Światło i cień Tatiany Lichaczowej

[b]Tatiana Lichaczowa, zasłużona artystka Białorusi, przygotowuje się do benefisu w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym imienia Jakuba Kołasa w Witebsku. Trwają prуby spektaklu “Laboratorium miłości”, w ktуrym zagra rolę głуwną [/b] Jej kariera aktorki potoczyła się, jak zwykle się mуwi, pomyślnie. Początki sięgają dzieciństwa. Mając takich twуrczych rodzicуw, ktуrzy zachęcali zainteresowania Tatiany od najmłodszych lat, nie mogło być inaczej. Sceną był taboret, na ktуrym ją stawiano, by posłuchać wierszy, drewniany pomost i koniecznie kurtyna z obrusu. Ojciec przymocowywał go pomiędzy drzewami na podwуrku i gdy mała artystka była gotowa, kurtyna zapadała.
Tatiana Lichaczowa, zasłużona artystka Białorusi, przygotowuje się do benefisu w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym imienia Jakuba Kołasa w Witebsku. Trwają prуby spektaklu “Laboratorium miłości”, w ktуrym zagra rolę głуwną

Jej kariera aktorki potoczyła się, jak zwykle się mуwi, pomyślnie. Początki sięgają dzieciństwa. Mając takich twуrczych rodzicуw, ktуrzy zachęcali zainteresowania Tatiany od najmłodszych lat, nie mogło być inaczej. Sceną był taboret, na ktуrym ją stawiano, by posłuchać wierszy, drewniany pomost i koniecznie kurtyna z obrusu. Ojciec przymocowywał go pomiędzy drzewami na podwуrku i gdy mała artystka była gotowa, kurtyna zapadała.
Zachwyt przeżywany przez dziewczynkę w momencie wejścia przed publiczność i ten lekki oddech, ktуry towarzyszył jej w dzieciństwie, nie opuściły Tatiany. Tyle że transformowały się w bardziej głębokie i skomplikowane uczucia, na ktуre zdolny jest dorosły człowiek, mający do czynienia z aktorstwem. Gdy Tatianie nakłada się charakteryzację przed lustrem, już w charakteryzatorni zaczyna żyć w świecie spektaklu, nie zauważając nikogo dookoła. Tak było ze sztuką “Łуdka rozpaczy” według Włodzimierza Korotkiewicza, gdzie zagrała rolę Śmierci, tak jest z innymi postaciami. Jedna część jej istoty opowiada, może odpowiadać na pytania garderobianego, charakteryzatora, kolegуw, inna jest już gdzie indziej, za kurtyną, przeżywa niepojęte dla człowieka innego zawodu życie. Wyjątkowa zdolność wcielania się przed początkiem akcji wyrуżnia moim zdaniem tylko wielkie aktorki. O takich się mуwi: ma charyzmę. Magiczny głos, przenikliwe spojrzenie, poprawne posługiwanie się słowem, organiczna plastyka i talent przenikania w sedno kreowanych postaci — to wszystko o niej, aktorce, jak sama mуwi, z urodzenia. Tatiana cieszy się, że ma wyczucie, jakie powinny być poszczegуlne postacie.
W swoim czasie byłam świadkiem kariery Lichaczowej na scenie teatru Kołasa, gdzie dostała się po studiach w Instytucie Teatralnym i Sztuk Pięknych (obecnie Akademia Sztuk Pięknych). Widziałam ją w sztuce “Romeo i Julia”, “Szymon muzykant”, “Zeszłego lata w Czulimsku”. Romantyczność, wzniosłość, pasję swojej silnej osobowości młoda aktorka dodawała postaciom Julii, Anny, Walentyny. Zresztą rуwnież dla innych, takich rуżnych rуl, wydobywała z zanadrzy swojego świata wewnętrznego te cechy, ktуre miały ożywić postacie bohaterek — lirycznych, dramatycznych, charakterystycznych. Były rуwnież tragiczne postacie.
Zawsze byłam ciekawa tego, jak bardzo w estetyce aktorek odbija się ich życie wewnętrzne, cechy charakteru, ktуre wpływają na role, jak bardzo w tej estetyce odbija się wszystko, co jest właściwe jej osobowości. By zrozumieć to, jednego spotkania z Tatianą oczywiście nie wystarczy. Miałam jednak szczęście: oprуcz gruntownej rozmowy w redakcji widziałyśmy się w ciągu tygodnia i podczas konkursu Narodowa Nagroda Teatralna 2012, ktуry niedawno odbył się w Mińsku. Tatiana delegowana została w imieniu teatru Kołasa jako przewodnicząca witebskiego oddziału Związku Działaczy Teatralnych Białorusi i jako jedna z czołowych aktorek teatru imienia Kołasa.
Urok, temperament, poczucie własnej godności, towarzyskość, optymizm i szczerość — cechy, ktуre zauważyłam w trakcie naszych rozmуw oraz obserwując w przerwach między spektaklami. A priori nie wszystko człowiek chce pokazywać światu z tego, co jest przeciwległe pozytywności, ktуra jest w każdym z nas. “Jest w nas światło i cień, lepsze i gorsze” — mуwi Tatiana. Chętnie opowiada o swoich wadach i o wielkiej pracy wewnętrznej nad sobą, ktуrą stymulują te wady. Rozumiem: dzięki przezwyciężeniu w sobie zła zdobywa się doświadczenie, zachodzi ewolucja człowieka. Tatiana jest przekonana: jeśli nie pracować nad sobą, nie zmieniać zła na dobro, ruch zanika, następuje śmierć duszy. Słucham jej i myślę, że należy do ludzi, ktуrzy nie pokazują negatywnych cech, jak to się mуwi, w świetle dziennym i uśmiechają się nawet wtedy, gdy nadchodzi nie najlepsza passa w życiu.
Najbardziej nie chce utracić zamiłowania do życia, teatru, ludzi, osiągnąć ten spokуj, ktуry wciąga jak bagno i podobny jest do zimnej obojętności. W życiu Tatiany mogło się to zdarzyć: 6 lata temu zmarł jej ukochany mąż i partner na scenie — aktor filmowy, zasłużony artysta Białorusi Genadiusz Szkuratow, a w maju bieżącego roku zmarła matka.
“Dramat — gdy jesteś chory, jak gdyby na wpуł żywy, tragedia — gdy nie możesz przywrуcić tego, co było ci bardzo bliskie. Tragedia w moim życiu już była. Powinnam jednak żyć i widzieć szczęście swoich synуw, wnukуw. Interesuje mnie rozwуj człowieka od urodzenia, obserwuję swoje dzieci. Wiele chcę od życia skoro żyję. Czekam na twуrcze spotkania, nowe projekty, czuję się na siłach je realizować. Zdarza się tak, że nie czuję w sobie miłości. Wtedy nawet barwa życia się zmienia: wszystko staje się szare, słońce świeci, a dookoła wszystko jest szare, czasami czarno-białe — mуwi moja rozmуwczyni — zdarzają się chwile, gdy ostro odczuwam obok siebie deficyt ciekawych i utalentowanych ludzi. Coraz bardziej jednak zaczynam rozumieć, że chodzi o mnie, coś wewnątrz mnie dzieje się takiego, co stwarza barierę dla ich zbliżenia. Wychodzi na to, że sama oddalam się od nich”.
Tak, życie aktora jest takie, że wszystko, cokolwiek dzieje się w życiu — radość, nieszczęście, wszystko odkłada się do skarbonki duszy i wydostaje się z niej, gdy aktor jest na scenie. Obserwacje innych ludzi, wydarzeń, przyrody, utrwalone w pamięci aktorki rуwnież w potrzebnym momencie wydostaje się stamtąd. Dlatego postacie wykreowane przez Tatianę Lichaczową są żywe, prawdopodobne. Cordelia, Eufrozyna Połocka, Rogneda, Golda. Zagrała ponad 100 rуl.
Tatiana miała szczęście. W miłości urodziła się, w miłości dorastała. Wydawało się jej, że wszyscy ludzie na ziemi ją lubią. O tym, że mają rуżne charaktery i wcale nie wszyscy są szczerzy, nie potrafią cieszyć się jak ona, Tatiana dowiedziała się o wiele pуźniej, po instytucie. Wcześniej myślała, że łajdacy i nikczemnicy, “inni” ludzie bywają tylko w filmach. Pozytywnego ładunku życiowego Tatianie nawet teraz starcza na to, by usprawiedliwić tych innych.
O sobie, o swoich dramatycznych losach, o życiu i twуrczości opowiada kolejny gość redakcji — Tatiana Lichaczowa, jak sama o sobie mуwi, Białorusinka rosyjsko-greckiego pochodzenia.

Dzieciństwo
W latach dziecięcych przez kilka lat wakacje latem, do 8 klasy, spędzałam na Kaukazie, w gуrach Gruzji u babci i dziadka. Stąd, ze wsi Grekуw, z jakiegoś powodu nazwanej Iwanowka, pochodziła moja matka Greczynka Parfiena. To było rajskie miejsce z pięknymi ludźmi, ktуrych obserwowałam. Rozmawiałam z nimi po grecku. Chleb pieczono w ogromnych ruskich piecach na dworze. Jadłam wyśmienite placki, ser i masło, ktуre nauczyłam się sama ubijać w glinianych dzbanuszkach. Gуrskie powietrze — można pić, źrуdlana woda, owce, bawolice o świcie wspinają się w gуrę i znikają we mgle, a wieczorem schodzą z gуr i same idą do domu. Stare Greczynki w czarnym siedzą, pilnują dzieci. We wsi Iwanowka mieszkali moja ciotka i wujek. Po rozwiązaniu ZSRR część krewnych emigrowała do Grecji. W ubiegłym roku byłam u nich w Salonikach. Byłam w mieście Epidauros na wycieczce, gdzie jest starożytny teatr, w ktуrym odbywają się festiwale dramatu antycznego. Jest tam wspaniała akustyka: we wszystkich 55 rzędach słychać nawet szept. W takim miejscu nagle zechciało mi się zaśpiewać. Nie wiem, co mną kierowało, być może greckie korzenie. Zaśpiewałam w języku białoruskim piosenkę, ktуrą śpiewam w sztuce “Łуdka rozpaczy”.
Mуj ojciec Włodzimierz był wojskowym, pochodził z Orła, dziadek — moskwianin, a babcia — z Tambowa. Mieszkali w Mińsku, a my z rodziną najpierw w Wołożynie zanim ukończyłam 7 lat, pуźniej w Połocku.
Moja droga do aktorstwa była przesądzona. Rodzice bardzo chcieli, by zostałam lekarzem albo nauczycielem, ale sami wpłynęli na to, by wybrałam aktorstwo. Matka dobrze tańczyła i śpiewała, uczestniczyła w amatorskiej działalności artystycznej, dużo czytała i dbała o moje wykształcenie. Gdy miała 15 lat, nawet chciano zaangażować ją w teatrze dramatycznym w Tbilisi, ale rodzina z 5 dziećmi, ktуra chociaż nie żyła w nędzy, nie mogła jednak sobie pozwolić na to, by najstarsza cуrka opuściła dom. Gdy miałam 2 lata, po raz pierwszy weszłam na scenę w roli matrioszki razem z innymi dziećmi podczas imprezy noworocznej i śpiewałam: urodziłam się matrioszką. Pamiętam kokosznik, sarafan i scenę, po ktуrej chodziłam: wydawała mi się ogromną. Nauczyłam się czytać bardzo wcześnie, ojciec lubił literaturę poważną, uwielbiał poezję, recytował na pamięć Jesienina, Puszkina, Majakowskiego i miał wspaniały głos. Poza tym malował akwarelą, fotografował.
Gdy uczyłam się w szkole, zdobyłam dyplom młodej baletnicy. Chciano mnie przyjąć do szkoły choreograficznej w Mińsku, ale matka nie pozwoliła. Gdy miałam 6 lat, powiedziałam koleżance, że zostanę aktorką, a ona powiedziała, że chce być lekarzem. Teraz ona jest lekarzem, a ja aktorką.

Droga do profesjonalizmu
W styczniu przyszłego roku mija 40 lat od momentu, jak mnie, osobę, ktуra nie dostała się na studia ani za pierwszym razem, ani za drugim — ani w Moskwie, ani w Mińsku zaangażowano w zespole teatru imienia Jakuba Kołasa. Prawdopodobnie moje marzenie o aktorstwie życie sprawdzało na trwałość: dostawałam się do trzeciej tury, zdawałam i wydawało się, że zostanę studentką uczelni teatralnej, ale dziwny zbieg okoliczności stawał na przeszkodzie: coś się działo z dokumentami albo z czymś innym. Wracałam do Połocka. Pracowałam na międzymiejskiej stacji telefonicznej i grałam w Połockim Teatrze Ludowym. Pewnego razu, gdy byliśmy w Witebsku z kolejnym koncertem, nasz reżyser Mikołaj Manochin powiedział mi, że teatr Kołasa zaprasza aktorуw do zespołu i doradził przyjść na eliminacje. Poszłam, chociaż pomyślałam: nie dostałam się na uczelnię, a tu prawdziwy teatr.
W Witebsku mieszkałam na szуstym piętrze, teraz jest to gabinet głуwnego malarza. To było obce miasto, ani krewnych, ani przyjaciуł. Pierwszego dnia pracy spуźniłam się o pуłtorej godziny: długo szukałam drogi, zabłądziłam w teatralnych korytarzach, przyszłam cała czerwona i spocona do pokoju, gdzie trwały prуby. Siedzieli w nim sami artyści narodowi: Ciszeczkin, Kuleszow, Dubow, Markina. Głуwny reżyser Szymon Kazimirowski powiedział: “Proszę poznać, to jest Tatiana. Mieszka najdalej, wybaczymy jej”. Prawie dostałam zawału. Bardzo się męczyłam, zanim zapamiętałam wszystkie drogi w teatrze.
Bardzo mi się podobał teatr w nocy: ciemno, czarny kwadrat sceny. Jak w bajce, romantycznie. To był mуj dom. Tak minęło pуł roku. Myślałam, że nie będę prуbować zdawać na studia, umiałam to, co było potrzebne dla sceny, zaangażowano mnie w wielu spektaklach. Kazimirowski był dla mnie takim teatralnym ojcem i doradził ukończyć instytut, znalazł potrzebne argumenty: przyjdzie do teatru aktor, mniej utalentowany, ale z dyplomem, i zaangażują go, a ty nie będziesz miała nic do powiedzenia. Dostałam się na rok Aleksandra Butakowa. Studiowałam i jeszcze przez pуł roku pracowałam w teatrze, występowałam rуwnież na Ukrainie. W zespole bardzo mnie lubiono, traktowano jak cуrkę, wnuczkę, siostrę. Doświadczenie zawodowe zdobywałam w atmosferze miłości. Pamięć o tym pozostanie na zawsze. Jestem wierna teatrowi, chociaż teatr teraz jest zupełnie inny. Czas dyktuje inny styl relacji, zachowania, przychodzą inni ludzie. Co prawda dziewicza niewinność, ktуra odrуżnia teatr Kołasa od stołecznych i innych teatrуw obwodowych, została.
Cztery lata studiуw w instytucie były bardzo ciekawe. Każdy dzień był intensywny. Jeździliśmy do Rygi, występowaliśmy przed robotnikami, w jednostkach wojskowych na granicy, nawet w pociągach rozgrywaliśmy sceny o kontrolerach, ktуrzy sprawdzają bilety. Nie było żadnego dnia byle jakiego. Wszyscy bez wyjątku na naszym roku uwielbiali swoich pedagogуw. Lilię Stasiewicz, pedagoga mowy scenicznej, była dla nas jak matka, Tamarę Uzunową. I oczywiście Aleksandra Butakowa. Byli to prawdziwi zawodowcy, ktуrzy odegrali w moim życiu ważną rolę. Bardzo nas kochali. Tej miłości starczyło nam, by nie dąsać się na życie. Przyjeżdżali do nas pedagodzy z Moskwy i byli zaskoczeni, patrząc na naszych chłopcуw: co w Mińsku robią tacy przystojniacy. Było na kogo popatrzeć: Genadiusz Szkuratow, Sergiusz Żurawiel (artysta narodowy Białorusi — przyp. moje), Jurij Kulik (dyrektor Teatru Młodego Widza — przyp. moje), Wiktor Gudzinowicz (aktor teatru imienia Gorkiego — przyp. moje), Aleksy Dudarew (dramatopisarz, kierownik artystyczny Białoruskiego Teatru Wojska — przyp. moje).

Grecki bуg
Moim największym przeżyciem w latach studenckich, zresztą jak i w kolejnych, był oczywiście Genadiusz. Nie od razu zwrуciłam na niego uwagę, byłam przekonana, że jest aktorem, jest żonaty i pochodzi z państwa nadbałtyckiego, przyjechał z siostrą, ktуra zdawała egzaminy. Nie wiem, kto był autorem tej plotki. Przyrzekłam sobie, że nie zakocham się, zanim nie ukończę studiуw. Pуźniej dowiedziałam się, że Genadiusz miał podobne myśli. Jesień tego roku była słoneczna, biegnę po schodach, spуźniając się na wykład i widzę na odległość: Szkuratow wchodzi do auli. Otworzył drzwi, a stamtąd polało się światło. Patrzę, a włosy mu się świecą, profil kształtny, brązowy, oczy zielone. Zapomniałam, że to Genadiusz, pomyślałam: grecki bуg. Drzwi zamknęły się, obrazek zniknął, ale utkwił w pamięci. Zakochałam się w nim na zawsze i żyłam z tym wizerunkiem. Był już koniec pierwszego roku. Myślę: trzeba mu jakoś powiedzieć, ja przecież wiem, że go kocham, a on nie wie. Co będzie, jeśli się zachowam jak zakochany człowiek, a on pomyśli, że jestem dziwna. Postanowiłam, że wyznam mu miłość. Wcześnie rano, pierwszy wykład. Stałam przed mуwnicą, czekałam, ktoś już był w auli. Wchodzi Genadiusz. Mуwię mu: “Szkuratow, chodź tu, chcę ci powiedzieć, że kocham cię, myślę, że wiesz o tym, a ty prawdopodobnie nie wiesz. Czas mija, cierpię. I żeby nie cierpieć…”. Jednym słowem powiedziałam wszystko, teraz ty zaznaj cierpienia. Spokojnie usiadłam na swoim miejscu. Przyszedł historyk, notowaliśmy wykład, widziałam, jak Genadiusz pisze, a sam
spogląda na mnie.
Pobraliśmy się na czwartym roku, a po ukończeniu instytutu razem pojechaliśmy do teatru Jakuba Kołasa. Zapraszały nas rуwnież mińskie teatry, ale wszystkich swoich kolegуw rozkochałam w moim teatrze. Dudarew wybierał się do Witebska, ale odradzono mu, już wtedy pisał prozę, wiersze. Wybrał Teatr Młodego Widza.
Nasze partnerstwo artystyczne i małżeńskie było udane. Bardzo ceniłam jego opinię w twуrczości, chcieliśmy słuchać siebie nawzajem. Gdybyśmy nie byli twуrczymi ludźmi, raczej nie bylibyśmy ze sobą: obaj byliśmy liderami. Dwie takie moce w domu, dwa silne charaktery, temperamenty. Czasami nie było nam łatwo ze sobą. Nie było jednak skandali, po prostu milczeliśmy. Nawet jeśli się sprzeczaliśmy, potrafiliśmy zapomnieć: wieczorem graliśmy razem. Spojrzenie podczas spektaklu mуwiło o tym, że konflikt jest za nami. Potrafiliśmy uspokoić się rуwnież ze względu na nasze dzieci.
Jeśli ludzie tracą zainteresowanie, szukają nowych wrażeń. Prawdopodobnie nie nudziliśmy się razem, baliśmy się stracić siebie nawzajem, chociaż mogło się wydawać inaczej. Miałam wielu przyjaciуł, Genadiusz często grał w filmach. Nie bałam się, że mуj mąż pokocha inną kobietę. Mуgł kochać tylko jedną kobietę. To cecha od urodzenia. Kobiety traktował jak brat, nie miał tego męskiego spojrzenia, ktуre świadczy o pewnym zainteresowaniu kobietą. Kobiety nie potrafiły zwalczyć jego przyzwoitości, nawet jeśli bardzo chciały. Byłam spokojna o nasz związek. “Zdarza się przecież czasami, że nagle odczuwam w mężczyźnie coś bliskiego, ciepłe uczucia, a jak jest z tobą?” — pytałam Genadiusza. “Po co mi takie uczucia, przecież mam ciebie”. Lubiono go wszędzie, gdzie bywał, natura zadbała o niego. Był przystojny i porządny. Do teatru przychodzono, bo on grał. Genadiusz był wspaniałym aktorem. Swoją rolę zdrowego człowieka w życiu pуł roku przed śmiercią zagrał po mistrzowsku: gdy zaczęły się kłopoty z sercem, udało mu się mnie przekonać, że nie ma powodуw do niepokoju. Gdy Genadiusz zmarł, nikt nie wierzył, że to się stało, ludzie dzwonili i pytali: czy to jest plotka czy jakieś nieporozumienie? Być może chodzi o Szmakowa (artysta narodowy ZSRR — przyp. moje)? Długo nie mogłam dojść do siebie, jak gdybym skamieniała na trzy miesiące. Do dziś nie mogę uświadomić sobie, że Genadiusza nie ma.
Uratowała mnie praca, pomogli przyjaciele. Oprуcz teatru wykładałam w agencji modelek Sergiusza Nagornego aktorstwo i etykietę, byłam przewodniczącą jury podczas festiwalu Studencka Wiosna, prowadziłam działalność społeczną w imieniu Związku Działaczy Teatralnych.
W moim życiu zdarzały się okresy przerw twуrczych, całe szczęście, że potrafiłam wypełnić pustkę: malowałam, haftowałam, czytałam. Nie boję się ani starości, ani samotności. Nie nudzę się sama.
Piszę opowieści, wiersze. Pojawiają się niespodziewanie. Najmniejsza rzecz może mnie zainspirować. Zaczynałam od czterowierszy. Po śmierci Genadiusza były wiersze. Od czasu do czasu pojawiają się teraz.
Krzyczę po nocach, recytuję wiersze, nie mam sił wyznawać miłości: nie ma cię na jawie, nie ma cię we śnie, cały na jawi przezroczysty przychodzisz do mnie, bardzo boli, nie do pomyślenia, trzeba cały czas myśleć, trzeba o wielu rzeczach decydować, kocham cię, kocham cię w krzyku nocy, w naszej pieśni miłości i zielonych oczu, w moim płaczu z powodu twojej dobroci, z tego powodu, że byłeś, jesteś i będziesz — ty…

Role
Pracowałam z wieloma reżyserami, ktуrzy mieli rуżny styl. Bardziej bliski mi był teatr psychologiczny, gdy forma pojawia się potem. Ciekawa rуwnież była praca z tymi, kto stwarzał formę, a ty powinieneś wypełnić ją i opanować. Potem zaczęłam prуbować plastykę, gdy ważna jest idea reżysera, a twуrcza masa w postaci aktora wciela ją w życie. Każdemu reżyserowi jestem wdzięczna za doświadczenie. I za taki styl.
Należę do aktorek, ktуrym zawsze potrzebny jest reżyser. Miałam do nich szczęście. Zagrałam w komedii “Cylinder” w reżyserii Borysa Wtorowa rolę, o ktуrej nie mogłam nawet marzyć. Grałam w sztukach Jurija Pachomowa, Michała Krasnobajewa. W chwili obecnej trwają prуby z Pachomowem “Laboratorium miłości”. Swoje role lubię, są rуżne: zła ciotka intrygantka w sztuce Gorina “Plaga na oba wasze domy”, ktуra nawiązuje do wątkуw “Romea i Julii”, Luci w sztuce Dudarewa, Golda w “Modlitwie żałobnej”, Śmierć w “Łуdce rozpaczy”. Z tej pracy jestem bardzo dumna. Postać Śmierci jak gdyby uosabia mądrość Wszechświata. Mądry, filozoficzny tekst napisał dla niej Włodzimierz Korotkiewicz. W sztuce mam ogromny monolog. Poza tym śpiewam rock, mam zaskakującą charakteryzację, niezwykłą. To zupełnie inny w moim twуrczym życiu nurt.
Dojrzałość zaakceptowałam spokojnie, nie trzymałam się lirycznych bohaterek. Jakoś same weszły do mojego życia role, pasujące pod względem wieku i świata wewnętrznego. Wiele jest warta rola Eufrozyny Połockiej. To cała wielka historia, jak się przygotowywałam do tej roli, mieszkając w klasztorze. Zagrałam małpę w wieku 50 lat, sama poprosiłam Krasnobajewa o tę rolę w sztuce “Doktor Ajbolit”. Skakałam po maszcie i trzymałam się jedną ręką. Uważam, że praca w baśni dla aktora jest sprawdzianem profesjonalizmu. Umiejętności zawodowe wprawiają mnie w zachwyt.

Lubię piękne rzeczy
W życiu nie udaję, nie wypada. Nie ma w tym szczerości. Chociaż synowie czasami mуwią: nie jesteś w teatrze, to nie jest scena. Zawуd wpływa na ludzi. Potrafię zgadnąć zawуd człowieka, powiedzmy nauczyciela i lekarza. Być może moje dzieci właśnie to mają na myśli.
Lubię patrzeć na piękne rzeczy, jeść piękne i smaczne dania. Co jemy w sensie dosłownym i przenośnym, tacy jesteśmy. Co jest w duszy, to dajemy światu. Nigdy nie czułam się niepełnowartościową, prawdopodobnie bardzo lubię pięknych ludzi. Wszystkie moje koleżanki to piękne kobiety. Potrafię wyrazić swуj zachwyt pięknem człowieka, ktуrego widzę po raz pierwszy. Z wiekiem zaczęłam rozumieć, że można wprawić człowieka w zamieszanie, dlatego stałam się bardziej ostrożna. Mogę zachwycać się pracą kolegуw, nawet jeśli nie darzę kogoś sympatią, mogę wyrazić swуj zachwyt, jeśli on lub ona czynią na scenie cuda swoim talentem.
W sobie nie lubię lenistwa, ale jestem żywym człowiekiem i mogę mu ulegać. Raczej jestem tą, co wskoczy na konia i poskacze na rуżne strony: lubię ruch, jestem spontaniczna.
Jeśli przyszedłeś na ten świat, trzeba go lubić: niebo, ziemię, wszystko, co spotykasz w drodze, nawet to, co się nie podoba — pryzmat miłości łagodzi niedoskonałość świata. Trzeba żyć, rodzić dzieci i wychowywać je w miłości.
Jeśli masz talent, rozwijaj go i ciesz nim innych. Jeśli masz zdrowie, dbaj o nie. Otwartej duszy nie zamykaj. Wуwczas, jestem pewna, cała ziemia będzie czysta.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter