
W 2013 roku sztukę pokazano w czołowym rosyjskim teatrze muzycznym — Swierdłowskim Państwowym Teatrze Komedii Muzycznej, ktуry gościł w ubiegłym roku w Mińsku przez cały miesiąc, oraz w Odeskim Teatrze imienia M. Wodianego. Rzeczywiście warto wystawić sprawdzony przez czas, widowiskowy i wesoły spektakl.
Reżyserem mińskiej wersji jest Anastazja Grynienko, ktуra wiele i owocnie pracowała nie tylko w teatrze muzycznym. W entreprise “Alfa-koncert” Grynienko wystawiła blockbuster komediowy “Boeing, boeing, boeing” z udziałem czołowych młodych aktorуw mińskich teatrуw Witalija Kozłowa, Sergiusza Czekieresa, Anastazji Szpakowskiej i innych. Wyszło dość ciekawe widowisko.
Można założyć, że w przyszłości Grynienko sprуbuje swoich sił w dramacie. Jej manierze reżyserskiej właściwe jest ironiczne postmodernistyczne spojrzenie na sztukę i na rzemiosło teatralne. Anastazja Grynienko raczej nie potrafi powtуrzyć za Anatolem Efrosem: “Prуby to moja miłość”. Nie, dla niej jako osoby pokolenia pragmatycznego ważny jest końcowy produkt — spektakl, premiera, show. Ważne, by ten produkt był konkurencyjny wśrуd innych widowisk. To właśnie ona ujęła we wspуłczesnym języku teatralnym baśnie muzyczne Aleksieja Rybnikowa “Czerwony Kapturek” i “Buratino”, znane po błyskotliwych ekranizacjach Leonida Nieczajewa, kazała Czerwonemu Kapturkowi opanować komputer, a kota Basilio i lisicę Alisę zmusiła nauczyć się rzewnego refrenu żebraczego: “Nie jesteśmy stąd”, ktуry dawno stał się elementem folkloru miejskiego.
Grynienko miała szczęście z zespołem wspуlnikуw. Ma na kogo liczyć. W pierwszej kolejności chodzi o małżonka Dymitra Jakubowicza, jest niezwykle wszechstronny. Paleta jego rуl od kapitana Mashima w “Szklance wody” Włodzimierza Kondrusiewicza do uroczego urwisa Tony’ego z “West Side story” Leonarda Bernsteina. W tych rolach Jakubowicz popisał się zdolnościami muzycznymi, przekonującą plastyką, głębokim rozumieniem swoich postaci, zanurzeniem w ich świat wewnętrzny. Poza tym jest błyskotliwym, znającym się na wszystkich nowych tendencjach choreografem. Jego ekscentryczny balet “12 krzeseł” wystawiony jako samowystarczalna fantazja na temat lubianej od dzieciństwa powieści Ilfa i Pietrowa mуgłby prezentować białoruską choreografię na dowolnym festiwalu teatralnym za granicą. Jednym słowem Grynienko i Jakubowicz są śmiałkami, konsekwentnie budującymi własną linię w sztuce. Proszę dodać do towarzystwa dyrygenta Mikołaja Makarewicza, dla ktуrego “Zwyczajny cud” to już trzecia praca z muzyką Gładkowa (przedtem były “Przygody muzykуw z Bremy” i “12 krzeseł”), wybitnego malarza Andrzeja Mierenkowa, potrafiącego urozmaicić nawet małą przestrzeń, kostiumera Julię Babajewą i będą mieli państwo wyobrażenie o zgranym zespole, ktуry przyczynił się do sukcesu premiery.
Niestety premiera zbiegła się z epidemią grypy, Genadij Gładkow padł jej ofiarą, jednak wiedząc, jak szczerze i uważnie traktuje inscenizacje swoich spektakli w Mińsku, można być pewnym, że na pewno obejrzy musical przy pierwszej okazji.
Przedtem właśnie białoruski zespуł Teatru Muzycznego wystąpił na sali konserwatorium imienia P. Czajkowskiego w Moskwie podczas koncertu z okazji rocznicy filmu animowanego “Przygody muzykуw z Bremy”. Poprowadził koncert sam Gładkow i nie szczędził komplementуw pod adresem naszych artystуw i orkiestry pod dyrekcją Mikołaja Makarewicza.

Spektakl nie traci tempa w drugiej części. To zaskakujące, że spektakl wciąż jest tak bardzo aktualny. Szwarc wykreował dziwny iluzoryczny świat, gdzie wszystkie uczucia są wyolbrzymione, a zdania brzmią jak estradowe repryzy. W tym świecie chce się żyć, przyglądać się wszystkim wymyślonym przez malarza Andrzeja Miereńkowa szczegуłom, odlecieć na falach energicznej i magicznej muzyki.
Przed premierą Anastazja Miereńkowa przyznała się, że nie uniknie porуwnania z filmem. Miał pewne wątpliwości kierownik artystyczny teatru Adam Murzicz: “Zawsze niebezpieczny jest materiał, dobrze znany z ekranizacji”. Jednak odrzucili wszelkie wątpliwości i stworzyli godną wersję tej historii. Presja i autorytet filmu nie przeszkadza aktorom, istnieją w proponowanej przestrzeni lekko i swobodnie i zdaje się odczytują tę historię z czystej karty. “Zwyczajny cud” w Teatrze Muzycznym jest spektaklem nowych czasуw, przyprawionym postmodernizmem. Aktorzy i ich postacie jak gdyby przyznają się publiczności: “Tak, już wszystko powiedziano, wszystko zaśpiewano. Sprуbujmy jednak jeszcze raz”. Ten musical jest hołdem wspaniałych tradycji literackich i pasji muzycznej Genadija Gładkowa i groteskowego świata dziwakуw i kanciarzy Marka Zacharowa. Musical jednak nie zastyga w sztywnym ukłonie, oddycha i prowadzi własne życie.
Dziś przed Teatrem Muzycznym postawiono trudne zadania. Jaki powinien być repertuar? Jak w pogoni za zyskiem nie zdradzić tradycji sztuki operetki? Jak dobrać odpowiedni klucz od zagranicznej nowości — musicalu? “Zwyczajny cud” na swoim przykładzie pokazuje, że musical może być logiczną kontynuacją tradycji teatralnych. Wszystko, co w nich było, warto wzbogacając własną wizją, zabrać ze sobą. Czas pokazał — nie zawsze wypala na scenie naśladowanie amerykańskich musicali. Nieważne czy chodzi o Mińsk, o Jekaterynburg czy Odessę. Nie można zapominać o radzieckiej klasyce. Taka właśnie jest twуrczość Genadija Gładkowa. Energia, poczucie humoru i widowiskowość nie ustępują najlepszym spektaklom z Broadway’u. W Mińsku to wszystko doceniono.
Walenty Piepielajew