Mgnienia wolnego lotu Oksany Lesnej

[b]Oksana Lesnaja, aktorka Narodowego Teatru Dramatycznego imienia Maksyma Gorkiego, w tym roku obchodzi rocznicę — 20 lat kariery artystycznej[/b]W jej życiu były trudne czasy. Jak powiedziała sama Oksana Lesnaja, los “postawił mnie na krawędzi”, szybciej odliczając dni życia, gdy wydawało się: jest odcięta od świata zdrowych ludzi, ukochanego zawodu. Wszystko było tam, na drugim brzegu, ona zaś w środowisku, gdzie nasuwały się pytania: za co? dlaczego ja? Wówczas uświadomiła sobie jak cenne jest życie. Odkryła dla siebie prostą prawdę: patrz na wszystko pozytywnie, wcześniej czy później świat obdarzy cię łaską. Ta prawda pomaga Oksanie Lesnej zachować równowagę w sytuacjach, w których nie mogła sobie poradzić w młodym wieku. Wszak środowisko teatralne jest burzą emocji.
Oksana Lesnaja, aktorka Narodowego Teatru Dramatycznego imienia Maksyma Gorkiego, w tym roku obchodzi rocznicę — 20 lat kariery artystycznej
W jej życiu były trudne czasy. Jak powiedziała sama Oksana Lesnaja, los “postawił mnie na krawędzi”, szybciej odliczając dni życia, gdy wydawało się: jest odcięta od świata zdrowych ludzi, ukochanego zawodu. Wszystko było tam, na drugim brzegu, ona zaś w środowisku, gdzie nasuwały się pytania: za co? dlaczego ja? Wуwczas uświadomiła sobie jak cenne jest życie. Odkryła dla siebie prostą prawdę: patrz na wszystko pozytywnie, wcześniej czy pуźniej świat obdarzy cię łaską.
Ta prawda pomaga Oksanie Lesnej zachować rуwnowagę w sytuacjach, w ktуrych nie mogła sobie poradzić w młodym wieku. Wszak środowisko teatralne jest burzą emocji.
Aktorka pokonała chorobę, wrуciła do normalnego życia. Gra w sztukach teatralnych i w filmach, na swуj sposуb interpretuje postacie. Lesnaja kreuje bohaterki na granicy rуżnych emploi. Raz jest dumna i nieprzystępna, raz kobieca i delikatna, raz jest kobietą wampem, kobietą sukcesu, raz romantyczną dziewczyną z ludu. Taka właśnie jest Zośka w sztuce “Rozrzucone gniazdo” według Janki Kupały. “Grałam Marylę, płakałam patrząc na Zośkę, ktуrą grała Lesnaja — opowiada o partnerce Olga Klebanowicz, artystka narodowa Białorusi. — Miałam wrażenie, że chodzi po scenie, nie stąpając piętami: była taka lekka i jednocześnie tragiczna”.
Grając dziewczyny i kobiety Oksana przekracza granice emploi. Czasami w lirycznej bohaterce uwalnia się wątek komediowy. Widz nie wie, czy ma płakać czy się śmiać, ponieważ emocje bohaterek zmieniają się bardzo szybko, jak emocje dzieci. Nagość świata wewnętrznego jej bohaterek jest nie do pomyślenia. Widz rуwnież przeżywa te wszystkie emocje, patrząc na aktorkę na scenie, dlatego tak długo pamięta jej nieco dziwne kobiety.
Czy Oksana Lesnaja ostrożniej pokazuje emocje? Tak, mуwi, teraz nie tak ostro reaguje na kłopoty w życiu i w teatrze, ktуre potrafiły zdołować w młodości. Czy można oszczędzać emocje, pytam gościa redakcji. Zawуd aktora wymaga zaangażowania emocjonalnego. Uśmiecha się: “Najważniejsze są zdolności. Kreując kolejną postać, zanurzając się w jej życie, pamiętam, że to ja, aktorka Oksana Lesnaja, mam ją zagrać”. Zagrała kilkadziesiąt postaci na scenie teatralnej. Eulampia — “Wilki i owce” Aleksandra Ostrowskiego, Leda krуlowa Sparty w sztuce “Amfitrion” opartej na mitach Starożytnej Grecji, Pani Peters — “Przed zachodem słońca” Gerharta Hauptmanna, Anna — “Wassa” Maksyma Gorkiego, Anastazja Pietrowna — “Sen wujka” Fiodora Dostojewskiego. Do redakcji Oksana Lesnaja przyszła z planu zdjęciowego filmu dla dzieci “Pasiaste szczęście”, gdzie gra nauczycielkę.
— Mnie się wydaje, że jest pani aktorką, ktуra potrafi zagrać wszystko.
— Każda aktorka tak o sobie myśli. Nie jestem wyjątkiem. Z moją urodą jestem, jak to się mуwi w teatrze, charakterystyczną aktorką. Nawet bardzo. Nadal jest we mnie wystarczająco dużo romantyki, sentymentуw. Podobne role, powiem bez zbędnej skromności, potrafię błyskotliwie zagrać. Mieliśmy taki spektakl “Wilki i owce”, grałam w nim Eulampię, kobietę istniejącą ponad życiem, społeczeństwem. Jest zanurzona w romantycznych marzeniach. Poza tym fascynują mnie bohaterskie historie.
— Czy zdarzało się, że chciała pani zagrać jedną rolę, a dostawała inną?
— Eulampia była właśnie taką rolą, ktуra nie spodobała mi się, gdy czytałam sztukę. Pamiętam swoją reakcję: kolejne beznadziejne lato, chodziliśmy na prуby w lecie. Proszę sobie wyobrazić tę obłąkaną bohaterkę, wdowę bogatego człowieka, ktуra podpisuje czyste kartki. Co za głupota, pomyślałam. Reżyser Arkadiusz Kac, po to jest reżyser, skierował mnie. “Jest taki typ kobiet — powiedział — mieszkają na księżycu, w swoim świecie. Społeczeństwo, obowiązki, papiery są dla nich rzeczą nieważną. Potrzebna mi jest taka Helena Sołowiej w jednym flakonie z Renatą Litwinową”. “O rany — mуwię — czy aby na pewno nie przesadzę, przymierzając te charaktery i umieszczając tam, gdzie pozostali istnieją w realizmie?” Kac poprosił mu zaufać. “Przesadzisz, to cię powstrzymam. Szukaj charakteru, nie jest taki jak wszystkie. Eulampia jest jak ptak, nie zna się na sprawach codziennych, jest ponad codziennością, chce kochać, to jedyna rzecz, ktуra ją interesuje. Szukaj, znajdź dla niej usprawiedliwienie”.
— Znalazła pani?
— Jak że inaczej? Eulampię kreowałam jak gdybym szła po cienkim lodzie. Niby jest realnym człowiekiem, lecz jak że dziwnym. Dopasowałam do niej głos, gesty. Sztuka była udana.
— Proszę opowiedzieć o pani ulubionych chwytach w trakcie kreowania postaci.
— Bardzo mi się podoba zmiana charakterуw moich bohaterek. Raz są ostre, raz romantyczne. Czynię je takimi. Wykorzystuję głos, mimikę, plastykę. Podoba mi się zmiana rytmu. Powiedzmy w sztuce narasta rytm, a następnie dobry reżyserski chwyt zmienia go, dalej jest spokojna atmosfera. Taki spektakl trzyma widza w napięciu. W życiu rуwnież interesują mnie ludzie, ktуrzy raz są spokojni, raz wybuchowi.
— Sztuka teatralna ma własne zasady. Ktуrą pani akceptuje najbardziej, a ktуrych trudno przestrzegać?
— Można zaakceptować w zawodzie wszystko, jeśli lubi się ten zawуd. Bez wątpienia są pewne trudności, napięcie, zawsze towarzyszy twуrczości. Istnieje etyka sceny. Trudno sobie z nią poradzić, nawet jeśli ktoś jest biały i puszysty. W teatrze trudno przetrwać, trudno żyć w zgodzie z sumieniem. Naszym zawodem kieruje duma, ambicje. To one nie dają nam spokoju, pociągają za sznurki. Wszyscy aktorzy mają ambicje, ponieważ każdy z nas musi udowadniać: to ja jestem najlepszy. Inaczej po co wychodzić na scenę? W takiej sytuacji na jaw wychodzą wcale nie najlepsze cechy. A kto jest święty, proszę powiedzieć? Mimo wszystko kto chce żyć w zgodzie z sumieniem, ten żyje z nią w zgodzie, kontroluje swoje wady. Myślę, że każdy stara się, by w sercu zwyciężyło dobro.
— Kiedy pani to zrozumiała?
— Z wiekiem zaczęłam rozumieć, że warto w kontaktach międzyludzkich blokować przycisk osądzenia, krytyki, przecież inny człowiek jest taki sam jak ty. Przejrzyj się w nim jak w lustrze i zauważysz najlepsze cechy. Często nie słyszymy innych. Historię usłyszaną od kogoś przymierzamy na siebie i rozważamy, co by było z nami. Czasami wydaje się nam, że zrozumieliśmy go, możemy więc coś doradzić. A przecież wystarczy mieć cierpliwość i po prostu wysłuchać człowieka.
— Stanisławski uważał, że rola powinna pasować do życia aktora, uzupełniać się jego osobistym doświadczeniem. Wtedy według niego wszystkie momenty roli i zadania aktorskie nie będą po prostu wymyślone, lecz fragmentami własnego życia. Czy adaptuje pani wydarzenia z życia do sztuk?
— To bardzo skomplikowany proces. Zdaje się jest to pewna adaptacja, lecz zdaje się nie było czegoś takiego w życiu. Prуbuję na przykład wykreować rolę dramatyczną. Oczywiście opieram się na swoje doświadczenie. Przypominam jednak nie wydarzenia, lecz uczucia, ktуre mnie ogarnęły, gdy zetknęłam się z problemem w życiu. Po przeżyciach jestem silniejsza, mądrzejsza. Moje doświadczenie na pewno mi pomaga, lecz jest modyfikowane, nie chodzi o czystą formę. Dojrzali aktorzy kreują głębsze role niż młodzi. Doznali w życiu radości i smutku. Bуl poszerzył horyzonty. Myślę, że nie można ciągle żyć w radosnym nastroju, powinno być miejsce na smutek. Prawdopodobnie taka jest zasada istnienia człowieka na ziemi.
— Jakie prуby trwają w tej chwili?
— Niestety nic nowego. Gram w spektaklach “Ninoczka”, “Wassa”, “Intrantna posada”, “Idealny mąż”, “Przed zachodem słońca”. Gram rуwnież w filmie. Dlatego nie narzekam. Nie mogę przecież grać dziewczyny w podeszłym wieku. W sztuce “Przed zachodem słońca”, od dłuższego czasu jest w repertuarze, bohater Jankowskiego nazywa moją bohaterkę młodą dziewczyną. Wytrąca mnie to z rуwnowagi, przecież widz domyśla się ile mam lat. Za każdym razem proszę Rostisława Iwanowicza, by nazywał mnie przynajmniej młodą kobietą. Odpowiada, że dla niego jestem dziewczyną i nic nie zamierza zmieniać. Mniej gram, ale to nawet dobrze, że w życiu aktora są przypływ i odpływ: czas obejrzeć się za siebie, odkryć w sobie nowe cechy, coś co przyda się pуźniej. Gdy aktor gra sztukę po sztuce, pojawia się przemęczenie, powtarza się. Tak się zdarza, gdy obciążenie jest zbyt duże. Przerwa nie zaszkodzi aktorowi. Niech tylko nie trwa długo.
— Kręcenie ktуrego filmu zapamiętała pani najbardziej?
— Każdy film jest ciekawy na swуj sposуb. Jeśli ktoś jest otwarty na świat, nigdy nie będzie się nudzić. Dość często grałam w moskiewskich serialach, były to role ostrych kobiet. Pуźniej białoruska reżyserka Małgorzata Kasymowa zaangażowała mnie do roli w filmie o miłości “Pokusa”. Bardzo spodobał mi się scenariusz. Grałam zdradzoną żonę. Jest kobietą sukcesu, ktуra zaczynała własny biznes i po jakimś czasie przekazała biznes mężowi, a sama wychowywała syna. Biznes wypalił, mąż wdał się w romans z inną kobietą. To była wielka rola, pierwsze doświadczenie pracy w białoruskim filmie, w ktуrym grali nasi i rosyjscy aktorzy. Zapamiętałam film rosyjskiego reżysera Sergieja Gazarowa, w ktуrym zagrałam dziennikarkę o przydomku Radio, samotną matkę. Po rolach pięknych kobiet ta była odmiennym doświadczeniem. Grałam w filmach białoruskiego reżysera Aleksandra Jefremowa “Rymuje się z miłością” i “Snajper”. Zaangażowano mnie w “Masakrze” Andrzeja Kudzinienki, gdzie zagrałam obrzydliwą Babę Jagę, ktуra wyładniała po zdjęciu zaklęcia. Baba Jaga miała fantastyczną charakteryzację. Podoba mi się, że Białorusinуw w tym filmie pokazano jako ludzi z poczuciem własnej godności. Czuję się znieważona, gdy uważa się nas za nieszczęsnych zacofanych ludzi.
— Jak się kształtował pani styl aktorski i kiedy się ukształtował?
— Kiedy? Mnie się wydaje, że dobry aktor kształtuje go przez cały czas, wzbogaca o nowe rysy. W tej drodze nie powinno być przystankуw: zatrzymasz się i będziesz narażony na usztywnienie, przez cały czas jak w łуdce trzeba wiosłować. Kształtowanie się zaczęło w Instytucie Teatralno-Artystycznym, gdzie dostałam się po ukończeniu szkoły. Studiowałam na roku Zinaidy Browarskiej i Walentego Ryżego. Będąc studentką, zrozumiałam, że od każdego pedagoga trzeba uczyć się najlepszego. Miałam szczęście poznać doświadczonych mistrzуw i przyjaźnić się z nimi. Darzę ich szczegуlnym szacunkiem. Zawsze zachwycałam się ludźmi, ktуrzy mają wiedzę, ogromne doświadczenie i pozostają otwarci i bezpośredni. Dawno odkryłam, że im bliżej szczytu jest człowiek, tym jest prostszy.
— Kiedy zaczęła pani pasjonować się teatrem?
— Jako nastolatka. Chodziłam do Teatru Młodego Widza, Teatru Dramatycznego imienia M. Gorkiego i teatru imienia J. Kupały. Duże wrażenie wywarła na mnie sztuka w teatrze Gorkiego — “Dwoje na huśtawce”. Pamiętam jak płakałam. Aleksandra Klimowa była niezrуwnana. Jak każdą dziewczynkę emocjonowały mnie historie miłosne. Byłam wrażliwym dzieckiem. Nawet teraz płaczę oglądając program telewizyjny “Czekaj na mnie” (rosyjski program telewizyjny o tym, jak ludzie odnajdują po wielu latach zaginionych bliskich— przyp. moje).
— Słyszałam o historii pani rodziny, związanej z tym programem.
— Tak. Wуwczas program nazywał się “Znaleźć człowieka” i prowadziła go Agnija Barto (radziecka pisarka, scenarzysta, autor wierszy dla dzieci — przyp. moje). Nie raz opowiadała dziennikarzom, że w latach wojny mуj ojciec i brat podczas bombordowania zgubili matkę i znaleźli ją po 20 latach. Bracia rуwnież spotkali się dopiero po 20 latach.
— Czy wspomina pani o Teatrze Młodego Widza?
— To był mуj pierwszy zespуł teatralny, przyjął mnie jak swoją. W tym teatrze troszczono się o młodych aktorуw. Po raz pierwszy weszłam na scenę jako Motyl w spektaklu “Calineczka”. Woziłam Calineczkę na liściu, miałam na sobie za wielkie buty, spadały, publiczność śmiała się z tego, ja sama też. Zagrałam wiele postaci. Po kilku latach zatrudnił mnie teatr imienia Gorkiego. Tam było inaczej, przyjęto mnie kulturalnie i z dystansem. Sama zresztą byłam już inna.
— Pewnego razu mуj kolega powiedział: Oksana Lesnaja to delikatna kobiecość. Zgadza się pani z tym?
— Myślę, że walczą we mnie dwa początki: waleczny i bezbronny. Prawdopodobnie jak w sercu każdej kobiety. Czasami wydaje mi się, że jestem wyjątkowo bezbronnym człowiekiem, czasami — samodzielnym obywatelem.
— Podobno nasze wyobrażenie o sobie rуżni się od tego kim naprawdę jesteśmy. Co pani o tym myśli, przeglądając się w lustrze?
— Czasami myślę: nos mуgłby być nie taki długi, usta bardziej pulchne, oczy większe. Gdy długo o tym myślę, głos zabiera inna Oksana: “Moja droga — mуwi — rodzicуw się nie wybiera i geny same toczą walkę, ty masz to, co masz”. Czasami akceptuję siebie, czasami podobam się sobie. Ludzie patrzą na nas inaczej, to spojrzenie rуżni się od naszego. Dowiedziałam się po jakimś czasie, że na studiach uważano mnie za bardzo poważną, ja natomiast myślałam, że jestem towarzyska i wesoła.
— Jest pani osobą zorganizowaną?
— Proszę dodać: i odpowiedzialną. Zdarzają się okresy bardzo poważnego skupienia i odwrotnie. Tak jest, gdy jestem bardzo zmęczona. Odpowiedzialności mam w sobie nawet za dużo. To cecha charakteru z dzieciństwa. Czasami wydaje mi się, że urodziłam się z tym. Jakiś czas temu kupiłam sobie notes, by nic mi nie wypadło.
— Jak często lubi pani siebie i odwrotnie?
— Za bardzo siebie lubić, jak i być wobec siebie za bardzo nieodpowiedzialną to anomalia. Najlepszy jest złoty środek. Czasami nas ponosi. Wydaje się nam, że prawidłowo i dobrze wszystko robimy, jak powiedział Bułat Okudżawa “zdaje się prawidłowo żyjemy”, czasami jesteśmy niezadowoleni. To normalne. Jesteśmy żywymi istotami, jesteśmy uzależnieni od rytmуw przyrody, przypływуw i odpływуw, burz magnetycznych i Bуg wie czego jeszcze. Jak każdy człowiek raz jestem na wozie, raz pod wozem. Miewam zmienne nastroje, rуżnie mi się układają relacje z innymi ludźmi, nawet bliskimi. Między tymi rуżnymi okresami jest szczęśliwy wolny lot. To krуtkie mgnienie następuje najczęściej, gdy coś osiągniesz. Zagrasz błyskotliwie albo coś innego. Ten stan jest podobny do krуtkiego lotu z trampoliny. Lecisz, lecz ten stan nie trwa długo.
— Czy dawno zrozumiała pani: jestem kim jestem, nigdy więcej nie chcę dostosowywać się do kogoś?
— Mam taki zawуd, że nie mogę nie dostosowywać się. Zawуd wymaga uzależnienia. Dostosowuję się podświadomie. Jeśli chodzi o życie, zdolność dostosowania się przychodzi z doświadczeniem. Dawniej wydawało mi się, że dziś mam trudny spektakl, dlatego wszyscy mają nie oddychać. Pуźniej zrozumiałam, że te światy: rodzina i teatr — trzeba nauczyć się pogodzić ze sobą. Gotować zupę, rozmawiać z mężem, odpowiedzieć, jeśli syn czegoś potrzebuje.
— W jednym z wywiadуw powiedziała pani, że ważne znaczenie ma tworzywo rodzinne. Jakie mają państwo?
— Przychodzi mi na myśl cytat z “Anny Kareniny”: “Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swуj sposуb”. Mnie się wydaje, że tworzywo mojej rodziny jest dobre, prawidłowe.
— Czy w domu pachnie ciastem?
— Oczywiście. Lubię piec ciasta, zapiekanki z rodzynkami.
— Proszę opowiedzieć o mężczyznach w pani życiu.
— O realnych czy scenicznych? Gram w entreprise, gdzie moja bohaterka ma trzech mężczyzn. To zabawna sztuka Michaela Cristofera, w ktуrej gra Sergiusz Żurawiel i Włodzimierz Miszczanczuk. To wspaniali partnerzy. Wszystkich mężczyzn partnerуw na scenie lubię. Co więcej uwielbiam ich. Nie interesuje mnie natomiast, jacy są poza sceną. Potrzebuję tej tajemnicy o nich. Sama obdarzam ich licznymi zaletami i wtedy lepiej mi się pracuje. Łatwo mi lubić w nich cechy, ktуre sama dla nich wymyśliłam.
— W życiu rodzinnym mężczyźnie potrzebna jest adekwatność, wyobraźnia nie pomoże.
— Tak, w życiu trudniej pokochać. Czasami wydaje mi się, że dobrze znam człowieka, a nagle zrobi coś zupełnie nieoczekiwanego. To po raz kolejny świadczy o tym, że kierują nami iluzje. Mimo wszystko mężczyzna jest ważnym składnikiem życia kobiety. Jest nieuniknioną katastrofą i jednocześnie nie można bez niego żyć. Nie rozumiem emancypantek, ktуre twierdzą, że wszystko potrafią zrobić same, mężczyźni nie są im potrzebni. Wszystko w świecie opiera się o yin i yang, tylko z mężczyzną stanowisz całość. Lubię towarzystwo kobiet, lubię pogadać z koleżanką, ale to wszystko nie może zastąpić mężczyzny.
— Podoba się pani być w centrum uwagi?
— Wszyscy aktorzy chcą, by ich lubiano i zachwycano się nimi. Taką mamy pracę. To głupie twierdzić, że nie chcę tego. Istnieje scena, kurtyna, rampa i widownia. To dwa światy, ktуre przychodzą do siebie w odwiedziny. W odwiedziny zaś przychodzi się z najlepszym.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter