Maksym Sochar: “Reżyserstwo samo mnie wybrało”

[b]Maksym Sochar jest świeżo upieczonym absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, nie ma nawet 30 lat. A już jest głównym reżyserem Mohylewskiego Teatru Obwodowego Dramatu i Komedii imienia Wincentego Marcinkiewicza w Bobrujsku. Wykazał się zdolnościami reżyserskimi. W repertuarze Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego imienia Maksyma Gorkiego do dziś jest sztuka modnego białoruskiego dramatopisarza Andrzeja Karelina “Wierzę w horoskopy”, którą Maksym wystawił będąc studentem Wydziału Reżyserii. Dobrze mu szło również z monospektaklami [/b]Przez rok pracy w Bobrujsku próbował przyzwyczaić się do nowego stanowiska: poznawał aktorów, życie teatru od wewnątrz, wystawiał spektakle. Polubił miasto. Teatr założony w XX wieku, w latach II wojny światowej, zaakceptował głównego reżysera i najwyraźniej polubił. Sama widziałam, z jakim szacunkiem rozmawiali z nim po premierze “Nerona” dyrektor teatru, aktorzy, krytycy. Spektakl uzano za ważne wydarzenie nie tylko dla teatru, ale i dla miasta Bobrujska.
Maksym Sochar jest świeżo upieczonym absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, nie ma nawet 30 lat. A już jest głуwnym reżyserem Mohylewskiego Teatru Obwodowego Dramatu i Komedii imienia Wincentego Marcinkiewicza w Bobrujsku. Wykazał się zdolnościami reżyserskimi. W repertuarze Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego imienia Maksyma Gorkiego do dziś jest sztuka modnego białoruskiego dramatopisarza Andrzeja Karelina “Wierzę w horoskopy”, ktуrą Maksym wystawił będąc studentem Wydziału Reżyserii. Dobrze mu szło rуwnież z monospektaklami

Przez rok pracy w Bobrujsku prуbował przyzwyczaić się do nowego stanowiska: poznawał aktorуw, życie teatru od wewnątrz, wystawiał spektakle. Polubił miasto. Teatr założony w XX wieku, w latach II wojny światowej, zaakceptował głуwnego reżysera i najwyraźniej polubił. Sama widziałam, z jakim szacunkiem rozmawiali z nim po premierze “Nerona” dyrektor teatru, aktorzy, krytycy. Spektakl uzano za ważne wydarzenie nie tylko dla teatru, ale i dla miasta Bobrujska. Mуwiono o młodym wieku Maksyma, o poszukiwaniach własnego stylu w reżyserii i o jego talencie.
Młodość i talent to najlepsi przyjaciele w drodze poszukiwania własnego stylu reżyserskiego. Możemy tylko domyślać się, jakie sztuki wystawi Maksym Sochar za 20 lat. Jego rуwnież interesuje przyszłość, z właściwym mu poczuciem humoru powiedział mi o tym: “Moi aktorzy jeszcze się nie urodzili. Być może kogoś z nich akurat zabrano z kliniki położniczej. Wydorośleją, ukończą akademię. Ja będę już siwy i znany. Przyjdą do mnie do teatru i zacznę powoli lepić z tego materiału takich aktorуw, jakich chcę. Będę miał ogromne doświadczenie. Oni będą młodzi i chętni poznania czegoś nowego. Zrobimy coś dobrego, wtedy siądę razem ze wszystkimi na widowni i będę podziwiać swoich aktorуw”.
Marzenia się spełniają, nie zaglądajmy jednak w przyszłość, porozmawiajmy o teraźniejszości. Zresztą rozmawialiśmy nie tylko o zawodzie reżysera.

— Twoja młodość to okres nauki w Czechach. Co ci się tam spodobało?
— Mogę godzinami mуwić o malutkich miastach w Czechach. Praga rуwnież mi się spodobała — chodziłem do szkoły przy ambasadzie Rosji, uwielbiałem Nymburk, gdzie mieszkaliśmy z rodziną. Codziennie z ojcem, wykładał na Uniwersytecie Karola, jeździliśmy do Pragi. W Nymburku, podobnie jak w innych miasteczkach we Francji, Niemczech, w ktуrych byłem, zachował się duch starej Europy, tej, ktуrą będąc dzieckiem, poznawałem z dobrych filmуw. O tej Europie trudno opowiadać. Jest coś niezwykłego w jej architekturze, zapachu, ludzie witają się spotykając jak w białoruskich miasteczkach i wsiach. Z jednego miasta do innego można dojechać rowerem. Znasz swojego piekarza, możesz porozmawiać w miłej kawiarni z kucharzem o pogodzie albo pochwalić nową kompozycję bukietуw kwiaciarki, ktуrą codziennie mijasz. Tej atmosfery szukam wszędzie.

— W Bobrujsku ją znalazłeś?
— Tak, w Bobrujsku panuje atmosfera, ktуra mnie fascynowała w Europie, mimo że to duże miasto. W centrum Bobrujska jest szczegуlny mikroświat: świetnie ulokowane cerkiew, budynek teatru, park i kawiarenka. Po drodze do teatru mogę ze wszystkimi przywitać się i napić kawy. Jest dużo kawiarni, gdzie można dobrze odpocząć. Lubię miasto w zimie, zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jest bajeczne, dużo światła, wszyscy są radośni: ktoś niesie choinkę, ktoś torby ze smakołykami. W dużych miastach taką atmosferę rzadko się widzi, jest inny rytm życia. Podoba mi się idąc po mieście myśleć: to jest moja Europa. To jedna z przyczyn miłości do Bobrujska.

— Mieszkańcy Bobrujska są bardzo dumni z tego, że z Mińska młodzież specjalnie przyjeżdża na weekend zwiedzić miasto.
— Tak, to prawda. Kiedyś zapytałem chłopakуw, dlaczego podoba się im Bobrujsk. Jak pani myśli dlaczego? Podoba się im europejska atmosfera. Ktoś nawet powiedział: w Bobrujsku pachnie jak w Europie, starymi kominami, ktуre czyszczą wyłącznie kominiarze. Jedna z dziewczyn zapytała, czy są w Bobrujsku. Osobiście kominiarzy nie widziałem, ale zapach rzeczywiście jest tu niezwykły — pachnie trochę dymem i świeżością. Miasto jest bardzo czyste, nawet na osiedlach. Wszędzie stoją piękne kosze na śmiecie. Często pojawia się postać bobra, to symbol Bobrujska. Ładnie wygląda na ogrodzeniach, płotach, szyldach.

— Czy to prawda, że Bobrujsk zachował ducha dawnego miasta żydowskiego?
— Oczywiście. Z racji zawodu podoba mi się obserwować ludzi. W rozmowie często można usłyszeć: przecież jestem z Bobrujska. Tak się mуwi, gdy udało się coś załatwić. Ta tradycja zachowała się. Moim zdaniem w Bobrujsku można spotkać prawdziwych Żydуw. Czasami mam wrażenie, że zeszli z ekranu filmowego. Niedawno spotkałem małżeństwo: on — bardzo chudy, ona — drobniutka w futrzanej czapce. Mężczyzna w płaszczu z flauszu, spodnie zbyt wąskie, ledwo sięgają kostek, z butуw wyglądają wełniane skarpety — najwidoczniej zrobione własnoręcznie. I czapka — niezwykła czapka. Wygląd tej pary mуwił: są rdzennymi mieszkańcami Bobrujska. Tak czule trzymali się za ręce. W Mińsku takiej pary, podobnej do bohaterуw Szolema Alejchema, nigdy nie spotkałem.

— Czy teatr w Bobrujsku jest popularny?
— Tak, bardzo, publiczność poza tym jest niezwykle patriotyczna. Gdy przyjeżdża ktoś z innego teatru, po spektaklu zawsze można usłyszeć: tak, ten a ten aktor jest niezły, ale nasi na pewno zagraliby lepiej. Przyjeżdżają rуżne zespoły, lepsze od naszego, z drogimi dekoracjami. Mieszkańcy Bobrujska wszystko jedno mуwią: nasi są najlepsi. Nasze bileterki są bardzo miłe, zawsze uprzejmie witają gości. Po spektaklu zawsze zapytają, czy spodobała się sztuka.

— Jak się znalazłeś wśrуd reżyserуw?
— Wszystko zaczęło się jeszcze w Czechach. Ucząc się w Pradze, byłem zachwycony profesorem od historii sztuki. Na mnie, uczniu z kraju poradzieckiego, zrobił wrażenie. Pan Svoboda budował zajęcia w taki sposуb, że czuliśmy się jego kolegami. O zwykłych rzeczach opowiadał z taką pasją, że czas mijał dla mnie niezauważalnie. Jako reżyser rуwnież jestem nauczycielem. Dużo się nauczyłem od pana Svobody. Aktorуw, podobnie jak dzieci, nie można zmusić polubić coś, czego sam nie lubisz. Na lekcjach oglądaliśmy filmy fabularne, pуźniej dyskutowaliśmy na ich temat. Pamiętam film Zdeněka Svěrбka “Kola”, ktуry zdobył Oskara — o utalentowanym muzyku. W bardzo subtelny sposуb pokazano w nim przejście od antagonizmu dwуch ludzi — dorosłego muzyka i pięcioletniego chłopca — do niezwykle czułej miłości. Film wywarł na mnie ogromne wrażenie, będąc 15-letnim sceptykiem spojrzałem na siebie i życie zupełnie inaczej. Zrozumiałem: życie nie jest jednoznaczne. Od tego momentu zacząłem się uczyć obserwować to, co się dzieje dookoła, widzieć nie tylko szereg wydarzeń, starałem się zrozumieć ich przyczyny. W niektуrych z nich brałem udział, zaczęła się jednak we mnie rozwijać nowa cecha — obserwatora. Pewnie dzięki temu filmowi i mojemu nauczycielowi chciałem zostać reżyserem. W tym zawodzie trzeba być dobrym psychologiem, ktуry potrafi wytłumaczyć, co widzi. Potrzebna jest analiza: dyskutujemy na temat sztuki, szukamy motywacji uczynkуw bohaterуw, porуwnujemy je, wymyślamy życiorysy.
Czasami wydaje mi się, że reżyserstwo samo mnie wybrało. Gdy studiowałem na Akademii Sztuk Pięknych, jeden z reżyserуw Narodowego Akademickiego Teatru imienia Janki Kupały Aleksander Garcujew powiedział: będzie z ciebie niezły reżyser. Wtedy nie byłem tego pewien. Moje prywatne stosunki z Grycujewem układały się rуżnie, nawet kłуciliśmy się czasem. Zawsze czegoś ode mnie chciał, a ja obrażałem się i złościłem. Wszyscy robili dobrze, a ja zawsze nie tak. Dopiero pуźniej powiedział mi: będziesz reżyserem. Tak się też stało.

— Ojciec miał wpływ na wybуr zawodu?
— Oczywiście. Jest teatroznawcą, dramatopisarzem, kiedyś aktorem Narodowego Akademickiego Teatru imienia Janki Kupały. Od dziecka chodziłem do teatru. Uwielbiam Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny imienia M. Gorkiego. Często tam chodziliśmy, mieszkaliśmy niedaleko. Po spektaklach bywałem za kulisami, widziałem, że aktorzy na scenie są inni niż za kulisami. Ta magia przemian w teatrze zafascynowała mnie.

— Nie jest tajemnicą, że praca reżysera związana jest z dużym napięciem emocjonalnym. Co pomaga radzić ze stresem?
— Żona, dzieci, rodzice. Jestem zakochany w swojej żonie. O trojgu dzieciach mogę mуwić tylko w superlatywie. Pomagają pozbyć się stresu i działają jak analgetyk, jak tylko pojawiam się w domu. Synowie radośnie biegną do mnie. Uśmiech najmłodszej Marii potrafi uzdrawiać. Mogę porozmawiać z rodzicami, zasięgnąć rady. Miałem szczęście — wyrosłem w miłości i szacunku, o problemach rozmawialiśmy przy stole. Moje wychowanie było demokratyczne, nie oznacza to, że rodzice do niczego mnie nie zmuszali. Wręcz przeciwnie, na moje “nie chcę” nie zwracali uwagi, mуwili “trzeba”. Dotyczyło to szkoły muzycznej, rysowania, jedzenia kaszy. W rezultacie jestem zdrowy, gram na gitarze, nieźle śpiewam, umiem rysować.

— Jaką cechę uważasz za udaną kombinację genetyczną?
— Bez zbędnej skromności mogę powiedzieć: całego siebie uważam za udaną kombinację genetyczną. Jeśli chcę coś załatwić, mogę być surowy, jednocześnie jestem łagodny, emocjonalnie otwarty. Tę cechę odziedziczyłem i cieszę się z tego: reżyser nie może wystawić na scenie czegoś, co go nie wzrusza.

— Co czujesz, gdy rozumiesz: to moja sztuka i wiem, jak ją wystawić?
— Uniesienie twуrcze, radość. Czytając sztukę, mogę zobaczyć spektakl. Jeśli nie widzę, lepiej nie brać się do niej. Zdarza się oczywiście, że trzeba wystawić właśnie tę sztukę, a mnie się nie podoba. Wtedy przychodzi z pomocą klasyka reżyserstwa — Stanisławski. Istnieje niebezpieczeństwo, że taki spektakl będzie bezduszny. To trochę jak z dziećmi. Jestem przekonany: szczęśliwi ludzie rodzą się w szczęśliwym związku. Jeśli nie ma miłości między reżyserem a sztuką, mogą to być dobre, grzeczne dzieci, ale nie genialne.

— Dlaczego jak myślisz na całym świecie Stanisławski uważany jest za geniusza?
— Rzeczywiście był genialnym teoretykiem teatralnym. Stanisławski zebrał to co najlepsze w sztuce aktorskiej, reżyserstwie, poukładał — i mamy system. Jest niezawodny. Jeśli trzymać się go, nie będzie żadnych problemуw z reżyserią. Coś wyjdzie, coś nie — to normalny proces twуrczy.

— Kto z reżyserуw jest dla ciebie autorytetem?
— Dla mnie każdy reżyser jest autorytetem, jeśli jest zawodowcą. Darzę szacunkiem kolegуw z branży i zawsze cieszę się z ich sukcesуw. Uczyłem się u wszystkich, czyje sztuki widziałem. To zawsze szkoła.

— Jaki typ reżyserowania ci odpowiada i co powiesz o białoruskiej reżyserce?
— Dla białoruskiej reżyserki, zwłaszcza młodej, właściwe jest odkrywanie Ameryki. Po co? Wszyscy odkrywamy chcąc powiedzieć nowe słowo w reżyserowaniu, chociaż często to nowe jest zapomnianym starym. Już był Jerzy Grotowski, reżyser o bogatej wyobraźni . Dużo rzeczy wynalazł. Nie ma nowych słуw — jest powtуrzenie już istniejącego. Jednak treści są inne. Ważne, żeby były te treści. Zawуd reżysera dlatego jest uduchowionym rzemiosłem. Czynimy ze sztuki, słуw, liter i znakуw interpunkcyjnych całość. Moim zdaniem nie warto mуwić o tym, że tworzymy coś nowego. Ameryka dawno zostało odkryta. Trzeba po prostu dobrze wykonywać swуj zawуd. Można urozmaicić obraz hologramem, innymi elementami — nie da się nimi jednak zastąpić spektaklu, to amatorstwo. Nie warto uganiać się za modą. Na ekranie ukazał się serial “Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułgakowa i wszyscy zaczęli wystawiać “Mistrza i Małgorzatę”. Po co? W teatrze ważna jest nie moda, lecz styl.

Bуbr — symbol miasta— Znalazłeś już swуj styl?
— Nie jestem aż tak pewny siebie, żeby twierdzić, że znalazłem. Jestem młodym reżyserem, jednak co nieco już wystawiłem. Niech krytycy oceniają.

— Jak reagujesz na krytykę?
— Normalnie. Należy przy tym rozrуżniać krytykę i krytykanctwo. Krytyka to spojrzenie z boku, zawsze jest potrzebne. Zwłaszcza świeże. Spektakl powstaje w mękach. Przyzwyczajasz się do niego, przyglądasz się mu. Chcesz zachować wszystkie chwyty, ale nie zawsze są na miejscu. Szczegуły utrudniają percepcję, jeśli można coś zrobić bardziej zrozumiałym, łatwiejszym, lepszym — robię to. Taką krytyką odbieram normalnie. Jeśli jest sprawiedliwa, jest korzystna i potrzebna. Krytyka powinna być dobra i konstruktywna. A jeśli krytyk siedzi na sali w celu “zniszczenia” sztuki — po co na to reagować? Aktorzy na scenie czują się nieswojo, gdy ktoś z uprzedzeniem ogląda ich grę.

— Wiesz jak uniknąć aktorskiej tremy?
— Tak, zdarza się, że aktor wychodzi na scenę i nie wie, co robić, widzowie patrzą na niego, a on ma tremę, traci głowę. To kłopot reżysera, właśnie on nie wykonał jak należy swojej części pracy. Trema mija tylko pod warunkiem całkowitego zaufania do reżysera, ktуry wie, co i po co chce wystawić.
Dużo wysiłku mnie kosztuje, by wyjaśnić aktorom: najbardziej wyraziste w teatrze są oczy. Ważne jest widzieć oczy widzуw. Ze sceny je widać. Przynajmniej w pierwszych 10 rzędach. Można wybrać jednego widza, najbardziej sympatycznego, i to jemu wszystko opowiadać i pokazywać. Innym będzie się wydawało, że zwraca się do nich.

— Jak sam opanowałeś sztukę bycia na scenie?
— Były czasy, gdy panicznie bałem się widzуw, bałem się wyjść i powiedzieć jakieś głupstwo. Dlaczego? Nie byłem pewny siebie, musiałem wziąć się w garść, wychodzić na scenę, wytrzymać spojrzenia widzуw, przekonać ich, by uwierzyli mi. Jak inaczej wytłumaczyć aktorom, co mają robić?

— Wygląda to jak trening psychologiczny.
— Tak, trening psychologiczny, ważny dla przyszłości reżysera — na własnym przykładzie wiedzieć i innym przekazać, jak walczyłem z tremą i nauczyłem się nie bać widzуw.

— Jaki element spektaklu jest ważniejszy: muzyka, dekoracje, gra aktorуw?
— Nie potrafię odpowiedzieć. Wszystko jest ważne. Przy dobrze dobranej muzyce aktorom jest łatwiej grać. Muzyka to rytm, emocje, nastrуj. Spektakl toczy się wraz z muzyką w potrzebnym kierunku. To samo odczuwają widzowie, muzyka potrafi połączyć scenę i widownię.

— Powiedzmy: muzyka to dusza, dekoracje — dom, w ktуrym ta dusza będzie mieszkała...
— Tak, nie możemy mуwić o spуjnym ciekawym spektaklu, jeśli coś przegapiliśmy. Dekoracje też są ważne. Jeśli aktorzy dobrze grają, muzyka jest świetna, a dekoracje i światło są złe, działa to jak łyżka dziegciu, ktуra wszystko psuje. Miło mi stwierdzić, że podczas pracy nad “Neronem” po raz pierwszy doszedłem do zgody z głуwnym malarzem teatru. Zrobił tak jak chciałem. Jeśli chodzi o muzykę, z kompozytorem nie było problemуw. Jest świetnym kolegą, dokładnie rozumie, czego oczekuje od muzyki, spektaklu. Taka praca przynosi radość, satysfakcję, szczęście.

— Zamierzasz pokazać nowy spektakl “Neron” w Mińsku?
— Zamierzam, ale to trochę potrwa. Spektakl jeszcze nie jest gotowy do wystawienia w stolicy, dojrzewa. Coś dodajemy, coś wyrzucamy. Gdy odczuję, że nadszedł czas, pokażemy go.

— Co jeszcze zobaczymy?
— Mam dużo planуw. Jestem głуwnym reżyserem, pod moim kierownictwem pracuje kilku innych dobrych reżyserуw. Przez cały czas o nich myślę. Z uwzględnieniem ich możliwości twуrczych układam repertuar. Muszę rуwnież spełniać oczekiwania publiczności. Od roku myślę nad sztuką “Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya. Mam potrzebnych aktorуw. Na razie jednak nie widzę formy. Materiał jest ciekawy. Chcę rуwnież wystawić “Rozrzucone gniazdo” — białoruską klasykę, sztukę Janki Kupały.

— Słyszałam, że dostałeś się na studia doktoranckie?
— Po magisterce, bardzo się cieszę. Temat mojego doktoratu brzmi “Edukacja teatralna na Białorusi. Problem nauczania reżyserуw”. Zagadnienie moim zdaniem ciekawe nie tylko dla mnie, ale i dla całego środowiska teatralnego. Co roku Akademię Sztuk Pięknych kończy pewna liczba reżyserуw teatralnych. Czasami jednak odnosi się wrażenie, że jak ptaki wypuszczono ich z klatki i już ich nie ma — odfrunęli. Gdzie się podziała młoda, kreatywna reżyseria? Przecież wiąże się z nią przyszłość teatru. Chciałbym zatrudnić w swoim teatrze takiego reżysera, młodego, energicznego, z blaskiem w oczach. Nie boję się, że obok będzie się rozwijała utalentowana osoba. Potrzeba nam rуwnież takich aktorуw. W czerwcu pojadę popatrzeć na absolwentуw Wydziału Teatralnego Akademii Sztuk Pięknych. Na razie pracuję, wierząc w lepszą przyszłość białoruskiego teatru i mojego rodzinnego teatru w Bobrujsku.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter