Karnawałowy nastrój na ulicach miasta

W Hrodnie odbył się festiwal kultur ulicznych. Niecodzienna impreza przyciągnęła uwagę tysięcy widzów.
W Hrodnie odbył się festiwal kultur ulicznych. Niecodzienna impreza przyciągnęła uwagę tysięcy widzów. Wiele osób, które tego wieczora były w centrum miasta, z niecierpliwością czekały na widowisko. Sztuka przedstawień ulicznych, która stała się typowym zjawiskiem w miejscach większych skupisk turystów, dla nas jest ciekawostką. Sens tego gatunku jest prosty: bez żebrania, nienatrętnie, tylko na znak wdzięczności za widowisko otrzymać trochę pieniędzy od mieszkańców miasta i turystów.


Tym razem na festiwalu międzynarodowym Grand Teatro 2014 było ponad 150 artystów, występujących wcale nie w klasycznych gatunkach: żywe posągi, gejsze, anioły i czarodzieje, tancerzy z ogniem, aktorzy teatru cieni i interaktywni improwizatorzy. Miasto obwodowe stało się wielką sceną teatralną, gdzie na każdym kroku można było spotkać egzotyczne i baśniowe postacie.

Duże skupisko mitycznych i surrealistycznych postaci, beztrosko poruszających się po miejskim bruku jak gdyby robili to codziennie, nadawało festiwalowi karnawałowy nastrój. Skrupulatnie przygotowane i wyreżyserowane widowiska dawały do zrozumienia, że publiczność ma do czynienia z zawodowymi aktorami, tyle że bardziej wesołymi i dostępnymi niż w zwykłym teatrze.

Proszę się zgodzić, że przedstawienie na odległości wyciągniętej ręki potrafi zauroczyć każdego i zrobić częścią scenariusza. Tak właśnie było podczas spektaklu “Don Kiszot” w wykonaniu teatru amatorskiego Eye. Głupkowatemu, lecz szlachetnemu bohaterowi publiczność nie tylko pomagała pozyskać przychylność pięknej Dulcynei, wychylającej się z okna na piętrze zwykłego domu w Hrodnie, ale i wzięła aktywny udział w walce z wiatrakami. Widzowie od czubka głowy do pięt obsypani mąką oklaskiwali na stojąco (zresztą na ulicy nie ma krzeseł) wspaniałych aktorów, którzy pomogli zanurzyć się w beztroskiej atmosferze. Właśnie na taką reakcję liczył kierownik teatru Dzmitryj Maslanica:

— W sztuce ulicznej trzeba być prowokatorem. Proszę się rozejrzeć: jacy wszyscy są poważni i zapatrzeni w swoje problemy. Naszym zadaniem jest nie tylko uśmiech na naszych twarzach, ale i na twarzach ludzi dookoła nas. Jak to robimy? Stwarzamy szczególną atmosferę. Gdy zachowujemy się jak dzieci, dajemy widzom możliwość przypomnieć te czasy, gdy byli maluchami: mogli robić prawie wszystko, co chcieli, i nikt nie mógł na poważnie ich za to posądzać.

Mieszkańcom miasta tradycyjnie bardzo podobają się żywe posągi. Dookoła takich aktorów zawsze jest wiele ludzi z niedowierzaniem na twarzach — czy to jest naprawdę żywy człowiek, a nie posąg. Wszyscy podchodzą i czekają: co będzie dalej? Jak się zachowywać? Największy zamęt jak zawsze stwarzają dzieci, nie krępując się robią sobie zdjęcia obok takiego posągu. Przyjemność czerpią wszyscy, posągi również.

— Cudowne miejsce! Byłem na ubiegłorocznym festiwalu w Hrodnie i wydaje mi się, że w tym roku jest jeszcze lepiej. Więcej uśmiechów, więcej zainteresowania, więcej cudów — dzieli się wrażeniami uliczny iluzjonista Alaksiej Stukin, złoty posąg z pałeczką wiszącą w powietrzu bez jakiegokolwiek widocznego oparcia.

Tłumy zgromadziły się przed karciarzem. Trudno było do niego podejść, ludzie stali bardzo blisko siebie. Emocje były takie, że warto było to nagrać. Wszyscy głośno się śmiali albo wyrażali zaskoczenie. Słychać było również westchnienia rozczarowania — osób za plecami karciarza, które zauważyły, że wyciągnął kartę wcale nie zza ucha, a schował ją w dłoni.

Jeden z organizatorów festiwalu, koordynator projektu Żywa Historia w obwodzie hrodzienskim Siarhiej Iwanoŭ opowiada, że tym razem udało się im znaleźć aktorów ekscentrycznego gatunku nie tylko w Minsku. Okazało się, że starcza ich również na prowincji:

— W tym roku istotnie rozszerzyliśmy geografię naszego festiwalu. Przyjechali do nas aktorzy ze Żłobina, Bresta, Wiciebska, Skidziela i Lidy. Jak zwykle korzystamy z okazji, by zapoznać mieszkańców miasta z twórczością znanych rodaków. Tym razem wybraliśmy malarza Stanisława Żukoŭskiego, urodzonego w powiecie waŭkawyskim, który żył na przełomie XIX i XX wieku. Przygotowaliśmy wystawę reprodukcji jego pejzaży i każdy chętny mógł dowiedzieć się więcej o malarzu. Tam chodzi — w jasnym surducie.

Rzeczywiście solidny pan w towarzystwie delikatnej damy w długiej sukience chętnie opowiadał o tym, jak malował na swoich obrazach rzekę Nioman i majątki szlacheckie. Przy tym podobnie jak jego nauczyciel Lewitan robił to bez szkiców, od razu w plenerze.

Fantastyczny dzień kończyły show tancerzy z ogniem i w neonowych strojach oraz przedstawienie teatru cieni. Piękne zakończenie.

Kaciaryna Czałoŭskaja
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter