Przestrzeń i czas w skojarzeniach Jerzego Skrypniczenki

[b]Spośród malarzy, których twórczość ukształtowała białoruską sztukę drugiej połowy XX wieku, Jerzy Skrypniczenko jest dobrze znany jako malarz o nietypowym spojrzeniu na rzeczywistość i niepowtarzalnym stylu. Jego obrazy wykonane w manierze surrealistycznej to zawsze skomplikowany splot wątków wydobytych z podświadomości i liczne paradoksy wyobraźni malarza[/b]W listopadzie odbędzie się personalna wystawa malarza. W bardzo prestiżowym miejscu — w Muzeum Narodowym Sztuk Pięknych. Nie każdy malarz ma taką możliwość. Poza tym niewielu twórców może się pochwalić, że ich dzieła znajdują się w stałej ekspozycji najważniejszego muzeum w kraju.
Spośrуd malarzy, ktуrych twуrczość ukształtowała białoruską sztukę drugiej połowy XX wieku, Jerzy Skrypniczenko jest dobrze znany jako malarz o nietypowym spojrzeniu na rzeczywistość i niepowtarzalnym stylu. Jego obrazy wykonane w manierze surrealistycznej to zawsze skomplikowany splot wątkуw wydobytych z podświadomości i liczne paradoksy wyobraźni malarza
W listopadzie odbędzie się personalna wystawa malarza. W bardzo prestiżowym miejscu — w Muzeum Narodowym Sztuk Pięknych. Nie każdy malarz ma taką możliwość. Poza tym niewielu twуrcуw może się pochwalić, że ich dzieła znajdują się w stałej ekspozycji najważniejszego muzeum w kraju. Wśrуd tych szczęściarzy jest Jerzy Skrypniczenko, ktуrego talent i wyobraźnia przetorowały drogę ku uznaniu.
— Ta duża wystawa, ktуrej przygotowania trwają w tej chwili i ktуrej oddał pan dużo sił, jak bardzo ważnym jest wydarzeniem?
— Właściwie prawie nie miałem personalnych wystaw. Nie dlatego, że ktoś mi zabraniał je urządzać. Tak, kiedyś moja sztuka nie bardzo pasowała władzom i o personalnych wystawach nawet nie marzyłem. Od 1985 roku sytuacja się zmieniła. Zbiorowych wystaw było bardzo dużo w Mińsku, w Moskwie, w państwach dalekiej zagranicy. Było kilka małych wystaw autorskich, w Muzeum Wspуłczesnej Sztuki w Mińsku, poświęconych stolicy. Od lat młodzieńczych, jak znany gruziński malarz, prymitywista Pirosmani chodziłem po mieście z teczką na szkice. Powstawały rysunki, szkice, akwarele. Byłem nawet zaskoczony, że te wystawy wywarły wrażenie. Obecna wystawa jest pewnym podsumowaniem. Nie podjąłbym się tej sprawy, ponieważ jest to bardzo trudne i męczące. Natalia Szarangowicz — dyrektor Muzeum Wspуłczesnej Sztuki — nalegała, by urządzono wystawę. Podczas wystawy w listopadzie odbędzie się rуwnież prezentacja albumu moich obrazуw. Jednocześnie chcę urządzić wystawę grafikуw, mam około 200 prac graficznych. Chciałbym, żeby wszystko się udało.
— Jest pan zwolennikiem nieformalnego malarstwa?
— Prawdopodobnie tak. Zresztą z zamiłowaniem traktuję rуwnież realistyczną sztukę. Czyż Caravaggio nie jest realistą, czyż El Greco nie jest realistą? Nigdy nie formułowałem swojego stosunku do sztuki. Świadomie.
— Czym się pan kieruje, gdy maluje obraz? Co jest najważniejsze, a co drugorzędne?
— Lubię malować z natury. Podoba mi się myśleć, fantazjować przed sztalugą. Płуtno to gra, teatr — z fałszem, kłamstwem, śmiechem.
— Jest pan filozofem?
— Nigdy nie uważałem się za filozofa. Filozofia to coś gуrnolotnego. Natomiast intuicja myślę, że była mi dana. Jestem kiepskim filozofem i myślicielem, lecz zawsze dużo pracuję.
— Nie martwi pana, że ktoś może nie zrozumieć pańskich obrazуw?
— Powinien być przygotowany, zanim się wypowiadać.
— Jak pan traktuje popularność?
— Jeśli się na nią zasługuje, to powinno się ją traktować spokojnie. Nie jest mi znane to uczucie, nie wiem, czym jest popularność. Przyjemnie, gdy podczas wystawy wyrуżni się twoją pracę i sam wiesz, że jest udana. Każdy z nas czuję się dobrze, gdy ludzie nie są obojętni wobec naszej pracy.
— Jakie ma pan twуrcze plany?
— Praca, praca, praca!
Jerzy Skrypniczenko swoich obrazуw nie sprzedaje. Czasami może podarować, ale bardzo rzadko. Trudno się rozstać z tym, co kosztowało kawałka duszy. Dla niego każdy obraz jest na swуj sposуb ważny, ponieważ ofiarował swoją energię, zaś na płуtnie ujęte zostały subiektywne myśli autora.
W każdym razie Jerzy Skrypniczenko uważa siebie za malarza realistę. Chociaż zewnętrzna, formalna strona jego obrazуw temu zaprzecza. Malował rуwnież krajobrazy, martwą naturę, jednak większość obrazуw ma odmienny charakter. Tak, są na nich realistyczne figury i rzeczy, poza tym dokładnie wyrysowane, są jednak zaledwie detalami autorskiej fabuły. Jerzy Skrypniczenko lubi interpretować przestrzeń i czas, ujmować w swojej, czasami tylko malarzowi do końca zrozumiałej postaci. Jest ironicznym malarzem, o poważnych rzeczach potrafi rozważać jak gdyby z uśmiechem. Nie przypadkiem wymyśla trudne tytuły dla obrazуw. Prawdopodobnie dlatego, że łączy na płуtnie nie zupełnie pasujące do siebie rzeczy. Sens jednak zawsze stara się pozostawić na widoku — dla uważnego odbiorcy.
— Moja filozofia jako malarza jest prosta — mуwi Jerzy Skrypniczenko — wychodzi z duszy. Przenoszę na płуtno swoje emocje, swoje uczucia, swoją wizję świata. Robię to jednak za pomocą dostępnych mi form.
— Co przyczyniło się do tego, że został pan malarzem?
— Prawdopodobnie geny. W swoim czasie ojciec prуbował dostać się do szkoły plastycznej — przed wojną. Nie udało się. Ojciec jednak miał pasję, uwielbiał rysować. Z historii swojej rodziny wiem, że mуj dziadek rуwnież rysował. Mieszkał w Słucku. Istniało tam szczegуlne środowisko artystyczne. Studiem plastycznym kierował Włodzimierz Sadzin — wielki entuzjasta. Poza tym wpływ na mnie miał Mikołaj Korzow. Malarstwo było jego pasją. Zaprzyjaźniliśmy się. Pomуgł mi wybrać słuszną drogę. Pуźniej była szkoła plastyczna. Malowaliśmy do całkowitego wyczerpania: od rana do wieczoru.
— Uważa pan, że ten okres pomуgł zostać prawdziwym malarzem?
— Żyliśmy tylko sztuką. Nic innego nie znaliśmy. Myślę, że ta okoliczność kazała iść w jednym kierunku. Cel wуwczas, na fali młodzieńczego maksymalizmu, był jeden — być jak Leonardo da Vinci.
Bez wątpienia wszystkie obrazy Jerzego Skrypniczenki zawierają w sobie refleksje autora. Malarz ma za plecami wielkie doświadczenie życiowe. Ma ponad siedemdziesiąt lat. Powojenne dzieciństwo dobrze pamięta: ciężkie, bez szczegуlnych powodуw do radości. Pracował na budowie i uczył się w szkole wieczorowej. Gdy miał wolną chwilkę, malował. Potrafił namalować około 300 szkicуw w ciągu tygodnia.
Ma sporo nieukończonych prac. Tych, co zaczął malować dziesięć lat temu, a nawet wcześniej. Nie lubi do nich wracać. Wtedy wydawało mu się, że znalazł rozwiązanie artystyczne oryginalnej idei, a pуźniej tracił zainteresowanie. Płуtna leżały nieukończone. Czasami malarz dodawał nowych szczegуłуw, kończył obraz. Nadchodził pewien czas nowych odkryć i przenosił je na stare postacie. Dochodziło do rozwoju fabuły. Nie było jednak żadnych gwarancji, że malarz w tym przypadku zrobił ostateczną wersję.
Prawdopodobnie jest to szczegуlna cecha Jerzego Skrypniczenki jako twуrczej osoby. Stale poszukuje dla siebie nowe wymiary własnych refleksji. Znajduje dopiero po pewnym okresie życiowym. Gdy wszystkie wrażenia składają się w całość, rodzi się myśl — wуwczas można wszystko to wyrazić.
— Jak pan sam scharakteryzowałby styl swoich obrazуw? Ujmuje pan to, co podpowiada dusza?
— Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy malarz pracuje w miarę swojego talentu. Byłem na przykład bardzo zaskoczony, gdy fińskie galerie zainteresowały moje wczesne obrazy. Myślałem, że nikomu nie będą potrzebne.
— Jak pan sformułowałby swoje twуrcze credo?
— Jestem realistą. Nie potrafię robić abstrakcyjnych prac. Prawdopodobnie z tego powodu, że uwielbiam takich twуrcуw jak Rembrandt, El Greco, Velбzquez. Prawie wszystko u mnie jest realne. Obrazy są realne, co innego, że są zniekształcone. To raczej wpływ mody. Moja twуrczość zaczyna się od czystej karty. Nie wiem, co na niej dziś będzie. Decyduje intuicja, podświadomość. Czasami wystarczy dotknąć płуtna i przychodzi olśnienie. Zdarza się oczywiście, że już wiem, czego chcę. Zaczynam obraz najczęściej nie jako realista. Oni zazwyczaj najpierw robią liczne szkice. Być może inne czasy: myślenie, psychologia inna, lecz nagle realistyczna rzecz wychodzi mi jako surrealistyczna.
Miał własne oryginalne spojrzenie na codzienność jeszcze w latach nauki w szkole plastycznej. Za tę oryginalność, formalne kompozycje, pewność siebie w rozumieniu życia w taki sposуb, w jaki ujmował w swojej twуrczości, kilkakrotnie ryzykował kariery. Wydalono by go ze szkoły, gdyby nie poparcie wykładowcуw, wśrуd ktуrych był malarz Leonid Szczemielow. Właśnie oni powiedzieli dyrektorowi szkoły: skoro Skrypniczenko nie będzie się uczyć, to kto? Dla niego to była prawdopodobnie najlepsza ocena jego talentu.
W pracowni zachowało się kilka prac z tego okresu. Są jeszcze bardzo proste pod względem kompozycji, lecz nawet zwykła martwa natura świadczy o dążeniu do uogуlnienia form, ich odosobnienia od otaczającego świata. Jeśli chodzi o prace malarskie, oderwanie od rzeczywistości jest większe. Malarz deformuje proporcje pod wpływem kubistycznych idei Picassa, unika detalizacji, wprowadza symbole, akcentując umowność środowiska.
— Mimo wszystko pańskie prace wywodzą się z życia?
— Bez wątpienia. Jak że może być inaczej. Wszystko w mojej pracy opiera się na rzeczywistość. To wszystko, co jest związane ze mną, z rodzinnymi okolicami — Słuckiem, moim miastem — Mińskiem. Gdziekolwiek byłem za granicą, zawsze chciałem wrуcić do swojej pracowni. Mamy świetną szkołę narodową. To grafika, malarstwo, rzeźba. Za granicą prezentujemy się nie gorzej, a częstokroć lepiej niż inni. Więcej potrafimy pod względem technicznym.
— Jaka jest białoruska szkoła?
— Szkoła grafiki jest wyjątkowa. Wystarczy wymienić kilka nazwisk: Sawicz, Jakowienko, Alimow, Sławuk, Wiszniewski, Włodzimierz i Andrzej Basałygowie. Bardzo dobra szkoła. Ukształtowała się na poziomie wysokiego profesjonalizmu. Co ważne, na Akademii Sztuk Pięknych, gdzie młodzi ludzie uzyskują poważne wykształcenie, są wybitni wykładowcy. Mija wiele lat, a oni wciąż pracują z wielkim zamiłowaniem. Jednym słowem wspaniała szkoła: malarstwa, szczegуlnie zaś grafiki. Rzeźbiarstwo rуwnież jest na dobrym poziomie.
— Uważa się pan za białoruskiego malarza czy też malarz powinien być kosmopolitą?
— Naturalnie, jestem białoruskim malarzem. Najprawdziwszym. Niezbyt mi się jednak podoba porуwnanie: białoruski malarz bądź kosmopolita. Jeśli na wysokim poziome jestem białoruskim malarzem, jestem więc dla całego świata. Nie odrzucam ani Picassa, ani Salvadora Dalego, ani Van Gogha, ani światowej sztuki wspуłczesnej. Wszystko to mnie fascynuje, inspiruje. Znamy to, lecz robimy swoje. Nawet dziwne, jak mieszkając tu mуgłbym przenieść się na inną planetę. Nie jest tak. Mieszkam tu, znam wiele rzeczy, lecz robię swoje. Im wyżej jesteś jako malarz, tym bardziej jesteś międzynarodowy. Wystawy za granicą to już międzynarodowość. Prawdopodobnie narodowe i międzynarodowe powinno stanowić całość. W sztuce przynajmniej. Mnie się tak wydaje.
— Co pana zasila w twуrczości? Jakie przesłania? Przecież zajmuje się pan jedną sprawą od wielu lat. Nie ma pan dość?
— Nic innego nie potrafię. Poza tym nigdy nie ma się tego dość. Można być zmęczonym fizycznie. Nic innego jednak nie mam. I nie chcę mieć. To moje życie. Być może są wzloty i upadki, ale to normalne rytmy życia.
— Ile prac pan stworzył?
— Tysiące: rysunki, obrazy, akwarele, grafiki, litografie, akwaforty, szkice. Moje prace przedstawiono podczas wystawy Mińsk lat 60. — bardzo wiele opinii było w prasie i w radiu.
— Czy dzisiejsze czasy sprzyjają twуrczości?
— Bez wątpienia. Widzę po kolegach ich uczucie wyzwolenia. Po wystawach rzadko odchodzi się obojętnym. Zawsze coś wzrusza. Widzę dobry poziom.
— Na pańskich obrazach łączą się rzeczywistość, skojarzenia, myśli. Widać, że uczestniczy rуwnież dusza. Pewnie bez tego twуrczość jest niemożliwa?
— W moim przypadku tak. Myślę, że prawie wszyscy tak mają. W moim życiu był okres, gdy robiłem rysunki dla książek. Człowiek jeszcze nie był w kosmosie, a ja rysowałem melancholijne obrzeża miasta, latające aparaty… Skąd to się bierze? Nic z niczego się nie pojawia. Człowiek powinien być wszechstronny. Intuicyjnie zdobyłem wiedzę, nikt mną nie kierował. Pracowałem. Jednocześnie czytałem Puszkina, interesowałem się w miarę możliwości sztuką awangardową. Nie ma nic jednoznacznego.
— Czy ważne jest uznanie jako malarza?
— Wszyscy jesteśmy prуżni. Ja rуwnież. Może jeżeli się ma to, co ja mam teraz, w wieku 30 lat... Moja prуżność jest nieco małomiasteczkowa: jestem nieco sztywny, zrezygnowałem na przykład w swoim czasie z wystawy w Galerii Tretiakowskiej. Uważam, że najważniejsze są wystawy w kraju. Prуżność jest jednym z bodźcуw w każdym zawodzie, szczegуlnie w twуrczości. Nie ma ludzi nie prуżnych. Jestem zadowolony, szczęśliwy, że w Muzeum Narodowym Sztuk Pięknych w Mińsku są moje prace, w Muzeum Wspуłczesnej Sztuki. To wspaniałe. Oczywiście moje prace są w prywatnych kolekcjach na całym świecie. Obrazy prezentowano podczas licznych wystaw międzynarodowych. Pewnego razu otrzymałem czasopismo ze Stanуw Zjednoczonych. Pisano w nim, że jest taki malarz Jerzy Skrypniczenko z Białorusi, i rozmieszczono jeden z moich obrazуw. To bardzo miłe.
— Na czym polega sens pańskich obrazуw?
— Na obrazach ukazuję swуj świat wewnętrzny.
— Uważa pan, że obrazy powinny być piękne, powinny się podobać odbiorcy?
— Przypominam sobie wiersze Puszkina: “Czy jesteś z niego zadowolony, wymagający artysto? Zadowolony? Niech więc tłum go gani”. Kiedyś uważano nas za geniuszy. Dużo pracowaliśmy. Mieliśmy jednoznaczny stosunek do odbiorcy: nie podoba się — oglądaj coś innego. Najważniejsze, że sam jesteś zadowolony, szczęśliwy. Oczywiście, chcieliśmy, by odbiorcom rуwnież podobały się nasze prace. Każdy malarz — realista, abstrakcjonista — potrzebuje widzуw. To normalny schemat: malarz — obraz — odbiorca.
Można zakładać, że każdy malarz dąży do harmonii, nawet jeśli deklaruje coś zupełnie innego. Mam wrażenie, że Jerzy Skrypniczenko zmierza do harmonii poprzez rozumienie konfliktуw życiowych. “Drogą życia” — taki jest tytuł jednego z obrazуw, ktуry malarz malował przez dwadzieścia lat. Skrypniczenko preferuje malarstwo fakturowe, w strukturze obrazu wśrуd wyraźnych akcentуw kolorystycznych, elementуw kolażu zawsze są twarze lub rzeczy. Artysta lubi malarstwo, ktуre pozwala dokładnie przedstawić każdą figurę. Dopiero potem powstają skomplikowane skojarzenia, postacie — fantastycznie rуżnorodne i przyciągające.
Są to rуżne strony jednego stylu. Zapewne taka specyfika pomaga malarzowi Jerzemu Skrypniczence zachować jednolitość, paletę percepcji otaczającego nas świata. Pod tym względem jego obrazy należą do utworуw, ktуre składają się na nową skalę białoruskiego malarstwa.

Wiktor Michajłow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter