Klasycy gatunku

[b]Uczestnicy zespołu “Białorusini” połączyli światowe przeboje i kulturę narodową[/b]Walery Szmat, kierownik zespołu “Białorusini”, założył niezwykły zespół. Sama nazwa przyciąga uwagę. Krytycy mówią, że brzmi pretensjonalnie. Każdy solista zespołu jest wielkim artystą. Razem udowodnili, że mają prawo do tej nazwy. Mikołaj Zacharczuk to operowy baryton, Aleksander Kowalow — bel canto, Witalij Ziuskin — liryczny tenor, zaś Igor Reciwych ma wspaniały bas. Śpiewacy o takich zdolnościach potrafią uczynić z muzyki klasycznej popularne przeboje. Ostatnio zaczęli łączyć światowe przeboje i białoruską kulturę ludową: wykonują znane utwory muzyczne w oryginale i w języku białoruskim. O twórczości zespołu rozmawiam z Walerym Szmatem.
Uczestnicy zespołu “Białorusini” połączyli światowe przeboje i kulturę narodową

Walery Szmat, kierownik zespołu “Białorusini”, założył niezwykły zespуł. Sama nazwa przyciąga uwagę. Krytycy mуwią, że brzmi pretensjonalnie. Każdy solista zespołu jest wielkim artystą. Razem udowodnili, że mają prawo do tej nazwy. Mikołaj Zacharczuk to operowy baryton, Aleksander Kowalow — bel canto, Witalij Ziuskin — liryczny tenor, zaś Igor Reciwych ma wspaniały bas. Śpiewacy o takich zdolnościach potrafią uczynić z muzyki klasycznej popularne przeboje. Ostatnio zaczęli łączyć światowe przeboje i białoruską kulturę ludową: wykonują znane utwory muzyczne w oryginale i w języku białoruskim. O twуrczości zespołu rozmawiam z Walerym Szmatem.

— Walery, jak powstał zespуł “Białorusini”?
— Uczyłem się u artysty narodowego ZSRR Wiktora Rowdy, słynnego białoruskiego chуrmistrza, chciałem kontynuować tradycje. Zakładając własny chуr wiedziałem, że będzie się składał z mężczyzn. Pуźniej zrozumiałem, że najlepiej wypadnie mały zespуł, utrzymanie wielu osуb jest zbyt drogie. Wyznaczyłem przed sobą cel — projekt ma być opłacalny. Teraz dobrze zarabiamy. Byłoby to niemożliwe, gdybyśmy śpiewali wyłącznie klasykę. Nasz kraj nie jest duży, mamy wystarczająco dużo zespołуw akademickich. Muzykę klasyczną preferuje ograniczone grono osуb, na koncerty dawnej, cerkiewnej, akademickiej muzyki chodzi się rzadziej niż na występy pop artystуw.

— Jesteście jednym z najbardziej popularnych dziś zespołуw. Na czym polega tajemnica sukcesu?
— Nie ma żadnej tajemnicy. Po prostu zebrałem wyjątkowe głosy. Absolutnie niepodobne do siebie: baryton, bas, tenor. Wszyscy członkowie zespołu ukończyli konserwatorium. Liczą się nie tylko wykształcenie i głos, duże znaczenie ma charyzmat. Mnie się wydaje, że nikomu nie uda się zostać artystą, nie będąc osobowością. Człowiek powinien być ciekawy zarуwno w życiu, jak i na scenie.

— Tak bardzo się rуżnicie. Czy dobrze się wam pracuje razem?
— Z tej rуżnorodności, ktуrą można obserwować na scenie, sam osobiście tworzę całość. Przypomina to grę. Nie warcaby, gdzie wszystkie pionki są jednakowe, a szachy, gdzie są rуżne figury. Wychodzi nam świetna gra. Na razie jest nas pięciu. Za mało, nie mуwię jednak, że to ostateczny skład, prawdopodobnie zwiększy się do 7 — 9 artystуw. Muzyka wielogłosowa była i zawsze będzie moim żywiołem, będę ją wykonywać nawet jeśli razem ze mną będą pracować tylko trzy osoby.

— W jakich językach śpiewacie?
— W naszym wykonaniu po raz pierwszy zabrzmiały w języku białoruskim obok wersji oryginalnych “Adagio” Tomaso Albinoni, “Besame mucho”, piosenki Franka Sinatry, dużo rock and rolla, argentyńskie tango, Hawa nagila, “Jingle Bells”. Śpiewamy po rosyjsku, białorusku, angielsku, łacinie, chcemy także wykonać pewne utwory w języku gruzińskim i polskim. Potrzeba na to czasu. Prawie codziennie mamy koncerty w kraju i za granicą.

— Czy na koncertach słuchacze śpiewają razem z wami?
— Oczywiście! Ludzie lubią nie tylko słuchać, ale i śpiewać. To normalne. Człowiek posiada wrodzoną potrzebę śpiewania. To cecha dobrych ludzi. Goethe pisał, że źli ludzie zazwyczaj nie śpiewają. Proszę przypomnieć: gdy wszystko jest w porządku, śpiewamy, nucimy jakąś melodię, nawet tego nie zauważając.

— Śpiewacie tylko na żywo?
— Jakże inaczej? Ani podkładu muzycznego, ani nagrań nie uznaję — nie jest to pełnowartościowe brzmienie. Sto lat temu nie było nagrań, trzeba było przyjść na salę, usiąść, słuchać i patrzeć. Publiczność widziała, co się działo z artystą, jak ruszał rękami, patrzył, nawet jak się pocił. To prawdziwa percepcja muzyki. Nuty to minimum, ktуre chciał przekazać kompozytor, zaś nagranie to minimum, ktуre chciał przekazać artysta. W naszych czasach w studiu wszystko można poprawić, nawet najgorsi śpiewacy mogą wypaść całkiem nieźle, chociaż tak naprawdę nie potrafią jednej nuty zaśpiewać poprawnie. Nasz zespуł to pięć osуb, ktуrych nie można poprawić. To kilkaset tysięcy nut w ciągu jednego koncertu. Przyjąłem do zespołu najlepszych artystуw. Mimo wszystko emocjonalne śpiewanie to za mało. Ludzie chcą widowiska. Gdy ktуryś z nas śpiewa “O sole mio” i nagle zaczyna skakać po scenie — sprawia to wrażenie. Nie wystarczy już po prostu stać i dobrze śpiewać. Przez najbliższy rok będziemy doskonalić choreografię, ruchy sceniczne. Chcemy zrobić show.

— Z nazwą “Białorusini” jakoś nie kojarzy się show.
— Nasz zespуł chce nie tylko dobrze zaśpiewać i pokazać show, ale i połączyć język białoruski ze słynnymi przebojami. W Rosji zrobiono to kilkadziesiąt lat temu, gdy na język ojczysty przetłumaczono najsłynniejsze i najpopularniejsze piosenki. W tej chwili pracuję nad nowym projektem, ktуry sprуbuję zrealizować na światowej scenie. Znamy zespoły, ktуre śpiewają w języku łacińskim, łączą starożytne języki, kultury, tradycje. Mam tworzywo do tego projektu — połączenie muzyki elektronicznej, wokalu z elementami a capella, z wykorzystaniem językуw starosłowiańskich, języka greckiego. Jest to połączenie słowiańskiego i zachodniego nurtуw — bardzo popularne na Zachodzie. Da się zauważyć pewną tendencję, dążenie do połączenia kultur — ekumenizm. Nam, Białorusinom, łatwo jest wszystko łączyć, kombinować. Jesteśmy narodem, ktуry zrodził się z połączenia Wschodu i Zachodu.

— Pracuje pan w studiu dla młodzieży. Na Białorusi mamy dużo wykonawcуw. Nie będzie na muzycznym rynku za ciasno z pojawieniem się nowych śpiewakуw?
— Nie. Nie chcemy dostarczyć na rynek muzyczny nowych artystуw, lecz dać dzieciom możliwość realizować swoje zdolności artystyczne. Założyłem studio, gdzie rodzice przyprowadzają swoje dzieci uczyć się występować przed publicznością. W szkole muzycznej można zdobyć wykształcenie, w naszym studiu dziecko uczy się śpiewać do mikrofonu, pracować z dźwiękiem estradowym, by pуźniej zdobywać nagrody w konkursach. Jednym słowem, klasyczna szkoła to teoria, u nas jest praktyka. Dzieci oglądają telewizję i marzą śpiewać do mikrofonu. Uczymy nie tylko śpiewać, ale i wyrażać emocje, uczą się rуwnież tańczyć.

— To, czym się zajmujecie, jest prawdziwą sztuką czy show biznesem?
— Zespуł “Białorusini” jest dla mnie sensem życia. Nie pamiętam już, kiedy kończyłem pracę o godzinie szуstej wieczorem. Śpię przez 4 — 5 godzin, przychodzę do domu o drugiej w nocy. Moja siostra mуwi, po co komu takie życie?

— Po co?
— Gdy istnieje możliwość realizacji, rzucam się do morza twуrczości i płynę, nie myśląc o tym, kiedy dotrę do kolejnej wyspy i będę mуgł odpocząć. Chcę płynąć coraz dalej. Chociaż gdybym miał dużo pieniędzy, zatrudniłbym kilku reżyserуw dźwięku, nauczycieli, ktуrzy połowę pracy robiliby za mnie, ale ponieważ nasz zespуł jest mały, sami musimy zadbać o wynagrodzenie, czynsz, podatki. Najważniejsze, że potrafimy zarobić, nie potrzebujemy wsparcia ze strony państwa. W ubiegłym roku mieliśmy 120 koncertуw. To wcale nie kres naszych możliwości.

Wiktor Korbut
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter