Talent jako przeznaczenie

W styczniu Władimir Mulawin ukończyłby 65 lat. Z pewnością wyprowadziłby “Piesniarów”, dzięki którym w swoim czasie świat dowiedział się o śpiewającej Białorusi, na nowy poziom twórczy. Ale odszedł...
Spotkali się, będąc na szczycie swojej popularności: “pieśniarz”, ktуry cieszył się ogуlnonarodowej popularnością i wschodząca gwiazda filmowa Swetłana Pienkina. Zresztą niektуrzy uważali, że związek ten nie potrwa zbyt długo. Inni zaś z sympatią obserwowali widoczną przyjaźń i rzadko spotykaną jedność, ktуrą demonstrowała ta para. Słowem, nie obeszło się bez pogłosek: zbyt dużą popularność mieli Władimir i Sweta.

W styczniu Władimir Mulawin ukończyłby 65 lat. Z pewnością wyprowadziłby “Piesniarуw”, dzięki ktуrym w swoim czasie świat dowiedział się o śpiewającej Białorusi, na nowy poziom twуrczy. Ale odszedł...
Wspomina Swetłana Pienkina:

— Byłam na ostatnim koncercie “Piesniarуw” w Mińsku. Trochę się obawiałam: wydawało się, że wiek oraz zmęczenie artystуw mogą dać się we znaki. I oto, pamiętam, na scenie pojawia się Mulawin, stroi gitarę, zaczyna śpiewać — i już: publiczność została w pełni ujarzmiona! Jego władza nad widownią — władza potężnej utalentowanej osobowości — była bezgraniczna. Wręcz kolosalna energetyka.

— Mulawin zawsze osiągał postawione cele. Nawet w czasie choroby. Na jego ostatnie urodziny pojechaliśmy razem na siłownię, i Wołodzia uprawiał ćwiczenia przy ściance szwedzkiej! To był jego cel — nie leżeć, lecz stać, i on osiągnął go mimo wszystko. Państwo sobie nie wyobrażają, jaka to moc duchu… Bezsilny — to nie o nim! Wołodźka swoimi żarcikami nawet nas potrafił pokrzepić na duchu. Nigdy na nic się nie skarżył. Jeśli cichutko mуwił: “Swetłanko, może wezwiemy lekarza?”, już wiedziałam, że muszę lecieć i krzyczeć: “Szybko!”. Zgadzał się na wszystkie najnowsze badania, jeśli rysowała się chociażby minimalna szansa. Marzył wrуcić do pracy — przeprowadzać prуby…

Dla mnie teraz najważniejsze jest, aby zebrać jak najwięcej danych archiwalnych, artykułуw, rarytasуw, wszystkiego, co miało związek z Wołodzią. Mam takie uczucie, jak gdyby jego duch powrуcił do filharmonii. Właśnie tutaj jest jego dom — dom, w ktуrym tworzył, ponieważ z 65 przeżytych lat 50 lat to lata twуrcze.

— A kiedy on zwykle tworzył? O jakiej porze i gdzie mu najlepiej się pisało?

— W domu, tylko w domu. W nocy, kiedy miasto spało, cichutko się podnosił, aby nie obudzić mnie i syna, i od 4 do 6–7 rana pracował. A propos, zebrałam największy materiał wideo o Mulawinowie. Po tym, jak zostałam jego żoną, już nie grałam w filmach, ale stanęłam po drugiej stronie kamery — kręciłam filmy sama. Wołodzia kupił mnie kamerę wideo i, można powiedzieć, nigdy nie wypuszczałam jej z rąk: i w domu, i w Afryce, i w Ameryce, i za kulisami, i w drodze. Ale największym zaufaniem darzył mnie wtedy, kiedy o 5 rano budził mnie, aby pokazać, co stworzył. “Nie powtarzaj!” — zwykle prosiłam ja, żeby nie “zapeszyć” to nowe “dziecko”. Potem trochę odpoczywał i biegł do filharmonii, na prуby, pуźniej do ministerstwa: ktoś potrzebował mieszkania, ktoś samochodu. Cały dzień mijał jak w wirze: wysłuchać muzykуw, porozmawiać z dziennikarzami. A wieczorem — koncert…

— Do czego lgnęła dusza Władimira w wolne chwile?

— Jego najbliższymi przyjaciуłmi były książki, malarstwo, kino. Ciągle zajmował się samokształceniem. Leskow, Sałtykow-Szczedryn — uwielbiał dosadne, dokładne słуwko, w ogуle był wrażliwy na język. Teffi, Dowłatow, Awierczenko — nie raz wracał do ich utworуw. Albo, proszę sobie wyobrazić: trafiamy na kilka godzin do Moskwy, aby lecieć dalej w trasę i biegniemy oglądać impresjonistуw na 1 piętrze Muzeum Puszkina.

— Czy zastanawiała się Pani, dlaczego los przygotował Mulawinowi tak tragiczny i bezlitosny koniec — najpierw wypadek samochodowy, potem choroba?

— Mam takie uczucie, że Wołodzia był nie tylko muzykiem — miał własną misję. Wykonał ją. “Pieśniary” to jego krzyż. Niуsł go. Wyprуbowania, ktуre wypadły mu na ziemi, zniуsł bardzo godnie. Ani jęku, ani krzyku, ani skargi, ani kaprysуw…

— Jak Pani teraz żyje bez Wałdimira? … Jakie słowa pomagają Pani złagodzić bуl tej straty?

— Jest to bardzo skomplikowane pytanie… pomagam sobie konkretnymi działaniami. Chcę stworzyć album fotografii z własnymi komentarzami, film, ewentualnie — program telewizyjny. Czuję ogromną odpowiedzialność wobec wszystkiego, co jest związane z imieniem Wałdimira. Zajmuję się muzeum Mulawina. Oprуcz tego muszę zrobić wszystko co się da, aby imię Mulawina “nie zostało zamurowane”, “otoczone zbędnym nimbem”, rozumie Pani? Jestem bardzo wdzięczna Prezydentowi za jego dekret o unieśmiertelnieniu pamięci Wołodzi. Wdzięczna za muzeum, za książkę, za pomnik — za osobliwy stosunek do imienia męża. Nie spodziewałam się tego, ale tak się stało: pierwszy, kto złożył mi życzenia z okazji 8 Marca w rok śmierci Wołodzi, był Aleksander Grigoriewicz. W ubiegłym roku też.

— Proszę opowiedzieć, jak Państwo się poznali.

— Powiem szczerze: nie byłam wielbicielką zespołu “Piesniary”! Poznaliśmy się na “Mosfilmie” w roku 1978 (a spotkaliśmy się pуźniej, dopiero za trzy lata). Szłam na udźwięcznienie filmu “Droga przez mękę”, a Wołodzia i chłopaki nagrywali w studiu nową płytę. Pamiętam, że pierwsze wrażenie było wstrząsające: dziecięca bezbronność, ogromne promieniste oczy… i wstydliwość, zdziwienie. Zaznaczyłam dla siebie, że ten człowiek z pewnością nie jest taki, jak o nim się mуwi. Potem, jak już mуwiłam, nie widzieliśmy się przez trzy lata… I pewnego razu w Grodnie, gdzie odwiedzałam ojca, przyszłam na koncert “Piesniarуw”. Pokazywali swуj nowy program kolędowo-obrzędowy. Był to pierwszy koncert, ktуry zobaczyłam. Spodobało mi się.

— Zaskakujące… Cały kraj prawie umierał z zachwytu od “Piesniarуw”, a Pani mуwi “spodobało się”… Ktуry to był rok?

— 1980. Wyjaśniam. Wiedziałam o zespole z piosenek, ktуre leciały w radiu i telewizji — “Wołogda”, “Bieriozowyj sok”… A w Grodnie zobaczyłam na scenie przede wszystkim jednolite przedstawienie muzyczne, płуtno, prawdziwą skalę Mulawina, i byłam zaskoczona… A Wołodzia do tego czasu obejrzał moją pracę w filmie “Droga przez mękę”… A Pani słyszała głуwne utwory Mulawina? Jego spektakle?

— Tak, oczywiście. I “Na cały głos” na podstawie utworуw Majakowskiego rуwnież…

— Pomysł tego programu powstał w sposуb bardzo niezwykły. Byliśmy w gościach u naszych przyjaciуł, wiejskich nauczycieli, na wsi. Przydzielono nam malutki pokoik, w ktуrym stał bambusowy regał, a na nim — 13 tomуw Władimira Majakowskiego z roku 1956. Pewnego razu wzięliśmy z pуłki ostatni tom i zaczęliśmy czytać książkę po książce — aż do pierwszego. W ogуle tworzenie programu trwało 2 lata. Wszystko doskonale zbadaliśmy — pamiętniki, dokumenty. Na mnie spoczywał obowiązek doboru materiału literackiego. Uważaliśmy, że Majakowski u nas został “zamurowany” — jego krzycząca dusza wielu jest nieznana. Proszę posłuchać: “Chcę, aby zrozumiał mnie mуj kraj. Nie zrozumie — cуż, przez kraj ojczysty przejdę niby deszcz rzęsisty”. Wołodzia niуsł swуj talent muzyczny jak przeznaczenie.

— Po raz pierwszy po śmierci Władimira Georgiewicza udziela Pani wywiadu.

— Po śmierci męża dopiero powracam do życia…

Irena Doroszewicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter