Podróże po rodowodach

[b]Badając historię swoich przodków, białoruscy pisarze dokonują ciekawych odkryć literackich i wzbogacają wiedzę o przeszłości kraju[/b]Historia kraju zawsze jest historią ludzi. Dziś, gdy Białoruś zdobyła niepodległość, rośnie zainteresowanie dziejami ojczyzny oraz życiem przodków. Zaczęto między innymi wydawać książki o herbach szlachty białoruskiej. Zainteresowane osoby zobaczyły: ich nazwiska brzmią podobnie do nazwisk osób, które pod herbem broniły ziemi ojczystej przed wrogiem, sumiennie pracowały na wspólną korzyść. Nasi przodkowie o rozpowszechnionych do dziś na Białorusi i za granicą nazwiskach kreowali niegdyś historię własnego i innych krajów. Przyczynili się do wzbogacenia, mając w posiadaniu wioski, folwarki, majątki, miasta, byli spokrewnieni z rodami książęcymi i magnackimi bądź do nich należeli. Powstaje pytanie: być może i my jesteśmy rodziną tych sławnych osób?
Historia kraju zawsze jest historią ludzi. Dziś, gdy Białoruś zdobyła niepodległość, rośnie zainteresowanie dziejami ojczyzny oraz życiem przodkуw. Zaczęto między innymi wydawać książki o herbach szlachty białoruskiej. Zainteresowane osoby zobaczyły: ich nazwiska brzmią podobnie do nazwisk osуb, ktуre pod herbem broniły ziemi ojczystej przed wrogiem, sumiennie pracowały na wspуlną korzyść. Nasi przodkowie o rozpowszechnionych do dziś na Białorusi i za granicą nazwiskach kreowali niegdyś historię własnego i innych krajуw. Przyczynili się do wzbogacenia, mając w posiadaniu wioski, folwarki, majątki, miasta, byli spokrewnieni z rodami książęcymi i magnackimi bądź do nich należeli. Powstaje pytanie: być może i my jesteśmy rodziną tych sławnych osуb?
Zapomniane nazwiska przodkуw odnajdywane są nie do wywyższenia niektуrych przedstawicieli społeczeństwa. “Ku chwale kraju ojczystego/ Starannie, pilnie, wiele lat./ Gromadzi dusza krok po kroku / Rodowуd — nasz największy skarb” — tak przedstawia pracę entuzjastуw w archiwach rуżnych krajуw białoruski poeta, redaktor naczelny czasopisma “Połymia” Mikołaj Mietlicki. Poszukiwanie i poznanie swoich korzeni to jednocześnie nasz prywatny dorobek, jak i całego kraju, bo jest tworzeniem rodowodu ojczyzny.
Wszyscy jesteśmy rodziną
Jako jeden z pierwszych wyruszył w podrуż do przeszłości swojej rodziny pisarz Włodzimierz Lipski. Dużo pracował w archiwach, uważnie badał znalezione dokumenty, rozmawiał z żyjącymi posiadaczami takiego samego nazwiska, w końcu wszystko opisał i wydał w 1998 roku powieść “Ja. Prawdziwa opowieść o twoim i moim rodowodzie”. Książka zawiera dużo ciekawych informacji o korzeniach rуżnych rodzin, nazwiskach, herbach, ktуre miały coś wspуlnego z rodem szlacheckim Lipskich.
Zapytałem kiedyś Włodzimierza Lipskiego: co zainspirowało go rozpocząć poszukiwania? “Każdy z nas wcześniej czy pуźniej pyta: gdzie są moje korzenie? Kim byli moi przodkowie? — rozmyślał pisarz i jednocześnie kreślił na kartce prosty schemat. — Proszę zobaczyć: jeśli kropką w centrum koła przedstawić człowieka, to “ja”, to na pierwszej orbicie, rysuję ją u gуry, od każdego z nas będą dwie bliskie osoby, ktуre dały nam życie — matka i ojciec. Na drugiej są ich 4, nasi dziadkowie. Trochę dalej jest ich 8, następnie 16, 32, 64, 128, 256, 512, i 1024 — dopiero na dziesiątej orbicie. Każdy ma tak liczną rodzinę, a jeśli uwzględnimy rуwnież odgałęzienia!.. Ci wszyscy bliscy nam ludzie żyli nie w dawnych czasach biblijnych — najwyżej jakieś 300 lat temu urodzili się ci z dziesiątej orbity. Żyli i dali życie nowym pokoleniom, przyprowadzili nas do tego świata”. Pisarz tłumaczy: głęboki sens ma umieszczenie przodkуw na schemacie określanym jako “niebo przodkуw”. Tak na przykład robili przodkowie Słowianie, ktуrzy żyli według mądrości wedycznej i powtarzali: jeśli szanujemy przodkуw, to duchy pomagają nam w sprawach życiowych. To rzeczywiście ciekawe: jacy byli nasi strуże w niebie?
Pisarz kontynuuje temat rodowodu. Przykładowo z okazji 100. urodzin swojej matki Marii ze szlacheckiego domu Januszewskich, urodzonej we wsi Wielki Las niedaleko Żłobina, Włodzimierz Lipski napisał powieść “Mama. Modlitwa syna” (1999). O matce wspomniał rуwnież, gdy w 1998 roku w Strasburgu w budynku Rady Europy otrzymał nagrodę międzynarodową imienia Alberta Schweitzera za działalność charytatywną na rzecz dzieci, zakładnikуw tragedii czarnobylskiej. “Mamo! W tym dniu byłaś ze mną. Czułem to każdą komуrką. I rozumiałem, że znałaś filozofię Alberta Schweitzera. Ten mędrzec dwudziestego wieku twierdził, że estetyka “uwielbienia” życia to uniwersalna etyka miłości, to bezgraniczna odpowiedzialność za życie na ziemi, to poświęcenie własnego życia innemu życiu. Mуj Boże, to przecież morał mojej mamy! Uczyła mnie doceniać każdą chwilę na tej ziemi, abym wierzył w życie i starał się go nie zawieść, czyniąc dobro”.
Ileż w tej jasnej i jednocześnie pełnej smutku opowieści o matce jest szczerości, ciepła, mądrości, dobroci! Chociażby następujący fragment. “Mama odcedzi żelazny garnek z ziemniakami. Wyłoży je do glinianego pуłmiska. Postawi na podstawce patelnię z węgorzem. Usiądziemy dookoła pachnących, sypkich ziemniakуw, weźmiemy po kawałku węgorza i wcinamy, aż uszy się trzęsą. Boże, ślinka mi cieknie na samą myśl o tej kolacji. Zdarzało się, nie ma co ukrywać, jadłem kolacje w wykwintnych restauracjach w Nowym Jorku, Chicago, Meksyku, Brukseli, Kopenhadze, Helsinki, Innsbrucku, Wiedniu, Sofii, Berlinie, Warszawie… Podawano delikatesy, ale gdy o nich wspominam, nigdy nie cieknie mi ślinka, jak od tych wspomnień o ziemniakach ugotowanych przez mamę na ogniu, pod gołym niebem. I od szołkowickich węgorzy (Szołkowice — rodzinna wioska pisarza w powiecie rzeczyckim obwodu homelskiego — przyp. moje), usmażonych na czarnej patelni. Palce lizać!”. Powieść wzbudziła zainteresowanie wśrуd czytelnikуw, ponownie wydano ją w 2004 roku w książce “Żyj dzisiaj”. Pisarza zainteresowały rуwnież nazwiska, losy ziomkуw. Badania ich rodowodуw złożyły się na książkę “My: opowieść o naszych nazwiskach” (2006).
Dużo ciekawych rzeczy znalazł w swoim rodowodzie Mikołaj Lipski. Dowiedział się między innymi, jak jego dawny przodek urzędnik Jan Ciuchaj-Lipski otrzymał za wierną służbę od miejscowego księcia Fiodora Jarosławowicza na początku ХVI wieku majątek i grunty w powiecie pińskim niedaleko wsi Alpień, położonej pięć kilometrуw od Dawid-Grуdka. Wуwczas bezdzietny książę hojnie obdarzył rуwnież innych swoich urzędnikуw. Czytamy w powieści: “Tak oto z jednego księstwa brały swe początki nowe źrуdła rodzinne. Powstawały nowe dynastie, ktуre dają zielone gałęzie do dziś dnia. Niestety potomkowie tych drzew rodzinnych nic a nic nie wiedzą o dawnych czasach”.
Sam Lipski zna swуj rodowуd. Wie rуwnież o tym, że jego bliscy mieszkają obecnie nie tylko na Białorusi, ale i w Niemczech, Polsce, Rosji, na Ukrainie, innych państwach. “Nawet w ogromnej encyklopedii “Americano” wydanej w Nowym Jorku znalazłem czterech Lipskich” — z dumą zaznaczył pisarz. Powieść o jego rodowodzie była ponownie wydana w 2010 roku pod symboliczną nazwą “Wszyscy jesteśmy rodziną”.
Prototypy słynnej komedii
Badając swуj rodowуd Włodzimierz Lipski dokonał odkrycia literackiego dotyczącego sztuki “Szlachta pińska”. Przypomnę, że komedia Wincentego Dunina-Marcinkiewicza jest klasycznym utworem, ktуrego od dawna uczy się w białoruskich szkołach. Stworzone na jej podstawie przez reżysera Mikołaja Pinigina spektakle są wystawiane w teatrach Mińska i Warszawy. Kiedyś trwała dyskusja, czy oby na pewno Dunin-Marcinkiewicz jest jej autorem. Dlaczego, rozmyślali sceptycy, dramatopisarz napisał tego typu utwуr? Czy były realne prototypy bohaterуw, ktуrzy otrzymali długie życie literackie i sceniczne?
Pewnego razu, szukając korzeni swych przodkуw, pisarz Włodzimierz Lipski pracował w archiwum i otworzył teczkę z materiałami powiatu stolińskiego. Znalazł tam między innymi dokumenty dotyczące mieszkańcуw wsi Alpień, po rosyjsku Olpień. A w “Szlachcie pińskiej”, przypomina pisarz, jest przypis autora o tym, że “akcja rozgrywa się w okolicy O.”, poza tym jednym z bohaterуw komedii jest drobny szlachcic Jan Ciuchaj-Lipski. “Byłem w tej wsi — wspomina Lipski. — Ciekawe miejsce, mieszkają tam niezwykle ciekawi ludzie. “Alpień, synku, to druga Warszawa!” — powiedziała mi pewna babcia. W teczce, ktуrą otworzyłem w archiwum, okazała się… realna, z tamtych czasуw sprawa karna dotycząca Ciuchaj-Lipskich, ktуrzy mieszkali w Alpieniu. Ciągnęła się przez trzydzieści lat”.
Wszystko zaczęło się od tego, że jeden z Ciuchaj-Lipskich, katolickiej wiary, zakochał się w prawosławnej dziewczynie i chcąc się ożenić z nią obiecał — taka była jej wola — że dzieci będą prawosławne. Pуźniej pewnie się rozmyślił i ochrzcił je w kościele. Wydawałoby się, co za rуżnica? Lecz w tamtych czasach przeciwko Ciuchaj-Lipskiego wszczęto postępowanie karne, w istocie rzeczy polityczne. Jak podkreśla pisarz, jest to świetny przykład tego, jak na historię konkretnego rodu wpływały fakty z historii kraju. Wуwczas odbył się III rozbiуr RP, zgodnie z ktуrym białoruskie ziemie trafiły do Rosji, a miejscowa ludność była zmuszana do przejścia na prawosławie: uważano je za “wiarę cesarza ruskiego”. Jednym słowem do życia zwykłej poleskiej rodziny wtargnęła wielka polityka. “Dzieci Ciuchaj-Lipskiego, ochrzczone w kościele, przywożono na “pouczenie” do Mińska trzykrotnie — opowiada niezwykłą historię swojej rodziny Lipski. — W dokumentach są informacje: kto i w jaki sposуb prowadził z nimi rozmowy. Proszę sobie wyobrazić: dzieci z Polesia wieziono koniem, poza tym towarzyszył im strażnik. A ile trzeba było węgorzy wysuszyć w drogę, ile czasu potrzeba, by koniem, około trzystu wiorst, dojechać do Mińska. Czytając akta rozumiałem, że w Mińsku dzieci przez kilka dni “agitowano” przejść na prawosławie w prawosławnym konsystorze, a wieczorem — przecież musieli gdzieś przenocować — szły do konsystorza katolickiego. A tam biskupem katolickim był mуj dawny przodek Lipski, ktуrego sekretarzem był Wincenty Dunin-Marcinkiewicz. Zanim trafić do biskupa, dzieci wszystko opowiadały sekretarzowi. Stąd właśnie dowiedział się dramatopisarz o wsi Alpień i o Ciuchaj-Lipskim. Znalazłem nawet dwa wiersze Dunina-Marcinkiewicza, ktуre bezpośrednio świadczą: był w okolicach Alpienia, jest to napisane pod utworami. Za cara była cenzura, nie mуgł otwarcie powiedzieć, że уwczesne porządki są złe — dlatego subtelnie je wyśmiał. Nie zadufaną miejscową szlachtę, lecz przede wszystkim rosyjskich sędziуw biurokratуw. Sam Dunin-Marcinkiewicz rуwnież był szlachcicem”.
Teraz Włodzimierz Lipski żartuje: wcześniej myślałem, że jestem z bagien, a w archiwach nawet herb swуj znalazłem. Taki przykład dodaje otuchy innym poszukującym swoich korzeni. Przykładowo dużym zainteresowaniem w kraju cieszy się zarуwno wśrуd badaczy historii, jak i młodzieży książka Anatola Statkiewicza-Czabaganowa “Jam jest Wasz syn”.
Kronikarz szlachty białoruskiej
Korzenie rodzinne podobnie jak geny wcześniej czy pуźniej doprowadzają człowieka do nowego poziomu poznania życia, odnalezienia własnego miejsca w tym świecie. Anatol Statkiewicz-Czabaganow, osoba o bogatej szlacheckiej historii rodzinnej, do niedawna był bardziej znany na Białorusi jako biznesmen: eksperci twierdzą, że jest właścicielem jednego z największych w WNP holdingуw produkcji i sprzedaży odzieży ochronnej. Jest rуwnież mecenatem, za działalność charytatywną został uchonorowany przez Ruską Cerkiew Prawosławną. Tylko nieliczni wiedzieli, że zaczynając od 1990 roku nie tylko szuka swoich korzeni, lecz bada związane z jego rodziną stare białoruskie rody. Jeśli przypomnieć sobie orbity, na ktуrych zaznacza najbliższą rodzinę Lipski, staje się zrozumiałe: w każdym z tych rodуw Anatol Statkiewicz-Czabaganow znalazł swoich bliskich. Okazało się między innymi, że rуwnież z Włodzimierzem Lipskim mają wspуlnych przodkуw.
Zanim zajął się rodowodem, Anatol Statkiewicz-Czabaganow, syn dowуdcy partyzantуw Wasyla Czabaganowa, przeszedł trudną drogę życiową. Urodził się we wsi Zasmuże powiatu lubańskiego w trudnym powojennym 1946 roku, gdzie wychowywała go babcia Maria z domu Karafa-Korbut: na długo przed szkołą nauczyła wnuka czytać i pisać. Z wyrуżnieniem ukończył szkołę średnią w Lubaniu, następnie Instytut Mechaniki Precyzyjnej i Optyki w Leningradzie. Pracował w przemyśle obronnym (był inżynierem elektronikiem, konstruował rakiety), obejmował stanowiska kierownicze w sektorze rolnym Białorusi, ukończył Wyższą Szkołę Zarządzania przy Komitecie Przemysłu Rolnego ZSRR (Moskwa) i Szkołę Gospodarki Światowej i Języka Angielskiego w Wielkiej Brytanii. Pуźniej założył własny biznes — obecnie jest przewodniczącym Rady Nadzorczej grupy spуłek Steckiewicz.
W pierwszej książce z serii “Kronika białoruskiej szlachty” — zaplanowana jest jako duża seria, ponad dziesięć książek — autor, obecnie rуwnież członek Związku Pisarzy Bałorusi, opowiedział czytelnikom, jak z opowieści matki Aleksandry, babci, innych bliskich zrodziła się ogromna chęć zajrzeć do historii swojego rodu tak głęboko, jak tylko jest to możliwe. Najpierw układał listy według linii bliskich przodkуw — szlachcicуw Statkiewiczуw, Sackiewiczуw-Statkiewiczуw herbu Kościesza oraz Karafуw-Korbutуw herbu Korczak. Przykładowo swojego przodka szlachcica Piotra, ktуry posiadał grunty we włości orszańskiej, Anatol Statkiewicz-Czabaganow znalazł w ХIV wieku: Piotr urodził się w 1320 roku. Od jego syna Sciacka rozpoczęła się nazwa rodu. Wszystkie linie odnaleziono, dokładnie spisano do naszych dni, w grubej książce umieszczono dokumenty archiwalne, zdjęcia, opisano kilkaset osуb. Drzewo genealogiczne jest ogromne i rozgałęzione.
Odpowiednia była też praca badacza, ktуrą kontynuuje do dziś. Zbadał historię czterdziestu rodуw szlacheckich. Przebyte przez Anatola Statkiewicza-Czabaganowa ścieżki rodowe na pewno ułatwią pracę tym, kto odważy się w ślad za nim wyruszyć w podobną podrуż. Starał się o każdym ze swoich bliskich dowiedzieć się jak najwięcej. “Te dane są bezcenne — uważa doktor habilitowany Aleś Bielski. — Są niezwykle ważne dla przyszłych pokoleń. Każdy, jeśli tylko zechce, będzie mуgł z tej księgi genealogicznej niby z podręcznika uczyć się historii rodu, dowiedzieć się, kim jest i skąd pochodzi, kim byli jego przodkowie, gdzie i jak mieszkali, czym się zajmowali, co osiągnęli, jakie trudności życiowe i problemy spotkały ich w życiu. Nasz wspуłczesny kronikarz opowiada, mуwiąc słowami Maksyma Bogdanowicza, “o pradziadach swych — o biedach i radości, przygodach, do kogo się modlili, czego szukali”. Autor nie tylko przedstawia rodowуd w przeciągu stuleci, tworzy szkic krajoznawczo-biograficzny, historyczno-literacki (kronikę rodziny) na podstawie zgromadzonych dokumentуw, materiałуw archiwalnych i wspomnień”.
Osoby o białoruskich korzeniach mieszkają dziś na całym świecie. Przypomnijmy nazwiska słynnych rodуw szlacheckich, przodkуw autora, ktуre najbardziej interesują badacza i o ktуrych pisze w swoich książkach. Są to już wspomniani Statkiewicze i Karafowie-Korbutowie — książki ukazały się w 2011 roku w języku rosyjskim w wydawnictwie Białoruskiego Egzarchatu, w wydawnictwie “Słowo Ojczyste” — po białorusku. Obecnie bada kolejne rody: Rudzińscy, Tyczynowie, Żdanowicze-Gurynowicze, Syćkowie, Lipscy, Zabiełłowie, Taturowie, Niekraszewicze, Glińscy-Lichodzijewscy, Reutowie, Korybut-Daszkiewicze, Kiernażyccy, Mastwiłowicze, Gietałtowie i Tyszkiewiczowie z rodu Kalenikowiczуw. “Gdy widzimy konkretne osoby, ich dorobek — inaczej odbieramy całą naszą historię — powiedział badacz Anatol Statkiewicz-Czabaganow podczas prezentacji książki, ktуra odbyła się w tym roku podczas ХІХ Targуw Książki w Mińsku. — Nasi przodkowie rуwnież tworzyli historię. Patrzymy na nią poprzez losy konkretnych osуb. Myślę, że jeśli będziemy badać własne korzenie, znać i szanować przodkуw, to właśnie jest patriotyzm. Tak wysokie uczucie jest niczym innym jak miłością do domu, rodu, kraju”.

Iwan Iwanow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter