Zapraszamy na “Wesele”

Rosyjsko-białoruski projekt, wodewil “Wesele” na scenie Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego imienia Janki Kupały, na pewno może liczyć na sukces
Rosyjsko-białoruski projekt, wodewil “Wesele” na scenie Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego imienia Janki Kupały, na pewno może liczyć na sukces.

W domu Obłońskich zapanował całkowity zamęt... Nie wiem dlaczego, ale właśnie to zdanie rozpoczynające powieść Lwa Tołstoja “Anna Korenina” przyszło mi na myśl, gdy zaczynał się spektakl. Przyznam się, że na samym początku poczułam się ogłuszona, zniechęcona i okłamana przez teatr i wszystkich inscenizatorуw razem wziętych. Co to ma wspуlnego z Czechowem, gdzie jest wielki znawca duszy ludzkiej, ktуrego sztuki podbiły teatralny świat, w tej wakhanalii dźwiękуw — pieśni i tańca, trajkotaniu i powtarzaniu ciągle tego samego tekstu, co początkowo wydaje się absolutnie niedorzeczne. Po co te rewelacje, przypominające manierę wielkiego reżysera Federica Felliniego, styl litewskiego rewolucjonisty Eimuntasa NekroЁiusa i moskiewskiego Teatru na Tagance.
Tak przez krуtki czas myślałam.
Po tańcu gościa — położnej lat 30, w jaskrawej czerwonej sukience, ktуra, jak kilka innych postaci, istniała na scenie jednocześnie w trzech osobach (a w dwуch składach spektaklu jest ich oczywiście sześć), wszystko, co na początku spektaklu wytrąciło mnie z rуwnowagi i prawie popchnęło na drogę nihilizmu, nagle stało się zrozumiałe. Ci wszyscy ludzie obudzili we mnie litość: to nasze życie, w ktуrym brzmią czasami nuty wodewilu i ma miejsce prowincjonalizm. Ten sam prowincjonalizm, ktуry w człowieku dostrzegł Anton Czechow już we wczesnej twуrczości, ktуry jest właściwy nie tylko społeczności odległej od kultury i wykształcenia miejscowości, ale i w ogуle naturze ludzkiej. Prowincjonalizm kojarzy mi się z zarozumialstwem, tupetem, dętym autorytetem i innymi składnikami nie najlepszego zestawu cech. I tak żal mi się zrobiło nas wszystkich, żal po czechowsku.
Prawie wszyscy bohaterzy spektaklu kulturą i ogładą towarzyską nie mogą się pochwalić, są prowincjonalni aż do bуlu: i starsza generacja, i młodziani. Nawet te skromniejsze postacie, co na pierwszy rzut oka wyglądają na białe wrony na tle rozwiązłej młodzieży — Panna Młoda Daszeńka (zasłużona artystka Białorusi Zinaida Zubkowa) i Grek cukiernik Dymba (artysta narodowy Białorusi Mikołaj Kiryczenko). Ale i oni są produktem swojego środowiska, gdzie panuje prymitywna moralność, udająca prostotę, i głupota, podawana za rozum, i bezużyteczna wyjątkowość.
Powiedzieć, że delektowałam się każdą chwilą premierowego spektaklu “Wesela” w interpretacji moskiewskiego reżysera Władimira Pankowa, znaczy nic nie powiedzieć. Reżyser pracował nad sztuką razem ze swoim zespołem: scenografistą Maksymem Obrezkowem, choreografem Heleną Bogdanowicz, kostiumografami Natalią Żołobową i Sergiejem Agafonowem. Odtwуrcą roli Pana Młodego jest aktor Moskiewskiego Teatru Dramatycznego imienia A. Puszkina Andriej Zawadiuk. Pozostali to aktorzy teatru imienia Janki Kupały Genadiusz Garbuk, Arnold Pomazan, Natalia Koczetkowa i inni. Po prostu parada osobowości!
Dokładnie przemyślana, zorganizowana akcja spektaklu w miarę rozkręcania się coraz bardziej przekonywała mnie, że czechowska intonacja, niby żywa woda, przedostaje się przez zwarte wielowarstwowe życie sceniczne. Ta intonacja w spektaklu jest podobna do niewidzialnych gluonуw. Niby skleja wszystkie warstwy tej polifonicznej sztuki: międzyludzkie, chronologiczne, nie pozwalając rozpaść się na kawałki.
Akcja jak gdyby toczy się na wszystkich płaszczyznach i poziomach życia jednocześnie, bohaterzy łatwo znajdują się a to w przeszłości, a to w teraźniejszości. Wielopiętrowa konstrukcja sceniczna jest do tych przejść doskonale dopasowana. Przyznam się jednak, że ogarnięcie wszystkiego, co dzieje się na scenie, nie jest łatwe: świadomość nie jest zdolna dostrzec wszystkich planуw życia scenicznego, gdzie każda postać odgrywa swoją partię. Przy tym wśrуd znakomitych odtwуrcуw satyrycznych typуw prowincjonalnych mieszczan trudno kogoś wyrуżnić: tak doskonałą pracę zespołową osiągnęli inscenizatorzy. W spektaklu rzucane są wypowiedzenia, repliki, piosenki, pas, rzeczy... Pankow śmiało miesza rуżne style i kierunki muzyczne, na przykład muzyka Igora Strawińskiego organicznie wspуłistnieje z białoruskimi pieśniami obrzędowymi, folklorem i nawet przebojem czasуw radzieckich “Alesia”. Rуżne szkoły aktorskie w spektaklu rуwnież znakomicie wspуłgrają.
Niezapomniana scena to uczta weselna z udziałem artysty narodowego Białorusi Genadiusza Owsiannikowa, mistrza teatru psychologicznego (“generał” Rewunow-Karaułow). Dzięki przemyślanej koncepcji inscenizacji, gdy każdy aktor wie, co ma robić i uwzględnia działania partnerуw, scena uczty odbiera się jak spektakl w spektaklu. Tyle żywych, rozpoznawalnych typуw ludzkich na tym barwnym teatralnym płуtnie! Ktoś je, ktoś pije, ktoś drzemie zmęczony gadulstwem Karaułowa, ktoś z otwartymi ustami słucha go albo po prostu oniemiał, bo obok siedzi sympatyczna damulka. Ogromną przyjemność sprawia obserwacja mimiki aktorуw, gestуw, wsłuchiwanie się w intonację, te wszystkie szczegуły, ktуre tworzą cały obraz.
Tempo spektaklu jest takie, że zostaje tylko dziwić się, jak to wytrzymują aktorzy. W ciągu pуłtorej godziny ich energia tryska jak fontanna. Wykonawcom zdaje się podoba istnienie u kresu możliwości. Wszyscy bez wyjątku — i “starzy”, i młodzi — pracują z zapałem, prezentując doskonałą formę. To samo mogę powiedzieć pod adresem artystуw “żywej” orkiestry, ponieważ każdy z nich pełni swoje funkcje w tym precyzyjnie nastawionym mechanizmie akcji scenicznej. Jej sprężyna pomyślnie rozkręci się do końca. W finale lekko ogłuszona rewolucyjnym rozwiązaniem scenicznym (myślę, że widownia czuła się podobnie) z zadowoleniem zauważyłam: “danie” przyrządzone wspуlnie z Rosjanami mińskiej publiczności przypadło do gustu. Czechowska tęsknota za tym, co najlepsze w człowieku, jeszcze w nas żyje. Przynajmniej ja ją odczułam.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter