie przemawiają ani do rozumu, ani do serca, panuje przypadkowość i przesadna bylejakość. Prace Władimira Maślenikowa są zupełnie inne. Świadczą o wielkiej kulturze mistrza i sokolim oku.

— Nie znudziło się panu malowanie?

— Sprawia mi przyjemność. Uważam, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Jak wielu malarzy, którzy zajmują się tym, co lubią. Podoba im się ta praca, a czasami nawet płaci się im pieniądze. To jest szczęście. Gdy czuję zmęczenie, jadę do domu letniskowego. Tam również mam pracownię. Bywają przerwy, czasami przez cały tydzień nie biorę do ręki pędzla. Nie jestem ani wędkarzem, ani myśliwym, mam jedno hobby — samochody. Jeśli przez tydzień nie byłem za kierownicą, ręce mi swędzą.

— Czy w pana pracach jest obraz zbiorowy?

— Oczywiście. Uważam, że w dużych formatach nie może być inaczej. Mam obrazy kompozycyjne, na przykład, “Moja Białoruś”. Jest to obraz zbiorowy — nasze przestworza, jeziora. Prawie zawsze jest woda. Jeziora, lasy i dale — to cała nasza Białoruś.

— Zapewne personalna wystawa to wielka odpowiedzialność?

— Wystawę personalną nie wypada robić spontanicznie. Zwykle koncepcję obmyślam przez rok. Powinienem wiedzieć w jakiej sali się odbędzie wystawa, jaka planuje się ekspozycja, których prac potrzebuje. A potrzebne są różne obrazy, żeby tworzyły harmonijną całość. Krótko mówiąc, personalna wystawa — to bardzo trudny proces i do tego trzeba podchodzić twórczo.

Ciekawy jest sposób ukazania przestrzeni w pejzażach Władimira Maślenikowa. Prawie zawsze uwypuklony jest pierwszy plan, a za nim są dale i przestworza. Malarz potrafi odszukać niepowtarzalne cechy przyrody, jej charakter narodowy. Zresztą, mówiąc o obrazach Władimira Maślenikowa, nie sposób nie wracać raz za razem do tego kolorytu narodowego, który wyróżnia całą jego twórczość.

Wieniamin Michejew

Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter