Szczerość wciąż się docenia

[b]W Moskiewskim Akademickim Teatrze imienia Majakowskiego na małej scenie pod koniec sezonu odbyła się premiera — wystawiono dramat “Miłość ludzi” według sztuki 25-letniego białoruskiego autora Dymitra Bogosławskiego[/b]
W Moskiewskim Akademickim Teatrze imienia Majakowskiego na małej scenie pod koniec sezonu odbyła się premiera — wystawiono dramat “Miłość ludzi” według sztuki 25-letniego białoruskiego autora Dymitra Bogosławskiego
Po tym jak na czele teatru Majakowskiego stanął Litwin Mindaugas Karbauskis, teatr zwrуcił uwagę na młodych autorуw i reżyserуw. Dla nas to szczegуlne wydarzenie: premiery białoruskiego autora na scenie akademickiej w Moskwie dawno nie było. Przy tym Bogosławski nie jest po prostu kolejnym “inżynierem dusz ludzkich”, ale i aktorem Białoruskiego Państwowego Teatru Młodzieżowego.
— W ktуrym momencie wziąłeś się za pisanie? Nie pasował ci ten materiał dramatyczny, z ktуrym miałeś do czynienia?
— Nadal nie czuję się pisarzem lub dramatopisarzem. Pisać zacząłem świadome, po tym jak Teatr Młodzieżowy zamknięto z powodu remontu. Miałem mało pracy, mało miejsca do realizacji. Myślę, że nie byłem nie zadowolony z dramatopisarstwa. Po prostu czasami nie potrafimy prawidłowo odczytać pewnych sztuk. Nie możemy dopasować kluczy. Nie do końca rozumiemy, dlaczego autor napisał właśnie ten tekst, właśnie w tym czasie.
Teraz rozpowszechnionym problemem jest to, że reżyser nie liczy się z autorem. Może dowolnie pociąć sztukę na kawałki, sam coś dopisać, skreślić, jeśli coś mu przeszkadza. A przecież jeśli coś ci przeszkadza, nie jest to twoja sztuka, wybierz inną.
— Od czego zaczęła się twoja wspуłpraca z teatrem imienia Majakowskiego?
— Od tego, że zadzwonił do mnie Mindaugas i poprosił o “prawo pierwszej nocy” w Moskwie tej sztuki właśnie dla jego teatru. Jako kierownik artystyczny powierzył materiał reżyserowi Nikitie Kobielewu. Jasne, że się zgodziłem. Jeździłem na “okres biesiadny” — wspуlnie analizowaliśmy sztukę. Potem prawie do premiery dostawałem przez Internet wiele pytań od reżysera i aktorуw.
— Czy udało się uniknąć fałszu artystycznego, gdy Moskwianie grają ludność wiejską? Czy miałeś ochotę krzyknąć podczas premiery: “Nie wierzę”?
— Problemy naszej i rosyjskiej prowincji są podobne. Reżyser bardzo dokładnie przydzielił role aktorom, a oni odszyfrowali postacie. Wszystko zrobili bez owijania w bawełnę, zostawili nawet wulgaryzmy, co jest nietypowe dla teatru o takiej historii. W ciągu trzech godzin, pуki trwał spektakl, ani razu nie chciałem krzyknąć: “Nie wierzę”. Oczywiście widziałem widzуw, ktуrzy nie rozumieli albo nie chcieli zrozumieć spektaklu, czyż może być inaczej? Zdarzały się też inne sytuacje: przede mną siedziała cudzoziemka z tłumaczką, w najbardziej dramatycznych chwilach tłumaczka po prostu zapominała tłumaczyć to, co się działo na scenie.
— Treści sztuki są dość surowe. Rodzi się szereg skojarzeń od “południowego gotyku” w stylu Faulknera po urbanistyczne guignole Bałabanowa.
— Kwestia surowych treści to tylko kwestia proponowanych okoliczności. Ktoś mуwi, że w sztuce nie ma miłości, a ja mуwię, że jest. Tak, jest taka — uwikłana w złości, lenistwie, alkoholizmie, samotności. Bardzo często się odwracamy, zamykamy oczy, a pуźniej twierdzimy, że nie ma u nas czegoś takiego. Właśnie że jest! Alkoholizm, przemoc w rodzinie, okropna samotność, przed ktуrą wspуłczesny człowiek na wszelkie sposoby prуbuje uciec.
— Na czym twoim zdaniem polega problem wspуłczesnego dramatopisarstwa białoruskiego?
— Nie ma dramatopisarstwa — nie ma problemуw! To prawda (śmieje się). Mnie się wydaje, że nie starcza nam kontaktуw, dialogu ze sobą nawzajem i z teatrem. Kilka młodych dramatopisarzy w grudniu utworzyło Studio Dramatu Alternatywnego. Przeprowadziliśmy trzy akcje. Przez 13 wieczorуw czytaliśmy wspуłczesne sztuki białoruskie. Byli widzowie, przychodzili każdego dnia.
W Rosji podczas każdego festiwalu i konkursu odbywają się warsztaty, to normalna praktyka, bardzo dziś nam potrzebna. Trzeba zakładać pracownie przy festiwalu dramatu narodowego w Bobrujsku, urządzać doroczne konkursy dramatu, by była konkurencja. Na razie wszyscy są za bardzo spokojni.
Trzeba wreszcie przestać kierować się gustami publiczności. W Mińsku nie ma żadnej placуwki prowadzącej własną politykę repertuarową. Nie ma artysty, prowadzącego zespуł tam, gdzie mu potrzeba. Prawdopodobnie tylko reżyser głуwny teatru lalek Aleksander Lelawski konsekwentnie buduje “własny” teatr.
— Jak sobie radzi ze wszystkimi trudnościami zespуł Teatru Młodzieżowego? Nie ma swojej sceny, trwa remont, fotel kierownika artystycznego jest pusty.
— Czekamy na nowy budynek, wszyscy chcą wrуcić do normalnej pracy. Artysta powinien dbać o kondycję, co jest trudne, gdy wchodzi się na scenę raz — dwa w miesiącu.
— Czy będziesz nadal wspуłpracować z teatrem imienia Majakowskiego? Czy pojawią się twoje sztuki w innych moskiewskich teatrach?
— Nie wiem, dopiero debiutowałem, za wcześnie na takie pytania. Życie pokaże. Najważniejsze, by coś ruszyło z martwego punktu w naszym teatrze. To jest najważniejsze.

Beniamin Pietrowski
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter