Kosmos jego duszy

[b]Malarz Anatol Kuzniecow ukazuje na płótnie wrażenia, skojarzenia, nastrój. Wszystko pojawia się w trakcie obserwacji otaczającego świata. Świat zewnętrzny, oswojony w jego duszy, rodzi się na nowo w postaci dzieła sztuki. Malarz nie tylko ukazuje wrażenia po życiu na zewnątrz — kreuje nowy świat, niespotykany dotychczas kosmos. [/b]Jego twórczość jest absolutnie intuicyjna. “Gdy podchodzę do czystego płótna, nie wiem, co na nim będzie. Obrazy pojawiają się w trakcie improwizacji” — mówi sam twórca. Na obrazach Anatola Kuzniecowa rzadko widać kształty jakichś przedmiotów. Malarz pozbył się przedmiotowych wyobrażeń, jest skupiony na przeżyciach, refleksjach i uczuciach.Spotkaliśmy się z malarzem w jego pracowni. Tam jest jego najbliższe otoczenie — obrazy. Anatol pokazał mi swoje obrazy, coś tłumaczył. Zapytałem go o to, co mnie najbardziej interesowało.
Malarz Anatol Kuzniecow ukazuje na płуtnie wrażenia, skojarzenia, nastrуj. Wszystko pojawia się w trakcie obserwacji otaczającego świata. Świat zewnętrzny, oswojony w jego duszy, rodzi się na nowo w postaci dzieła sztuki. Malarz nie tylko ukazuje wrażenia po życiu na zewnątrz — kreuje nowy świat, niespotykany dotychczas kosmos.

Jego twуrczość jest absolutnie intuicyjna. “Gdy podchodzę do czystego płуtna, nie wiem, co na nim będzie. Obrazy pojawiają się w trakcie improwizacji” — mуwi sam twуrca. Na obrazach Anatola Kuzniecowa rzadko widać kształty jakichś przedmiotуw. Malarz pozbył się przedmiotowych wyobrażeń, jest skupiony na przeżyciach, refleksjach i uczuciach.
Spotkaliśmy się z malarzem w jego pracowni. Tam jest jego najbliższe otoczenie — obrazy. Anatol pokazał mi swoje obrazy, coś tłumaczył. Zapytałem go o to, co mnie najbardziej interesowało.

— Z tego co wiem, pańskie dorosłe życie wiąże się z malarstwem. Od czego zaczynała się biografia twуrcy?
— Sztuką zainteresowałem się dość pуźno. Mieszkałem w małej miejscowości w obwodzie brańskim w Rosji. Pewnego razu zobaczyłem nazwę “studio plastyczne”, zapukałem. Miałem szczęście, że był tam wspaniały nauczyciel Wiktor Worobiow, skończył z wyrуżnieniem akademię w Petersburgu.

— Jak pan trafił na Białoruś?
— Podczas służby w wojsku miałem do wyboru studia w Petersburgu albo w Moskwie. Podświadomie czułem, że w Petersburgu jest konserwatywna szkoła — akademia imienia Repina. W końcu wybrałem Mińsk. Wydawało mi się, że jest mniej konserwatywny. Nie było żadnych podstaw tak myśleć, mimo wszystko pojechałem. Dostałem się na studia, moje wyobrażenia o wolności w twуrczości nie zawiodły. Czułem się wolny. Dlaczego o tym mуwię? Mуj kolega jednocześnie studiował na akademii w Petersburgu i często tam jeździł, malował wieczorami, gdy zbierali się wszyscy studenci. Miałem rację, w Mińsku czułem się lepiej. Podczas studiуw miałem możliwość robić to co chciałem. Wykładowcy przeważnie reprezentowali moskiewską i petersburską szkołę, mimo to atmosfera była inna.

— Czym się rуżniła białoruska szkoła malarstwa w tamtych latach?
— Jak na tamte czasy, mieliśmy bardzo dobrych wykładowcуw, dobrze wykształconych, emocjonalnych. Pozwalali studentom być sobą. Mimo akademickich ograniczeń mogliśmy improwizować.

— Co kazało panu walczyć o twуrczą wolność?
— Lubiłem barwy. Teraz właściwie rуwnież lubię. Dla mnie bezpośrednie uczucie to podniecenie wobec barwy. Czasami kosztem rysunku, czego petersburska szkoła kategorycznie zabraniała. Rysunek był najważniejszy. Wiadomo, że jeśli ktoś preferuje barwy, nie będzie tak samo dobry w zakresie rysunku. Gdy maluje się szerokim pędzlem, na pewno rysunek będzie mniej wyrazisty. Malowałem nie najgorzej, jak wszyscy. Zawsze miałem dobre oceny. Sprawdzałem siebie z punktu widzenia petersburskiej szkoły. Mуj wykładowca Piotr Krocholew pozwalał mi jeździć do Petersburga i zostawałem tam na tydzień, malowałem w mieście nad Newą.

— Dlaczego wykładowcy rozumieli pana? Piotr Krocholew między innymi malował zupełnie inaczej.
— Krocholew rуwnież uwielbiał barwy. Rozumiał barwy, po prostu reprezentował radziecką szkołę. Wtedy były inne tematy: budowlańcy, kołchoźnicy, robotnicy, wojskowi. Były tematy liryczne, jednak przeżycia wewnętrzne ta generacja malarzy ignorowała.

— Być może Krocholew i inni byli kolorystami, byli jednak rуwnież realistami.
— Ja rуwnież wtedy byłem realistą. Jeśli brzoskwinia jest aksamitna, malowałem aksamitną, jeśli papryka, to nierуwna — tak miałem.

— Dziś wielu wielbicieli malarstwa zwraca się do wcześniejszych prac naszych malarzy. Dostrzegają w tamtym okresie, w latach 60., więcej profesjonalizmu niż w twуrczości młodych malarzy. Dostrzegają poziom, ktуry doradzają osiągnąć młodym malarzom. Czy może pan porуwnać dzień dzisiejszy w malarstwie, sztukach plastycznych, z okresem studiуw? Czy widoczna jest ewolucja?
— Nie można porуwnywać. Z tego powodu, że wtedy były inne czasy. Nie można przecież porуwnywać wspуłczesności z XVIII wiekiem. Powiem jedno, szkoła jest słabsza. Zabrakło wykładowcуw, na Akademii Sztuk Pięknych nie starcza kilku kierunkуw malarstwa. Powinno być malarstwo akademickie, malarstwo wspуłczesne jak na przykład w Czechach. W tym kraju na akademii są cztery kierunki malarstwa. To jest słuszne. Człowiek kształci się, wybiera. Jeśli chce być malarzem akademickim, wybiera pracownię akademicką.

— Dziś preferuje pan bezprzedmiotowe malarstwo. Dla pana na pewno jest bardziej zrozumiałe, ma większy sens. Jak pan sam może scharakteryzować istotę tego malarstwa?
— Przez dłuższy czas przygotowywałem się. Pracując w nurcie figuratywnym, prуbowałem pozbyć się dyktatu figuratywności. Starałem się schować ją w strukturze stanu malarskiego. Jasne, że wcześniej czy pуźniej doszedłbym do abstrakcji, a raczej bezprzedmiotowego malarstwa. Co to znaczy dla mnie? To znaczy, że pozbyłem się dyktatu narzucania tematu. Nauczyłem się myśleć podświadomie. Rozwinąłem podświadomość, odczucie wibracji, powiązań poprzez wszelkie przyczyny. Poprzez dźwięk i smak. Moje ucho rуwnież widzi. Nie rezygnuję z barwy, wręcz odwrotnie. Teraz barwa jest wyzwolona, rozmawia: o smutku, o radości, o uczuciach, o odcieniach uczuć.

— Gdy maluje pan obraz, czy wyobraża pan przyszłego odbiorcę? Czy chce pan, by zrozumiał, co pan chciał powiedzieć? Czy też idzie pan subiektywną drogą: co dla pana jest zrozumiałe, to pan maluje?
— Powiem szczerze, staram się słyszeć siebie. Dlaczego? Jeśli się odzywam, przekazuję swoje emocje i komuś na pewno będą bliskie. Wszystkim na pewno nie. Jednej osobie, dwom, dziesięciu będą bliskie. Mam wielu znajomych, ktуrzy chcą rozmawiać na ten temat. Gdy rozmawiamy, opowiadam, jak chcę dotrzeć do odbiorcy. W taki sposуb pojawia się swуj odbiorca. Podczas wystaw, spotkań, okrągłych stołуw. Ludzie, ktуrzy starają się mnie zrozumieć, zaczynają rozumieć. Ludzie, ktуrzy nie chcą zrozumieć, po prostu nie przychodzą.

— Panu jako reprezentantowi “swojego” malarstwa prawdopodobnie jest trudniej niż innym malarzom? Czy czuje pan, że trudno znaleźć swojego odbiorcę, dotrzeć do niego? Czy każdy malarz go ma? Czy pana to nie obchodzi?
— Oczywiście każdy malarz ma swojego odbiorcę. Ludzie, ktуrzy wolą patrzeć na realistyczne rzeczy, patrzą na nie. Ludzie, ktуrzy chcą oglądać aktualną sztukę, znajdą ją w dużych ilościach. Niestety prawdziwego malarstwa bezprzedmiotowego prawie nie ma. Jest pewna wypłowiałość, brak rytmu, brak gry barw. W Europie od dłuższego czasu jest taki problem. Malarzowi potrzebna jest ogromna wiedza, ktуrą powinien w sobie akumulować. Powinien określić priorytety swojego stanu wewnętrznego. O swoich priorytetach wiem wszystko. To barwy, zawsze barwy. Układają się w systemy, nurty. Ale to już inna kwestia, kwestia rozwoju. Trzeba ciągle pracować, by nie stać w miejscu. Okresy się zmieniają, transformują, staram się jednak zachować harmonię, nie robić gwałtownych ruchуw.

— Porуwnując białoruską szkołę malarstwa i sztuki plastyczne wspуłczesnej Europy, można dojść do wniosku, że właśnie za granicą malarze preferują bezprzedmiotowe malarstwo.
— O tym właśnie mуwię. Wydawałoby się, że człowiek chce być wolny, można to zrozumieć. Jednak wolność kosztuje. Wolność trzeba kontrolować. Samemu dla siebie. Na Białorusi jest wielu zdolnych malarzy. Wielu mieszka we Francji, Holandii, Belgii. Są znani, uprawiają rуżne gatunki. Ponieważ zdobyli dobre wykształcenie. To tradycja. Mieliśmy wspaniałą szkołę. Umiejętność stworzenia dzieła według zasad sztuki akademickiej naprawdę imponującą. Ludzie nadal odkrywają to w sobie. To nasi, białoruscy malarze.

— Czy mуwi pan o szkole, w ktуrej nawet przeciętni uczniowie potrafili zostać zawodowcami? Czy też chodzi wyłącznie o wybitne osoby? Jak bardzo szkoła i osobowość malarza są powiązane ze sobą w białoruskim malarstwie?
— Mуwię o naszych sztukach plastycznych. Mimo wszystko osobowości nie jest dużo. Dla mnie jest nią Zoja Litwinowa, jest już dojrzałym malarzem. Maluje stan duszy. Nie każdy potrafi. Wielu brak głębi wewnętrznych wrażeń.

— Wielu kolekcjonerуw interesuje się malarstwem wcześniejszego okresu w twуrczości białoruskich malarzy. Czasуw, gdy prawie nie było malarstwa awangardowego? Skąd takie zainteresowanie?
— To proste. Tamtego okresu nigdy więcej nie będzie. Taka jest odpowiedź. Z angielskiego muzeum dawno zrobiono muzeum sztuki totalitarnej. Zgromadzono wspaniałe dzieła. Na razie nie mamy takiego muzeum. Z tego samego powodu nadal kolekcjonuje się obrazy XVIII wieku, Holendrуw. Czegoś takiego nigdy więcej się nie powtуrzy.

— Prawdopodobnie na wszystko jest swуj czas. Wspуłczesnych malarzy rуwnież ktoś będzie kolekcjonować.
— Ktoś kolekcjonuje. Teraz są trudne czasy dla odbiorcy. Co jest dobre, a co złe — trudno się połapać przeciętnym ludziom. Potrzebna jest wiedza, rozumienie tendencji. Wielu kieruje się intuicją.

— Gdy był pan studentem, nie miał pan jasnego wyobrażenia o stylu, ktуry będzie właściwy panu jako dojrzałemu malarzowi?
— Styl wypracował czas. I praca.

— Czy wykładowcy rozumieli pana?
— Tak.

— Czy byli tacy, co nie rozumieli?
— Nie byłem dysydentem. Normalnie studiowałem, pracowałem, starałem się. Informacji o stylach w malarstwie prawie żadnych nie było. Były foldery typu “Ideologia burżuazyjnej kultury”, pisano w nich o nurtach. Oglądałem je, jednak wtedy nie rozumiałem. Nie uważam się za awangardystę, nie jest mi to potrzebne. Nie przewracam wszystkiego do gуry nogami. Po prostu czuję, że mogę coś zrobić, powiedzieć coś swojego.

— Jak pan traktuje wystawy? Czy dla pana wystawa jest ważnym wydarzeniem? Czy chciałby pan organizować więcej swoich wystaw? Czy jest panu wszystko jedno?
— Nie, nie jest mi wszystko jedno. Kiedyś organizowałem dużo wystaw. Starałem się je urządzać. Potem sale wystawowe podupadły. W tej chwili jest trochę więcej porządku. Chociaż na salach wystawowych często nie widać pracy, brak światła. Nie chciałem wystawiać swoich obrazуw. Uważam, jednak, że wystawy są potrzebne malarzowi, by spojrzeć na siebie z innego punktu widzenia. Obraz jest z malarzem, stoi w pracowni. Na wystawie wygląda inaczej. Malarz powinien zastanowić się, co robić, by być jak najbardziej przekonującym, aktywnym. Dla każdego malarza wystawa jest ważna.

— Malarz przez wiele godzin jest sam w pracowni. Jakie myśli najczęściej przychodzą panu do głowy w trakcie malowania?
— Myśli jest dużo. Gdyby tak wszystko rzucić... Ponieważ praca zawsze jest trudna. Zawsze trzeba walczyć. Każde płуtno — jak gdyby zaczynasz wszystko na nowo. Obraz ma się udać. Potrzeba na to dużego wysiłku: fizycznego i moralnego. Często zdarzają się trudne okresy, nie jest udany kolor, nie układa się całość. Myślę, by wszystko rzucić. Następnego dnia przychodzę do pracowni i znуw pracuję. Osiągam cel, jestem gуrą.

— Czy pańskie obrazy mają nazwy?
— Tak. Mam cykle. “Biała suita” to cykl, ktуry tworzę przez całe życie. Zaczynał się od obrazуw figuratywnych. Potem były cykle “Przestrzenie kolorystyczne”, “Wibracje światła”. Nieplanowany cykl “Dolina faraonуw” — nigdy nie myślałem, że mogę coś zrobić na temat Egiptu.

— Co oznaczają te nazwy?
— “Biała suita” to białe płуtna i ich odcienie. Biel to delikatne ruchy duszy. Czułe stosunki, zmysłowość. Emocje, ktуre trudno ująć w słowa. Pуłtony to trudna sprawa. Dlatego maluję ten cykl przez całe życie. Miewam okresy, gdy jestem na to przygotowany. Pуźniej nie potrafię tak malować. Mija jakiś czas i ponownie wracam do tego cyklu. Każdy tak ma, dziś masz nastrуj, jutro jest zupełnie inaczej. Zdarzają się okresy, gdy nastrуj jest podobny.

— Gdy malarz uprawia realistyczną sztukę, ukazuje jakieś wydarzenie w pewnych wątkach. Wtedy wszystko jest mniej więcej jasne. Pan tylko za pomocą barwy lub zaledwie kilku elementуw chce ukazać rуżnorodność rzeczywistości. Czy nie za mało środkуw?
— Mam plastyczny wątek, gdzie zachodzi ruch rytmуw. Mogą być napięte na powierzchni albo rozluźnione, przechodzą z jednego stanu do innego. Ciepła kolorystyka zmienia się na zimną, zimna na ciepłą. To reżyseria powierzchni. W powierzchni jest pojęcie przestrzeni. Właśnie z tą przestrzenią pracuję. Co to jest, jak się kształtuje? To nie są po prostu kropki, po prostu plamy. Poruszają się, rozmawiają. Pomagają człowiekowi — kontakt jest na poziomie intuicji. Przestrzeń bywa głęboka, filozoficzna. Przestrzeni jest dużo, gdy akumulują się, tworzą ogуlną przestrzeń jako temat.

— Kiedy i gdzie odbyła się pańska ostatnia wystawa?
— W 2007 roku z okazji 60. rocznicy. Dwa razy w roku w Moskwie urządzam wystawy zbiorowe. Za pomocą moskwian zrobiliśmy galerię sztuki abstrakcyjnej. W maju była tam wystawa. Swoją wystawę planuję urządzić w przyszłym roku w Pałacu Sztuk Pięknych w Mińsku.

— Czy wystawiał pan swoje obrazy w Europie?
— Oczywiście.

— Gdzie po raz pierwszy?
— Po raz pierwszy trafiłem do Paryża, gdzie wystawialiśmy obrazy ze stowarzyszeniem Niemiga. To było poważne wydarzenie. Dobrze nas przyjęto.

— Jakie ma pan twуrcze plany?
— Mam dużo planуw. Maluję cykl obrazуw nawiązujących do filozofii chińskiego filozofa III wieku przed naszą erą Laozi. Napisał traktat “O Drodze i Cnocie”. To rozmowa o doskonałości duszy człowieka. Rozumiem te teksty, rozumiem jak się odnaleźć, rуwnież o tym myślę. Mуj cykl nosi nazwę “Metafora zapomnianych prawd”. Prуbuję ująć teksty poprzez malarstwo. Ten cykl jest trudny. W zimie nie pracowałem nad nim. Niedawno ukończyłem fragment i odniosłem wrażenie, że nie potrafię pokazać stanu bardziej emocjonalnie, wyraziście. Być może brakuje chińskiego hieroglifu. Nasza grafika nie wystarczy dla tych myśli. Chcę znaleźć Chińczyka, ktуry zgodziłby się pracować ze mną.

— Gdyby miał pan wystarczająco dużo czasu, co pan chciałby zrobić?
— Maluję dużo emocjonalnych obrazуw. Często bywam nad jeziorem, obserwuję przyrodę. Stała mi się bliska. Nigdy nie myślałem, że to będzie taki udany wybуr, gdy wybrałem Białoruś. To moje miejsce. Namalowałem obraz “Pamięci Kurosawy”. Zobaczyłem to nad jeziorem w marcu. Widać było starą trzcinę, padał śnieg. Nawet nie padał, wisiał. To wrażenie powiązałem z Kurosawą. Chociaż Kurosawa jest neorealistą, jednak wykorzystywał kontrast. Białoruś to moje miejsce, gdzie bardzo emocjonalnie odbieram wibracje związane nie tylko z barwami, ale i ze słuchem, węchem.

— Gdzie indziej nie miałby pan takiego zasilania?
— Tu jest inna kolorystyka. Wychowałem się na tej kolorystyce.

— Zakładam, że większość pańskich prac opiera się na imaginacji. Zaledwie część — na zewnętrznym źrуdle, ktуre każe panu ukazać coś w twуrczości. Co jest najważniejsze dla pana jako malarza uprawiającego bezprzedmiotowe malarstwo?
— Gdy zakończenia nerwowe są powiązane, tworzą jeden węzeł. Trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Coś zobaczyłem, coś trudno powiedzieć, skąd się wzięło. Prawdopodobnie dlatego, że żyję, przeżywam. W ciągu jednego dnia jest dużo przeżyć. Stają się materializowaną częścią przesłania. Tak się wychowałem, tak czuję. Chociaż potrafię namalować drzewa, domy, odbicie w wodzie. Maluję z natury, jednak staram się widzieć to, czego nie widzą inni. Powinienem zobaczyć to, czego przeciętny człowiek nigdy nie zobaczy.

— Jest pan malarzem optymistą?
— Nie sądzę, że jestem optymistą, chociaż jestem pozytywny z natury.

— Czy poprawia pan swoje obrazy?
— Oczywiście. Od razu mi nie wychodzi. Jestem wymagający wobec barw. Nigdy nie zostawię płуtna, jeśli nie uda mi się osiągnąć zamierzonego efektu. Zaczynam spontanicznie, trwa trudny proces, gdy trzeba zaangażować świadomość. Bez pędzla siedzę przez godzinę i myślę, patrzę. Malarz to nie zawуd, to stan. Trzeba odnaleźć się, nie być zbytnio publicznym. To błąd. Nie chcę być modny, chcę być sobą. Młodym mуwię to samo, trzeba iść drogą, ktуrą podpowiada serce. Kiedyś nauczyciel powiedział mi: “Malarstwo to kobieta, ktуra nigdy nie wybacza zdrady”.
Kiedyś miałem kryzys. Męczyłem się przez trzy lata. Zniszczyłem wszystko, co zrobiłem. Zmuszony byłem pojechać do nauczyciela: “Co mam robić, nie wiem. Jestem skończony”. Wiktor Worobiow powiedział mi: “Zajrzyj na strych i wygrzeb to, od czego zaczynałeś”. To był 1979 rok. Przyjechałem do Mińska i zacząłem pracować. Wiedziałem, kędy droga.

Wiktor Michajłow
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter