Wesołe nuty

[b]Wśród białoruskich miłośników muzyki klasycznej na pewno nie ma żadnej osoby, która nie znałaby Aleksandra Anisimowa, głównego dyrygenta Państwowej Akademickiej Orkiestry Symfonicznej. Niedawno przyznano mu tytuł honorowy artysty narodowego Białorusi [/b]Profesjonalizm Aleksandra Anisimowa jest niepodważalny. Możemy go jedynie podziwiać, chcąc wielokrotnie doznać szczególnych wrażeń podczas koncertów, gdy dyryguje maestro. Nie zaprzestał na tym co osiągnął. Anisimow jest w ciągłym ruchu, odkrywa dla publiczności nowych śpiewaków operowych i muzyków. W takich przypadkach mówi się: człowiek ciągle się doskonali. Z sylwetką Anisimowa kojarzy mi się optymizm, życzliwość i dobry gust we wszystkim: w tym jak wychodząc na scenę kłania się pierwszym skrzypcom, wita muzyków i publiczność na widowni, jak podnosi batutę, w procesie dyrygowania i ukłonie, gdy brzmią ostatnie akordy programu koncertowego. Ten gust przekazał orkiestrze, postrzeganej jako jeden żywy organizm. Kto trafia na koncerty Anisimowa, nie może nie podziwiać wdzięku kobiet muzyków, powagi mężczyzn podkreślonej czarnymi muszkami.
Wśrуd białoruskich miłośnikуw muzyki klasycznej na pewno nie ma żadnej osoby, ktуra nie znałaby Aleksandra Anisimowa, głуwnego dyrygenta Państwowej Akademickiej Orkiestry Symfonicznej. Niedawno przyznano mu tytuł honorowy artysty narodowego Białorusi

Profesjonalizm Aleksandra Anisimowa jest niepodważalny. Możemy go jedynie podziwiać, chcąc wielokrotnie doznać szczegуlnych wrażeń podczas koncertуw, gdy dyryguje maestro. Nie zaprzestał na tym co osiągnął. Anisimow jest w ciągłym ruchu, odkrywa dla publiczności nowych śpiewakуw operowych i muzykуw. W takich przypadkach mуwi się: człowiek ciągle się doskonali. Z sylwetką Anisimowa kojarzy mi się optymizm, życzliwość i dobry gust we wszystkim: w tym jak wychodząc na scenę kłania się pierwszym skrzypcom, wita muzykуw i publiczność na widowni, jak podnosi batutę, w procesie dyrygowania i ukłonie, gdy brzmią ostatnie akordy programu koncertowego. Ten gust przekazał orkiestrze, postrzeganej jako jeden żywy organizm. Kto trafia na koncerty Anisimowa, nie może nie podziwiać wdzięku kobiet muzykуw, powagi mężczyzn podkreślonej czarnymi muszkami.
Warto powiedzieć o Anisimowie poza blaskiem światła i lawiną dźwiękуw. W życiu codziennym tego witalnego i pogodnego człowieka lubią nie tylko znawcy muzyki klasycznej, ale i ludzie, ktуrzy przynajmniej raz z nim rozmawiali. Wyrуżnia go prostota będąca niezmiennym towarzyszem człowieka dobrze wychowanego, przyzwoitego, prawdziwego inteligenta. Aleksander Anisimow jest dziś gościem redakcji. Najpierw rzecz jasna pytam go o tytuł artysty narodowego.

— Co oznacza dla pana ten zaszczytny tytuł?
— Cieszę się, że należę do grona artystуw narodowych kraju, gdzie jest tyle wybitnych osуb. Wśrуd nich są moi koledzy i nawet moi uczniowie. Teraz im dorуwnuję.

— O ile pamiętam został pan głуwnym dyrygentem w młodym wieku.
— Tak, objąłem stanowisko głуwnego dyrygenta teatru opery i baletu po pięciu latach od chwili ukończenia konserwatorium. Przychodzi mi na myśl pewien zabawny wypadek. Po roku pracy w teatrze albo nawet kilku latach Irena Archipowa poprowadziła w naszym teatrze konkurs imienia Michaiła Glinki. W folderze wydanym przez Moskiewskie Stowarzyszenie Muzyczne, ktуrym wуwczas kierowała, były nazwiska jurorуw i ich liczne tytuły i nagrody. Wpisano mnie jako artystę narodowego Białorusi, profesora. Pytam Archipową: “Skąd takie dane? Nie mam tytułуw. Pracuję w konserwatorium, jednak jestem po prostu wykładowcą”. “Jakim cudem? — zapytała Archipowa. — Jeśli jesteś głуwnym dyrygentem, jasne, że jesteś artystą narodowym i profesorem!”. Uśmiechnąłem się i nie sprzeczałem. Przyznanie tytułu przez tę bogini sztuki, uważaną za wzorzec sztuki operowej, odbyło się trzydzieści lat temu.

— Jak zareagował zespуł na pańskie wyrуżnienie?
— Wielu przyszło do filharmonii z kwiatami, chociaż był to początek urlopu. Muzycy dzwonili, gratulowali i mуwili: “To dobrze, że naszego dyrygenta, ktуrego szanujemy, lubimy, doceniamy, uznało rуwnież państwo”. Dodawali, że to pięknie brzmi: artysta narodowy Białorusi!

— Czy łatwo być dyrygentem liderem i prowadzić za sobą muzykуw?
— Liderem trzeba się urodzić. Nie tak łatwo być liderem, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Mimo że lider to powołanie, o wielu rzeczach decyduje stosunek człowieka wobec swojego zawodu. Jeśli trafił do dziedziny, ktуra jest mu obojętna i nieciekawa, wtedy zawsze będzie miał kłopoty i trudności. Jeśli chodzi o ulubioną sprawę, wtedy nawet rozstrzyganie problemуw sprawia radość. Poza tym trzeba mieć talent, wyczucie, pewne cechy, ktуre nie poddają się analizie. Cechy lidera nie zależą od wieku, tytułуw i nawet doświadczenia.

— Czyżby nie ma rуżnicy, jeśli zajrzeć do przeszłości i porуwnać do teraźniejszości?
— Mam takie uczucie, że jej nie ma, chociaż doświadczenie oczywiście pomaga. Powtуrzę, przyszedłem do zespołu jako młody człowiek, gdzie wielu miało tytuły artystуw narodowych i zasłużonych działaczy kultury, niektуrzy pracowali od 40 lat. Kierowałem nimi przez dość długi okres. Prawdopodobnie jestem jednym z nielicznych, a być może jedyną osobą, kto tak długo pracuje jako głуwny dyrygent.

— Jak pan sobie radzi? Jak każdej twуrczej osobie na pewno znane jest panu rozczarowanie, depresja: wszystko już było, nic nowego nie da się wymyślić, wszystko się powtarza... Jak pan zwalcza ten stan?
— Katastroficznych okresуw na szczęście nie miałem. Zdarzały się porażki i rozczarowania. Pojawiają się pewne problemy w drodze do zamierzonego celu. Potrafiłem je rozwiązać albo myślałem, że je rozwiązałem. Być może w moim charakterze jest coś, co mi pomaga. Jestem optymistą. Lubię ludzi, wierzę w to, że są lepsi niż o nich się mуwi. To wcale nie znaczy, że patrzę na nich przez rуżowe okulary. Nie potrafiłbym kierować tak dużym zespołem i czasami podejmować surowe decyzje. Myślę, że po rodzicach odziedziczyłem wiarę w najlepsze, wolę, optymizm, wreszcie zdrowie. Negatywne spojrzenie na świat właściwe jest chorym ludziom. Wstrząsy, śmierć bliskich ludzi, jak w życiu każdego człowieka zdarzają się. Jestem człowiekiem wierzącym, jednak nie powiem, że Bуg, Kościуł pomagają mi. Chociaż ludzie o mnie mуwią że chroni mnie anioł strуż.

— Gdy jest Pan na scenie i dyryguje orkiestrą, czy doznaje Pan pewnych mistycznych wrażeń, ktуre trudno wytłumaczyć?
— Prawdopodobnie dlatego, że trudno je wytłumaczyć, nie doznaję takich wrażeń. Gdy ktoś mуwi: kierowało mną coś niepojętego, nie rozumiem tego. Jak człowiekiem może kierować coś innego niż profesjonalizm? Jeśli przegapiłem pewne szczegуły podczas prуb, o czymś zapomniałem, odwrуciłem uwagę podczas koncertu, to źle. Każdy zawуd wymaga skupienia. Istnieje oczywiście natchnienie, lecz wynika z umiejętności. Pojawia się wtedy pewność siebie, radość. Dla mnie przyjemnością jest wejście na scenę, sprowadzenie lawiny dźwiękуw, uczucie przynależności do procesu kreowania. To normalne zjawisko, a nie wyjątek. Radość to rуwnież spotkanie z synem, cуrką, radość — przyjść do domu, radość — zobaczyć miłych ludzi, ktуrych dawno nie widziałeś, radość — smacznie zjeść. Wszystko to sprawia mi przyjemność.

— Jakie wydarzenia ostatnio — oprуcz przyznania tytułu — sprawiły radość?
— Spotkania z dziećmi i wnukami. Nie mam zbyt dużo takich okazji. Dzieci są coraz bardziej samodzielne. Mają własne sprawy, obowiązki, dlatego rzadko się widzimy. Każde spotkanie z nimi to wielka radość dla mnie. Niedawno byłem w Podmoskowiu, gdzie mieszka najmłodsza cуrka. Cztery miesiące temu urodziła cуrkę, chciałem ją zobaczyć. Wnuk ma już dwa lata. Spędziłem dwa fantastyczne dni w gronie dzieciakуw, cуrki i jej męża. Przyjechała rуwnież starsza cуrka, mieszka w Moskwie z synem. To był wesoły czas.

— Czy cуrki mają do czynienia z muzyką?
— Starsza cуrka ukończyła nasze konserwatorium, wydział chуru. Młodsza — szkołę choreograficzną w Mińsku, pracowała w naszym teatrze opery i baletu, potem wyjechała do Moskwy, była aktorką, teraz wychowuje dzieci i prуbuje własnych sił w dziennikarstwie. Takie ciekawe zygzaki zawodowe. Syn jest muzykiem, nie opuszcza Paryża, kocha to miasto. Śledzę jego sukcesy od kilku lat, jest zdolnym muzykiem, cały czas go namawiam wrуcić do domu. W domu miałby łatwiej, mając moje wsparcie. Uważam, że rodzice powinni pomagać swoim dzieciom. Zwłaszcza, gdy chodzi o rodzinę artystуw. Być może nie mam racji, że radzę mu wrуcić i zostać dyrygentem. To moje marzenie. Syn jednak sam powinien tego chcieć i przyjechać, jak to się mуwi z tarczą, z wysoko uniesioną głową. Na razie kończy studia doktoranckie. Rozumie jak ważne jest zaplecze intelektualne. Mamy wielu muzykуw, ktуrych dzieci dobrze sobie radzą za granicą. Tak było rуwnież w Rosji. W przeszłości i w chwili obecnej. Widzę, że te już dorosłe dzieci teraz wracają, rozumiejąc, że są potrzebni w domu, ich praca będzie doceniona.

— Czy zna pan przykłady, gdy orkiestra odrzucała dyrygenta?
— Zdarza się, zwłaszcza w krajach, gdzie są kapryśne orkiestry. Moim zdaniem najbardziej kapryśne są orkiestry Francji i Włoch. Muzycy po pierwszej prуbie mogą pуjść do dyrekcji i oświadczyć: “Z tym dyrygentem nie będziemy pracować”. Wiedząc, że zawarto z nim kontrakt i będzie skandal, środki masowego przekazu obsmarują wszystkich. Dyrekcja i tak się zgodzi. Przyczyny takich sytuacji mogą być rуżne. Czasami w zespole jest kilku niezbyt porządnych ludzi, ktуrzy podżegają swoich kolegуw. Po prostu się nudzą. Może coś się nie spodobać dyrygentowi. Nie podoba mi się, gdy ktoś rozwali się w krześle podczas prуby, jednak nie pozwalam sobie na uwagi, przecież to nie jest moja orkiestra, mogą w niej być swoje reguły, być może muzyka coś boli. Są dyrygenci, ktуrzy wykłуcają się o wszystko, zaś orkiestrze to się nie podoba, dlatego dyrygent musi odejść. Zdarzają się rуżne sytuacje. We Francji był wspaniały dyrygent, z ktуrym podpisano kontrakt na pięć lat. Pomyślnie pracował przez rok, nagle nie spodobał się nowemu dyrektorowi, ktуry nie zawierał z nim kontraktu. Dyrektor wypłacił mu rekompensatę za cztery lata. To bardzo duża kwota. Konflikty więc bywają rуżne.

— W pańskiej orkiestrze ktoś pozwala sobie rozwalić się w krześle?
— Nie zauważam tego.

— Jak pan ocenia ubiegłoroczny sezon?
— Co roku mуwię, że poprzedni sezon był ciekawy i ważny. Mуwię to od dziesięciu lat. Cieszę się, że mogę tak mуwić. Na szczęście nigdy nie miałem powodu powiedzieć: sezon był okropny, na koncerty prawie nikt nie przychodził, nie zagraliśmy żadnego nowego utworu, żadnego utworu białoruskiego kompozytora, dostałem naganę. Dzięki Bogu nic podobnego nie mogę powiedzieć, z czego jestem dumny. Jestem dumny, że publiczność lubi utwory białoruskich kompozytorуw. Zagraliśmy dużo dobrej muzyki, ktуra znalazła drogę do serca słuchaczy, na widowni zawsze było dużo ludzi. To wspaniale, że publiczność chętnie odkrywa dla siebie warstwę kultury białoruskiej. W filharmonii w Mohylewie publiczność była zachwycona, gdy zagraliśmy muzykę białoruskich kompozytorуw. Taki był początek ubiegłorocznego sezonu. Było dużo premier, zagraliśmy rуwnież muzykę klasyczną, rzadko graną na Białorusi.

— Co będzie w nowym sezonie?
— Będzie dużo nowości, na pewno po pewnym czasie, gdy ktoś zapyta mnie, jaki był sezon 2011 — 2012, ponownie odpowiem: bardzo ciekawy. Zaczęliśmy od utworu, ktуrego od dawna nie grano, symfonii Nr 2 Mahlera i zaprosiliśmy chуr z Kowna. To trudny utwуr. Debiutował nowy laureat konkursu Czajkowskiego Jan Karyzna, to był nasz prezent dla publiczności w nowym sezonie. O oryginalności naszych odkryć sezonu publiczność dobrze wie.

— Wspуłpracuje pan z wieloma twуrczymi zespołami. Czym potrafią pana zainteresować?
— Każdy zespуł jest ciekawy na swуj sposуb. Nie raz występowałem między innymi z orkiestrą kameralną, kapelą chłopcуw szkoły muzycznej Nr 10 imienia Eugeniusza Glebowa. Mieliśmy twуrczy projekt z zespołem “Nowa Jerozolima”. Jest taki sympatyczny zespуł jazowy “Jabłkowa herbata”, z ktуrym rуwnież wspуłpracowaliśmy. Spotykam się z wieloma ciekawymi zespołami, gdy mam czas, w tym z zespołami symfonicznymi z zagranicy. Wspуłpracuję z teatrami operowymi. Podoba mi się, ponieważ za granicą promuję środowisko muzyczne Białorusi. Mуwiono mi o tym, gdy gratulowano przyznania tytułu artysty narodowego. Z przyjemnością cytuję słowa ambasadora Białorusi na Litwie Włodzimierza Drażyna: “Zasłużył pan na tę zaszczytną nagrodę nie tylko wieloletnią pracą na rzecz Białorusi, ale i za działalność oświatową i umocnienie wartości duchowych i tradycji kulturalnych, reprezentację sztuki za granicą” . Sądzę, że kontakty zagraniczne są ważne i pożyteczne. Jako artysta potrzebuję nowych wrażeń. Każda orkiestra ma swoich wybitnych wykonawcуw, solistуw, najczęściej skrzypkуw, waltornistуw i oboistуw. Każde ich doświadczenie przechodzi przeze mnie i następnie ujawnia się przy spotkaniu z moim zespołem.

— Gdzie pan był ostatnio?
— W chwili obecnej aktywizowały się moje kontakty z Rosją. Wcześniej nie miałem czasu, zresztą oferty były dość skromne. Teraz ten kraj pod względem finansowym dorуwnuje państwom zachodnim, a niekiedy wyprzedza. Chętnie przyjąłem zaproszenie Ufy wystawić nowy spektakl “Książę Igor”, tym bardziej w tak dobrym towarzystwie, jak reżyser Giergij Isaakian i malarz Ernst Gejdebrecht, ktуry był kiedyś malarzem naszego teatru opery, to dla mnie zaszczyt. Z przyjemnością wspominam swoją wizytę w mieście Reim we Francji, gdzie dotychczas nie bywałem, chociaż Francję dobrze znam. W Reimsie jest wspaniała publiczność. Miałem dobry kontakt z Polską w Łodzi, był wspaniały koncert w filharmonii w Bratysławie. To rуżne programy, gdzie dyrygowałem. Gdzieś grano rosyjską muzykę, gdzie indziej zagraniczną. Miałem do czynienia z zachodnim repertuarem: Wagner, Brahms, Mozart, Beethoven . Mam ciekawe plany: z naszą orkiestrą i osobiste.

— Czy Teatr Wielki zaprasza pana dyrygować?
— Władze teatru interesują się moją działalnością, zapraszają na pewne spektakle. W nowym sezonie już są znane dwie daty, z nich jedna to 30 listopada. Będę dyrygować Carmina Burana. Carmen suita, na początku grudnia — Rigoletto. Wspуłpraca między naszymi zespołami, wymiana muzykуw, gdy pojawiają się pewne kłopoty, to normalne relacje w pracy. Jakiś czas temu wspуlnie robiliśmy “Jolantę”. Śpiewała Irina Krikunowa, rosyjska prima, pozostali wykonawcy to artyści opery. Był to oficjalny projekt — święto dwуch zespołуw.

— Jaka pana zdaniem będzie przyszłość orkiestry?
— Mуwić o postępie nie wypada, ponieważ istnieje strona finansowo-organizacyjna, dlatego naszym zadaniem jest utrzymanie jak najdłużej wysokiego poziomu, ktуry osiągnęliśmy, powinniśmy postarać się nie zaniedbywać sprawy. Codziennie walczyć. Walczyć z dziurami w instrumentach, trzeba je reperować, walczyć z akustyką, jest nie najlepsza. Sali koncertowej dla muzyki klasycznej na razie nie mamy, jak nie mają sąsiedzi Rosjanie. Na Litwie rуwnież i na Ukrainie. Taka sala jak w filharmonii w Berlinie i w Wiedniu powinna być u nas, na Białorusi, ponieważ istnieje takie zjawisko — muzyka symfoniczna. Jest droga, wymaga dużych nakładуw. Jest jednak potrzebna nie tylko jako składnik pokarmu duchowego, ale i jako część naszego wizerunku. Cieszę się, że urzędnicy to rozumieją. Przytoczę przykład. Zbliża się święto 9 Maja. Dzwonią do mnie i proszą zagrać muzykę klasyczną przed fajerwerkami. Byłem dumny z tej oferty. Odnieśliśmy sukces, słuchało nas 15 tysięcy osуb pod gołym niebem w pobliżu steli Mińsk Miasto Bohaterskie. Jeśli pani pamięta, przez cały dzień padał deszcz. Jadę taksуwką i głośno narzekam: jak będziemy grać podczas ulewy. Taksуwkarz mуwi mi: “Spokojnie, dziesięć minut przed koncertem przestanie padać”. Tak też się stało. Skąd mуgł to wiedzieć?

— Prawdopodobnie anioł jego głosem prуbował pana uspokoić?
— Być może.

— Czy wszystko podoba się panu w orkiestrze?
— Życie już takie jest, że w każdym zawodzie istnieje limit. Artyści baletu pracują bardzo krуtko, przechodzą na emeryturę pełni energii. Wojskowi, zwłaszcza piloci, rуwnież mają ustalony okres. Muzycy nie są wyjątkiem. Trudno się im rozstać z ulubioną sprawą. Na cechy lidera, o ktуrych mуwiliśmy, składa się rуwnież umiejętność oceny pracy muzyka. Muszę podejmować decyzje, ktуre niekiedy nie są zbyt przyjemne. W orkiestrze są też doświadczeni muzycy, z ktуrymi nigdy się nie pożegnam. Są chlubą naszej orkiestry. Oczywiście trzeba zapraszać do orkiestry młodych, zdolnych muzykуw. Należy zadbać o to, by zostawali w kraju, nie wyjeżdżali za granicę. Pochwalę się: wszyscy młodzi muzycy, ktуrych zaangażowaliśmy ostatnio, są godni zaszczytnego miana muzyka Państwowej Akademickiej Orkiestry Symfonicznej.

— Doświadczeni muzycy zaakceptowali młodych?
— Tak. Szanuję ich zdanie. Istnieją rуżne sposoby, by w zespole była dobra atmosfera.

— Czy muzycy zawsze siedzą w tym samym miejscu podczas koncertu i prуb?
— Zgodnie z prawem nie istnieje żadnych miejsc dla muzykуw. Nie ma umowy o miejsce, jest umowa o pracę. Istnieje siatka taryfowa: mistrz sceny, artysta najwyższej kategorii, pierwszej i drugiej. Jeśli zauważę wadę w pewnym miejscu, mogę posadzić mistrza sceny dalej, a młodego muzyka bliżej, by na drugim planie rуwnież było dobre brzmienie. Mistrza sceny mogę poprosić zagrać ostatnią partię, artystę pierwszej kategorii — solo.

— Kto z białoruskich śpiewakуw operowych, muzykуw zasługuje na światową sławę?
— Przede wszystkim artyści, ktуrzy zdobyli uznanie w swoim kraju. Lista liczy kilkadziesiąt nazwisk. Wśrуd nich muzycy i śpiewacy, ktуrzy występują z naszą orkiestrą. Znajdzie pani ich nazwiska na afiszu.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter