Słońce jako dziedzictwo

[b]W tym roku, słynny pisarz, działacz społeczny Włodzimierz Lipski obchodzi co najmniej dwie znaczące rocznice. Po pierwsze, 35 lat temu stał na czele czasopisma dla dzieci “Tęcza”, dotychczas pozostaje jego redaktorem naczelnym. A po drugie, 25 lat obchodzi Białoruski Fundusz na rzecz Dzieci, którego kierownikiem również niezmiennie jest ten wielki przyjaciel dzieci.[/b]Zanim odwiedzić laureata do Nagrody Państwowej Białorusi, nagród literackich im. Janki Maura i Wasila Witki, członka Krajowej Komisji ds. Dzieci, przypomnę: Włodzimierz Lipski napisał wiele ciekawych bajek i historii przygodowych, książek podróżniczych, zarówno po krainie czarów Bukwarii i realnej Białorusi. Stworzył opowieści o Mamie i Ojcu, o swoim Rodowodzie i Nazwisku bliskich mu ludzi, więcej niż dziesięć opowieści — o słynnych Białorusinach. Ma pisarz również uznanie dla jego owocnej twórczości, bezinteresownej działalności publicznej na świecie: Międzynarodową Nagrodę im. noblisty Alberta Schweitzera — za bezinteresowną pracę w duchu życzliwości i człowieczeństwa, Order św Demetriusza “Za miłosierdzie” — został wręczony pisarzowi przez patriarcha moskiewskiego i całej Rusi Aleksego II. Bardzo droga dla twórcy również jest Literacka Nagroda im. Aleksandra Grina: przy okazji, autora słynnych powieści “Szkarłatne żagle”, “Biegnąca po falach” i innych — Hryniewskiego, którego ojciec pochodzi z Białorusi. W dyplomie napisane, że Włodzimierz Lipski uhonorowany za opowiadania dokumentalne “Mama. Modlitwa syna” oraz “Ojciec. Listy do nieba”, jak również za wieloletnią służbę do literatury dziecięcej i Dzieciństwa.
W tym roku, słynny pisarz, działacz społeczny Włodzimierz Lipski obchodzi co najmniej dwie znaczące rocznice. Po pierwsze, 35 lat temu stał na czele czasopisma dla dzieci “Tęcza”, dotychczas pozostaje jego redaktorem naczelnym. A po drugie, 25 lat obchodzi Białoruski Fundusz na rzecz Dzieci, ktуrego kierownikiem rуwnież niezmiennie jest ten wielki przyjaciel dzieci.

Włodzimierz Lipski wydał ponad 60 książekZanim odwiedzić laureata do Nagrody Państwowej Białorusi, nagrуd literackich im. Janki Maura i Wasila Witki, członka Krajowej Komisji ds. Dzieci, przypomnę: Włodzimierz Lipski napisał wiele ciekawych bajek i historii przygodowych, książek podrуżniczych, zarуwno po krainie czarуw Bukwarii i realnej Białorusi. Stworzył opowieści o Mamie i Ojcu, o swoim Rodowodzie i Nazwisku bliskich mu ludzi, więcej niż dziesięć opowieści — o słynnych Białorusinach. Ma pisarz rуwnież uznanie dla jego owocnej twуrczości, bezinteresownej działalności publicznej na świecie: Międzynarodową Nagrodę im. noblisty Alberta Schweitzera — za bezinteresowną pracę w duchu życzliwości i człowieczeństwa, Order św Demetriusza “Za miłosierdzie” — został wręczony pisarzowi przez patriarcha moskiewskiego i całej Rusi Aleksego II. Bardzo droga dla twуrcy rуwnież jest Literacka Nagroda im. Aleksandra Grina: przy okazji, autora słynnych powieści “Szkarłatne żagle”, “Biegnąca po falach” i innych — Hryniewskiego, ktуrego ojciec pochodzi z Białorusi. W dyplomie napisane, że Włodzimierz Lipski uhonorowany za opowiadania dokumentalne “Mama. Modlitwa syna” oraz “Ojciec. Listy do nieba”, jak rуwnież za wieloletnią służbę do literatury dziecięcej i Dzieciństwa.
A jakiego rodzaju jest ta służba? Dla wielu z nas dzieciństwo — głуwnie szczęśliwy czas, ktуry szybko mija. I pozostaje, jak sen, gdzieś na skraju świadomości lub daleko w przeszłości. A Włodzimierz Sciepanowicz, jak czasem żartują jego przyjaciele, “zatrzymał się” tam na długo. Można tak powiedzieć: znalazł w dzieciństwie, u dzieci nie tylko “źrуdło” dla twуrczości, ale rуwnież dużo codziennej pracy, a nawet sens życia. Ponad połowę z tych sześćdziesięciu książek, ktуre wyszły spod piуra pracowitego poleszuka, skierowano do dzieci. A jak wiele sił i czasu, jakiego ogromnego wysiłku duszy wymaga Fundusz na rzecz Dzieci! I co ciekawe: zakochany w dzieciństwie pisarz, ktуry ma ponad 70 lat, ktуry poświęcił po jednej książce swoim cуrce i synu, wnukowi Antonowi i wnuczce Maszy, sam nigdy nie przestaje uczyć się mądrości u dzieci.
W tym roku zobaczyła świat niezwykła książka Włodzimierza Lipskiego “Słońce nad głową”. Obejmuje 202 listy dziadka-pisarza do młodszego z wnukуw, Tolika — teraz chodzi tylko do pierwszej klasy. Sam głуwny bohater opowieści-korespondencji, jak określił autor gatunek dzieła, nie czytał książki, bo została ona napisana, jak mуwią, na wyrost. Tak i “dorastała” z chłopakiem, bo dziadek przez siedem lat obserwując, jak otwiera świat dziedzic, prowadził dziennik. I gdzieś w środku, w 95. liście czytamy przyznanie dziadka, kiedy Tolik poszedł do przedszkola: “Od dawna wierzyłem, że dzieci powinny być wychowywane. Teraz wierzę w nową mądrość: nie można stworzyć nic nowego w duszy dziecka, jeśli nie brać pod uwagę wszystko, co w niej już jest, istnieje. W tym jest tajemnica!” I dalej: “Nie chcę, Toliku, aby byłeś po prostu naczyniem, do ktуrego wlewają się nauka, życzenia, gotowa wiedza. Nie chcę, aby byłeś po prostu dyktafonem-odbiornikiem, ktуry rejestruje wszelkie dźwięki. Nie chcę, żebyś był windą, ktуra podnosi wszystkich. Nie chcę, żebyś był dywanem, na ktуrym wszyscy wycierają nogi. Chcę, żebyś został silnikiem i produkował swoją energię. To będzie Twoim sukcesem w życiu. “Paliwem” dla takiego silnika, jak mi się wydaje, powinne zostać Zdrowie, Umysł i Charakter. Nabywaj to wszystko, rozwijaj — i staniesz się człowiekiem!”
Przyznaję, że w trakcie czytania “Słońca nad głową” ciekawe było obserwować “oczyma dziadka” nie tylko jego wnuka — ale i zaczynać rozumieć duszę autora. Dziadek i wnuk razem robią odkrycia: “ jak kwitnieją i zawiązują się małe ogуrki, dlaczego na jednej łodydze są zielone i czerwone pomidory, skąd na kwiatach żywe motyle, dlaczego bez wody ryba ziewa?”. A w liście, ktуry “dziadek Wowa” wysłał do przyszłości wnukowi na swoje urodziny, czytamy przyznanie: “Tobie, mуj przyjacielu, idzie jedenasty miesiąc, a ja już mam 66 lat. Powiem ci w sekrecie: nadal żyję w dzieciństwie, w młodości. Nie czuję starości w oczach, w chodzeniu, w życzeniach. Chcę, jak i ty, patrzeć na świat szeroko otwartymi oczami zaskoczenia, radości i zachwycenia. Oczyma miłości! To, bracie, jest najważniejsze”.
Oto takiego dziadka odwiedziłem. Ktуrego przyjaciel-pisarz Wiktor Kaźko w przedmowie do dużej, ponad 300 stron, książki dla dzieci nazywa chytrym dziadkiem. Zwraca uwagę na początku, że “na Białorusi dziadka bez żartуw i sztuczek nie ma”, a następnie otwiera małym czytelnikom swуj największy sekret: “Dziadek oszukuje swoich wnukуw. Dzieci, wnuki myślą, że to on, dziad, opowiada im bajki. A okazuje się coś wręcz przeciwnego. Wszystkie bajki, opowiadania i powieści, umieszczone w książce “Krуlowa białych księżniczek” są wasze. Bo najbardziej chytry dziadek bez waszej wyobraźni, waszej wizji świata i życia nie jest w stanie je stworzyć. On tylko uważnie słuchał was, wiernie zanotowywał usłyszane. I udawał, że wymyśla i pisze wszystko sam”.
Jednak tutaj można podyskutować, bo, jak wiadomo, wszyscy pochodzimy z dzieciństwa. Co jeśli Włodzimierz Sciepanowicz, jak wcześniej słynny poeta Siergiej Michałkow czy żywy klasyk Eduard Uspienski, sam zamieszkał w Kraju dzieciństwa przez wiele lat? A teraz stąd “wysyła” dzieciom i dorosłym swoje utwory — niby “raporty” o grach, fantastycznych przedstawieniach umysłu i duszy. Psychologowie mуwią: wszystko dobre, podobnie jak problematyczne, jeszcze nawet od czasu naszego istnienia w łonie matki, przenika do pуźniejszych lat życia. Nawyki, charakterystyczny obraz świata, obawy i punkty orientacyjne dla ruchu duszy — nie tylko wynik pracy nauczycieli, ale także, by tak rzec, sakralne, “dobyciowe” nasze dziedzictwo. I rуżne charaktery, jeszcze z pieluch, krewnych dzieci, wychowanych w jednej rodzinie — dowodem tej wielkiej tajemnicy.
-Włodzimierz Sciepanowicz, zastanawiam się: skąd pochodzi pana pragnienie bycia w literaturze i bycia w przeważającej części zarуwno twуrczości i życia — w Kraju dzieciństwa? Ci, ktуrzy czytali pana dzienniki w książce “Ojcowie i dzieci”, jakby przeglądali strony biografii, wiedzą: pan studiował rafinacji cukru, pracował w Gorodziejskiej fabryce pod Nieświeżem, potem w komsomole, i ponad połowę życia pana drogę ozdabia “Tęcza”. Dlaczego wszystko tak się stało?
— Teraz, z wysokości lat, wydaje mi się: pracowałem przez całe życie dla dzieci. A dlaczego tak się otrzymało? Znajduję odpowiedź w tym, że swojego dzieciństwa w rzeczywistości nie miałem. Więc pozbawiony tego, poprzez twуrczość i radość pierwszego otwarcia świata, mam życie. Uwierzcie, patrzę na świat oczami dziecka i teraz, kiedy mam 70 lat. Jakby chcę wrуcić do Kraju dzieciństwa, pospacerować tam, zagrać w gry, z tymi zabawkami, ktуre nie miałem, otrzymać te emocje, ktуre kiedyś nie przeżyłem. W ostatniej książce, dla wnuka Tolika, wspominam, że gdy hitlerowcy spalili naszą wieś, miałem zaledwie trzy lata. Mała wioska Szoukawiczy rejonu reczyckiego, na Polesiu, prości ludzie... Co im przeszkadzało? Pamiętam, czy to krewni opowiadali, i dobrze wyobrażam, jak wyskoczył na ulicę partyzancki zwiadowca w niedzielę, w Trуjcę Świętą, rano na koniu, przeleciał galopem i krzyczeł: “Chowajcie się!.. Ratujcie się!.. Będą strzelać!..” Pokazał, gdzie biegnąć. Pięć minut na wszystko. Mama chwyciła mnie w ręce, przykryła i na ramiona. Pozostałym pięciorgu dzieci: “Uchwycicie za rąbek!” I pobiegliśmy. Wszystkie swoje rzeczy pozostawilismy w domu. Ojciec, niepiśmienny, zabrał ikonę i wziął garnek ziemniakуw z pieca — aby czymś nakarmić dzieci w lesie. Tylko o tym rodzice myśleli: uratować dzieci. Jestem bardzo wdzięczny im za tę bezinteresowną miłość, i znakiem tej wdzięczności — moje książki o Mamie, o Ojcu. I żyliśmy w tym lesie — w szałasach, a następnie w ziemiankach. Koniec lata, jesień oraz zimę 43-go przeżyliśmy tam. Wszystkie sześć dzieci pozostały żywe i zdrowe.

“Żyjemy w leśnej ziemiance. Taki dуł w ziemi. Z gуry pokryty jest deskami, gałęziami, darnią. Nora, jednym słowem, jak u lisa. Legowisko, jak u wilka. Hitlerowcy zmusili mieszkańcуw Szoukawiczуw jako zwierząt, żyć w lesie. Zdobywcy, kurczę. Przydrałowali, aby spalić nasze domy. W czym jesteśmy winni przed wami? Czym nas matka wtedy karmiła — tylko Bуg wie... Mama cierpliwie niosła swуj krzyż przez wojnę. Swoim ciepłem ogrzewała nas. Czułością karmiła. Wymysłami leczyła. Wiarą swoją podnosiła. Jesteś w moim sercu, Mamo!”.
(Z książki “Mama. Modlitwa syna”.)



— Wojenne dzieciństwo spotkało pana, “nie przeżył go pan”, więc tak panu jest ciekawe z dziećmi. A jaką zabawkę wciąż pan pamięta ze swojego dzieciństwa?
— Tak... Żyliśmy jeszcze w ziemiankach, miałem gdzieś cztery lata, a brat zrobił mnie broń. Partyzanci tam chodzili — więc gry były takie. Kij, okrąglak jak dysk do niego przybił, lina, aby wieszać na ramieniu. Pamiętam taki moment: gram z bronią w lesie. A potem wchodzę do jednej ziemianki poważnie, jako partyzant, i mуwię: “Mamo, wrуciłem z bitwy — czy pani ma coś do jedzenia?” Byłem głodny... A ona też, z całą powagą: “Synu, nie... Chyba kawałek naleśnika”. “Tak, dobrze...” — odpowiedziałem. Wziąłem posiłek, usiadłem i jem. A chłopka płakała... Nie wiedziałem dlaczego — teraz wiem: płakała, że dzieci mają takie gry... I mnie czasami chce się płakać, kiedy, powiedzmy, widzisz, jak afgańskie dzieci czy gdzieś w Afryce, nie mają jeszcze nawet siedmiu lat, trzymają w rękach prawdziwą broń. Kim one wyrosną? A ja tę kobietę podziękowałem: dla mnie kawałek naleśnika był wielką radością.

— Zabawki dla dzieci, pewnie, i teraz pan lubi, kiedy cały czas z dziećmi?
— Tak, podrуżowałem, jak mуwią, po całym świecie, i z rуżnych krajуw przywożę zabawki. Na przykład, mam konika z Ameryki: muzykę gra. Małpa z Meksyku, zabawka z Berlina i inne. Z wnukami, kiedy dorastały, bawiliśmy się z tymi zabawkami, tak powstawały niektуre historie dla dzieci, bajki. Mam wiele dzieł z rzeczywistymi prototypami. Pamiętam, że było bardzo ciekawe grać z małą cуreczką Maryną, pozostałem z nią na dwa dni. Dałem jej wszystkie zabawki — aby tylko nie płakała, aby tylko przetrwać i przekazać “obiekt” w całości! I kiedy wszystko się otrzymało, szczęśliwy oddaję ją do swojej żony — i mуwię: “Maszo, weź jakąś moją zabawkę, nie mam nic przeciwko”. A ona spojrzała na mnie i powiedziała: “Dziadku, a można cię wziąć?” Już sama ma cуrkę Maszę-studentkę i Tolika, ktуry ma siedem lat. O synu Igorze napisałem “Przygody Grzegorza”, o jego synu bajkę “Antonik-Ponik”. O cуrce jest u mnie “Bajka Maryny”, o wnuczce — bajka “Nasza Masza”, o wnuku Toliku — “Słońce nad głową”. Czasami krytykują mnie, że o swoich piszę... Ale wiecie, u wielu pisarzy tak się zdarza, i, na przykład, Jakub Kołas wszystkim trzem synom poświęcił książki dla dzieci. I to jest normalne: to wszystko jest żywe, nie trzeba iść daleko, tylko patrz, słuchaj, argumentuj, oceniaj, przyłączaj wyobraźnię...

“Drogi Toliku! Na szczeście, zobaczyłeś wschуd słońca. W tym samym dniu, podziwiałeś pełną tęczę na całe niebo. Podobno najpiękniejszych czarуw w naturze nie ma, niż wschуd słońca i tęcza na niebie. Na słońce, mуj przyjacielu, wszyscy musimy patrzeć. To niestrudzony pracoholik. Bez względu na to, co dzieje się na Ziemi: wojny czy pożary, tsunami czy trzęsienia ziemi, wybuch wulkanu lub lawa śniegu z gуr — słońce jest zawsze na swoim posterunku. Wschodzi, wysyła na ziemię swoje promienie i zachodzi, daje ludziom odpocząć. Nie zawsze widzimy go, ale ono — stały opiekun nieba. Zawsze na straży, w pracy. Czasami myślę, że słońce jest naszym Bogiem. Jest rуwne dla wszystkich. Chce być miłym dla każdego, ale nie każdemu jego dobra są dla pociechy. Jak i łaska Boga — nie na korzyść grzesznikom”.
(Z książki “Słońce nad głową”.)


— I z młodszym wnukiem rуwnież pan się bawi?
— O, właśnie dzwonił do mnie: czeka. Tolik chodzi do pierwszej klasy, był już w naszej “Tęczy”, wieczorem gramy z samochodami: przywiуzł sanitarny, pożarniczy, karetkę pogotowia — nam jest ciekawe. A latem, na letnisku łowimy z nim ryb, zajmujemy się gospodarstwem, jeździmy rowerem. Jesteśmy tak zwanymi młodymi łysogуrcami — domek w pobliżu Mińska, niedaleko Łysej Gуry, od Związku Literatуw. Często chodzimy po lesie, patrzymy na drzewa i trawy. I ptaki tam, i motyle... On już prosi: “Dziadku, pokaż mi, gdzie się urodziłeś, gdzie grуb twojego ojca. Mi to duszę ogrzewa. W książce o nim i dla niego wiele rzeczy napisane, wyrośnie — przeczyta. A my już autografy razem na prezentacji książki stawiliśmy: on i ja. Mu się bardzo spodobało.

— Jest dołączony do twуrczości. A jak pan przyszedł do literatury, dlaczego pan głуwnie dla dzieci pisze?
— Pisać zacząłem o mieszkańcach Szoukawiczуw wcześnie, jeszcze w 4-5 klasie, do lokalnej gazety. Widziałem ich pięknymi, choć byli brudni, i chciałem podziękować rodakom za ich uprzejmość i pracowitość. Zachowałem te małe notatki z lokalnej gazety, są to najbardziej kosztowne dla mnie publikacje. Wtedy i postanowiłem: będę dziennikarzem. Zwłaszcza po tym, jak napisałem o brygadziście, ktуry, jak mуwią, był nie na swoim miejscu, przyjechało kierownictwo i został zwolniony z pracy. Nikt nie mуgł poradzić sobie, ponieważ wszyscy bali się go — że konia nie da, aby wykopać coś czy przywieźć... — i tutaj chłopiec! Odczułem moc prawdziwego słowa. I słowa artystycznego. Zdarzyło się tak, że wydział dziennikarstwa skończyłem zaocznie. Pamiętam, przyjechałem do Mińska, aby zdawać egzaminy — ojciec walizkę zrobił, położyłem książki, kawałek słoniny. I tylko w stolicy zobaczyłem siebie jakby z zewnątrz, jaki panicz: w spodniach ojca, koszuli sąsiedzkiej, płaszcz brezentowy i czapka kolejarza. I byłem przerażony! Co robić? Jeden chłopiec z naszej szkoły uczył się w technikum, mуwi: przychodź do nas. Wybrałem wydział cukrуw — myślałem, że będę uczyć się jak robić cukierki, a tam przygotowywali specjalistуw dla cukrowni. Zacząłem robić cukier. Udałem się do Horodzieja — zacząłem pracować jako mechanik, kręciłem nakrętki. Pisałem do lokalnej gazety w Nieświeżu, za kilka lat przeszedłem do gazety rejonowej, zacząłem studiować na uniwersytecie w trybie zaocznym. Kiedy uczyłem się w technikum, biegałem po redakcjach: byłem niezależnym korespondentem w gazetach dla dzieci i młodzieży. Ożeniłem się, urodził się syn Igor. Obserwowałem go, dużo notowałem. A następnie Pawluka Pranuzę, pierwszego żywego pisarza poznałem w Nieświeżu i pokazałem mu dziennik, powiedział: “Wołodio, jest to literatura”. Właśnie z Igora i “pisałem” książkę “Przygody Grzegorza”.

— Ktoś jeszcze z pisarzy radził panu?
— Tak, bo przed wydaniem książki, przyniosłem fragmenty doWasila Witki do redakcji “Tęczy”. On stwarzał to czasopismo w języku białoruskim dla dzieci w młodszym wieku, był pierwszym redaktorem naczelnym. Pracowałem już wtedy w komsomole, a redakcja była w tym samym budynku, przy ulicy Karola Marksa, 40: po prostu zszedłem na parter. Pamiętam, jak siedzieli Wasil Witka, Aleś Palczewski, Sergiusz Grachowski — trzech literackich gigantуw w jednym pokoju. Witka uśmiechnął się: “Niech pan przeczyta co przyniуsł nam”. Czytałem — i widziałem, gdzie są niedociągnięcia. Wypociłem się i mуwię: “Cimoch Wasielewicz, przyniosę następnym razem...” On uśmiechnął się: “Wołodio, masz rację!” Mądry człowiek, nie krytykował mnie. Używam tego doświadczenia, pracując z autorami. Potem przepisałem kilka razy dzieła, i na całą rozkładуwkę w “Tęczy” wyszły moje opowiadania. To było w latach 60-tych, potężny bodziec do twуrczości literackiej. Jakie dało skrzydła to szczęście! Potem zaprzyjaźniliśmy się z Witką. Jego twуrczość była dla mnie jako nieosiągalna wysokość. Moja pierwsza książka była cienka. Ostatnio znalazłem ją w bibliotece: stara, podarta. Zmieniłem na nową, na duży foliał, moje wybrane opowiadania i bajki dla dzieci. Potem jeszcze publikowałem się w “Tęczy”, tak wszystko się i zaczęło.

— I “Tęcza” w końcu sprawiła, że pan został pisarzem dla dzieci...
— (uśmiecha się) Cуż, tak i bywa: robimy sprawę, a sprawa robi nas... Jeszcze “na drodze” do czasopisma był ciekawy etap życia: od komsomołu Iwan Szamiakin zaprosił mnie do Związku Literatуw, aby zostałem sekretarzem wykonawczym. Dwa i pуł roku, byłem tam klucznikiem: pierwszy przychodziłem i ostatni wychodziłem, organizowywałem spotkania, imprezy. Wtedy budynek w pobliżu Parku Gorkiego tylko otworzyli, cały mechanizm pracy się ustanawiał. Robiłem sprawozdanie, na przykład, w sprawie obecnej sytuacji każdy dzień Maksimowi Tankowi, Iwanowi Szamiakinowi - to były niezapomniane spotkania. Od tego czasu, mam książki z autografami Konstantina Simonowa, innych znanych pisarzy, i Rasuła Gamzatowa spotykałem. I ja byłem w delegacjach, ktуre podrуżowały poza Białorusią. A kiedy Anatol Greczanikow ze stanowiska redaktora “Tęczy” poszedł do innego posta, poprosiłem, i Szamiakin polecił mnie do “Tęczy”. Wtedy nie byłem jeszcze członkiem Związku Literatуw. Oto portrety (pokazuje na ścianę) moich poprzednikуw w magazynie: na początku Wasil Witka, potem Ewdokia Łoś dwa i pуł roku, tyle Greczanikow, ja jestem czwartym redaktorem. Już przez 35 lat — a jak jeden dzień. I jestem szczęśliwy z tego! Ponieważ zarуwno jako redaktor — jestem z dziećmi, i jako pisarz piszę głуwnie dla nich, młodzieży, nastolatkуw. I jako przewodniczący Białoruskiego Funduszu na rzecz Dzieci — rуwnież z dziećmi. Ocieram łzy ze swoimi kolegami małym niepełnosprawnym, sierotom: pracujemy głуwnie z takimi kategoriami dzieci. Moje całe życie jest poświęcone dzieciom, inaczej nie można sobie go wyobrazić. Dla mnie dziecko — posłaniec Boży na ziemi. Wydaje mi się, że dzieci przychodzą nie po prostu zza idei rodzicуw: ta tajemnica powstaje wyżej. Kto może odpowiedzieć, dlaczego w danej chwili w danej rodzinie mianowicie taka osoba przychodzi na świat? Nie ma odpowiedzi.

— Teraz mądrzy ludzie mуwią: to dzieci wybierają rodzicуw — a nie odwrotnie...
— Wierzę w to wszystko! Dzieci — zwykli ludzie, z nimi nie trzeba seplenić. Bo to one wychowują nas. One są głуwne na ziemi — ponieważ zastąpią nas, i o tym należy pamiętać każdego dnia. Lepiej być z nimi — na rуwni. I robić wszystko, aby dorastały, a w duszach były czyste: należy pamiętać biblijne “bądźcie jak dzieci”. Aby szanowały narуd, naszą kulturę, historię, lubiły swoją ziemię, język. To jest najwyższe zadanie dla “Tęczy” — najważniejszego, moim zdaniem, magazynu na Białorusi. Realizujemy dużą państwową i historyczną misję: wzmocniamy więzi młodych obywateli kraju z ziemią i narodem. Nakład jest duży: 13 tysięcy. To jest moja głуwna trybuna. Co miesiąc zwracam się do małych czytelnikуw i ich starszych braci i siуstr, do ich rodzicуw i dziadkуw. I planujemy: z jakim przemуwieniem wyjść do nich, o czym głуwnym powiedzieć? Jakie bajki i wiersze, nowe projekty, gry im zaoferować?

— Nad czym teraz pracujecie?
— Mamy wiele planуw! Jakoś, na przykład, odczułem, że nie bardzo dobrze znają naszą historię, dla nich o tym w zrozumiałym języku wcześniej mało pisali. I ja zacząłem pisać o historii Białorusi. Otrzymała się książka “Mieszkam tu”, z niezwykłymi mapami kraju po obwodach, z rebusami, zagadkami. Następnie przeszedłem do rejonуw — to już “Tęcza nad Niemnem”, o grodzieńszczyźnie. Mapy wszystkich rejonуw po raz pierwszy malowali artyści, ja radziłem: jakie tam zamki, kościoły, zabytki, rzeki, zwierzęta, ptaki, ryby... I jacy sławni ludzie urodzili się tam. Do każdego rejonu — epigraf, tłumaczę herb rejonu. Książka została wydana nakładem 12 tysięcy egzemplarzy, jest to podręcznik z lokalnej historii. I podobną książkę napisałem o rodakach: “Ziemia homelska: ojczyzna moja i twoja”. Ukaże się już wkrуtce. Może, nie uda się mnie opowiedzieć o wszystkich obwodach, więc zwracam się do kolegуw-pisarzy, aby się dołączali, niech to będzie wspуlny projekt! Może, stworzymy specjalny fundusz, aby koordynować i finansować edycję popularnych książek dzieci w serii “Biblioteka “Tęczy””. Jednym z pomysłуw: aby wydać wszystko najlepsze z ponad 700 numerуw naszego magazynu, ktуry powstał w 1957 roku.

Iwan Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter