Marzenie z kamienia

<img class="imgl" alt="W trakcie pracy na Międzynarodowym Sympozjum Rzeźby w Urumqi (Chiny)" src="http://www.belarus-magazine.by/belpl/data/upimages/2009/0001-009-390.jpg">[b]Poznaliśmy się w 2006 roku prawie przypadkiem. W chińskim Harbinie, podczas prestiżowego konkursu rzeźb lodowych. Białoruski rzeźbiarz Wiktar Kopacz uczestniczył w nim ze swoimi kolegami Maksimem Pietrulem i Kanstancinem Mużawem. Rzeźbienie w lodowej bryle było dla nich niecodzienną sprawą, Chiny rуwnież były krajem tajemniczym i egzotycznym. Jak się pуźniej okazało przemieniły ich losy.[/b]<br />Obecnie w Chinach jest dziesięć rzeźb Wiktara Kopacza, znacznie więcej niż na Białorusi. O sukcesie i szczęściu rzeźbiarza rozmawiamy w jego pracowni w Mińsku.
[b]Poznaliśmy się w 2006 roku prawie przypadkiem. W chińskim Harbinie, podczas prestiżowego konkursu rzeźb lodowych. Białoruski rzeźbiarz Wiktar Kopacz uczestniczył w nim ze swoimi kolegami Maksimem Pietrulem i Kanstancinem Mużawem. Rzeźbienie w lodowej bryle było dla nich niecodzienną sprawą, Chiny rуwnież były krajem tajemniczym i egzotycznym. Jak się pуźniej okazało przemieniły ich losy.[/b]

W trakcie pracy na Międzynarodowym Sympozjum Rzeźby w Urumqi (Chiny)Obecnie w Chinach jest dziesięć rzeźb Wiktara Kopacza, znacznie więcej niż na Białorusi. O sukcesie i szczęściu rzeźbiarza rozmawiamy w jego pracowni w Mińsku.
— Po ukończeniu akademii — wspomina Wiktar Kopacz — okazało się, że nie istnieje już środowiska, w ktуrym moglibyśmy działać. Były lata 90. Oddaliśmy dziesięć lat na wykształcenie: najpierw była szkoła plastyczna, potem Akademia Sztuk Pięknych. Nasi rodzice, nasi wykładowcy inwestowali w nas, a my okazaliśmy się nikomu nie potrzebni. Okropne uczucie. Gdy zaczynaliśmy studia, sytuacja była inna. Malarz, rzeźbiarz, jak opowiadali wykładowcy, starsi koledzy, był dość zamożnym człowiekiem, miał zlecenia i możliwość samorealizacji. Gdy kończyliśmy studia, wszystko się zmieniło. Starsi koledzy mieli znajomości, byli już znani, my natomiast nie mieliśmy nic. Wiele osуb zrezygnowało z zawodu, prуbowało dostosować się do sytuacji.

[b][i]— Wszyscy pamiętamy lata 90. Nie wszyscy zostali wtedy w zawodzie, to prawda. Dziś w Związku Malarzy Białorusi jest nieco ponad 80 rzeźbiarzy. To dużo czy mało? — pytam Wiktara Kopacza.[/b][/i]
— To nie jest dużo — odpowiada bez wahania. — W kraju przecież mieszka prawie 10 milionуw osуb. Ale nawet ci rzeźbiarze, ktуrzy są, nie są do końca zapotrzebowani. Pracy na miarę ich zdolności jest bardzo mało.

[b][i]— Od wielu lat jeździ pan do Chin, ma wielkie doświadczenie. O ile pamiętam, w Chinach aktywnie rozwija się gatunek rzeźby miejskiej.[/b][/i]
— Tak, nie starcza tego w naszym kraju. Chiny to dynamicznie rozwijający się kraj i wraz z gospodarką prуbują rozwijać (przynajmniej odnosi się takie wrażenie) wszystkie dziedziny. Lubią rzeźbę, lubią sztukę, szybko rozwijają się miasta. Zakładają parki, jest w nich wiele rzeźb — dbają o więzi przyrody, architektury i człowieka. Robią środowisko bardziej komfortowym dla mieszkańca miasta.

[b][i]— Dlaczego tak jest? Mamy rуżne tradycje rzeźbiarskie?[/b][/i]
— Myślę, że tak. Mają starsze tradycje. Często ma się wrażenie, że bardzo lubią kamień. Lubią kamień w naturalnej postaci i lubią kamień w rzeźbie. Lubią rуwnież brąz, drzewo, rуżne materiały rzeźbiarskie.
Największy w świecie (potwierdza to dyplom UNESCO) park rzeźb znajduje się w Changchun (zaprzyjaźnionym mieście Mińska). Byłam tam i potwierdzam, że wrażenia są niezapomniane. W ciągu kilku godzin można obejrzeć rzeźby prawie wszystkich rzeźbiarzy świata. To się nazywa sympozjum — gdy kilkudziesięciu rzeźbiarzy z całego świata przyjeżdża, by w ciągu kilku miesięcy rzeźbić, przypatrując się innym, dzieląc się doświadczeniem.
Ruch międzynarodowy Sympozjum Rzeźby pojawił się z inicjatywy Karla Prantla w Austrii w 1959 roku. Inicjatywa zrodziła się z chęci sprzyjania kontaktom i wymianie między członkami międzynarodowej wspуlnoty rzeźby, konieczności dialogu kulturalnego — ruch nadal jest dość młody, ale jak pokazuje doświadczenie Chin, przybiera na sile. W Chinach sympozja architektoniczne stały się ważnym wydarzeniem, w ich organizowaniu uczestniczy państwo. Ważny szczegуł: wszystkie stworzone podczas sympozjum prace zostają na miejscu — właśnie dzięki takiemu doświadczeniu w Chinach pojawiło się sporo parkуw rzeźb w rуżnych regionach. W największym — w Changchun — jest rzeźba Wiktara Kopacza.
— Gdy byłem w Changchun, byli rzeźbiarze, malarze z rуżnych krajуw, z wysp Oceanii — Kiribati, Guam, Samoa Amerykańskie, Nowa Kaledonia oraz z małych państw Wysp Karaibskich — Aruba, Saint Vincent i Grenadyny, Antigua i Barbuda. To jest bardzo niezwykłe, nawet będąc podrуżnikiem trudno zwiedzić wszystkie kraje, a tam można było razem pracować. Poczuć ducha tradycji narodowych. Wszystko w jednym miejscu. Kontakty są ważne. W Chinach jest dziesięć moich rzeźb, w rуżnych regionach. Nawet nie wiem, jak to się stało.
Sympozja rzeźbiarskie są bardzo rуżne pod względem formy, treści i finansowania. Organizują je urzędy miast i prywatne firmy. Jak rуwnież uniwersytety. Rzeźby Wiktara Kopacza są na uniwersytetach w Chinach (z okazji 100-lecia najbardziej prestiżowej uczelni Tsinghua odbył się konkurs, ktуry wygrał białoruski rzeźbiarz) i Turcji.
— Na uniwersytetach, gdzie są wydziały plastyczne, takie sympozja odbywają się rуwnież z udziałem studentуw. Uczestniczą jako asystenci, odbywają praktyki, uczą się, patrzą, pracują ze znanymi rzeźbiarzami. W Chinach większe sympozja sponsoruje państwo, przed ich początkiem stawiane są ważne zadania. Często zostają po nich parki rzeźb.

[b][i]— Proszę powiedzieć, czy każde sympozjum ma temat?[/b][/i]
— Najczęściej tak. W Chinach jednak temat jest bardziej obszerny niż na przykład na sympozjach europejskich. Organizatorzy wybierają rуżnych autorуw, rуżną plastykę. Nie wybierają jednego nurtu, wybierają i przedstawiają rуżne.

[b][i]— Zapraszają pana jako reprezentanta białoruskiej szkoły rzeźby? Jaka jest nasza szkoła?[/b][/i]
— Najczęściej zaprasza się mnie jako reprezentanta Białorusi. To jest zaszczyt i wielka odpowiedzialność. Moje rzeźby stanowią o poziomie rozwoju tradycji rzeźbiarskich w naszym kraju. Moim zdaniem białoruska szkoła nie jest szczegуlnie odmienna, jak na przykład gruzińska i nadbałtycka. Ma oczywiście swoje cechy i specyfikę. Wielu naszych najbardziej znanych rzeźbiarzy — Alaksiej Hlebaŭ, Zair Azhur, Andrej Biembiel, Siarhiej Selichanaŭ — było uczniami Michaiła Kierzina, ktуry był absolwentem Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wpływ tradycji rosyjskiej sztuki na białoruską rzeźbę był duży. Moi nauczyciele z kolei byli uczniami tych znanych rzeźbiarzy. Każde pokolenie dodawało swoją wizję, nowe idee i rozwiązania, rozszerzało rуżnorodność stylistyczną i uniwersalność języka plastycznego. Wydaje mi się, że nasza szkoła zachowuje tradycje rzeźby realistycznej i plastyki figuratywnej, ale jednocześnie transformuje tę wiedzę w poszukiwaniu własnego stylu i drogi w sztuce. W ostatnim czasie w twуrczości wielu rzeźbiarzy widać nowe tendencje, wykorzystują formalne, abstrakcyjne chwyty i dążą do konceptualnego myślenia.

[b][i]— Gdzie oprуcz Chin są pańskie rzeźby?[/b][/i]
— W Korei Południowej, Syrii, Turcji, Tajlandii, Brazylii, Rosji, Hiszpanii. Kraje azjatyckie znane są z zamiłowania do kamienia. Zawsze mi to imponowało. Jest w tym pewna moc. Czym jest kamień? To twierdza, dom, obrona, stabilność, wszystko razem. W Azji jest wszystko: dom, rzeźba, mała plastyka i przedmioty codziennego użytku, wszystko jest żywotne. Jest to ich naturalne środowisko. Być może dlatego, że nie mamy gуr i kamieni, wszystko jest inaczej. Mamy więcej odlewu, w twуrczości ludowej przeważa drzewo. Moje zamiłowanie do kamienia przywiodło mnie do regionуw azjatyckich. Dla artysty najważniejsze jest zapotrzebowanie, gdy może realizować się. To dodaje sił. Chcę pracować i być potrzebny. To wspaniale widzieć swoją pracę zrealizowaną. Podczas sympozjum jest to częstokroć praca publiczna. Lecę do Chin, tysiące kilometrуw, obok są te kamienie, pracują chińscy pracownicy, rozmawiam z ludźmi, ktуrzy pracują z kamieniem, znają go i lubią. Pracuję, widzę reakcję ludzi, jestem z nimi przez te wszystkie dni, wieczory. Rozumiem coś, uświadamiam sobie i oczywiście zmieniam się. Zmienia się jakość mojej pracy, jakość percepcji świata, rzeźby, to bardzo pomaga. I oczywiście ważne są wyniki. Całe życie jest jak egzamin. Widzę, czy zrobiłem to, co chciałem, widzę, jak wygląda rzeźba obok innych prac.

[b][i]— Rzeźba to taka twуrczość, ktуra jest praktycznie na pograniczu rzemiosła. Nie będę pytać o inspirację, ponieważ dobrze wiem, że dla ludzi, ktуrzy mają taki zawуd, inspiracja jest zupełnie czymś innym niż myślą niewtajemniczeni ludzie. Artysta przychodzi, codziennie pracuje i w pewnym momencie pojawia się natchnienie. [/b][/i]
— Dobrze to pani ujęła. Myślę, że natchnienie jest, gdy coś wychodzi, gdy czuję siłę, gdy czuję to, o czym myślałem, co przyszło wraz z pierwotną ideą. Gdy jest ciekawa praca. Jeśli chodzi o rzemiosło, rzeczywiście na płуtnie można szybciej pokazać swoją wizję i będzie wynik. Rzeźba potrzebuje dużo czasu. Od idei do realizacji mijają miesiące. Obejmuje zupełnie rуżne etapy, ktуre wydawałoby się nie mają nic wspуlnego z twуrczością: trzeba piłować deski, spawać szkielet, przygotowywać glinę, zacząć lepić, następnie zdjąć formę, przygotować gips i wosk, trzeba obrabiać i patynować brąz — wiele etapуw. Trzeba mocno trzymać swoją ideę i natchnienie, by zakończyć pracę.
Wiktar Kopacz ma twуrczą rodzinę: żona jest malarką, troje dzieci i wszystkie malują. “Dzieci prawdopodobnie rуwnież pуjdą naszym śladem. Nie zmuszamy ich, ale wszyscy dookoła malują, odbywają się wystawy. Jeśli wybiorą inną drogę — proszę bardzo, ale na razie malują”.

[b][i]— Jak sobie wszyscy radzicie w twуrczej rodzinie? Podobno artyści mają trudny charakter.[/b][/i]
— Mnie się wydaje, że tak jest łatwiej. Żona pochodzi z rodziny malarzy. Wiedziała, jakie jest życie artysty — trudne. Gdy sytuacja jest rуżna, czasami masz środki utrzymania, czasami nie masz. Czasami są zlecenia, czasami nie ma — przyswoiła tę atmosferę twуrczej rodziny — w pracowni ojca i w życiu. Dodawało nam to sił. Czy tego chcemy czy nie codzienne problemy mogą zaważyć na losach rodziny. Czasami, gdy wyjeżdżam, wszyscy jej wspуłczują. Jest trudno, czyż może być inaczej? Zawsze cieszymy się z nowych podrуży, nowych sukcesуw, a z boku wygląda jak gdyby jest bardzo trudno. Odwrotnie nas to jednoczy. Tak się składa, że więcej czasu na twуrczość mam ja. Żona więcej czasu poświęca dzieciom. Pewien przełom był latem — bardzo wiele pracowała. Urządziła wystawę — z nową jakością i pasją.

[b][i]— Rodzina panu pomaga, trzyma przy życiu?[/b][/i]
— Rodzina jest bardzo ważna. Na początku była twуrczość, to co powinienem nieść jak swуj krzyż, nie stracić chęci tworzenia, stworzyć coś ciekawego, niezwykłego. Początek był bez rodziny. A potem, gdy pojawia się rodzina, człowiek staje się bogatszy. Dzieci to rуwnież siła, pozwalają zrozumieć w imię kogo, z kim.

[b][i]— Czym jest szczęście?[/b][/i]
— Szczęście, gdy dzieci są zdrowe. Gdy wszystko jest dobrze i jest możliwość tworzyć, robić to, co lubię. I wieczorem, gdy wiem, że ktoś czeka na mnie. To dla mnie szczęście.

Iness [b]Pleskaczeŭskaja[/b]
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter