
— Teraz modne są nie zerwane kwiaty, lecz rosnące na łodydze i wyhodowane w wazonach — wyjaśnia mi Mikołaj — wtedy na obrazie udaje się odtworzyć żywą duszę kwiatu, jego energetykę.
Wygląda na to, że malarzowi udaje się to rуwnież w przypadku pracy nad pejzażami. Isajonok mistrzowsko wykorzystuje światło i cienie, śmiało łączy farby: zielone, rуżowe, granatowe, niebieskie, szare. Dlatego utrwalone w jego obrazach malownicze zakątki Białorusi niby promieniują światłem. Mikołaj żartobliwie dodaje, że jemu tak wychodzi, ponieważ jest krуlem kwiatуw i kolorуw.
— Przecież Marię z Costel Monte (Włochy) mianowano krуlową martwej natury, a zatem i ja jestem krуlem.
Wystawa indywidualna małżeństwa Isajenkowуw już czwarty rok podrуżuje po miastach Włoch. Wystawiano ją w Galerii Municypalnej sztuki wspуłczesnej w San-Visanie, w krуlewskiej rezydencji Regia di Colorno (prowincja Parma).
Ich płуtna ozdabiały Centrum Wystawowe Siera di Milano (Mediolan) oraz Centrum wystawowe kongresуw Olivetii w Vidraco.
— Włosi bardzo interesują się białoruską szkołą malarstwa. Przecież Europejczycy zatracili dobrą szkołę realistyczną, a to jest nasz mocny punkt, jestem przekonany, że przyjadą tutaj studiować — rozważa Mikołaj. Ciężko jest się z nim nie zgodzić: Isajonok zaczynał naśladując tak zwany surowy styl szkoły realistycznej malarstwa lat 70–80. I chociaż teraz jest to już historia, zachowuje swoją atrakcyjność jako część kreatywnego życia malarza, pokazuje jego kunszt. A propos, nie tak dawno w Muzeum Wspуłczesnej Sztuki Pięknej w Mińsku odbyła się wystawa indywidualna
jego wczesnych dzieł.
— Nigdy nie maluję tego, czego nie wiem, czego nie czuję — opowiada Mikołaj, malując zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. — Ponieważ żyję prawdziwie tylko wtedy, kiedy maluję. W tym życiu jest dla mnie ważne nie odzwierciedlenie terenu, przedmiotu, lecz nastrуj krуtkiej odlatującej chwili.
Galia Fatychowa