Witalij Buśko: “Nie może być szczęśliwy ktoś, kto nie lubi ludzi”

[b]Od 30 lat pracuje w powiecie lachowickim obwodu brzeskiego, zarządza dużą spółdzielnią produkcyjną Żerebkowicze. O takich ludziach jak on mówi się: prawdziwy gospodarz[/b]Rocznice bywają różne. Od pewnych jak gdyby wyrastają skrzydła: “Mam zaledwie 30, a już wszystko mam: dom, rodzinę, ulubioną pracę. Tak wiele dobrych rzeczy można jeszcze zrobić!”.
Od 30 lat pracuje w powiecie lachowickim obwodu brzeskiego, zarządza dużą spуłdzielnią produkcyjną Żerebkowicze. O takich ludziach jak on mуwi się: prawdziwy gospodarz
Rocznice bywają rуżne. Od pewnych jak gdyby wyrastają skrzydła: “Mam zaledwie 30, a już wszystko mam: dom, rodzinę, ulubioną pracę. Tak wiele dobrych rzeczy można jeszcze zrobić!”. Od innych pozostają przykre uczucia: “Oto przekroczyłem granicę. Mam już z gуrki. Ile lat mi jeszcze zostało?”. Są natomiast rocznice, ktуre są powodem do dumy, radości, podziwu. Taką właśnie rocznicę w tym roku obchodził prezes przedsiębiorstwa Żerebkowicze w powiecie lachowickim Witalij Buśko. Od 30 lat zarządza gospodarstwem, ktуre nie tylko słynie ze stabilnie wysokich wskaźnikуw, ale i decyduje o sytuacji w całym powiecie. Warto dodać, że udział przedsiębiorstwa Żerebkowicze w ogуle plonуw zbуż zebranych w powiecie stanowił 20 procent.
Dokładnie pуł życia Witalij Buśko opiekuje się gospodarstwem. Jak mu się udało utrzymać na stanowisku przez tak długi okres? Przecież doznał skutkуw słynnej pieriestrojki i upadku Związku Radzieckiego. Dla kierownika gospodarstwa rolnego nie było to tylko wyprуbowanie wytrwałości. Była to walka o życie. Kto kogo — i nie tylko w globalnej skali, ale i w każdym gospodarstwie.
Krępy mężczyzna, bardzo ruchliwy. Chodzi szybko i lekko. Wprost tryska energią. Krуtko strzyżone siwe włosy. W lekko przymrużonych oczach łatwo odczytać pytanie: w jakiej sprawie do nas? Życie prezesa takie jest, że pуł dnia pracuje, a przez następne pуł dnia rozmawia z gośćmi. Dziennikarze rуwnież bywają rуżni. Raczej poczułem niż zgadłem myśli prezesa, dlatego opowiedziałem mu o kierownikach przedsiębiorstw rolnych, ktуrych miałem okazję poznać. O kimś słyszał, z kimś zna się osobiście, zaś z prezesem przedsiębiorstwa Progress-Wiercieliszki Wasylem Rewiako studiował na jednym roku w Grodzieńskim Instytucie Rolniczym. Bez zaufania trudno liczyć na szczery monolog rozmуwcy. Sprуbuj jednak zdobyć zaufanie w ciągu kilku minut. Mimo wszystko…
— Pyta pan, jak się zostaje prezesem? W każdym razie nie na żądanie z gуry. Tak, zawsze były i będą samorodki. Ale to rzadkie zjawisko. Chodzi o setki i setki kierownikуw, ktуrych szkolenie nie jest seryjną produkcją. Osobistości nie można wyhodować. Człowiek staje się nią po pewnych prуbach, pozostając przy tym sobą i mając swoje stanowisko życiowe. Jednym słowem życie samo dokonuje selekcji. Nic się jednak nie dzieje bez własnych chęci. Jak rуwnież bez starań. Jak gdyby alarm włącza się wewnątrz i przez cały czas ci każe: “Działaj, działaj”. Pamiętam jak będąc uczniem (ale już nie w tym wieku, gdy wszyscy marzą, by zostać pilotem lub kosmonautą) pytam ojca o pozwolenie pуjść bawić się z kolegami z klasy. “Bawić się chcesz — zjadliwie mуwi ojciec. — Patrz, prezes pojechał autem. Onsię bawi. A ty masz kilka kopiejek w kieszeni”. Wtedy odpowiedziałem: “Też będę prezesem!”. “Pożyjemy — zobaczymy” — mądrze powiedział ojciec. Wcale nie dziecięca upartość kazała mi to powiedzieć. Coś miałem głęboko w duszy. Bуg wie, jak tam trafiło to ziarenko i zaczęło kiełkować. Będąc studentem pojechałem z dwoma kolegami na weekend do powiatu brzostowickiego. Pomagaliśmy zebrać z działki buraki. Twarze poczerwieniały, śmiejemy się, żartujemy z siebie. Ojciec naszego kolegi woził buraki ciągnikiem, a potem pyta: “Kim będziecie, chłopaki?”. “Ja będę prezesem” — mуwię jak o czymś pewnym. Po siedmiu latach rzeczywiście zostałem. Zostać to jedno, być co innego.
Do gospodarstwa rolnego Białoruś przeniosłem się z gospodarstwa Progress powiatu lachowickiego. Zostałem tam skierowany po studiach na stanowisko zastępcy prezesa. To była dobra szkoła. Naukę kontynuowałem rуwnież w gospodarstwie Białoruś, ktуrym zarządzał Aleksander Bokacz. Wybitny kierownik i przyzwoity człowiek. Był pуźniej wiceprzewodniczącym Obwodowego Komitetu Wykonawczego w Brześciu i wiceprzewodniczącym Rady Ministrуw BSRR. Tacy ludzie pracowali w naszym gospodarstwie!
Miałem 29 lat i byłem najmłodszym prezesem w powiecie. Gospodarstwo bardzo duże. Poza tym do gospodarstwa Białoruś dołączono gospodarstwo Radziecka Białoruś. By normalnie żyć i rozwijać się, trzeba budować. Nie będziesz budować — czeka cię klęska. Nie pomnożę, a stracę to, co zrobili poprzednicy. Będzie to na moim sumieniu. Boję się nie odpowiedzialności, a beznadziei. Są pieniądze, są wykonawcy, a obiektуw nie ma w planie generalnym. Siedzieć cicho i nic nie robić? Nie mogłem nic nie robić: ludzie mi zaufali. Jeden z urzędnikуw, od ktуrego zależały losy budowy, pyta mnie nie owijając w bawełnę: “Jaki masz samochуd, prezesie?”. — “Wołgę — odpowiadam. — Dostałem po swoim poprzedniku”. “Oddaj mi Wołgę i postaramy się rozwiązać twуj problem”. “Jak to oddaj”. “Nie bуjsię. Wszystko zgodnie z prawem. Ilejestwarta, tyledostanieszprzelewem na swoje konto”. Zebrałem zarząd gospodarstwa, opisałem sytuację. Do kogoś od razu dotarło, ktoś spojrzał na mnie z wyrzutem: ledwo zostałeś prezesem, a już wyprzedajesz mienie gospodarstwa. “Jak sobie poradzisz bez auta?” — pyta mnie ktoś z nich. “Wolę chodzić pieszo, tylko niech budowa ruszy”. “No to się zgadzamy”.
Wołga ruszyła z martwego punktu budowę czterech cielętnikуw, magazynu zbуż, 10 piętrowych domуw mieszkalnych, farmy mleczarskiej i innych obiektуw. Sprawa ruszyła. Powiem szczerze, nie raz przychodziło mi na myśl: “Przynajmniej rok popracować tak, by nie wstyd było odchodzić”.
I oto minęło 30 lat jak 30 dni. Jak zaledwie jeden miesiąc. Prawdopodobnie mуgłbym zostać dobrym przedsiębiorcą. Pewnie i w zawodzie zootechnika osiągnąłbym sukces. Wiem jedno: gdyby ktoś mi zaproponował coś innego — umarłbym z nudуw. Ktoś w naszym zawodzie dostrzega tylko ciemną stronę: nic poza pracą, ogromna odpowiedzialność za wszystko, brak życia prywatnego, niesprawiedliwy stosunek ze strony lokalnych władz. Przewlekłe przemęczenie, pogarszające stan zdrowia, jakiekolwiek było ci dane. Tak właśnie jest. Są jednak pewne przyjemności. Nic w rolnictwie nie pojawia się samo. Oprуcz chwastуw bodajże, jeśli zostawi się przynajmniej na jedno lato pole bez opieki. Wszystko na ziemi zdobywa się ciężką pracą i ogromną energią ludzi. Jak złoto, jak węgiel, jak ropę naftową. Chociaż wydobywa się je w gotowejpostaci. My natomiast tworzymy produkty. Gdy cieszę się z dobrze wschodzących roślin i wydaje się, że od nich powietrze staje się zielonkawe albo stoję obok pola żyta, nad ktуrym unosi się mgła, albo w okresie zbioru plonуw, gdy wdycham niepowtarzalny zapach chleba, ktуry fala po fali donosi się od kombajnu — jestem szczęśliwy. Jestem w środku tego zamętu. Gotuję się w nim, bezlitośnie tracę siły i w nim rуwnież je czerpię. Wszystko zgodnie z prawem sprawiedliwości.
Wszystko zależy od ludzi. Od ich umiejętności, starań, cierpliwości. I oczywiście od sumienia. Takie cechy nie tak łatwo wychować. A wytruć je swoim obojętnym stosunkiem do chłopуw jest bardzo łatwo. Gdy nadeszły surowe dziewięćdziesiąte, wiele gospodarstw, nawet dobrych, zbankrutowało. Ludzie zostali bez pieniędzy. Wydawałem zamiast wynagrodzenia zboże. Zgodnie z kosztem własnym. Proszę zwrуcić uwagę: wydawać, a nie zabierać ludziom ostatnie. Pamiętam, przyszedł do mojego gabinetu mechanizator. Opowiada, a sam prawie płacze: “Tracę wzrok. Trzeba jechać do Moskwy i robić operację. Proszę midać pieniądze. Będę dużo pracować”. Jak mogłem pomуc, gdy pieniędzmi nawet nie pachniało. Podjąłem nietypową decyzję. Powiedziałem: “Damy ci na poczet wynagrodzenia kilka krуw. Sprzedasz je i tych pieniędzy starczy ci na operacje”. Uratowaliśmy wzrok człowieka, a być może nawet życie.
Nasi mechanizatorzy dostają ciepłe posiłki w ciągu całego roku. Zasymboliczną opłatę. Pocotorobimy? Gdy człowiek nie jest głodny, dobrze pracuje.
Nie mamy problemуw z mieszkaniami. Nabywamy od ludzi porzucone domy i robimy remont. Na budowę stodуł dajemy materiały. Buduje jednak sam gospodarz. Gdy coś robi się swoimi rękami, to przywiązuje się do ziemi. Bardzo mocno.
Nigdy nie trzeba dzielić ludzi na dobrych i złych. Jeśli ktoś złamał przepisy prawa, ukradł, zawinił — powinien odpowiedzieć za to zgodnie z okolicznościami. Nie trzeba jednak poniżać człowieka. Nie może być szczęśliwy ktoś, kto nie lubi ludzi.
Ktoś żartem powiedział, że szczęście polega na tym, by zdążyć na czasie wybrać chomąto zgodnie ze swoim rozmiarem. Duży spadnie. Mały otrze kark. Witalij Buśko zdążył to zrobić. Wygląda na to, że za wcześnie to chomąto wieszać na gwoździu.

Leonid Siemionow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter