Tradycjonalista w młodym wieku

[b]Artysta Aleksander Helach jest wschodzącą gwiazdą Białoruskiego Państwowego Akademickiego Teatru Muzycznego. Aleksander głośno zadeklarował się w niedawnej operowej premierze Teatru — operze Ruggiera Leoncavalla “Pajace”. [/b]Nawet dla doświadczonego artysty klasyka weryzmu jest poważną próbą, ale Aleksander łatwo poradził sobie z rolą Beppo. Są w jego repertuarze dziecięce i klasyczne spektakle: “Zemsta nietoperza”, “Junona i Awoś”, “Magiczna lampa Aladyna”. Nawet dziś starsi koledzy przewidują wielką przyszłość Aleksandra Helacha.
Artysta Aleksander Helach jest wschodzącą gwiazdą Białoruskiego Państwowego Akademickiego Teatru Muzycznego. Aleksander głośno zadeklarował się w niedawnej operowej premierze Teatru — operze Ruggiera Leoncavalla “Pajace”.

Nawet dla doświadczonego artysty klasyka weryzmu jest poważną prуbą, ale Aleksander łatwo poradził sobie z rolą Beppo. Są w jego repertuarze dziecięce i klasyczne spektakle: “Zemsta nietoperza”, “Junona i Awoś”, “Magiczna lampa Aladyna”. Nawet dziś starsi koledzy przewidują wielką przyszłość Aleksandra Helacha.

— Panie Aleksandrze, co należy robić, aby młody artysta natychmiast został zauważony?
— Szczerze mуwiąc, nie wiem. Dla mnie, prawdopodobnie, to był pewien zestaw okoliczności.

— Ale jakieś przesłanki udanej kariery muszą być? Czy Pan jest z muzycznej rodziny?
— W zasadzie nie. Chociaż zarуwno ojciec i dziadkowie byli muzykami-samoukami, grali kiedyś na harmonijce w klubach. Ale eduakcji zawodowej nikt nie miał. Chociaż poczucie rytmu, słuch muzyczny, jak sądzę, mam od nich. Moja pasja do śpiewu pojawiła się jeszcze w przedszkolu. Opowiadali, że nie mogłem spokojnie położyć się spać. Wciąż śpiewałem, wszystkim przeszkadzałem, nie mogłem się uspokoić. Logiczne jest, że po pewnym czasie mojej mamie zaproponowano odwieść mnie do studia lub kуłka, abym zaczął uczyć się wokalu. Początkowo trafiłem do Centrum Twуrczości Dzieci, mamy takie w Kobryniu. Tam zajmowałem się wokalem estradowym prawie od wieku pięciu lat. Nawet koncertowaliśmy.
— Czy uważa Pan Kobryń za muzyczne miasto?
— W zasadzie tak. W tym mieście zawsze była wystarczająca liczba utalentowanych młodych ludzi, w tym śpiewających.

— Ale tym nie mniej, w pewnym momencie, Pan postanowił jechać do stolicy?
— Tak, ale znowu to był pewien zestaw okoliczności. Po szkole muzycznej oraz Brzeskim Kolegium Muzycznym, ktуre ukończyłem w klasie bajanu, trzeba było studiować dalej. Postanowiłem jechać do Mińska i jakoś łatwo zdałem egzaminy na dział przygotowawczy Białoruskiej Państwowej Akademii Muzycznej. Siedzieć na karku rodzicуw nie chciałem, aby mieć kieszonkowe, poszedłem parcować jako ładownik do sklepu w pobliżu naszego akademika. Pewnego dnia poradzili mnie pуjsć na przesłuchanie do chуru w Teatrze Muzycznym. Nie miałem nic do stracenia, więc przyszedłem. Słuchała mnie głуwna kierowniczka chуru Swietłana Pietrowa i wtedy jeszcze kierownik artystyczny Aleksy Isajew. Wzięli mnie do chуru na pуł etatu. Od tego zaczał się mуj “romans” z Teatrem Muzycznym. W chуrze pracowałem przez trzy lata.

— Czy uważa Pan, że każdy chуrzysta marzy o tym, aby wyrwać się z chуru, czy są ludzie, dla ktуrych to jest powołanie?
— Tak, aby pracować w chуrze, trzeba mieć powołanie. W rzeczywistości widziałem ludzi, ktуrym to się podobało. Podobał mi się od początku śpiew solowy — po prostu wyjść i śpiewać solo. Ponosić odpowiedzialność tylko za swoje błędy, a nie za innych ludzi. W tym samym czasie, w sensie twуrczym, czuję się o wiele swobodniej. Nie jestem ograniczony żadnymi ramami. Śpiewam tak, jak chcę.

— Jak przechodziła praca nad “Pajacami”? Na ile Leoncavallo jest bliski dla Pana?
— Moja partia nie jest w zasadzie złożona i jest dostępna dla widza. Problemy były w innym, trudno było przyzwyczaić się do przestrzeni scenicznej pod względem gry aktorskiej. Można powiedzieć, że nadal jestem w jakimś wyszukiwaniu: jak lepiej grać w tym czy innym momencie. Ta opera przewiduje dużo aktorskiej pracy. Mam jeszcze dużo do zyskania, do pracy zarуwno nad sobą i swoim zachowaniem na scenie. Mam tylko 24 lata, więc myślę, że mam czas, aby odszlifować swoje umiejętności.

— Czy solista nowoczesnego teatru muzycznego powinien mieć pełnokrwisty talent dramatyczny?
— Uważam, że idealnie wspуłczesny artysta powinien posiadać pełną gamę cech, aby dziś zaspokoić wszystkie potrzeby reżysera i publiczności. Oczywiście, obecność dramatycznego talentu, smaku do gry jest mile widziana w każdym teatrze, tym bardziej w muzycznym. Ważne jest nie tylko, aby dokładnie trafić do nut. Ważne jest, aby widz zrozumiał twojego bohatera, zaczął wspуłczuwać mu. Dla tego nie wystarczy mieć dobry wokal.

— Czy Pan ma ulubioną partię w klasycznej operetce?
— Alfred w “Zemście nietoperza” jest bardzo dobrą i korzystną rolą dla każdego artysty. Mam szczęście ją grać.

— A kiedy Pan wychodzi na scenę w tej samej “Zemście nietoperza” z gwiazdami Teatru Muzycznego, czy wielkie ma podniecienie?
— Nie, wręcz przeciwnie, czuję się swobodnie. Wiem, że na starszych kolegуw można liczyć, zawsze można liczyć na ich pomoc. Są to osoby z doświadczeniem i wiedzą. Nawet jeśli coś nagle nie tak zrobić, zawsze tobie pomogą.

— Czy dzisiaj jest duża konkurencja między artystami w Teatrze Muzycznym?
— Nie mam poczucia nadmiernej konkurencji. Nie zauważam ją, po prostu wykonuję swoją pracę.

— A jak grać w spektaklach dziecięcych? Co daje Panu rola Aladyna?
— Każdy obraz ma swoją złożoność. Spektakl “Magiczna lampa Aladyna” — to rуwnież bardzo dobry trening. Dzieci nie da się oszukać.

— Czy marzy Pan po “Pajacach” ponownie o operze?
— Do gatunku opery trzeba jeszcze rosnąć. Nie myślę z wyprzedzeniem, jak będzie rozwijać się moja kariera w przyszłości i nie sprawiam żadnych planуw.

— Wkrуtce Teatr Muzyczny wypuści premierę — operetkę “Księżniczka cyrkуwka” Imre Kбlmбna...
— Tak, dostałem rolę Tony’ego.

— Na ile jest to tradycyjna “Księżniczka cyrkуwka”? Pan już po raz drugi pracuje z reżyserem Hanną Motorną, ktуra inscenizowała “Pajacуw”.
— Pani Hanna określa konkretne cele, wyraźnie wyjaśnia, co chce zobaczyć. Twoim zadaniem jest, aby to zrobić. Niech nie natychmiast wszystko się otrzyma, ale wiesz, do czego trzeba dążyć. Niestety, nie zaskoczyłem poprzedniej wersji tej operetki, ktуra była w repertuarze teatru, ale, moim zdaniem, obecna “Księżniczka cyrkуwka” jest dość tradycyjną inscenizacją.

— Czy trzeba, Pana zdaniem, modernizować klasyczną operetkę?
— Powiem, być może, coś wywrotowe, ale moim zdaniem — nie. W przeciwnym razie stracimy styl i treść reprezentowane przez autora. Klasyczna operetka — to wysoki smakowy poziom. Nie trzeba psuć ten gatunek zanieczyszczeniami stylistycznymi i burzliwymi reżyserskimi fantazjami. Trzeba po prostu śledzić myśl autora.

— Aktorzy dramy marzą zagrać Hamleta, Czackiego, Trieplewa. A o czym marzy tenor?
— Być może, Vaudemont z “Jolanty” Czajkowskiego, ale jest to partia dla dramatycznego tenora, więc rуwnież trzeba jeszcze rosnąć. Oczywiście, Leński z “Eugeniusza Oniegina”. Bardzo piękna partia.

— Czyli Aleksander Helach jest zwolennikiem klasyki i tradycji w teatrze?
— Tak. I jestem z tego dumny.

Walenty Pepelajew
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter