O idolach nie zapomniano

[b]W Witebsku pojawiła się aleja sławy olimpijskiej. Z okazji uroczystego otwarcia znaków upamiętniających podobnych do medali olimpijskich przedstawiciele Narodowego Komitetu Olimpijskiego postarali się zaprosić wszystkich sportowców, którzy bronili honoru miasta na największych i najbardziej prestiżowych zawodach [/b]Nigdy nie widziałem na raz tak wielu znakomitości sportu, które urodziły się lub kiedykolwiek trenowały w obwodzie witebskim. Na otwarciu alei z Mińska przyjechali mistrz olimpijski w rzucie młotem z Tokio 1964 roku Romuald Klim i zdobywczyni złota w Moskwie w 1980 roku koszykarka Tatiana Iwińska-Biełopaszko. Kolejny medalista moskiewskich Igrzysk Olimpijskich zapaśnik Igor Kanygin pracuje w szkole sportowej w Witebsku. Nie rzucił boksu mistrz z Seulu 1988 roku Wiaczesław Janowski, który pomaga trenować rosyjskich sportowców.
W Witebsku pojawiła się aleja sławy olimpijskiej. Z okazji uroczystego otwarcia znakуw upamiętniających podobnych do medali olimpijskich przedstawiciele Narodowego Komitetu Olimpijskiego postarali się zaprosić wszystkich sportowcуw, ktуrzy bronili honoru miasta na największych i najbardziej prestiżowych zawodach

Nigdy nie widziałem na raz tak wielu znakomitości sportu, ktуre urodziły się lub kiedykolwiek trenowały w obwodzie witebskim. Na otwarciu alei z Mińska przyjechali mistrz olimpijski w rzucie młotem z Tokio 1964 roku Romuald Klim i zdobywczyni złota w Moskwie w 1980 roku koszykarka Tatiana Iwińska-Biełopaszko. Kolejny medalista moskiewskich Igrzysk Olimpijskich zapaśnik Igor Kanygin pracuje w szkole sportowej w Witebsku. Nie rzucił boksu mistrz z Seulu 1988 roku Wiaczesław Janowski, ktуry pomaga trenować rosyjskich sportowcуw.
Wśrуd 12 mistrzуw olimpijskich, ktуrych spotkałem w czasie otwarcia alei, była osoba, z ktуrą chciałem dłużej porozmawiać. Mуwię o gimnastyczce Łarysie Pietryk, zdobywczyni trzech medali olimpijskich w Meksyku w 1968 roku: dwуch złotych i jednego brązowego.
Już w wieku szkolnym uprawiała gimnastykę w Witebsku u szkoleniowca Wincentego Dmitryjewa. Po triumfie w Meksyku poznała znanego rosyjskiego gimnastyka Wiktora Klimienkę, wyszła za niego za mąż i przeniosła się do Moskwy. W mieście, w ktуrym wykreowano ją na prawdziwą gwiazdę, nie chciała zostać na zawsze. Na początku lat 90. razem z mężem wyjechali do Niemiec, gdzie mieszkają do dziś.

— Jak znalazła się pani w Niemczech?
— Po zakończeniu kariery sportowej dość długo prуbowałam odnaleźć siebie. W Moskwie ukończyłam Instytut Wychowania Fizycznego, jednak ze względu na brak doświadczenia nie zaryzykowałam zatrudnić się jako trener. Występowałam w music-hallu, z ktуrym jeździłam do Bułgarii, pracowałam jako dziennikarka, komentowałam zawody w gimnastyce w Jedynce telewizji ZSRR. W 1992 roku w Barcelonie, gdzie pojechaliśmy z mężem na Igrzyska Olimpijskie, Wiktor otrzymał propozycję pracy trenera za granicą. Gdy jechaliśmy do Niemiec, myśleliśmy, że za kilka lat wrуcimy. Bardzo dobrze się nam powodziło i zostaliśmy.

— Kariera szkoleniowca za granicą ułożyła się pomyślnie?
— Najpierw trafiliśmy do klubu sportowego w Wetzlar. Z mężem młode gimnastyczki ćwiczyły na poręczach oraz akrobację. Pomagałam w charakterze choreografa, poza tym moją działką był mуj ulubiony przyrząd sportowy — rуwnoważnia. Byliśmy zgraną parą. Za rok przenieśliśmy się do Niederwцrresbach, gdzie zbudowano wspaniały ośrodek sportowy z najnowocześniejszym sprzętem gimnastycznym. Są tam przepiękne krajobrazy, malowniczy las. Nadal chętnie chodzę po grzyby. To hobby zostało po Białorusi. Bardzo lubię marynować grzyby lub smażyć. Domownicy mуwią, że dobrze mi to wychodzi.

— Czy udało się już wychować mistrzуw?
— Kilka dziewczyn było mistrzyniami Niemiec w młodym wieku. Nasz młodszy syn Włodzimierz (ma nazwisko Klimienko) dorastał na sali sportowej. Nie zwracaliśmy na niego uwagi. Nawet trenował go ktoś inny. Wyrуsł na prawdziwego fana gimnastyki. Mąż zaczął go trenować. W naszej grupie, do ktуrej braliśmy tylko dziewczyny, był jedynym chłopcem. Teraz ma 24 lata, jest mistrzem Niemiec. Śledzę jego występy, bywam na wszystkich zawodach z jego udziałem. Jestem jego talizmanem, przynoszącym szczęście.

— Czy śledzi pani rozwуj białoruskiej gimnastyki? Czy porуwnuje pani radziecką i zachodnioeuropejską szkołę?
— Gimnastyka to pasja całego życia. Dlatego zawsze śledzę jej rozwуj, w tym na Białorusi. To bardzo trudna dyscyplina sportowa, jest duże ryzyko kontuzji. Na szczęście Bуg miał mnie w swojej opiece, nie miałam poważnych urazуw. Dzieci w wieku 5 — 6 lat trudno zainteresować sportem, tym bardziej gimnastyką. Dlatego bardzo się cieszę, że w Witebsku będzie aleja sławy olimpijskiej. Młode pokolenie powinno mieć dobry przykład przed oczami, idoli, do ktуrych chcą być podobni. Kiedyś chciałam być podobna do Łarysy Łatyniny. Jeśli chodzi o szkoły gimnastyczne, z czasem wiele się zmienia. Przykładowo trenowałam w Witebsku na sali sportowej, ogrzewanej przez piece. Mimo takich warunkуw wychowano wiele dobrych gimnastyczek. Wydawałoby się w Niemczech, gdzie za trening na wspaniałej sali wystarczy zapłacić 5 euro, powinien być boom. Ale tak nie jest. Niemcy nie lubią zbytnio obciążać swoich dzieci. Gimnastyka kobiet w Niemczech nie jest popularna. Chociaż w NRD była bardzo dobra szkoła gimnastyczna. Można by zakładać, że po zjednoczeniu Zachodnich i Wschodnich Niemiec ta dyscyplina sportowa osiągnie szczyt. W rzeczywistości wszystko się zaczęło walić. W pewnym stopniu wiąże się to z finansowaniem. Gimnastyka mężczyzn natomiast w Niemczech jest na wysokim poziomie. W zespole pojawił się prawdziwy lider — Hambьchen. Gdy przyjechaliśmy do Niemiec, zaprzyjaźniliśmy się z jego ojcem,
ktуry rуwnież był trenerem.

— Gimnastyka to bardzo ważna część pani życia. A jaka Łarysa Pietryk jest w domu? Proszę nam opowiedzieć o swojej rodzinie.
— Mieszkam z mężem i dwoma synami we własnym domu w Idar-Oberstein. To małe przytulne miasteczko niedaleko Frankfurtu nad Menem, sto kilometrуw od granicy z Francją. Dawniej wydobywano tam kamienie szlachetne. Co prawda wszystkie zakłady zamknięto. Miasto słynie z rękodzielnikуw, dlatego przyjeżdża dużo turystуw. Obok naszego domu jest piękna świątynia powstała na skale. To najbardziej znany miejski zabytek. Do sali gimnastycznej jest 10 kilometrуw, dojeżdżamy tam samochodem. Co prawda 2 lata temu przeprowadził się do nas syn Wiktor z żoną (obaj są tancerzami baletowymi), urodziła się im cуreczka Anna, prawie cały czas jestem zajęta wychowaniem wnuczki.

— A więc przeszła pani na emeryturę i została prawdziwą gospodynią domową?
— Ma pan rację. Tyle że w Niemczech inaczej się to nazywa — Hausfrau. Ładnie brzmi, prawda? (uśmiecha się).

— Czy nauczyła się pani języka niemieckiego?
— W domu rozmawiamy po rosyjsku, oglądamy rosyjskie stacje telewizyjne. Być może dlatego na początku mieliśmy pewne problemy z porozumiewaniem się na co dzień. Jeśli chodzi o terminologię zawodową, brzmi podobnie w każdym języku. Pod względem zawodowym nie było bariery językowej.

— Co w pierwszej kolejności chciałaby pani obejrzeć w Witebsku, z kim się spotkać?
— Jestem wdzięczna mieszkańcom Witebska, że zorganizowali dla gości wycieczkę po mieście. Witebsk bardzo się zmienił, stał się nowoczesny i piękny. Chciałabym zobaczyć salę gimnastyczną w rodzinnej szkole sportowej, porozmawiać w spokojnej domowej atmosferze z trenerem Wincentym Dmitryjewem, z ktуrym razem odsłoniliśmy mуj medal na alei sławy olimpijskiej. Czasami dzwonimy do siebie, opowiada mi o wszystkim. Ale rozmowy telefoniczne to zupełnie co innego. Niestety nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Przyjechałam do Witebska tylko na dwa dni.

Sergiusz Goleśnik
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter