Narodowe Muzeum Sztuki — to największy zbiór sztuki białoruskiej i zagranicznej

Trasy Władimira Prokopcowa

Muzeum w swej istocie — to ciche miejsce. Bo spotkania z pięknem, a dzieła wysokiej sztuki właśnie to ucieleśniają, nie cierpią zamieszania. Przychodź, obejrzaj, ciesz się... Jednak zatwierdzenie o kameralności muzealnej dzisiaj będzie prawdziwe tylko częściowo. Uważa tak, w szczególności, dyrektor Narodowego Muzeum Sztuki Białorusi Władimir Prokopcow, który bez przesady reprezentuje nowy nowoczesny typ kierownika instytucji kultury o znaczeniu krajowym. Nawiasem mówiąc, tej instytucji, której personel w ubiegłym roku został nagrodzony prestiżową nagrodą “Za duchowe odrodzenie”.


Wydanie całej serii książek o słynnych artystach z  Białorusi — projektem Narodowego Muzeum Sztuki z bezpośrednim udziałem jego dyrektora Władimira Prokopcowa

Nie ma wątpliwości, że Narodowe Muzeum Sztuki w ciągu ostatnich kilku lat — mianowicie wtedy, gdy jest kierowane przez Władimira Prokopcowa — stało się znakowym miejscem w stolicy białoruskiej. Tu idą ludzie pomimo niezbyt korzystnych dla nich, pod względem dobrobytu materialnego, czasów. A jeśli okazać się koło muzeum w ostatnią środę miesiąca, kiedy wejście do niego jest wolne, a dokładniej, bezpłatne, można stać się świadkiem długich kolejek do słynnego budynku z kolumnami. Tak ogromna liczba osób, które chcą się tu dostać. A same muzeum w tym dniu przypomina rozrzucony ul: emocje od zobaczonego w ekspozycjach trudno jest powstrzymać. Jeśli chodzi o kameralności muzealnej.

Tak, Narodowe Muzeum Sztuki — to największy zbiór sztuki białoruskiej i zagranicznej. W ekspozycji, filiach i depozytariuszach muzeum dziś jest około 30 tysięcy dzieł, które stanowią ponad dwadzieścia różnych kolekcji. Jednakże, zgodnie z wynikami 2015 roku, zespół NMS zdobył nagrodę “Za duchowe odrodzenie” za pomyślną realizację projektów wystawienniczych na dużą skalę, których celem jest wzmocnienie duchowych wartości w społeczeństwie.

Władimir Prokopcow, dyrektor generalny Narodowego Muzeum Sztuki:

— Ta nagroda dla nas jest nie tylko zaszczytna, ale także bardzo odpowiedzialna. Wymaga, aby pracowaliśmy lepiej. Szczególnie w Roku Kultury, który nastąpił. Przygotowujemy nowe projekty. W tym duchowe. Jest to cykl wystaw tematycznych zarówno w kraju i za granicą. Poprzez takie projekty staramy się zaszczepić swoim gościom miłość do wartości chrześcijańskich i będę szczęśliwy, jeśli ktoś z nich w ten sposób znajdzie swoją drogę do świątyni, do porozumienia. Bo Rok Kultury wiąże się z kulturą we wszystkim. Zarówno w relacjach i w pracy. Ogólnie rzecz biorąc, musimy być w kulturze, aby życie, które jest od Boga, było dla każdego ciekawe.

Przy okazji, co interesujące teraz można zobaczyć w muzeum z wystaw?

Wystawa “Goya... Picasso” — największym projektem białorusko-hiszpańskim dla okresu współczesnej Białorusi. Eksponaty z Muzeum hiszpańskiego Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych św. Ferdynanda “zameldowały się” w NMS od grudnia. Władimir Prokopcow niedawno przeprowadził osobistą wycieczkę dla dziennikarzy. I oto na co zwrócił uwagę.

W stałej ekspozycji, według dyrektora muzeum, chyba jednym z najbardziej kontrowersyjnych obrazów — “Nierówne małżeństwo” Wasilija Pukirewa. W Mińsku przedstawiono wariant “Nierównego małżeństwa”, utworzony w 1875 roku. Obraz sam został napisany w 1862 roku, jego oryginał znajduje się w Państwowej Galerii Trietiakowskiej. Zadziwia duży rozmiar płótna — postacie namalowane niemal naturalnej wielkości, co przyciąga do niego szczególną uwagę. Publiczność, stojąc przed obrazem, czuje swoje zaangażowanie w to, co się dzieje, i współczucie dla dziewczyny-narzeczonej, którą wbrew jej woli, bierze za żonę ważny stary urzędnik.


Goście zagraniczni często odwiedzają muzeum

Dyrektor generalny opowiedział o swoim ulubionym eksponacie. Jest to ikona Święta Paraskewa Piątek, pochodząca z drugiej połowy XVI wieku. Ikona została znaleziona podczas wyprawy przez białoruskie świątynie w latach 60-tych ubiegłego wieku.

Na ogół kolekcje, które tworzą zbiór sztuki starożytnobiałoruskiej, w muzeum są bardzo różnorodne i bogate w treść.

Kontynuując znajomość z najwybitniejszymi eksponatami muzeum na zalecenie Władimira Prokopcowa, nie można było zignorować obraz, należący do pędzla znanego w latach 1640-1680 artysty wileńskiego Johanna Szrettera. Piękne panie — Katarzyna i Maria — były kiedyś żonami słynnego Janusza Radziwiłła. Szkopuł jest tylko w tym, że w momencie pisania tego płótna jedna z tych kobiet, w jasnej czerwonej sukni, była martwa. Dlaczego Janusz Radziwiłł chciał umieścić na jednym płótnie obie ulubione kobiety, nie jest znane. Ale na ten temat artysta, krytyk i historyk sztuki Władimir Prokopcow ma swoje pomysły.

“Pamiętam, jak wymyśliłem legendę o nietoperzu, który mieszka na poddaszu muzeum, a o północy staje się dziewczyną i chodzi po salach. Nawiasem mówiąc, naprawdę mieszka u nas nietoperz na poddaszu. Zalatał kilka razy do galerii, i pracownicy ochrony martwili się, że może uszkodzić płótna. Wtedy napisałem obraz. Na nim przedstawiłem nietoperza i siebie w rynsztunku rycerskim obok portretu Katarzyny i Marii Radziwiłł. Moim zdaniem, to płótno z kolekcji Nieświeskiej Radziwiłłów jest najbardziej mistyczne w muzeum, dlatego namalowałem go w swojej pracy” — powiedział dyrektor generalny.

Swój nie mniej mistyczny obraz Władimir Prokopcow wystawił w Noc Muzeów o 0 godzin 13 minut. Demonstracja trwała również 13 minut. “Więcej obraz nikt nie widział. Zamalowałem go czarną farbą i bezpośrednio na nim piszę nowy” — zaintrygował dziennikarzy w trakcie wycieczki rozmówca. Jakim będzie ten obraz, obiecał powiedzieć później.

Kolejna trasa Władimira Prokopcowa — do przybudówki Narodowego Muzeum Sztuki, która została otwarta w 2006 roku. Przybudówka pojawiła się, kiedy w muzeum było bardzo trudno z powierzchniami ekspozycyjnymi, ale w całości problem, oczywiście, nie rozwiązała. W muzeum przechowywano ponad 30 tysięcy dzieł sztuki (obrazy, grafika, rzeźby), ale dla publiczności wystawiono około 4%. Także trzeba gdzieś umieszczać ekspozycje czasowe, uprzejmie przedstawione przez zagranicznych kolegów.


Temat małej ojczyzny zajmuje szczególne miejsce w osobistej twórczości Władimira Prokopcowa

“Dziesięć lat temu zdecydowaliśmy się zmierzać na cały blok muzeów. Głowa państwa poparł ten wniosek” — powiedział Władimir Prokopcow. Kompleks muzealny rozwija się kosztem okolic. Na wniosek kierownictwa muzeum i Ministerstwa Kultury na bilans NMS został przekazany czteropiętrowy budynek byłego akademika studenckiego Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. Gdy plany zostaną zrealizowane po Narodowemu Muzeum Sztuki można będzie chodzić przez kilka godzin, a nawet przez cały dzień. Będą tu nie tylko ciekawe wystawy, ale także kawiarnie, sklepy.

Był akademik Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, a będzie muzeum! Zakłada się, że piwnicy (biorąc pod uwagę przyszłość ulicy Karola Marksa, którą planowane jest w przyszłości zrobić pieszym “mińskim Arbatem”) będą zajęte szatniami, kawiarniami artystycznymi, barem i kafejką. Na parterze zostaną rozmieszczone sklepy z pamiątkami i księgarni, kawiarnie internetowe, sale dla wystaw i konferencji. Pierwsze i drugie piętro planują oddać dla ekspozycji białoruskiej sztuki ludowej, sali wystawowej, sali-pracowni dla praktycznych i interaktywnych zajęć z dziećmi, pokojów dla pracowników. Na trzecim i czwartym dokończonym piętrze mansardowym zostanie rozmieszczone centrum konserwatorskie. W każdym pokoju muzeum będzie Internet, sieć lokalna, audiosystem, kontrola dźwiękowa bezpiecznego dostępu do eksponatów. Budynek będzie przystosowany do odwiedzenia przez osób niepełnosprawnych — wyposażony w specjalne windy i podjazdy.

Dokończenie budowy dzielnicy muzeów jest zaplanowane na lata 2019-2020, choć początkowo planowano, aby to zrobić wcześniej — do 2018 roku. “Nie chcę być szorstkim optymistą, trzeba realnie patrzeć na rzeczy” — powiedział Władimir Prokopcow. — Kiedy do 2020 roku dzielnica muzeów zacznie swoją pracę, można będzie przedstawić publiczności około 10% eksponatów. Wystawić wszystkie dzieła sztuki w tym samym czasie, oczywiście, jest niemożliwe.

Wróćmy do ekspozycji. Teraz w muzeum — duża wystawa, poświęcona 150. rocznicy Léona Baksta, impresjonisty, który urodził się w Grodnie. Oprócz dzieł Baksta prezentuje płótna jego współczesnych, przyjaciół, wśród których Aleksander Benois, Mścisław Dobużyński, Boris Kustodijew, Isaak Lewitan, Kuźma Pietrow-Wodkin, Ferdynand Ruszczyc, Mikołaj Roerich, Zinaida Serebriakowa, Dmitrij Stellecki, Walentin Sierow, Michaił Wrubel, Konstantin Korowin, Stanisław Żukowski, Mikołaj Konstanty Czurlanis. Władimir Prokopcow zwraca uwagę na fakt, że prawie wszyscy z tych artystów — światowymi znakomitościami, wśród których wielu naszych rodaków:


Aura sztuki — nieporównywalnym zjawiskiem

“Czas i twórczość Baksta” — tak nazywa się ekspozycja. Ale na wystawie nie tylko artysta, ale cała epoha. Dyrektor generalny NMS jest przekonany, że widza czeka na niej wiele odkryć:

— Stanisław Żukowski tradycyjnie jest postrzegany jako “piewca gniazd szlachetnych”. On doskonale napisał kilkanaście wnętrz. Na wystawie Baksta można zobaczyć drugą stronę impresjonisty Żukowskiego — wybitnego pejzażysty.

Ekspozycja przygotowywała się przez dwa lata. Po wystawie “Dziesięć wieków sztuki Białorusi”, która odbyła się w 2014 roku, jest to drugi największy projekt muzeum oraz Bełgazprombanku. Jego cel jest przede wszystkim edukacyjny. Jeszcze niedawno na Białorusi niewiele wiedzieli o artystach Szkoły Paryskiej. Byli znani Chagall i nieco Soutine. Teraz mówią o całej plejadzie artystów, którzy pochodzą z różnych regionów Białorusi, którzy stali się znanymi w Paryżu.

Władimir Prokopcow dodaje, że nie tak dawno temu nasi rodacy Biełynicki-Birulya, Żukowski, Ruszczyc zaliczali się do rosyjskich artystów tylko dlatego, że zdobyli w Rosji wykształcenie:

— Wspólnie z wydawnictwem “Białoruś” przy wsparciu Ministerstwa Informacji stworzyliśmy serię albumów “Znani artyści Białorusi”. Już ujrzało światło 19 tomów. Pierwsza książka została opublikowana w 2010 roku, z okazji 150. rocznicy urodzin Jana Chruckiego. Na początku przyjmowało się, że ukaże się tylko kilka wydań. Ale postanowiliśmy, że na tym nie skończymy. Jest to bezterminowy projekt.

Nie omieszkał Władimir Prokopcow powiedzieć także o tym, jak długo trwały negocjacje w sprawie organizacji ekspozycji białoruskich ikon w Watykanie. I od końca marca te relikwie już są w Rzymie. Dla wystawy “Sztuka sakralna Białorusi XVII-XX wieków” wybrali specjalny pokój. Zostały wydane katalogi, albumy w kilku językach.

— W Roku Kultury będziemy otwierać za pomocą muzeum sztuki wiele nowych stron historii sztuki narodowej. Tej jesieni będzie uzupełniana wystawa, zorganizowana dla Watykanu, i odbędzie się jej prezentacja w Mińsku. Nowe spotkania z pięknem czekają i później. Jesienią 2017 roku planowana jest duża wystawa odrestaurowanych przedmiotów sztuki sakralnej — opowiada Władimir Prokopcow. I podkreśla jedną cechę: — Niektóre rzeczy — ikony, przedmioty rzemiosła artystycznego — zostaną przywrócone tylko o połowę, aby wizualnie przedstawić ich stan przed i po, dać możliwość widzowi zrozumieć, o ile jest pracochłonne dzieło artysty, który przywraca arcydzieła.

Nawiasem mówiąc, w najbliższych latach, konserwatorzy będą mieli nowe pracownie w budujących się korpusach tuż za nowoczesnym budynkiem muzeum sztuki.

Pod wieloma względami taka perspektywa została możliwa dzięki wytrwałości dyrektora Prokopcowa.

Szef takiej instytucji jak Narodowe Muzeum Sztuki jest z pewnością człowiekiem zajętym. Ale te spotkania i dyskusje, które odbyły się z Władimirem Prokopcowem, pozwalają uzupełnić portret tej, oczywiście, kreatywnej osoby. Po tym wszystkim, między innymi jest również sam malarzem.



— Jak na wszystko wystarczy czasu?

— Niezadowolenie z siebie, niepokój — to prawdziwe pobudzające motywy dla mnie, w tym jako artysty — mówi Władimir Prokopcow. — Kiedyś poszedłem do aspirantury Akademii Nauk, rozszerzyłem swoje horyzonty artystyczne. Nauka dała element koncentracji. Teraz jako dyrektor muzeum nie mam możliwości, aby siedzieć przez cały dzień i pisać. Dlaczego dla mnie jest ciekawa praca dyrektora? W niej ja, jako kierownik, jestem samowystarczalny. Otrzymałem wykształcenie historyka sztuki i mogę rozmawiać na równych z każdym artystą, z dyrektorem Luwru itd. Czuję się na swoim miejscu. Lubię pracować w muzeum, ale lubię także malować w pracowni. W pracowni mogę przełączyć się z pracy administracyjnej na twórczą: relacje kolorów, niebo, dach, ziemia, jabłka, kwiaty... Krótko mówiąc, mam element samowystarczalności. Jestem bardzo zadowolony ze swojej pracy, czuję się bardzo komfortowo. Lubię uczyć się od innych. Od artysty — podpatrzyć, jak skomponował swoją pracę, od dyrektora — jak, na przykład, umieścić światło w muzeum, jak ściany pomalować.

— Oczywiste jest, że pan nie od razu marzył o karierze dyrektora muzeum. Dzisiaj, kiedy ta praca wymaga dużo czasu, czym dla pana jest zajęcie malarstwem w większym stopniu: hobby, wypoczynkiem dla duszy?..


— To jest poważna sprawa. Rozumiem całą miarę odpowiedzialności. Oznacza to, że skoro sam nazwałem siebie artystą, muszę grać zgodnie z zasadami. Gdyby to było moje hobby, to bym malował dla przyjemności. Ale to nie jest hobby. Inną kwestią, że nie mam zbyt wiele czasu. Nie mogę pisać od rana do wieczora, jako niezależny artysta. Tylko wieczorami, w nocy mogę to robić. W weekendy i święta pracuję. Doświadczenie pokazuje, że wykonać jeden genialny obraz i wejść z nim do historii jako utalentowany artysta — to jest bardzo trudne. Trzeba zrobić wiele obrazów. To nie znaczy, że będzie sto twoich obrazów i wszystkie będą znakowe. Nie. W roku zrób jeden obraz, ale żeby dotknął duszy. I aby inny artysta powiedział: tak, dobrze zbudowano. Ważne jest, aby profesjonalista zrozumiał go. A prosty widz przyjął jako dobrą książkę. Dla mnie taka nisza — to samodoskonalenie się. Po drugie, jest to przygoda. Po trzecie — to rywalizacja ze swoimi kolegami. Wtedy łatwiej jest pracować w komisjach eksperckich, bo jestem nie tylko dyrektorem naukowym. Przy okazji, wyjeżdżam do studiów. Również wystawiam swoje dzieła w galerii Związku Artystów — jedną-dwie pracy do znaczących wystaw.

— Od czego zależy stylistyka pana prac?

— Zależy od nastroju, uczucia eksperymentu. Wcześniej u mnie był realizm z impresjonizmem. Ostatnie prace są bardziej dekoracyjne. To chyba przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem. A nawet — z innym postrzeganiem dnia dzisiejszego. Chcę szybko wychlusnąć wszystko. Wpływa rytm. Jesteś na wozie i nie możesz się zatrzymać. I wyrzucasz swoje uczucia na płótnie.

— Czy istnieje jakiś podsumowujący obraz pana prac? Albo każda praca ma swoją indywidualność?

— Oczywiście, każda praca jest indywidualna. Kiedy piszę obraz, natychmiast wymyślam jego nazwę. Na przykład, jeśli postanowiłem napisać lilie wodne, noc lub świt, na początku idę od filozofii nazwy. Sakrament — to nie tylko, na przykład, jakiś przekrój prawdziwej wody. Musi być pewnego rodzaju aluzja. To jest woda czy nie? Są to zielone chmury, ale chyba nie chmury. Aby były jakieś kojarzenia. Nie lubię czołowego rozwiązania. Oczywiście, kiedy piszesz martwą naturę — to jest konkretne. Inną rzeczą jest to, że można ją napisać na różne sposoby. Można jasno i obrazowo. Może to być stół z nogami i bez nóg. Czerwone jabłonie. Ale nie ma czerwonych jabłóń. W każdym obrazie artysta wkłada sens. I swoją filozofię. Artysta wychlustuje emocje, wtedy praca wylata jak z gniazda.

— Czy bardzo ważne jest dla artysty uznanie widza?

— Oczywiście. Wszyscy artyści — to aktorzy, poeci, pisarze — wszyscy chcą uznania. Stało się to już tradycją od tych czasów, kiedy człowiek podniósł bryłę węgla i na skale zaczął rysować, aby od swoich rodaków otrzymać jakieś słowa podziwu. Nie wierzę, że artysta działa nie w imię chwały. Każdy ma energetykę — być pierwszym. Każdy artysta chce uznania. I ja, jako dyrektor muzeum, chcę, aby muzeum było pierwsze na Białorusi. To jest naturalne. Nie będzie tego uczucia — nie będzie postępu. Artysta stał się artystą, aby zyskać uznanie. Inną rzeczą — w jaki sposób? Chwała bywa różna. Jest tania. A jest — przez pracę. Czas — to wielki sędzia.

— Czy twórczość białoruskich artystów jest interesująca dla publiczności zagranicznej?

— Jakie rozmowy. Szkoła białoruska, zwłaszcza realistyczna starszego pokolenia, jest bardzo ceniona. Dziś w Europie nie ma takiego poziomu. Źle, że nie mamy rynku sztuki. Tych samych aukcji, w tym charytatywnych. Chciałbym, żeby wszystko było publiczne. Dlaczego w tym samym Witebsku, który pachnie farbami z czasów Chagalla i Malewicza, nie organizowywać aukcje. Chcemy być europejską stolicą. I wszystko mamy dla tego: położenie geograficzne, ludzie, miasto jest zadbane. Może, nie mamy takiego głosu, jak u Pavarotti. Ale mamy wspaniałe malarstwo. Dlaczego nam nie stać prawodawcami rynku sztuki? Ponadto, takie tradycje.

— Czy musi muzeum kształtować gust zwiedzających?

— Obowiązkowo. Muzeum nie może być po prostu. Misja muzeum jest naukowo-edukacyjna lub edukacyjno-pedagogiczna. To jest, jeśli chcecie, centrum edukacyjne. Muzeum dziś nabywa zupełnie inną formę. Musi być aktywne, musi wychodzić poza ściany. Oznacza to, że dzisiaj wystawa powinna mieć w różnych kierunkach swój dalszy ciąg. Dla uczniów musi być jedno, dla dorosłych — inne. Do muzeum inwestowano dużo pieniędzy: sale, sprzęt, wynagrodzenie... Wszystko to w celu utworzenia gustów ludzi. Muzeum ma być aktywne, nawet w dobrym sensie agresywne. I być o trzy kroki z przodu. Zwłaszcza teraz, w czasach globalizacji. Jeżeli człowiek wchodzi do muzeum, powinno tu być interesujące. Muszą być wykłady, wycieczki. Misja muzeum, jestem absolutnie pewien, edukacyjna. I nic innego.

— Czy zauważył pan, że po tych latach, gdy pan jest dyrektorem muzeum, publiczność stała się bardziej przygotowana, bardziej krytyczna?

— Oczywiście. Dzisiaj jest Internet. I widz może wirtualnie pochodzić po Galerii Trietiakowskiej. Albo człowiek wsiadł do samolotu Belavia, za dwie godziny jest już w Paryżu — i może na żywo komunikować z Moną Lisą. Dzisiaj nic nie jest zaskoczeniem. Widz stał się smakoszem, bardziej wymagającym, surowym. I do tego trzeba być gotowym. Aby nie pozostawaliśmy w tyle: w technologiach, w wystawach, w metodyce, w pracownikach. Nowa generacja się zmienia — jest to problem globalny, i dyrektor muzeum nie może siedzieć spokojnie. Zawsze trzymam zespół w napięciu, może, komuś to się nie podoba. W latach 60-70-tych muzeum było bezpieczną przystanią, a teraz musi zarabiać pieniądze, musi utrzymywać wizerunek swojego kraju. I musi robić projekty międzynarodowe. Czego wymaga i o czym prosi publiczność? Niech odbędzie się wystawa Marca Chagalla, wystawa z Galerii Trietiakowskiej. Dziś pracownicy muszą być ze znajomością języków obcych. Krótko mówiąc, trzeba rozszerzać format muzeum, co i robimy.

— To znaczy, że termin “walka o widza” nie jest nieaktualny.

— Wręcz przeciwnie, mamy teraz walczyć o każdego gościa. Tylko za pomocą ciekawych wystaw, informacyjnych programów uda nam się przyciągnąć widza do siebie. Dziś muzeum idealnie — to wielki przemysł kulturalny.

— Prawdopodobnie trudno prowadzić taki mechanizm?


— Nie jest łatwo — to wielka odpowiedzialność, ponieważ muzeum — wizytówką kraju. Mówię pracownikom, że w końcu wszystkich zastąpią. Muzeum nie powinno stać do oporu jako dom opieki. Muzeum powinno pracować. Więc, oczywiście, wielką odpowiedzialność ma bezpośrednio kierownik. Ja to czuję, ja to rozumiem. Dlatego tak wcześnie osiwiałem.

— Dyrektor muzeum jest bardziej menedżerem lub naukowcem?

— Wszystko razem. Dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić, że dyrektor Narodowego Muzeum Sztuki nie jest artystą, historykiem sztuki, lecz tylko ekonomistą-managerem. Czy możecie sobie wyobrazić na czele Ermitażu ekonomistę? Albo na czele Galerii Trietiakowskiej? Ja nie. Tak, mają menedżerów, ale nadal prowadzić musi ekspert. Jednak dzisiaj postać dyrektora muzeum jest uniwersalna. Musi być zarówno kierownikiem, ekonomistą i historykiem sztuki. Dlatego nie przebieram uczyć się wszystkiego.

— Czy pan nie ma rozdwojenia jaźni: między dyrektorem Prokopcowem i artystą Prokopcowem?

— Pełna harmonia. Jeden uzupełnia drugiego. Miałem rozdwojenie jaźni, kiedy pracowałem w aparacie Rady Ministrów i mało brałem udział w wystawach. Wtedy nie popierało się, gdy urzędnicy wystawiali się razem z artystami. To nie było mile widziane, delikatnie mówiąc, w latach 80-90-tych. A teraz, wręcz przeciwnie, jest mi bardzo komfortowo.

— Podczas pana pracy na stanowisku dyrektora odbyło się wiele wystaw z zagranicznych muzeów. Co do ekspozycji dzieł Narodowego Muzeum Sztuki za granicą, czy przeprowadzacie akcje, aby pokazać tam nasze bogactwo muzealne?

— Tak, istnieją takie plany, i one się realizują. Już prezentowaliśmy obrazy Chruckiego w Wilnie w ramach dwusetnej rocznicy urodzin artysty. Obecnie jest realizowany projekt z Watykanem — pokażemy tam białoruskie ikony. Oczywiście, to jest obarczone ubezpieczeniami. Im większa jest wystawa, tym więcej trzeba mieć pieniędzy.

— Czy pan mógłby kontynuować frazę: “Prawdziwa sztuka — to...”

— ... To jest życie. Bez sztuki nie ma życia. Sztuka sprawia, że osoba staje się bogatsza duchowo. To sprawia, że jest bardziej dobra, bardziej harmonijna. Istnieje wspólny zbiór wartości kulturowych, które, jak zasady zachowania się w społeczeństwie: na przykład, dawać miejsce starszym, wpuszczać najpierw kobiet... A w ogóle sztuka — to życie. Bez sztuki nie będzie życia. Dlaczego w jaskiniach zaczęli rysować, wykonywać malowidła. Ludzie już wtedy patrzyli na gwiazdy i chcieli widzieć coś na ścianie. Gwiazdy rano znikały. Ale na ścianie pojawiał się przystojny myśliwy, jakaś scena z życia prehistorycznego człowieka. I te rysunki również są godne podziwu. Wiele z nich — to dziedzictwo. Swojego rodzaju wartość muzealna.

Takie są trasy Władimira Prokopcowa, dyrektora Narodowego Muzeum Sztuki Białorusi. Prawdziwe, namacalne i wyimaginowane — te, bez których nie ma rozwoju osoby, nie ma perspektywy.

Wiktor Michajłow

Photo: Paul Chuyko, Ramil Nasibulin, Alexander Stadub, BelTA
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter