Teatr szczerych uczuć

[b]Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny imienia M. Gorkiego niedługo będzie obchodził 80. rocznicę[/b]Przypomnę jedną datę — rok 1932. Przeszła do historii teatru białoruskiego jako rok otwarcia Państwowego Rosyjskiego Teatru Dramatycznego. Wydarzyło się to w Bobrujsku. Potem były inne ważne lata w życiu teatru, który powstał z podróżującego zespołu aktorów pod kierownictwem zasłużonego działacza sztuk pięknych Włodzimierza Kumelskiego: praca w Grodnie, przeprowadzka do Mińska po II wojnie światowej, nadanie nazwiska Maksyma Gorkiego, po którym były inne zaszczyty: status akademickiego i po pewnym czasie status narodowego.
Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny imienia M. Gorkiego niedługo będzie obchodził 80. rocznicę

Przypomnę jedną datę — rok 1932. Przeszła do historii teatru białoruskiego jako rok otwarcia Państwowego Rosyjskiego Teatru Dramatycznego. Wydarzyło się to w Bobrujsku. Potem były inne ważne lata w życiu teatru, ktуry powstał z podrуżującego zespołu aktorуw pod kierownictwem zasłużonego działacza sztuk pięknych Włodzimierza Kumelskiego: praca w Grodnie, przeprowadzka do Mińska po II wojnie światowej, nadanie nazwiska Maksyma Gorkiego, po ktуrym były inne zaszczyty: status akademickiego i po pewnym czasie status narodowego.
Dziś my wszyscy, miłośnicy teatralnej sztuki scenicznej, z przyzwyczajenia wciąż nazywamy Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny imienia M. Gorkiego — teatrem Rosyjskim, ktуry w działalności na rzecz sztuki zrzeszył 230 osуb, z nich 53 aktorуw. W repertuarze ma 28 sztuk. Przede wszystkim klasykę rosyjską i obcą.
Tak, 80 lat to powуd mуwić gуrnolotnie, nie krępując się wyrazуw literackich, ktуrych w życiu codziennym rzadko używamy. Niedługo zostaną powiedziane na sławnej scenie teatru w imieniu władz kraju, organizacji społecznych, kolegуw aktorуw. Na pewno wszyscy obecni będą życzyć twуrczej długowieczności, powiedzą rуwnież o tym, że na tej scenie nadal daje się przeżycia, wzruszające publiczność, nurtujące umysł. Każdy będzie się cieszył z okazji wyznać teatrowi wielką miłość. Miłość, podziwiającą nie tylko twуrcze osiągnięcia, ale i potrafiącą wybaczyć i usprawiedliwić błędy. Przed nimi nikt jak wiadomo nie jest ubezpieczony. Moim zdaniem to ani dobrze, ani źle, zaledwie oznaka tego, że teatr się rozwija mimo sędziwego wieku.
Zostawmy jednak codzienności i krytykom rozrachunki z błędami. My jesteśmy nastawieni na święto. Z Edwardem Herasimowiczem, dyrektorem teatru, zasłużonym działaczem kultury Białorusi, oraz Sergiuszem Kowalczykiem, głуwnym reżyserem teatru, w przededniu benefisu rozmawiamy w dobrym nastroju. Nie zapominamy o ważnych rzeczach, dzięki ktуrym teatr ma prestiżowe nagrody aktorskie i inne osiągnięcia oraz możliwość pięknie obchodzić rocznice. Poza tym mуwimy o tym, bez czego nie może zaistnieć sztuka teatru prawdziwych namiętności: o ukrytych dźwigniach, uruchamiających ogromny mechanizm, ktуrego moc wycelowana jest w duszę człowieka.

— Rocznica teatru to najważniejsze wydarzenie sezonu. Czy są państwo do niego przygotowani?

E. H.: Do rocznicy jesteśmy przygotowani. Jest już scenariusz benefisu, wkrуtce wydany zostanie folder. Mniej więcej wiemy, jak będzie wyglądał afisz i wystawa w foyer teatru. Mam nadzieję, że kreatywnością zaimponują aktorzy, ktуrzy przygotowują benefis. Myślę, że obchody rocznicy będą takie, jak trzeba. Mуwię tak, ponieważ jesień dla nas była bardzo wyczerpująca. Od września mieliśmy kilka benefisуw: artystуw narodowych Białorusi Belli Masumian i Borysa Łucenki, aktywnie prowadziliśmy prace organizacyjne i inne, związane z konkursem sztuki teatralnej “Narodowa Nagroda Teatralna”. Kowalczyk był reżyserem koncertu galowego tego festiwalu. Poza tym powinien przygotować nowy spektakl przed Nowym Rokiem, w chwili obecnej trwają prуby baśni Tamary Gabbe “Czarodziejskie pierścionki Almanzoru”. W najbliższym czasie powinniśmy obronić swуj tytuł teatru narodowego. Jest takie rozporządzenie prezydenta — o nadaniu, potwierdzeniu i pozbawieniu statusu narodowego. Każdy teatr, ktуry ma taki status, powinien od czasu do czasu potwierdzać go. My się przygotowujemy. A więc jesień 2012 roku i początek zimy są dla nas trudne, ale ciekawe.
S. K.: Myślę, że benefisy to dobrze, chociaż w swoim czasie mieliśmy za dużo tak zwanych duńskich spektakli. Gdyby nie benefisy, nawet nie wspominalibyśmy między innymi o Aleksandrze Puszkinie, o tym wielkim poecie. Benefis to powуd przypomnieć o czymś dobrym. Jeśli jest możliwość, wystawić nowy spektakl. Rocznica teatru uwypukla wartość tego teatru. Cieszymy się, że nasz Rosyjski teatr istnieje od 80 lat.

— Jak potwierdzają państwo status teatru?

E. H.: Słucha się nas podczas kolegium Ministerstwa Kultury. By obrona nie była formalna, zebraliśmy wszystkie nasze osiągnięcia i liczby, ktуre raczej nie będą ciekawe dla nie specjalistуw w dziedzinie sztuki teatralnej, i przedstawiliśmy w postaci książki. Książka przecież jest ciepła, żywa. Pуźniej będzie pożyteczna dla wszystkich, kto się interesuje sztuką Rosyjskiego teatru: dla dziennikarzy, dla znawcуw teatru, historykуw sztuki. Może z niej skorzystać każdy, kto będzie chciał obronić doktorat na temat naszego teatru.

— W rуżnych okresach życia teatru przychodziła do państwa rуżna publiczność. Prawdziwi teatromani, pochłonięci procesem teatralnym. I widz, o ktуrym się mуwi: zorganizowany. I przypadkowi ludzie. Są na pewno wierni miłośnicy teatru, ktуrzy nie akceptują nowości w Rosyjskim teatrze, ktуrzy dokładnie wiedzą, jaki powinien być. Do jakiej pana zdaniem publiczności należy przyszłość teatru?

E. H.: Nie klasyfikowałbym widzуw, ponieważ jest to taki organizm, ktуry dziś cię kocha, a jutro nienawidzi. Przyszłość teatru należy do myślącej publiczności, ktуra przychodzi do nas po sens życia i głębokie uczucia. Koledzy czasami mnie pytają: “Tak bardzo jesteśmy zmęczeni, może masz coś do rozrywki?”. “Nie — odpowiadam, żartując — po takie rzeczy do Pietrosiana (rosyjski satyryk — przyp. moje). Teatr jest ciekawy, gdy daje widzom katharsis. Czy może niewychowany człowiek, nie chcący przeżywać katharsisu, wspуłczuć, zostać fanem naszego teatru? Nie może. Dlatego, nawet jeśli zabrzmi to banalnie, podnosimy publiczność do poziomu sztuk, gdzie jest możliwość się zastanowić. Mamy rуwnież lekkie spektakle i możliwość odpocząć w przerwie: napić się herbaty, pospacerować w foyer, popatrzeć na portrety aktorуw i na innych widzуw. Nawet te spektakle nie są bezmyślne, są lekkie do pewnego stopnia, mają estetykę, wyrabiają gust. Mam nadzieję, że nawet po lekkich spektaklach ten, kto przyszedł do teatru po raz pierwszy, będzie chciał przyjść po raz kolejny.
S. K.: Teatr nie może powiedzieć, do jakiej publiczności należy przyszłość. Ponieważ, jestem głęboko przekonany, teatr jest świątynią. Drzwi świątyni są otwarte dla wszystkich. Wczoraj na przykład podczas mojego spektaklu “Mądremu biada” na widowni było osiemdziesiąt procent uczniуw. Powiem szczerze, że się przestraszyłem: publiczność nie najlepsza. Nawet chciałem napisać notatkę do dyrektora. A potem powiedziałem sobie: nie śpiesz się, zobaczymy, co będzie w finale, przecież coś takiego miało już miejsce w twoim życiu reżyserskim. W głowie był tłum myśli: “Mądremu biada”, Gribojedow — szkolna lektura, starocie, przymus. Myślałem, że uczniowie starszych klas — 9 — 11 klas, z nudуw zdemolują teatr albo coś innego się zdarzy. To, co się stało, było dla mnie odkryciem. Te młode osoby przez dziesięć minut klaskały na stojąco z takim zapałem, z jakim się w operze nie klaska.

— Nie jest tajemnicą, że jeśli teatr zachęca młodzież, po prostu jest zobowiązany uczyć się grać według nowych reguł: mieć na uwadze zainteresowania młodych, ich potrzeby, ich ucieczkę przed rzeczywistością do świata wirtualnych kontaktуw, co jest oznaką naszych czasуw. Jak w takich okolicznościach zainteresować młodzież prawdziwym życiem?

S. K.: Jak wiadomo, swoja publiczność kształtuje się od dzieciństwa. Teatr to dom, dlatego powinno być w nim przytulnie dzieciom i dorosłym, awangardystom i konserwatorom, patriotom i komukolwiek. W dobrym teatrze właśnie tak jest, ponieważ jak żywe słowo zawsze przyciąga, łączy: z rуżnych, absolutnie nie podobnych do siebie widzуw czyni publiczność teatralną. Droga dla wszystkich, kto jest zwolennikiem naszego stylu i nurtu, realistycznego i psychologicznego, jest otwarta. Tak, publiczność trzeba wychowywać od małego. Ja na przykład pamiętam z dzieciństwa spektakle, ktуre odkryły dla mnie magię teatru. Jeśli chodzi o pogrążenie młodych w wirtualne życie, jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, to część prawdziwego życia. Trzeba zaakceptować powszechną obecność komputerуw. Korkуw na drogach rуwnież jest coraz więcej. Tak, okoliczności siły wyższej. Jak mi się wydaje komputer stwarza takie okoliczności siły wyższej. Pochłania i człowiek zmienia okno z widokiem na realny świat na okno na wirtualny świat. Jeść mimo wszystko trzeba, człowiek chce jeść. Zapomina o wirtualności. Niestety potrzeba w pokarmie duchowym jest wtуrna. Jestem jednak przekonany, że po nasyceniu wirtualnym pokarmem, ma się ochotę wrуcić do realnego życia. Reakcja młodzieży na sztukę “Mądremu biada” jest tego dowodem. Nie trzeba młodej osoby pozbawiać jej pasji: nic na siłę.
E. H.: Teatr widziałem w wielu fazach rozwoju. Ze szczegуlnym uczuciem notuję dla siebie: w naszym Rosyjskim teatrze jest silna tendencja inteligencji, gdzie nie akceptuje się wulgarności, gdzie żywy jest składnik duchowy. Gdy nie będzie tego w teatrze, narуd jest skazany na poważne kataklizmy. Gdy reżyserowie zaczynają zmieniać Czechowa, powiedzmy “Trzy siostry” pod osłoną modernizmu, chce mi się rzygać. Jest jedno określenie na to wszystko — pseudosztuka.
S. K.: W pewnym mieście w Rosji oglądałem sztukę “Trzy siostry” Czechowa i byłem zszokowany tym, że Wierszynin, policzyłem, wypił osiem szklanek wуdki w ciągu spektaklu. Drodzy moi koledzy, to nie jest Wierszynin Czechowa. Po co wybierać sztukę Czechowa, nie rozumiem. Napisz własną sztukę i nie używaj tytułu “Trzy siostry”.
E. H.: W jednym ze spektakli podczas festiwalu Czechowa w Moskwie widziałem trzech siуstr, ktуre we spуłdzielni robią drzwi, a obok Wierszynin i koledzy siedzą i z każdym uderzeniem młotka, ktуrym posługują się siostry, piją. Po prostu szok. Jak można zachwycać się czymś takim. To jest obrzydliwe i to już nie teatr-świątynia. Dlatego ważna jest właśnie rola kierownikуw teatru, ktуrzy rozumiejąc, że w człowieku jest dobro i zło, przypominają takim reżyserom, że zło nie powinno zasłaniać teatru. Zapytałem reżysera Kowalczyka: jaki będzie finał baśni. Mnie, dyrektora teatru, rzecz jasna niepokoi, w kogo się przemieni zła postać. Dobro powinno zwyciężyć: dzieciom potrzebny jest pozytywny przykład.

— Jaki system wartości ma kształtować wspуłczesny teatr i Rosyjski między innymi?

S. K.: Ja osobiście, skoro już mуwimy o wspуłczesnym systemie wartości, czekam na chłopca, ktуry w sztuce znanego reżysera europejskiego, nie będę wymieniał jego nazwiska, wstanie, gdy toczy się akcja, i powie: “Cesarz jest nagi!”. By ten reżyser od swojego widza usłyszał, że zawodu brak w jego reżyserii. Wspуłczesny teatr, ktуry widzieliśmy podczas festiwalu “Teart” w Mińsku, świadczy o tym, że pewna reżyseria zachodnioeuropejska jest bardzo daleka od zawodu. Powiedziałbym, że nie jest to zawуd, a popisywanie się reżysera, proszę mi wybaczyć. Z takiego teatru nigdy nie zrodzi się “Demon” Wrubiela. Ponieważ po to, by namalować “Demona” trzeba kochać poetę Lermontowa. Jeśli reżyser kocha tylko siebie, a nie kocha autora, ktуrego sztukę wystawia, nic z tego nie będzie.
E. H.: W takim teatrze reżyserskim nic nie rozumiem. Wie pani, jestem dumny, że nie rozumiem. Bardzo dobrze natomiast odbieram Czajkowskiego, płaczę podczas koncertu bułgarskiego zespołu, gdy grają skrzypce.

— Teatr i ideologia państwowa. Jak bardzo nie są sprzeczne?

S. K.: Stanisławskiego niedługo po rewolucji zapytano o to, na jakiej jest platformie: bolszewikуw czy mieńszewikуw. Odpowiedział, że jest na platformie estetycznej. Pytanie — artysta i władza zawsze stawiano bardzo ostro. Jak bardzo ostro, zależało od napięcia społecznego. Powiedziałbym, że relacje artysty i władzy podobne są do relacji błazna i krуla. Jak tylko błazen jest niegrzeczny i zuchwały, trzeba dać mu kopniaka. Błazna nie wolno dopuszczać do absolutnej wolności, inaczej w społeczeństwie będzie chaos. Ludzkość wymyśliła model samozachowawczości na szalach wagi — artysta i władza, korygują siebie nawzajem.
E. H.: Pomiędzy teatrem a władzą nie może być antagonizmu, ponieważ nie można gryźć ręki, ktуra cię karmi. To jest wykluczone a priori. Zresztą po co jest potrzebny antagonizm, skoro wszyscy chcemy tylko dobra.

— Jak państwo sądzą, czy zadaniem wspуłczesnego teatru jest przywrуcenie i szanowanie takich pojęć jak miłość do Ojczyzny, miłość i wiara w ideały, patriotyzm?

S. K.: Właśnie ideologia i pojęcia, o ktуrych pani mуwi, są ściśle ze sobą powiązane. Wszystkie wielkie cywilizacje budowano na podstawie ideologii. Nie ma racji ten, kto uważa, że ideologii być nie powinno. W swoim czasie widziałem pełną wersję filmu “Andrzej Rublow” Andrzeja Tarkowskiego. Zgadzam się z radą artystyczną, ktуra kazała usunąć scenę wyciskania noworodka z brzucha szalonej kobiety. Była bardzo nieestetyczna. Właśnie radziecka ideologia uczyniła z prześladowanego Tarkowskiego wielkiego reżysera, eliminując jego okropny naturalizm. Według Arystotelesa: nawet brzydkie powinno być estetyczne. Teraz są takie czasy, że właściwie nie ma żadnych przeszkуd: możesz wystawić, co chcesz. Na Zachodzie istnieje cenzura. W Internecie często można spotkać informacje o zakazie pokazywania poszczegуlnych spektakli. W Szwajcarii i w USA oraz w innych krajach. Dlaczego się je zabrania? Ponieważ nie pasują do ideologii. Nam niczego się nie zabrania. Ideologia jest ściśle powiązana ze stanowiskiem obywatelskim artysty, ktуry powinien rozumieć, na co może sobie pozwoli i na co nie może. Skoro nie podoba ci się społeczeństwo, w ktуrym żyjesz, poszukaj sobie innego. A podoba się, uczyń go lepszym. Gogol pracując nad powieścią “Martwe dusze” martwił się o Rosję, chociaż ją krytykował. Takiego artystę, krytykującego władzę, społeczeństwo może zrozumieć. Jeśli jest to popisywanie się, chęć zwrуcenia na siebie uwagi za wszelką cenę, wtedy jest źle. Przywrуcenie i szanowanie takich pojęć jak miłość do Ojczyzny, miłość i wiara w ideały, patriotyzm jak najbardziej należą do zadań teatru. Nasz teatr nie musi nic robić: te pojęcia są w nim obecne. Moja pierwsza sztuka “Bieg” jest patriotyczna. Ten kurs w teatrze będę kontynuować. Kolejna praca “Marynarze” wystawiona zostanie według sztuki Andrzeja Kurejczyka. Będzie to patriotyczny spektakl. Jeśli nie będziemy wychowywać patriotycznych uczuć w publiczności, obniżymy status teatru jako publicznej trybuny.
E. H.: Powtуrzę, nie akceptuję stanowiska artysty, ktуry żyje w społeczeństwie i uważa, że jest wolny od niego, co więcej jest jego wrogiem lub antagonistą. W naszym teatrze dla takich istot nie ma miejsca.

— Czy państwa teatr pasuje do europejskiego kontekstu teatralnego?

E. H.: Nie pamiętam żadnego festiwalu lub występu gościnnego, gdzie nie towarzyszyłby nam sukces. To świadczy o tym, że pasujemy. Można rуżnie traktować sztukę teatru Kupały “Wesele”, lecz wystawiono go w wielu krajach i wszędzie spektakl budził zachwyt. Nasza sztuka “Panie Kochanku” w rosyjskim mieście Sarańsk bardzo się spodobała. Jestem przekonany: oklaskuje się nas nie dlatego, że chcemy zabawić publiczność. Podobają się im,jestem tego pewien, te oznaki naturalności i duchowości, błyszczące wśrуd pięknej oprawy przeszłości, bogatych strojуw i motywуw z folkloru, ktуre są na przykład w “Panie Kochanku”. I w innych spektaklach. Niesiemy szczere namiętności, prawdziwą kulturę. To nie jest rutyna, to życie na scenie w jego interpretacji artystycznej. Wszystko, co nas wzrusza i daje pokarm dla umysłu, jest prawdziwym teatrem, ktуry pasuje do europejskiego i nieeuropejskiego kontekstu.
S. K.: Nie zamykamy się w sobie i zapraszamy rуwnież zagranicznych reżyserуw. Byli w naszym teatrze Arkadiusz Kac z Rosji, Krzysztof Zanussi z Polski, z Łotwy — Igor Kulikow. W chwili obecnej trwają rozmowy z innymi reżyserami zagranicznymi. Czyż nie jest to wskaźnik europejskości? Reżyser z innego kraju to wspaniale: publiczność przyciągają nowe nazwiska na afiszu. W teatrze rуwnież panuje ożywienie. Mnie się podobna, gdy przyjeżdża Kac. Jest nie tylko dobrym reżyserem, ale i ciekawym człowiekiem. To zawsze korzystnie wpływa na twуrczą atmosferę. Dlatego taki eksperyment w teatrze jest potrzebny. Nie powinien jednak być celem samym w sobie. Jak w życiu, w ktуrym codzienne nie może być święta. Jeśli święto jest codziennie, będzie już nie do zniesienia.

— Czy istnieją inne kontakty?

E. H.: Czy wystawiamy spektakle za granicą? Staramy się w miarę swoich możliwości. Nie tak często, jak być może chcieliby reżyserzy. W domu jest wiele spraw. Wyślę Kowalczyka do Istambułu albo gdzie indziej wpływać na ich proces teatralny, a kto w kraju będzie pracować? Anglicy nie starają się wpływać na kogoś i z tego powodu ich teatr nie staje się gorszy.
S. K.: Zresztą nasz rуwnież. Rуwnież nie staramy się wpływać na kogoś. Po co? Jak nie można zmusić człowieka kochać, tak artysty nie można zmusić zrobić tak, a nie inaczej tylko dlatego, że powiedzmy jakiś modny reżyser światowej sławy wystawił coś takiego, że wszyscy o tym mуwią. Po co kogoś naśladować? Jestem taki, jaki jestem. Mam własny styl. Światowa kultura teatralna nie kończy się na kilku nazwiskach. Proszę sobie wyobrazić, ile jest teatrуw na świecie, ktуre pracują dla swoich widzуw, dla swoich krajуw i nawet się nie zastanawiają nad tym, że muszą na kogoś wpływać. Czy wpływamy na teatr europejski, nie wiem. To, że wpływa system Stanisławskiego, widzę to. Oglądam czasami wspуłczesne filmy amerykańskie i zauważam: dobrze go wykorzystują, biorą z systemu Stanisławskiego co najlepsze i zaczynają nas wyprzedzać.

— Przestrzeń teatralna, jak wiadomo, jest środowiskiem, gdzie reżyser jest rуwnież eksperymentatorem. Co państwo myślą na ten temat?

S. K.: Eksperymenty eksperymentami, a teatr powinien pełnić swoją rolę obywatelską w społeczeństwie, a dopiero potem myśleć o eksperymentach. Eksperyment nie powinien być celem samym w sobie w takich teatrach, jak nasz. Istnieją małe teatry, eksperymentalne a priori. Gdybym wystawiał tam spektakl, prawdopodobnie pozwoliłbym sobie na to, na co nie mogę sobie pozwolić w klasycznym teatrze.

— Jaką rolę Rosyjski teatr odgrywa na obszarze teatralnym Białorusi?

E. H.: Nasz teatr, ten skomplikowany i delikatny organizm, stabilnie działa pod względem organizacji pracy, z czego jestem dumny. Powtуrzę: wiele, jeśli nie wszystko zależy od kierownika teatru. Jeśli kierownik, nie mуwię o sobie, a o tendencji, wszystko robi prawidłowo, by system organizacji pracy, a nieobeznanej osobie może wydać się nudny i niezrozumiały, działał, w takim teatrze wszystko będzie dobrze. Od trzydziestu lat zarządzam teatrem, chcąc nie chcąc powstał własny system wartości, priorytetуw. W tym okresie ukazało się wiele dokumentуw, rуżnych rozporządzeń, instrukcji itd. Jak rуwnież technologie informatyczne, ktуre powinny znaleźć miejsce w głowie kierownika teatru. Dla kogoś z tego powodu jestem autorytetem. Mуwię to bez zbędnej skromności. Jeśli dzwonią do mnie dyrektorzy teatrуw, opowiadam im o tajemnicach pracy dyrektora. Chętnie dzielę się doświadczeniem ze wszystkimi, kto do mnie się zwraca. Ktoś radzi sobie bez moich wskazуwek, ktoś nie potrzebuje rady. To normalne.
S. K.: Nasz teatr powinien być wzorem dla innych. Staramy się. Jesteśmy uważni na przykład w sprawach praw autorskich. Inne teatry rуwnież powinny tak robić. Nie realizować projektуw nie szanując praw autorskich. Powiem poza tym o posługiwaniu się słowem. Słowo na scenie nie ogranicza się tylko dykcją, artykulacją. Posługiwanie się słowem to rуwnież przekazywanie myśli, wewnętrznej istoty. Od wielu naszych mistrzуw można się uczyć umiejętności przekazywania myśli. Reżyserzy powinni być rozumiani, powinni iść do aktorуw z jasną dla nich ideą, pokazywać przykład jasności w sztuce, gdy prostota świadczy o głębokości. Nie ustawiam poprzeczki dla sztuki teatralnej Białorusi, a dla siebie owszem, by nasz teatr był na wysokim poziomie. Mamy taką drogę rozwoju i jesteśmy w tym solidarni z Edwardem Herasimowiczem. Pozostali niech dorуwnują nam. Nie chcą, no cуż… Na świecie są tysiące drуg, szkoda, że nie jestem ośmiornicą. Każdy zespуł teatralny wybiera własną drogę.

— Czy mają państwo spektakle, ktуre przyprawiają publiczność o nudę? Jak się wtedyc zujecie?

S. K.: Jeśli chodzi o nasz teatr, jak na razie się nie nudziłem. Czasami zdarzają się chwile, gdy jakaś scena nie jest udana z rуżnych przyczyn. Oczywiście, gdy zauważę to, w przerwie dam wskazуwki i jest wynik. Dlatego teatr jest wspaniały: niech nawet spektakl będzie z błędem aktora i z usterkami technicznymi, ale jest to żywa sztuka.
E. H.: Mieliśmy spektakle, na ktуrych ludzie się nudzili i ja między innymi, byłem wściekły. Teraz staramy się nie dopuścić do tego.

— Czy kiedykolwiek mieli państwo uczucie jedności z ludźmi na widowni podczas oglądania spektaklu w swoim teatrze?

S. K.: Całkiem niedawno. W Wilnie podczas spektaklu “Prawda dobrze, a szczęście lepiej”, gdzie odbywały się Dni Kultury Białorusi. Weszliśmy z Edwardem Herasimowiczem do loży spojrzeć, co się dzieje, i pуjść w swoich sprawach. Jak weszliśmy, tak zostaliśmy do końca spektaklu. Tak bardzo byliśmy zauroczeni grą naszych artystуw narodowych i młodzieży.
E. H.: Podobne uczucia miałem podczas spektaklu Kowalczyka “Bieg”. Początkowo okropnie się martwiłem: był to pierwszy spektakl nowego głуwnego reżysera. Rozumiałem, że można było nabawić się kłopotуw z tym skomplikowanym utworem Michaiła Bułhakowa. Nic z tych rzeczy. Spektakl spełnił najlepsze oczekiwania. Jestem dumny z naszego spektaklu “Panie Kochanku”. Uważam, że od niego zaczęło się zainteresowanie Radziwiłłami. Spektakl ma już dwa lata, a publiczność wciąż przychodzi. Jeśli wspominać przeszłość, warto powiedzieć o spektaklu “Zły znak” według powieści Wasyla Bykowa w reżyserii Walerego Maśluka. O “Makbecie” Borysa Łucenki, ktуrego obejrzałem w Kaliningradzie. Wspaniała Klimowa, Sidorow, Stupakow, już zmarli aktorzy. Wspaniały był Jankowski, życzę mu długich lat życia. To była potęga! Publiczność w Kaliningradzie to taka mieszanka rуżnych mentalności: Niemcy, Rosjanie. Jest tam szczegуlna kultura. Ludzie na widowni byli zachwyceni, oklaski nie ucichały. Podobnie było pуźniej w Niemczech, oklaski nie ucichały przez dwadzieścia minut. Mуwimy więc w języku, zrozumiałym dla wszystkich bez wyjątku.

— Jakie najlepsze tradycje waszego teatru żyją w nim dziś i organicznie powędrują w przyszłość?

E. H.: Mamy wyjątkowy składnik artystyczny i moralno-estetyczny, ukształtowany przez długie życie teatru. Bardzo się cieszę, że w Rosyjskim teatrze nie ma bydlakуw i podłych ludzi. Ktoś nie zostaje u nas na długo, pracuje przez kilka sezonуw i odchodzi. Teatr odrzuca go jak obcego w stadzie, ktуre ma inną energię.
S. K.: Jesteśmy znani z tradycji teatru psychologicznego, są to tradycje szkoły aktorskiej i uważnego stosunku wobec słowa. Codziennie zasilany jest pracą w spektaklach, przekazywany ze starszego pokolenia na młodsze. Jestem szczęśliwy, że pracują w naszym teatrze tacy aktorzy jak Rostisław Jankowski, Olga Klebanowicz, Aleksander Tkaczenok, Bella Masumian. Można się od nich uczyć, jak to się mуwi, ze słuchu. Jak słowik, jedyny ptak, ktуry uczy swoje pisklęta, jak trzeba śpiewać, tak mistrzowie sceny przekazują swoje doświadczenie młodym. Grać z nimi to szkoła dla młodych aktorуw. W ich obecności nie możesz grać źle, nie możesz nawalić. Nie ma się takiego prawa. Jeśli nawaliłeś, sam sobie wydajesz się taki marny i mały. Chce się wtedy powiedzieć: wstań i posłuchaj, jak śpiewają słowiki. Postaraj się nie tylko im dorуwnać, ale i prześcignąć. Na tym polega siła tradycji naszego teatru. Polityka naszego teatru kształtowana jest na podstawie dziedziczności. Mamy dobry zespуł. Wybitny. Za nami jest klasyka: rosyjska i obca. Polityka repertuarowa jest za nami. Tego się po nas spodziewa publiczność. Przecież jesteśmy teatrem, jak nadal go nazywamy — Rosyjskim, narodowym i akademickim. To zobowiązuje.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter