W blasku talentu aktorskiego

Wolha Klebanowicz, artystka narodowa Białorusi, w sztuce Somerseta Maughama “Życie kręci się w kółko” w reżyserii Modesta Abramowa po raz kolejny udowodniła, że doskonale potrafi wcielić się w rolę arystokratek, a nie tylko kobiety z ludu
Wolha Klebanowicz, artystka narodowa Białorusi, czołowa aktorka teatru imienia M. Gorkiego, w sztuce Somerseta Maughama “Życie kręci się w kółko” w reżyserii Modesta Abramowa po raz kolejny udowodniła, że doskonale potrafi wcielić się w rolę arystokratek, a nie tylko kobiety z ludu. Jej koledzy z fachu, rodzina i przyjaciele, obchodząc jej jubileusz po spektaklu, widzieli tę charyzmatyczną aktorkę spokojną, szczęśliwą, wdzięczną…


Razem z Wolhą Klebanowicz dobrze się pracuje również młodym aktorom. Obok niej Julija Kaduszkiewicz w roli Elżbiety

To jedna z najlepszych aktorek współczesności, uzdrawiająca dusze widzów — tak mówią o niej krytycy teatralni starszej generacji. Trudno się z nimi nie zgodzić: skala artystyczna aktorki jest wielka. Spośród licznych i tak różnych roli Wolhi Klebanowicz, a było ich przez pięćdziesiąt lat pracy w teatrze ponad sto, trudno znaleźć przypadkową rolę. Szarość i anonimowość to nie dla niej. Przypuszczam, że Wolha może się komuś nie podobać, lecz mam pewność, że nie zauważyć jej i nie mówić o jej talencie nie można. Jak już kiedyś stwierdziłam, Wolha Klebanowicz jest aktorką wielkich amplitud. Dodam, że ze znakiem jakości, zawsze potrafi nawiązać kontakt z publicznością. Dlatego właśnie razem z nią cieszy się i płacze, śmieje się i smuci, witając aktorkę na scenie brawami. Dlatego ma tak dużo wielbicieli i kwiatów. Jeśli chcą państwo przeżyć radość i nieszczęście, uśmiać się, i nawet przez łzy, warto wybrać się na spektakl z udziałem Wolhi Klebanowicz.

Skąd ma ten dar? Być może dzięki zamiłowaniu do życia, szczerości i otwartości, którymi napełnia swoje postacie i hojnie obdarza publiczność na widowni. Jest również hojna w stosunku do swoich kolegów na scenie. Oto co mówi o Klebanowicz Alaksandr Tkaczanok, artysta narodowy Białorusi, który od wielu lat jest jej partnerem w spektaklach:

— Wszystko zaczynało się od “Głównego spadkobiercy”, naszego pierwszego wspólnego spektaklu. Dopiero zatrudniłem się w teatrze, a Wolha już w nim grała. Uczyliśmy się od jednego wybitnego pedagoga (Uładzimir Małankin — reżyser, pedagog — przyp. autora), dlatego rozumieliśmy zawód w podobny sposób. A więc, mówiąc obrazowo, mamy jedną grupę krwi. Istnieje między nami ta więź duchowa, która pozwala nam rozumieć się nawzajem. Na scenie byliśmy raz mężem i żoną, raz bratem i siostrą… W sztuce “Życie kręci się w kółko” jesteśmy kochankami. Gram lorda Portousa. Mnie się wydaje, że nasz duet jest dobry. Wolha oprócz innych swoich zalet ma jeszcze jedną wspaniałą cechę — potrafi uczyć, jak prawdziwy pedagog. Sporo podpowiada młodym i oni ją słyszą. Poza tym Wolha jest towarzyska, łatwo nawiązuje kontakty z różnymi ludźmi, ja sam jestem zupełnie inny. Powtórzę, że w rozumieniu teatru jesteśmy sobie bliscy. Zresztą również w rozumieniu wielu innych zjawisk życia. Jesteśmy jak brat i siostra, którzy cenią się nawzajem.

Cenią ją w teatrze również inni koledzy. Nieraz słyszałam od aktorów, że z Wolhą jest łatwo w zawodzie wszystkim, kto nadaje na tej samej częstotliwości. Sama często z nią rozmawiam, mogę potwierdzić, że jest przyjemną osobą. O takich jak Wolha Klebanowicz mówi się, że emanuje ciepłem. Oziębłość, powściągliwość i dystans do tych, którzy nie zdobyli tytułów i nagród, którzy są szczeblem niżej w hierarchii społecznej to nie o niej. Sprawia wrażenie prostota wielkiej aktorki w życiu — w relacjach zarówno z artystami narodowymi, jak i kostiumerami, rekwizytorami, młodymi aktorami. Dlatego w teatrze ją lubią. Wyrazy tej miłości zabrzmiały podczas imprezy jubileuszowej, urządzonej dla Wolhi Klebanowicz przez młodych kolegów. Można je zauważyć również w foyer teatru. Pojawiły się jeszcze w lutym w postaci trzech wielkich stoisk przed jubileuszem aktorki. Na nich — mnóstwo zdjęć Wolhi na scenie i w życiu. Można obserwować, jak widzowie przed początkiem spektaklu i podczas przerwy z przyjemnością robią sobie zdjęcia przed tymi stoiskami. Oto Wolha bardzo młoda. Zdjęcie studentki pierwszego roku zrobił w Minsku moskiewski fotografik. Trafiła na okładkę popularnego w czasach radzieckich czasopisma “Ogoniok”. Oto jej Stepanida w sztuce “Zły znak” według powieści Wasila Bykawa. Za tę rolę uhonorowana została tytułem laureata Nagrody Państwowej Białorusi. Wśród zdjęć są również jej słowa adresowane do publiczności.


Uroczysty finał sztuki “Życie kręci się w kółko”. Z Wolhą Klebanowicz (Katarzyną) Alaksandr Tkaczonak (Portous) i Iwan Mackiewicz (Champion)

O rolach aktorki można długo opowiadać, zagłębiając się w nich, delektując się niuansami. Oczywiście mam na myśli spektakle, które sama oglądałam. W każdej roli Wolha Klebanowicz prześciga samą siebie. Nie tylko dlatego, że aktorka z jej psychologizmem, inteligentną i przemyślaną grą potrafi przeniknąć w głębie charakteru swoich postaci, wymyślając dla nich biografie. Przyroda obdarzyła ją rzadką cechą — nie powtarzać się. Wydawałoby się, skąd można dla każdej nowej roli znaleźć inne charakterystyczne cechy i gesty, intonację, mimikę, które w ogóle nie przypominają tego, jak interpretowała podobne cechy w innych rolach. Weźmy chociażby dla przykładu jej role w starszym wieku — Felicyty w sztuce “Prawda dobrze, a szczęście lepiej” M. Ostrowskiego, Estery Lwowny w sztuce “Estera” L. Ulickiej i Hanumy w sztuce “Sprawki Hanumy” A. Tsagarelego. Wszystko jest inne: chód, ruchy ciała, śmiech, łzy.

Zapytałam Wolhi, jak to robi, okazało się, że najważniejsza jest umiejętność obserwacji.

— Zabieram się do roli — mówi — i zaczynam myśleć. Talent dramatopisarza rysuje charakter, zachowanie i odczuwam, jak moja bohaterka chodzi, uśmiecha się, w jaki sposób mówi i wyobrażam sobie, jak wygląda. Pamiętam, gdy otrzymałam rolę Anny w sztuce “Gwiazdy na porannym niebie” według Aleksandra Galina, intuicja podpowiedziała mi szukać w życiu czegoś podobnego. Znalazłam bezdomną kobietę, chodziłam za nią przez trzy godziny, obserwowałam, jak je, pije, patrzy na innych ludzi. W niektórych przypadkach nie trzeba szukać: pamięć na pewno podpowie, co robić i jak. W swoim czasie występowałam w Gruzji, poznałam tam wspaniałych ludzi i oczywiście zapamiętałam charakterystyczne cechy zewnętrzne i wewnętrzne Gruzinek, tych, z którymi się spotkałam. To doświadczenie potrzebne mi było do wykreowania postaci Hanumy. Jeśli chodzi o powtarzanie się, myślę, że chodzi o to, czy prawidłowo zrozumiałeś charakter. W życiu przecież nie ma podobnych ludzi, wszyscy się różnią.

Z lady Katarzyną było tak. Wiedziałam, że w żadnym razie nie powinna budzić litości widzów, że ma takiego wspaniałego męża, a ona go nie doceniła i uciekła, a teraz gotowa jest pluć sobie w brodę, że nie dostrzegła w nim godnego partnera, na dodatek rzuciła syna. Wiedziałam, że moja lady Katarzyna może być ekstrawagancka, ekscentryczna i kapryśna, ale w żadnym razie nie powinna budzić listości w swoim poczuciu winy przed mężem i synem, które przez długie lata ukrywała pod maską “wszystko w porządku”. Jest mądra również w stosunku do przyszłości. Gdy na chwilę spada ta maska, Katarzyna ujawnia swoją godność i inteligencję, mądrość, która przyszła z doświadczeniem życiowym. Jeśli publiczność po obejrzeniu sztuki “Życie kręci się w kółko” zrozumie, że często w swoim życiu jesteśmy zakładnikami wyboru, którego pewnego dnia dokonujemy, nie trzeba o tym zapominać i potem skarżyć się na los, męcząc się z powodu poczucia winy i skruchy, teatr pomoże o tym przypomnieć. Jeśli udało mi się to osiągnąć, tylko się ucieszę.


Rusłan Czarniecki w (Arnold) i Iwan Stralcou (Teddy)

Sztuka zaczyna się od sceny w domu, którego właścicielem jest były mąż lady Katarzyny — Clive, dżentelmen w masce autoironii (Iwan Mackiewicz), gdzie teraz mieszka jego dorosły syn Arnold (Rusłan Czarniecki) i gdzie nieodłącznym atrybutem angielskiego salonu jest służący George (Alaksandr Bruchacki). Jest tu również żona Arnolda — Elżbieta w uroczym wykonaniu Julii Kaduszkiewicz i Aleny Stecenki w innym składzie oraz zakochany w Elżbiecie przyjaciel Arnolda Teddy (Iwan Stralcou, Siarhiej Żbankou). Wszyscy czekają na lady Katarzynę. Lecz jak czekają? Młodzi aktorzy, jak powiedziała Wolha Klebanowicz, robią to w uroczy sposób. Pełną wdzięku kobietą jest Elżbieta wykreowana przez Kaduszkiewicz. Nie ustępuje jej dziecinnie impulsywna Stecenka. Drwi ze swojego Arnolda, z jego pedantyczności i przywiązania do polityki i idealnego porządku Czarniecki. Nic dziwnego, że takiej zimnej pedanterii Elżbieta woli przyjaciela i powtórzy drogę teściowej. Elżbieta, podobnie jak lady Katarzyna, chce głębokich uczuć, których nie może dać jej Arnold, ponieważ jest on dokładną kopią swojego ojca. Wszystkie młode postacie w spektaklu są trochę dziećmi, chociaż bawią się w dorosłe zabawy. Wszystko jest jak gdyby na niby. O czym mówią, co robią, o czym marzą — wszystko świadczy o nieświadomości młodości w sprawach sercowych. O tej bezmyślnej radości, która jest jej właściwa. Na tym tle bardziej ostro odczuwa się tragiczny paradoks życia: im więcej mądrości, tym mniej dalekiej radości przeszłości. To wcale nie znaczy, mówi nam teatr, że trzeba się smucić o tym, że z wiekiem traci się ostrość uczuć, właściwą młodości. Słusznie powiedział poeta: po co się smucić o to, co już przeżyliśmy. Dowiadujemy się o tym w finale spektaklu, gdy lady Katarzyna, obserwując ucieczkę Elżbiety i Teddy, nagle ostro odczuje, że wreszcie pozbyła się poczucia winy, lekko oddycha i że życie ułożyło się tak, jak się ułożyło. Dlatego powie: wszystko wróciło do mnie…

W roli lady Katarzyny Wolha Klebanowicz pojawia się w blasku swojego profesjonalizmu. Dosłownie wlatuje do sztywnego angielskiego domu jak egzotyczny ptak, epatując, zaskakując, zachwycając, między innymi swoimi ekstrawaganckimi strojami, które zrobiła Tacciana Lisawienka. Maska zbytniej emocjonalności, za którą umiejętnie chowa poczucie winy przed synem i mężem i chęć zadośćuczynienia, na początku spektaklu nie wydaje się maską, lecz istotą lady Katarzyny. A wcale tak nie jest. W następnej scenie Katarzyna jest inna. Klebanowicz z jej zdolnością do psychologicznych przemian gra inaczej: na chwilę nagle staje się matką, podobną do wszystkich kochających matek świata, które nie chcą, by ich synów rzucały żony, z przerażeniem myśli o tym, że synowa odejdzie. Gdy opowiada Elżbiecie o gorszej stronie swojego życia, współczujemy jej. Gdy nie chce, by lord Portous zobaczył w albumie jej zdjęcie w młodości. Trzeba widzieć jak Katarzyna podskakuje, odwraca się od Elżbiety i lorda Portousa, jak ukradkiem ociera łzy. Jest to moment w spektaklu, gdy komedia liryczna na chwilę staje się dramatem. Stąd reżyser mógł poprowadzić bohaterkę Klebanowicz drogą uświadomienia życia, które lady Katarzyna przegrała, pozbawiając siebie radości bycia matką, i wystawić sztukę o ujemnych stronach namiętności. Na szczęście nie stało się tak. Dlatego Katarzyna nawet lekko kokietuje lorda Portousa, gdy ten mówi jej, że jest jeszcze piękniejsza i z przyjemnością bierze do ręki album.

W reżyserii Modesta Abramowa nie ma fałszywego moralitetu: nie trzeba rzucać dzieci i mężów. Jest stwierdzenie powtarzających się sytuacji życiowych, w których przyczynach tak trudno się połapać. Taki jest właśnie główny temat sztuki “Życie kręci się w kółko”. Cudze doświadczenie rzeczywiście nie uczy... Teatr i jego aktorzy, którzy grają w sztuce “Życie kręci się w kółko” , mogą liczyć na sukces: unosząc się nad codziennością życia, wcale przed nim nie uciekają.

Walancina Żdanowicz

Fota: Darya Andreeva
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter