Od maślnicy do beczki
08.08.2009 14:30:19
W miejscowości Iwanowo w obwodzie brzeskim działa jedyna na Białorusi szkoła bednarstwa, w ubiegłym roku przemianowana w Szkołę Ludowej Twуrczości Zdobniczo-Użytkowej dla Dzieci w Iwanowie
Zdaje się zaczynamy rozumieć, na czym polega wartość tajemnic, przekazywanych ze stulecia na stulecie. Jeśli się zastanowić, gdyby nie było drewnianych naczyń, gdzie przechowywali produkty lub zagniatali ciasto na chleb nasi przodkowie? Teraz rуwnież bez takich naczyń smak życia nie jest pełny, można powiedzieć — jałowe. Co w naszym zakręconym życiu może być lepsze niż wyparzyć się w łaźni po zamoczeniu pachnącej miotełki w dębowej balii? A następnie oblać się wodą z sosnowego szaflika. Czy prуbowali państwo mleczaja, solonego w olchowej beczce? Oczywiście, trzeba sprуbować. Wyśmienicie smakują. Czy jedli państwo miуd z lipowej beczki? Nie? Warto wybrać się do Iwanowa.
Męska robota
Szkoła bednarstwa w Iwanowie zasłynęła pięć lat temu, gdy jej dyrektorka Tamara Golik i uczniowie otrzymali nagrodę prezydenta “Za odrodzenie duchowe” — za zachowanie i popularyzację dawnych rzemiosł ludowych. Od tego czasu sporo wody upłynęło w szybkiej iwanowskiej rzeczułce Samarowce, a rękami dzieci i nauczycieli zrobiono dużo maślnic, ankierуw, kuchli i kumczanуw.
Tamara Golik pokazuje mi nowe prace, przypominają, co i jak się nazywa:
— Pojemnik na wodę nazywa się ankierem. Baryło — do napojуw, a małe naczynie to już baryłko. Najczęściej używane do wina. Kwas i piwo przechowywano w kumhanie lub kuchli — beczkach z dziobkiem i szyjką. Do przechowywania butelek z winem przeznaczony jest bar — kumhan. Naczynia do łaźni nazywane są balią i szaflikiem.
— Dlaczego Iwanowo? Nie Drohiczyn czy Pińsk, a Janуw Poleski, jak nazywała się miejscowość przed 1939 rokiem?
— Niedaleko Iwanowa jest wieś Ryłowicze. W XVI wieku bednarze z Ryłowiczуw robili naczynia dla dworu krуlewskiego. Sława wsi utrzymywała się prawie do końca XX wieku — opowiada Tamara Golik.
Prawdopodobnie o tym starym rzemiośle niesłusznie zapomnianoby, gdyby nie Iwanowski Oddział Kultury i jego kierownik Włodzimierz Szelagowicz. Nie mniej zafascynowany tą ideą jest architekt z wykształcenia i dekorator Wasyl Golik. Byli przekonani, że kisić kapustę koniecznie trzeba w drewnianych beczkach, a solić grzyby — w dębowych. Wasyl Golik był pierwszym dyrektorem szkoły, ktуrą kieruje w chwili obecnej jego małżonka — Tamara Golik.
Sprawa nie była łatwa. Program i plan nauczania należało uzgodnić w sześciu ministerstwach. Po zainstalowaniu ławek bednarskich zamуwiono narzędzia. Jednak fabryczne maszyny nie potrafiły wykonać zlecenia. Zwrуcono się do mistrza z Ryłowiczуw Sergiusza Swirepy. Zrobił narzędzia z resor samochodowych.
Już 186 chłopcуw opanowało rzemiosło, zdobyło dyplomy. Kolejne 63 osoby czekają. Chłopcуw uczy się dopiero od 7 klasy. Przyczyna jest prosta: młodsi nie mają sił trzymać topуr w rękach.
Tajemnic zawodu bednarza uczy się w ciągu trzech lat. Oprуcz technologii wyrobu naczyń, dzieci zapoznają się z materiałoznawstwem, kreślarstwem, plastyką, zdobnictwem.
— Czy jest ciężko? — pytam Dmitrego Swirepę, ktуry jak się okazało jest krewnym słynnego bednarza z Ryłowiczуw.
Ściska ramionami:
— Już się przyzwyczaiłem.
Koledzy z klasy pracowali nad podobnymi pуłwyrobami. Odciskуw na rękach nie mają, ale zapału wystarczy na dobrą beczkę albo baryło. Najlepiej jednak wychodzą im proste maślnice.
Tamara Golik opowiada, że cieszy się, gdy słyszy podziękowania od rodzicуw:
— Ktoś dostaje się do szkуł zawodowych, ktoś uprawia rzemiosło. Najważniejsze, że nie boją się narzędzi i drewna.
Bednarstwo to męska robota. Dziewczyny tego się nie uczą. Kobiety w szkole jednak są. Tamara Golik jest dyrektorką, a Natalia Kocewicz uczy chłopcуw podstaw bednarstwa.
Drewno z charakterem
Młodzi bednarze z Iwanowa prawidłowo mogą podpowiedzieć, jak pracować nad poszczegуlnymi gatunkami drzewa. Każde ma własny charakter. Do kiszenia kapusty najlepiej pasuje osika. Upominkowe łyżki robi się z topoli. Dla kwasu dobra jest lipa. Jak rуwnież dla miodu. Dla sypkich produktуw i ziarna najlepsza jest sosna. Do solenia idealnie pasuje dąb. Jest rуwnież dobry do łaźni, beczek do wina i chrzcielnic.
Szkoła zużywa 5 metrуw sześciennych drewna rocznie. Zlecenia składają w leśnictwie. Tamara Golik mуwi, że problemуw z materiałem nie ma — byle były pieniądze.
W szkole pokazano mi, co to jest rozszczepianie w kierunku promienistym i stycznym. To jest podejście naukowe. Dawni rzemieślnicy takich terminуw nie używali. Wierzyli: jeśli podczas wytwarzania naczynia brać miarę zleceniodawcy (sążeń, arszyn, ramię, dłoń), wуwczas produkt, ktуry będzie w tym naczyniu, zacznie rezonować z organizmem tego człowieka. Przyniesie mu zdrowie i radość. Opowiedział mi o tym Sergiusz Swirepa, z ktуrym spotkałam się kilka lat temu.
Niestety teraz nie zaprasza gości. Ma prawie 90 lat i choruje. Zapomniał o bednarstwie. Jak cała wieś Ryłowicze niestety. Związać swoje życie z taką sztuką, jak bednarstwo, nie jest łatwo. To ciężka praca, wymagająca wysiłku, uporu, cierpliwości.
W charakterze potwierdzenia przytoczę fragment listu, ktуry nadesłał czytelnik Sergiusz Korsak: “Sam pochodzę ze wsi Ryłowicze. Jestem wnukiem, synem i kuzynem bednarzy. Niestety nie opanowałem tej sztuki. To prawdziwy cud widzieć, jak z kawałka dębu powstają beczki, kubki. Jak ludzie na oko prawidłowo określają długość koła obręczy, a jest ich na beczce 3 i 5 i wszystkie rуżnego rozmiaru. Jak ręcznie obrabiają klepkę po klepce. Mуwi się, że na wsi ludzie budzą się, gdy pieje kogut, w Ryłowiczach natomiast było inaczej. U nas bednarze wstawali trzy godziny wcześniej. Po beczki przyjeżdżano do nas prawie z całego ZSRR. Używano najlepszego dębu, po 15 — 20 latach suszenia. Mуj dziadek Stepan Korsak przez całe życie był bednarzem. Robił prezenty dla Leonida Breżniewa, Piotra Maszerowa. Dziękuję. Nie pozwalają państwo zniknąć tej sztuce”.
Beczki nie dla Diogenesa
Wyroby uczniуw szkoły bednarstwa nie są sprzedawane, a tylko eksponowane podczas wystaw. Szkoła prezentuje się wszędzie, gdzie się ją zaprasza. Byli między innymi w Rosji. Teraz istnieje zamiar założenia hali produkcyjnej. Wszyscy są przekonani, że beczki, maślnice i inne naczynia będą cieszyć się popytem. Potrzebne są pieniądze. Ich właśnie nie starcza. Szkoła utrzymywana jest z budżetu. Rodzice płacą za nauczanie mniej niż pięć dolarуw. Miesięcznie. A sponsorуw nie ma.
Nad zleceniami pracują tylko nauczyciele. W wolnym czasie robią naczynia. Co prawda, trzeba na to sporo czasu — czasami mija pуł roku. Na pierwszym miejscu są zajęcia z dziećmi.
Tamara Golik pokazuje mi zdjęcia najlepszych prac:
— Najlepiej pamiętam jedno zlecenie — chrzcielnicę z dębu. Zrobiliśmy ją dla świątyni w Mińsku. Do chrztu dzieci. Poza tym zamawiano u nas baryło do wina na 100 litrуw, beczkę dla grzybуw, naczynia do łaźni. Białorusini, Rosjanie się zwracają.
Jeśli chodzi o ceny, dębowe baryło na 10 litrуw na przykład kosztuje około 200 dolarуw. Powiedzą państwo, że drogo. Wcale nie. Proszę tylko pomyśleć: przez trzy lata drzewo suszono, kolejne dwa schły deski, na pracę — ręczną i niepowtarzalną — trzeba było ponad miesiąc…
Walentyna Kozłowicz
Zdaje się zaczynamy rozumieć, na czym polega wartość tajemnic, przekazywanych ze stulecia na stulecie. Jeśli się zastanowić, gdyby nie było drewnianych naczyń, gdzie przechowywali produkty lub zagniatali ciasto na chleb nasi przodkowie? Teraz rуwnież bez takich naczyń smak życia nie jest pełny, można powiedzieć — jałowe. Co w naszym zakręconym życiu może być lepsze niż wyparzyć się w łaźni po zamoczeniu pachnącej miotełki w dębowej balii? A następnie oblać się wodą z sosnowego szaflika. Czy prуbowali państwo mleczaja, solonego w olchowej beczce? Oczywiście, trzeba sprуbować. Wyśmienicie smakują. Czy jedli państwo miуd z lipowej beczki? Nie? Warto wybrać się do Iwanowa.
Męska robota
Szkoła bednarstwa w Iwanowie zasłynęła pięć lat temu, gdy jej dyrektorka Tamara Golik i uczniowie otrzymali nagrodę prezydenta “Za odrodzenie duchowe” — za zachowanie i popularyzację dawnych rzemiosł ludowych. Od tego czasu sporo wody upłynęło w szybkiej iwanowskiej rzeczułce Samarowce, a rękami dzieci i nauczycieli zrobiono dużo maślnic, ankierуw, kuchli i kumczanуw.
Tamara Golik pokazuje mi nowe prace, przypominają, co i jak się nazywa:
— Pojemnik na wodę nazywa się ankierem. Baryło — do napojуw, a małe naczynie to już baryłko. Najczęściej używane do wina. Kwas i piwo przechowywano w kumhanie lub kuchli — beczkach z dziobkiem i szyjką. Do przechowywania butelek z winem przeznaczony jest bar — kumhan. Naczynia do łaźni nazywane są balią i szaflikiem.
— Dlaczego Iwanowo? Nie Drohiczyn czy Pińsk, a Janуw Poleski, jak nazywała się miejscowość przed 1939 rokiem?
— Niedaleko Iwanowa jest wieś Ryłowicze. W XVI wieku bednarze z Ryłowiczуw robili naczynia dla dworu krуlewskiego. Sława wsi utrzymywała się prawie do końca XX wieku — opowiada Tamara Golik.
Prawdopodobnie o tym starym rzemiośle niesłusznie zapomnianoby, gdyby nie Iwanowski Oddział Kultury i jego kierownik Włodzimierz Szelagowicz. Nie mniej zafascynowany tą ideą jest architekt z wykształcenia i dekorator Wasyl Golik. Byli przekonani, że kisić kapustę koniecznie trzeba w drewnianych beczkach, a solić grzyby — w dębowych. Wasyl Golik był pierwszym dyrektorem szkoły, ktуrą kieruje w chwili obecnej jego małżonka — Tamara Golik.
Sprawa nie była łatwa. Program i plan nauczania należało uzgodnić w sześciu ministerstwach. Po zainstalowaniu ławek bednarskich zamуwiono narzędzia. Jednak fabryczne maszyny nie potrafiły wykonać zlecenia. Zwrуcono się do mistrza z Ryłowiczуw Sergiusza Swirepy. Zrobił narzędzia z resor samochodowych.
Już 186 chłopcуw opanowało rzemiosło, zdobyło dyplomy. Kolejne 63 osoby czekają. Chłopcуw uczy się dopiero od 7 klasy. Przyczyna jest prosta: młodsi nie mają sił trzymać topуr w rękach.
Tajemnic zawodu bednarza uczy się w ciągu trzech lat. Oprуcz technologii wyrobu naczyń, dzieci zapoznają się z materiałoznawstwem, kreślarstwem, plastyką, zdobnictwem.
— Czy jest ciężko? — pytam Dmitrego Swirepę, ktуry jak się okazało jest krewnym słynnego bednarza z Ryłowiczуw.
Ściska ramionami:
— Już się przyzwyczaiłem.
Koledzy z klasy pracowali nad podobnymi pуłwyrobami. Odciskуw na rękach nie mają, ale zapału wystarczy na dobrą beczkę albo baryło. Najlepiej jednak wychodzą im proste maślnice.
Tamara Golik opowiada, że cieszy się, gdy słyszy podziękowania od rodzicуw:
— Ktoś dostaje się do szkуł zawodowych, ktoś uprawia rzemiosło. Najważniejsze, że nie boją się narzędzi i drewna.
Bednarstwo to męska robota. Dziewczyny tego się nie uczą. Kobiety w szkole jednak są. Tamara Golik jest dyrektorką, a Natalia Kocewicz uczy chłopcуw podstaw bednarstwa.
Drewno z charakterem
Młodzi bednarze z Iwanowa prawidłowo mogą podpowiedzieć, jak pracować nad poszczegуlnymi gatunkami drzewa. Każde ma własny charakter. Do kiszenia kapusty najlepiej pasuje osika. Upominkowe łyżki robi się z topoli. Dla kwasu dobra jest lipa. Jak rуwnież dla miodu. Dla sypkich produktуw i ziarna najlepsza jest sosna. Do solenia idealnie pasuje dąb. Jest rуwnież dobry do łaźni, beczek do wina i chrzcielnic.
Szkoła zużywa 5 metrуw sześciennych drewna rocznie. Zlecenia składają w leśnictwie. Tamara Golik mуwi, że problemуw z materiałem nie ma — byle były pieniądze.
W szkole pokazano mi, co to jest rozszczepianie w kierunku promienistym i stycznym. To jest podejście naukowe. Dawni rzemieślnicy takich terminуw nie używali. Wierzyli: jeśli podczas wytwarzania naczynia brać miarę zleceniodawcy (sążeń, arszyn, ramię, dłoń), wуwczas produkt, ktуry będzie w tym naczyniu, zacznie rezonować z organizmem tego człowieka. Przyniesie mu zdrowie i radość. Opowiedział mi o tym Sergiusz Swirepa, z ktуrym spotkałam się kilka lat temu.
Niestety teraz nie zaprasza gości. Ma prawie 90 lat i choruje. Zapomniał o bednarstwie. Jak cała wieś Ryłowicze niestety. Związać swoje życie z taką sztuką, jak bednarstwo, nie jest łatwo. To ciężka praca, wymagająca wysiłku, uporu, cierpliwości.
W charakterze potwierdzenia przytoczę fragment listu, ktуry nadesłał czytelnik Sergiusz Korsak: “Sam pochodzę ze wsi Ryłowicze. Jestem wnukiem, synem i kuzynem bednarzy. Niestety nie opanowałem tej sztuki. To prawdziwy cud widzieć, jak z kawałka dębu powstają beczki, kubki. Jak ludzie na oko prawidłowo określają długość koła obręczy, a jest ich na beczce 3 i 5 i wszystkie rуżnego rozmiaru. Jak ręcznie obrabiają klepkę po klepce. Mуwi się, że na wsi ludzie budzą się, gdy pieje kogut, w Ryłowiczach natomiast było inaczej. U nas bednarze wstawali trzy godziny wcześniej. Po beczki przyjeżdżano do nas prawie z całego ZSRR. Używano najlepszego dębu, po 15 — 20 latach suszenia. Mуj dziadek Stepan Korsak przez całe życie był bednarzem. Robił prezenty dla Leonida Breżniewa, Piotra Maszerowa. Dziękuję. Nie pozwalają państwo zniknąć tej sztuce”.
Beczki nie dla Diogenesa
Wyroby uczniуw szkoły bednarstwa nie są sprzedawane, a tylko eksponowane podczas wystaw. Szkoła prezentuje się wszędzie, gdzie się ją zaprasza. Byli między innymi w Rosji. Teraz istnieje zamiar założenia hali produkcyjnej. Wszyscy są przekonani, że beczki, maślnice i inne naczynia będą cieszyć się popytem. Potrzebne są pieniądze. Ich właśnie nie starcza. Szkoła utrzymywana jest z budżetu. Rodzice płacą za nauczanie mniej niż pięć dolarуw. Miesięcznie. A sponsorуw nie ma.
Nad zleceniami pracują tylko nauczyciele. W wolnym czasie robią naczynia. Co prawda, trzeba na to sporo czasu — czasami mija pуł roku. Na pierwszym miejscu są zajęcia z dziećmi.
Tamara Golik pokazuje mi zdjęcia najlepszych prac:
— Najlepiej pamiętam jedno zlecenie — chrzcielnicę z dębu. Zrobiliśmy ją dla świątyni w Mińsku. Do chrztu dzieci. Poza tym zamawiano u nas baryło do wina na 100 litrуw, beczkę dla grzybуw, naczynia do łaźni. Białorusini, Rosjanie się zwracają.
Jeśli chodzi o ceny, dębowe baryło na 10 litrуw na przykład kosztuje około 200 dolarуw. Powiedzą państwo, że drogo. Wcale nie. Proszę tylko pomyśleć: przez trzy lata drzewo suszono, kolejne dwa schły deski, na pracę — ręczną i niepowtarzalną — trzeba było ponad miesiąc…
Walentyna Kozłowicz