Olga Klebanowicz:“Jestem z tych, którzy za bardzo kochają życie”

[b]W środowisku teatralnym mówi się o niej: ta aktorka to jeszcze jeden teatr w teatrze[/b]By zrozumieć sens tego określenia, wystarczy raz zobaczyć artystkę narodową Białorusi Olgę Klebanowicz na scenie rodzinnego Narodowego Teatru Akademickiego imienia Maksyma Gorkiego przynajmniej w kilku różnych rolach. Zagrała około 100. Aktorka wyróżniona prestiżową nagrodą imienia Franciszka Skoryny od dłuższego czasu cieszy się uznaniem. Bywając na próbach, można usłyszeć, jak nienatrętnie dzieli się z reżyserem swoją wizją scen przedstawienia, łatwo zrozumieć, dlaczego nazywa się ją teatrem w teatrze.Poszczęściło mi się obserwować ją na scenie nie tylko podczas spektakli, ale i na próbach, gdy reżyser zatrzymywał akcję, dawał swoje wskazówki. Widziałam, jak uważnie słuchają replik Olgi partnerzy i rozumiałam, dlaczego aktorzy, zwłaszcza młodzi, grając z nią, czują się zdolni. Z charyzmatyczną aktorką o tak ogromnym doświadczeniu nie sposób się spierać. Zresztą, jak mówią sami aktorzy, nikomu się nie chce. Najczęściej jej uwagi są słuszne i pomagają wykreować postać. Rozmawiać z nią to wielka przyjemność.
W środowisku teatralnym mуwi się o niej: ta aktorka to jeszcze jeden teatr w teatrze

Studentka Olga. Zdjęcie pochodzi <br />z popularnego czasopisma „Ogoniok” <br />z lipca 1964 rokuBy zrozumieć sens tego określenia, wystarczy raz zobaczyć artystkę narodową Białorusi Olgę Klebanowicz na scenie rodzinnego Narodowego Teatru Akademickiego imienia Maksyma Gorkiego przynajmniej w kilku rуżnych rolach. Zagrała około 100. Aktorka wyrуżniona prestiżową nagrodą imienia Franciszka Skoryny od dłuższego czasu cieszy się uznaniem. Bywając na prуbach, można usłyszeć, jak nienatrętnie dzieli się z reżyserem swoją wizją scen przedstawienia, łatwo zrozumieć, dlaczego nazywa się ją teatrem w teatrze.
Poszczęściło mi się obserwować ją na scenie nie tylko podczas spektakli, ale i na prуbach, gdy reżyser zatrzymywał akcję, dawał swoje wskazуwki. Widziałam, jak uważnie słuchają replik Olgi partnerzy i rozumiałam, dlaczego aktorzy, zwłaszcza młodzi, grając z nią, czują się zdolni. Z charyzmatyczną aktorką o tak ogromnym doświadczeniu nie sposуb się spierać. Zresztą, jak mуwią sami aktorzy, nikomu się nie chce. Najczęściej jej uwagi są słuszne i pomagają wykreować postać. Rozmawiać z nią to wielka przyjemność.
Olga Klebanowicz nie raz udzieliła mi wywiadu. Pisałam o premierach, w ktуrych była odtwуrczynią głуwnej roli. Po prostu z nią rozmawiałam, jak to się mуwi, o życiu w nieformalnej atmosferze przy herbacie. Mogę powiedzieć, że ją znam i rozumiem. Zgadzam się z krytykami, ktуrzy uważają aktorkę Olgę Klebanowicz za wielką gwiazdę. Proszę sobie wyobrazić: gdy jest pochłonięta opowiadaniem, rozmуwca odnosi wrażenie, że w tej chwili ogląda miniaturę. Klebanowicz jest inteligentna, niekiedy nawet aforystyczna. Maksymalnie szczera, zwłaszcza w kręgu ludzi, ktуrym ufa, ze sobą tym bardziej. Nasunęło to na myśl o ułożeniu monologu z jej refleksji o życiu i jego sensie, o twуrczości teatralnej i zawodzie aktora.
Posłuchajmy, co miała do powiedzenia.

Myślę, że scena była mi przeznaczona. Nie lubię mistyki, ale sen, ktуry przyśnił mi się w dzieciństwie, pamiętam do dziś. Od czasu do czasu wspominam o nim. Żyłam wtedy na wsi u babci i dziadka niedaleko Słucka (obwуd miński — przyp. moje). Na łonie natury poznawałam życie do 8 klasy, pуki matka budowała Mińsk po wojnie. Był upalny letni dzień, krowy pasły się na łące, a ja niedaleko tego miejsca, na brzegu żytniego pola zasnęłam. Widzę, jak z nieba spada ogromna gwiazda, płonie i mieni się żуłcią. Ogarnia mnie strach, myślę, że to koniec, spłonę. To był ułamek sekundy, nagle czuję, jak osnuły mnie niebiesko-złote promienie i jakaś siła unosi mnie w gуrę. Wokуł blask, a ja czuję się bardzo szczęśliwa. Obudziłam się... To był sen... Mijały lata. Gdy odniosłam pierwszy sukces, przypomniał mi się ten sen, gdy ukłoniłam się na scenie po udanym przedstawieniu. Boże, ten zachwyt, ktуry mnie ogarnął, gdy słyszałam oklaski publiczności, był podobny do wrażeń we śnie. Moja gwiazda mnie uniosła i zostawiła na scenie.

Zawsze dobrze śpiewałam, nawet chciałam zdawać do konserwatorium. Wszyscy przepowiadali mi karierę śpiewaczki. Lubię posłuchać, jak śpiewają aktorzy dramatyczni, potrafią głosem wykreować nowelę, przekazać wewnętrzne napięcie słowa. Matka zabrała mnie do Mińska i oddała do szkoły, pewnego razu poszłam do Teatru Rosyjskiego na sztukę “Nieprzejrzane dale”, gdzie Aleksandra Klimowa grała agronoma. Byłam zaskoczona. Nie można tak grać agronoma, myślałam, koniecznie muszę zostać aktorką, by pokazać, jakie jest prawdziwe życie na wsi. W teatrze zagrałam trzy najważniejsze role kobiet z ludu (“Rozburzone gniazdo” Janki Kupały — Maryla, “Powrуt do Chatynia” Alesia Adamowicza — Kobieta, “Zły znak” Wasyla Bykowa — Stefanida — przyp. moje). Był w moim życiu cudowny zbieg okoliczności.

W zawodzie wszystko toczyło się swoim torem. Nie miałam kłopotуw z tym, by dostać się na Wydział Aktorski Instytutu Teatralnego i Sztuk Pięknych (teraz Akademia Sztuk Pięknych — przyp. moje). Wykładowcy mnie lubili. Mam silny głos i nie narzekam na brak talentu. Życie potraktowało mnie jak zdolny rzeźbiarz swoje dzieło: odrzucało niepotrzebne.

Bez zbędnej skromności mogę powiedzieć, że potrafię słuchać życia, obserwować je i dokonywać wyboru. Życie podobne jest do ścieżki dźwiękowej, ktуra leci i leci, trzeba na czas usłyszeć to, co jest ważne dla ciebie. Bez zmysłu obserwacji aktor lub aktorka nie zaistnieje w zawodzie. Dla mnie na ścieżce życiowej ważni byli ludzie, przeczytane książki. Zresztą czasami przypadkowe słowo mogło naprowadzić na poważne myśli o sensie życia albo zawodzie aktora. Jak gąbka wchłaniałam wszystko, co mnie czyni lepszą. Lubię muzykę, malarstwo, wszystko, co poszerza granice świadomości. Sama siebie kreowałam. I nadal kreuję.

Nie nudzę się, gdy jestem sama. W domu, w lesie, na daczy albo nawet na Broadway’u w Nowym Jorku, bywam tam, gdy odwiedzam cуrkę Darię. W młodości nie rozumiałam, po co aktorowi samotność. Teraz lubię ją: mogę wtedy uważniej posłuchać dźwiękуw miasta, ciszy w lesie, szumu morza na brzegu oceanu. Harmonię łatwiej wyczuć w samotności. Jestem pewna, że dążenie do harmonii jest naturalną potrzebą człowieka.

Moje życie to mуj zawуd. To wcale nie znaczy, że nie zauważam tego, co się dzieje dookoła. Jestem z tych, ktуrzy za bardzo kochają życie. Czasami mam wrażenie, że widzę jego przejawy... nawet plecami. Idą ludzie, cieszą się albo smucą, a ja obserwuję ich mimikę, gesty, krok. Młoda matka wyjmuje z wуzka dziecko, obok stoi młody ojciec. Cieszę się ze szczęścia tej rodziny. Wspominam o swojej bohaterce — niani Felicacie. Jest jej dobrze, gdy obok są szczęśliwi ludzie. Biorę od życia to, co może się przydać na scenie. Wszędzie muszę wsadzać nos, wąchać, dotykać i zachwycać się. I zapamiętać ten stan, wykorzystać go pуźniej, kreując rolę. Wtedy publiczność doceni moją grę. Paradoksalnie poza teatrem wyłączam się z niego, by zaistnieć w nim z większą siłą.

Zawуd aktora jest wdzięczny — człowiek się rozwija. Powiedzmy aktorka dostała rolę. Zostaje sam na sam ze swoją postacią: w dramacie nie zawsze jest szczegуłowy opis charakteru bohaterki. Trzeba dowiedzieć się o niej jak najwięcej, kim jest, trzeba wymyślić biografię, sprуbować zrozumieć autora, ktуry stworzył taką bohaterkę, a nie inną.

Dzieją się ze mną dziwne rzeczy, nazywam to wskazуwkami intuicji. Czasami nie wiem, co robić z rolą, budzę się następnego dnia i już wiem. Rola to język, mimika i gesty, plastyka i maniera słuchania, umiejętność prezentacji emocji. Pomaga szkoła, to, czego uczyli mnie pedagodzy.

Początkiem wszystkiego w teatrze był dla mnie Włodzimierz Małankin. W medycynie na przykład robi się szczepionkę na zakażenie. Zajęcia Włodzimierza Małankina to szczepionka, po ktуrej choruje się na teatr. Małankin wymagał wysokich parametrуw istnienia w zawodzie aktora, nauczył mnie takiej intonacji służenia teatrowi, że już nie mogłam i nie będę mogła żyć na poziomie przeciętnego użytkownika. Był wybitnym pedagogiem, studenci przeszli z nim prawdziwą szkołę teatru przeżyć. Prуbowaliśmy ją opanować, dosłownie nabijając sobie guzy. Opowiem przy okazji historię o tych “guzach”. W instytucie nie stroniłam żadnych rуl, nawet brałam role, z ktуrych zrezygnowali inni. Moje koleżanki chciały zabłysnąć, grały księżniczek, pięknych bohaterek. Ja grałam babcię albo koleżankę głуwnej bohaterki. Wielkie dramatyczne role dostałam pуźniej. Kiedy zaczęły się miniatury, bardzo chciałam zagrać silną kobietę. Pamiętam, że wybrałam Mariutkę z opowiadania Ławreniowa “41.” i zanurzyłam się w jej rewolucyjny bunt przeciw temu, co moim zdaniem, jest sprzeczne z obrazem prawdziwej rewolucjonistki. Kupiłam rybę, ogromnego leszcza, prawdziwego. Siedziałam niby na brzegu morza i skrobałam go, naprawdę go skrobałam. W tym momencie rozmawiamy z porucznikiem, ktуry podobał się mojej bohaterce. Opowiada jej o swoim pięknym życiu. Ona jest dość kategoryczna, mуwi: “Przywykłeś wylegiwać się na pierzynie i jeść słodkie cukierki!” A on do niej: “Nie zapominaj się, chamko!”. Wzięłam tę rybę do ręki i z całej siły łupnęłam partnera. Uderzenie było tak silne, że stracił przytomność. Zatrzymano prуby. W instytucie wszyscy długo się nabijali z tego, jak bardzo wierzyłam, że emocje muszą być prawdziwe. Wspaniałe były czasy!

Są aktorzy, ktуrych podziwiam, ktуrzy potrafią stworzyć postać z pуłtonуw. Ich gra jest bardzo ciekawa, taki aktor podobny jest do gуry lodowej. Taki był Oleg Jankowski. Natomiast gdy aktor jak ta bryła płynie po wodzie, szybko staje się jasne, jaki jest. Nuda!

Nie narzekam na swoją biografię w teatrze i kinie. Nie narzekam na los aktorki. Na scenie widział mnie wielki reżyser Efros, prawił komplementy Oleg Jefremow, gdy występowaliśmy z teatrem w Moskwie. Po spektaklu “Gorące serce” Jefremow przyszedł za kulisy, podszedł do mnie i powiedział: “Aktorka!”. Zawsze towarzyszył mi sukces. Wychodząc na scenę, widziałam, że publiczności podoba się to, co robię. Tyle lat gram w teatrze i ani razu nie odniosłam wrażenia, że ktoś myśli: “Po co wylazłaś na scenę”. Były czasy, gdy Związek Działaczy Teatralnych Białorusi z okazji Dnia Teatru przez pięć lat z rzędu przyznawał mi nagrody “Za najlepszą rolę kobiecą”.

Po spektaklach często dostaję rуżne prezenty. Po “Adiutantce” (“Adiutantka Jego Cesarskiej Mości”, gdzie Klebanowicz gra Korsykankę Josйphine — przyp. moje) nastolatkowie przynoszą cukierki i lalki, po spektaklu “Trudni ludzie” były francuskie perfumy. Po “Wassie” mężczyzna podarował Biblię. Były koszyki z owocami. Podczas występu w Połtawie (Ukraina) skrzynka szampana. Kilka lat temu do teatru przyniesiono jabłka. Ogromną skrzynię. Do dziś nie wiem, kto jest “autorem”. Moi studenci dzwonią zewsząd, nadsyłają pocztуwki, telegramy z okazji świąt, urodzin. Wiem, że robię coś ważnego w życiu.

Powoli moje role “wydoroślały”. Zaczęłam grać matek, zagrałam staruszkę, nianię Felicatę w sztuce “Prawda dobrze, a szczęście lepiej”. Reżyser nalegał, by zagrałam 70-letnią kobietę. Rozbawił mnie nasz aktor Aleksander Żdanowicz, powiedziałam o Felicacie: “Potrzebna będzie solidna charakteryzacja, bądź co bądź ma 73 lata”. Aleksander na to: “Olga Michajłowno, nie warto sobie pochlebiać”. Najpierw osłupiałam, a potem zaczęłam się śmiać. Nie jestem aż tak stara, jednak należę już do aktorek starszej generacji. Lubię swуj wiek, uosabia moje długie życie, moje doświadczenie. Moje zmarszczki są moje. Nie jestem wybrana, starzeję się jak wszyscy. Najważniejsze jak człowiek prezentuje siebie, jak bardzo kocha swoje życie, zawуd, kontakty z kolegami, rodziną. W naszym społeczeństwie istnieje okropny stereotyp starości, kojarzonej ze smutkiem, samotnością, chorobą. Starość może być wspaniała. Zgodziłam się zagrać staruszkę Felicatę. Szukałam tematu i znalazłam. Kreowałam postać poprzez piosenkę “Zgubiłam pierścionek, zgubiłam miłość”. Życie osobiste nie ułożyło się jej, dlatego stara się, by wszystkim dookoła było dobrze.

Przez całe życie lubiłam ludzi, ktуrzy byli starsi ode mnie. Utrzymywałam kontakty z Aleksandrą Klimową i innymi czołowymi aktorkami, ktуre były starsze i bardziej doświadczone. Podziwiałam ich mądrość, doroślałam z nimi. Być może chłopskie geny przyczyniły się do tych kontaktуw, jestem przecież kobietą z ludu. Lubię starszych ludzi. Chciałabym przekazać swoje doświadczenie i sztukę aktorstwa. Mam charakter matki, potrafię słuchać i słyszeć rozmуwcę.

Dobrze mi się pracuje z teatralną młodzieżą. Wiele z nich zostaje partnerami w sztukach. Często po spektaklu podchodzą i pytają: “Czy wszystko mi się udało?”. Młodzi ludzie chcą dorуwnywać zawodowi. Widząc ich pasję, chętnie pomagam.

W teatrze ceni się profesjonalizm, zresztą jak w każdym innym zawodzie. Jeśli aktor poza tym jest utalentowany jako człowiek, potrafi dzielić się ciepłem nie tylko na scenie, to wspaniale. Tacy ludzie nie pozwalają nam stać się jeźdźcami, ktуrzy galopują na koniu sukcesu i nie zauważają nikogo obok siebie. Pamiętają, że obok są ludzie, ktуrych nie wolno krzywdzić. Dla mnie na tym polega sumienie. Gdy ktoś łączy w sobie sumienie i talent, jest wielki i piękny. Talent to energia, ogień migocący w naczyniu, a sumienie nie pozwala oparzyć innych.

Najczęściej aktor dostaje role bliskie jego cechom charakteru. Cieszę się, gdy dostaję rolę kobiety, ktуrej credo życiowe jest podobne do mojego. Chwila rozpoznawania siebie w innych, a w przypadku z aktorami to rozpoznawanie siebie w postaciach, nosi intymny charakter. Jak gdyby spowiadam się w świątyni. Prawdopodobnie dlatego teatr nazywany jest świątynią. Widz podświadomie szuka w bohaterach tego, co jest mu bliskie. Im więcej takich chwili rozpoznawania, tym ciekawszy staje się obraz kreowany przez aktora.

Mуwi się, że młodzi nie przyjęli sztafety mistrzуw teatralnej szkoły przeżyć. To nie prawda, chcą ją przejąć, tylko trzeba dać im tę żywą szkołę. Inne szkoły podobne są do ładnego opakowania, a wewnątrz jest pustka. Są reżyserzy, fascynujący się formą i postrzegający przez formę indywidualność ludzką i aktorską. Nie potrafią unieść się do niuansуw psychologicznych. Szukają faktury, atrakcyjnego wyglądu: wzrostu, twarzy. Szukają bohatera. A co jest w środku, nie ważne: pierwotna jest forma. Oglądam sztukę, słucham przyjemnego głosu bohatera, widzę, że opanował technikę, widzę show i wypełnioną przestrzeń. I nic więcej. Poza akcją nic nie ma. Emocje, wewnętrzne napięcie można pokazać gestem. Kto widział Maję Plisiecką w “Carmen” albo role najlepszych aktorуw Hollywoodu na przykład Mary Streep, Ala Pacino, Jacka Nicholson, Barbry Streisand, ten mnie zrozumie. Bardzo lubię, gdy poza formą w sztuce widać ducha ludzkiego życia spływającego na widownię. Wtedy między widownią i sceną rodzi się szczegуlne zrozumienie.

Teraz w białoruskim teatrze jest dużo młodych ludzi. Przychodzi inna generacja. Amatorzy teatru czekają na jutro. Co czeka teatr? Stare tradycje się ścierają, a nowe są jeszcze słabe. My, aktorzy teatru przeżyć, staramy się przekazać tę szkołę młodym.

Jak mogę określić stosunki z zawodowym reżyserem? Mogę je porуwnać do czytania dobrej książki klasyka, mуwię o prawdziwej literaturze. Dzięki takim relacjom staję się ciekawszą osobowością. Każdy kontakt z takimi ludźmi jest bardzo ciekawy. Natomiast gdy trafiam do środowiska, ktуre żyje w nudzie, na poziomie, gdzie brak jakiegokolwiek procesu myślowego, wtedy czuję, jak ubogie i szare jest takie życie. Miałam szczęście żyć i pracować w twуrczym środowisku.

Jestem wierna Rosyjskiemu Teatrowi od 45 lat. Większość mojego życia, z moimi postaciami — ich życie. Moje życie jest akompaniamentem do twуrczości. Do podrуży, premier, relacji z partnerami na scenie, spotkań z wybitnymi osobistościami podczas występуw gościnnych. Kiedyś obejmowały ogromną przestrzeń: od Murmańska do Sewastopola, od syberyjskiej tajgi do państw nadbałtyckich i Kaukazu. Wiele widziałam i wiele przeżyłam. Niczego nie żałuję. Gdy wychodzę na scenę, wszystko, co jest w prywatnym życiu, przestaje być ważne. Prawdziwy aktor zawsze jest fanatykiem, inaczej nie może. Gdy ktoś oddycha teatrem, służy mu z poświęceniem, dostaje w zamian radość, przyjemność, harmonię. Grając na scenie, doznaję chwili oczyszczenia.

Moją wizytуwką była rola Lizetty w sztuce “Gra miłości i przypadku”. Grałam ją przez wiele lat, a potem przekazałam aktorce Emilii Pranskute, ktуra zdołała uchwycić intonację, potrzebną w tej sztuce. Reżyser Sergiusz Kowalczyk zaproponował mi sprуbować sił jako reżyser pedagog w jego inscenizacji rosyjskich wodewili. Czeka mnie także głуwna rola w nowym spektaklu. W czerwcu — lipcu odbędzie się premiera. To będzie niespodzianka dla widzуw. Wszystko jest dobrze.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter