Jurij Sochar: “Myślę, że zrobiłem coś bardzo ważnego…”

[b]Mohylewski Obwodowy Teatr Dramatu i Komedii imienia W. Dunina-Marcinkiewicza znajdujący się w Bobrujsku wystawi sztukę “Wincenty”. O twórcy teatru białoruskiego, którego nazwisko nosi teatr, w gatunku dramatu nikt na razie nie pisał[/b]W dramatopisarstwie Jurij Sochar, profesor historii sztuki, pisarz i dramatopisarz, jest od kilkudziesięciu lat.
Mohylewski Obwodowy Teatr Dramatu i Komedii imienia W. Dunina-Marcinkiewicza znajdujący się w Bobrujsku wystawi sztukę “Wincenty”. O twуrcy teatru białoruskiego, ktуrego nazwisko nosi teatr, w gatunku dramatu nikt na razie nie pisał
W dramatopisarstwie Jurij Sochar, profesor historii sztuki, pisarz i dramatopisarz, jest od kilkudziesięciu lat. Wiele swoich sztuk poświęcił znanym osobom, ktуre pozostawiły ślad w historii kultury białoruskiej i światowej. Taką osobą jest rуwnież Wincenty Dunin-Marcinkiewicz, klasyk literatury białoruskiej, jeden z twуrcуw nowej literatury białoruskiej, poeta, działacz teatralny i społeczny, ktуrego 205-lecie urodzin będzie szeroko obchodzone na Białorusi w 2013 roku.
Wiedziałam o tym, że Sochar skrupulatnie bada i sprawdza znane fakty, ma własne hipotezy, dotyczące losуw realnie istniejących postaci, ktуre stają się bohaterami jego sztuk. Opowiadał o tym w wywiadzie dla czasopisma (Nr 5, 2010) w kontekście rozmowy o sobie i o wystawieniu w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym imienia Jakuba Kołasa sztuki o Albercie Einsteinie “Nie smuć się, Albercie!”. Po zbadaniu wszystkich istniejących źrуdeł o Wincencie Duninie-Marcinkiewiczu, jego niezwykłych i dramatycznych losach, napisał o nim sztukę. Przekonany, że nie wszystko o tej osobowości, ktуrą białoruski poeta Władysław Syrokomla nazwał Prorokiem, opowiedziano, Sochar mуwi:
“Chociaż sztukę już napisałem, o Duninie-Marcinkiewiczu mogę mуwić bez końca, fantazjować: tak wielkie wrażenie sprawia na mnie ta postać. Mnie się wydaje, że oprуcz tego, że miał talent, był bardzo dobrym człowiekiem. Być może kiedyś poszczęści mi się odkryć nowe fakty z jego życia”.
Nie wezmę się za recenzję sztuki, powiem tylko, że “Wincenty” to dobra sztuka, nie jest nudna, jest ciekawa intryga, konflikt, charaktery spełniają oczekiwania teatru. Najbardziej mi się spodobało, że w sztuce jest życie ducha ludzkiego, czyniące postacie żywymi. To jest miłość autora do swojego dzieła. Jest w sztuce atmosfera przeszłości Białorusinуw. Ujęta została w wyrazistym języku, przysłowiach i dowcipach. Nie brak poezji.
Przed naszą rozmową przypomniałam sobie, jak kiedyś mуj rozmуwca powiedział, że wychowanie dzieci to najważniejszy rodzaj twуrczości dla człowieka. Dlatego rozmowę zaczęłam od pytania:
— Rozumiem, że twуrcze osoby nie odchodzą na emeryturę, wciąż zajmują się ulubioną sprawą. Wiem, że nie jest pan wyjątkiem. Mimo wszystko proszę powiedzieć: czy chciałby pan całkowicie poświęcić się wnukom, domowi, ogrodowi, rezygnując z trudnego zajęcia — pisania sztuk? Pomуgłby pan synowi wychować trуjkę dzieci.
— Przyznam się, że chciałbym. Ale to tylko pobożne życzenie. Czasami mуwię sobie, gdy kończę pracę o godzinie 4 nad ranem: wystarczy, czas przestać, poświęcę się wnukom. Czas spać, ale nie potrafię: w głowie szumi od ciszy, od zmęczenia, tykania zegara, ktуrego nie słyszę w innych godzinach. Nie potrafię wydostać się z wyimaginowanego świata, ktуry sam wykreowałem. Trzyma mocno i wydaje się, że coś ważnego nie zrobiłem. Myślę: temu bohaterowi trzeba dopisać replikę, temu zabrać, by nie utonąć w wielosłowności, a te postacie… trzeba, by ich starcie było bardziej ostre. Zanim zasnąć, gdy już czuję, że sen mnie ogarnia, uśmiecham się z ulgą i mуwię sobie: wystarczy, to moja ostatnia sztuka. Następnego dnia budzę się i wszystko zaczyna się od nowa. Zjadam śniadanie i siadam przy biurku. Najdziwniejsze, że o nocnych obietnicach nie pamiętam. Męki twуrczości są wspaniałe. To jest życie, ktуrego nie mogę już zmienić i z ktуrego nie zrezygnuję. Podoba mi się: męczyć się, porуwnywać, cieszyć się, gdy uda mi się zamysł, i martwić się, jeśli się nie uda.
— Kto jest pierwszym krytykiem i czytelnikiem?
— Żona Olga, jest dobrym filologiem i przyjacielem.
— Co kazało napisać sztukę “Wincenty”?
— Sama osobowość Dunina-Marcinkiewicza mnie zainteresowała. O nim, aktywnym propagatorze białoruskiego folkloru, twуrcy narodowego teatru komedii muzycznej wiele czytałem w interpretacji innych autorуw. Coś wiedziałem, czegoś się domyślałem. W swoim czasie pracowałem wspуlnie z innymi znawcami teatru, historykami teatru nad wielotomową “Historią teatru białoruskiego”, gdzie cały rozdział opowiada o Duninie-Marcinkiewiczu. Już wtedy fascynowałem się nim. Niestety wiele z jego dorobku utracono. Istnieje jednak sporo dowodуw, potwierdzających fakt, że Dunin-Marcinkiewicz wiele sił przykładał, by zarobić na kawałek chleba, jego sytuacja majątkowa była trudna. Zachowały się dokumenty, jego listy do przyjaciуł, wydawcуw, gubernatorуw, ktуre świadczą o tym. Proszę sobie wyobrazić, ile Dunin-Marcinkiewicz mуgłby zrobić, gdyby nie musiał ciągle myśleć o chlebie powszednim. Taka tragiczna sytuacja.
— Z jakich źrуdeł pan korzystał? Gdzie pan pracował? Jakie fakty z życia Dunina-Marcinkiewicza pana zaskoczyły?
—Jak już powiedziałem, takich faktуw nie było wiele. Coś znalazłem w archiwach w Wilnie, Sankt Petersburgu. Na Białorusi jest mało materiałуw. Doceniam to, co zrobili badacze jego życia i twуrczości. Co ciekawe, w trakcie pracy wiele odkryłem dla siebie, dzięki czemu bardziej zrozumiałem osobowość Dunina-Marcinkiewicza, co stanowiło istotę bohatera sztuki. Przede wszystkim zrozumiałem, jak mocny duch miał Wincenty. Dzięki tej sile z godnością pokonał tę drogę życia, pełną cierpień i biedy. Tak wiele zrobił dla białoruskiej kultury. Jego sztuki “Idylla”, “Pińska szlachta”, “Zaloty” wielokrotnie wystawiały teatry amatorskie i zawodowe. Nie mogę nie być dumny z tego jako znawca teatru i dramatopisarz. Cieszę się, że wszystko co przetrwało w dorobku Dunina-Marcinkiewicza ukazało się osobnym wydaniem, wydano rуwnież jego poezję, dramaty, przy tym w języku oryginału i w języku białoruskim.
Jestem przekonany, że każdy człowiek od urodzenia dostaje pewien program życia, ktуrego granic nie można przekroczyć mimo wszystkich starań. Myślę: życie Dunina-Marcinkiewicza nie było wyjątkiem. Szkoda, że pożary i wojny wiele zniszczyły, ale nie oznacza to, że wydarzeń, ktуre są w mojej sztuce, w życiu Wincentego nie było. Jako autor mam prawo nie przestrzegać chronologii wydarzeń, coś wymyślać, dodawać.
— Co pan myśli o udziale Dunina-Marcinkiewicza w powstaniu Konstantego Kalinowskiego?
— Jak się pani przekonała, w sztuce nie zagłębiałem się do “rewolucyjnej” warstwy życia Wincentego. Sądzę, że wezwanie w imieniu Kalinowskiego Dunin-Marcinkiewicz pisał nie z powodуw politycznych. Chciał trochę zarobić. Powtуrzę, że był bardzo biedny. Mуgł się zgodzić napisać wezwanie, by zdobyć środki na utrzymanie dużej rodziny. To moja własna hipoteza. Jako dramatopisarza bardziej interesował mnie świat wewnętrzny tego człowieka. Myśli, uczucia, opinie. Nie są powierzchowne. Jeśli udało mi się to przekazać, reżyser będzie zadowolony z pracy nad sztuką.
— W sztuce jest wiele faktуw z życia Dunina-Marcinkiewicza, przedstawionych w opowieści bohatera o sobie, w dialogach z innymi postaciami, między innymi z wujkiem — metropolitą Siestrancewiczem. Na wielu stronach. Czy nie boi się pan, że tak wiele szczegуłуw biograficznych, retrospektywa mogą zniechęcić reżysera?
— Nie boję się. Jako autor mam prawo pisać tak, jak chcę, jak dyktuje logika sztuki, a reżyser ma prawo wybrać to, co będzie dla niego ważne. Wybiera zawsze reżyser. Biorąc sztukę, staje się samodzielnym autorem spektaklu. A ja… jeśli trzeba, skrуcę tekst. To normalny proces twуrczy.
— Co pana zdaniem może zainteresować reżysera?
— To, co zainteresowało mnie. Nieprzeciętne i tragiczne losy Wincentego. Proszę sobie wyobrazić, jak to jest — 20 lat żyć pod nadzorem policji i zajmować się twуrczością. Jakim inteligentnym i przebiegłym psychologiem trzeba być, by potrafić szukać kompromisуw z władzami, nie znienawidzić życia. Policja po jego śmierci spaliła jego dom wraz z rękopisami, tak bardzo doskwierał im ten propagator “chłopskiej” kultury.
— Moim zdaniem w “Wincencie” ciekawy jest wątek z wilkami, historia uratowania człowieka przez wilczycę. Ciekawy jest podtekst: nie każdy człowiek zrobi to, co zrobiła wilczyca. Skąd takie zamiłowanie do wilkуw?
— Z dzieciństwa. Gdy miałem 14 lat, uczyłem się w szkole zawodowej w Dniepropietrowsku na Ukrainie. W weekendy jeździłem do domu do rodzinnej wsi. Od stacji było 18 kilometrуw bagna, nie było wуwczas żadnej drogi. Pamiętam, szedłem pуźno, było ciemno. Prawdopodobnie zabłądziłem, poszedłem bardziej w prawo. Idę i naglę widzę: przede mną biegnie wilczyca. Jaka piękna, pomyślałem. Biegnie i wypycha mnie w lewo, jak pуźniej zrozumiałem, bliżej przetorowanej ścieżki. Gdy szedłem w złym kierunku, zbliżała się do mnie, wtedy znуw skręcałem w lewo. Towarzyszyła mi aż do wsi.
— Nie bał się pan?
— Nie, strachu nie było. Wcześniej, będąc małym chłopcem, spotykałem wilki. Za wsią było wiele jarуw, gdzie żyły wilki. Pewnego razu z kolegami bawiliśmy się tam. Zobaczyliśmy norę. Wlazłem tam z głową, byłem urwisem. Nora wilka jak gdyby pionowo spadała, a następnie prowadziła w stronę pod kątem. Mуwię chłopakom: “Trzymajcie mnie za nogi”. Zgodzili się, trzymali mnie. Słyszę nagle zapach, zrozumiałem: wilk jest w norze. Krzyczę co jest mocy: “Wyciągnijcie mnie!”. Wyciągnęli mnie i zaczęliśmy uciekać. Ciekawskość jednak była silniejsza. Zatrzymaliśmy się, obejrzeliśmy za siebie. Widzę: z nory wychodzi wilczyca, a za niej pięcioro wilcząt. Nie ruszyła nas. Ten obrazek na całe życie utkwił w mojej pamięci. Po tym wydarzeniu mam szczegуlny, mistyczny stosunek do wilkуw. Pуźniej napisałem nowelę o wilczycy.
— Co znajdzie w pańskiej sztuce wspуłczesna publiczność?
— Każdy, jak to się zawsze zdarza, zauważy to, co jest mu bliskie. Poza tym jeśli sztuka będzie leżała na sercu reżyserowi i spektakl będzie udany, publiczność sporo się dowie o historii swojego kraju, o mentalności Białorusinуw, ktуrzy zamieszkiwali w powiecie bobrujskim ponad dwieście lat temu, a Dunin-Marcinkiewicz zrobił wszystko, by obudzić w duszach swoich rodakуw poczucie godności. Publiczność zrozumie, że w tamtych czasach Białorusin miał prawo nazywać się Białorusinem: miał własny język i własną kulturę. To przecież własne korzenie, ktуre zasilają duszę i z ktуrych grzech rezygnować. Inaczej traci się coś bardzo ważnego. Chciałbym też powiedzieć coś innego. Gdy pisałem sztukę, byłem w miejscowości, gdzie urodził się Wincenty.
Pochmurny dzień grudnia. Stałem obok fundamentu jego rodzinnego domu w Paniuszkowiczach i prуbowałem sobie wyobrazić, jak pięknie tu było: stare dęby, kędzierzawe brzozy i stary ogrуd obok piętrowego domu. Prуbowałem sobie wyobrazić szczęśliwych rodzicуw Dunina-Marcinkiewicza, ktуrzy pobrali się z miłości, małego Wincentego Jakuba, ktуrego dzieciństwo bez ojca, ktуry wcześnie zmarł, wcale nie było beztroskie. Na sercu jednak było spokojnie i jasno. Podobne uczucia miałem po zakończeniu sztuki. Myślę, że zrobiłem coś bardzo ważnego, by ludzie mogli ocenić skalę tej postaci.
— Na pewno ma pan wizję interpretacji scenicznej sztuki. Na pewno podzieli się pan z reżyserem, ktуre będzie chciał ją wystawić. Jak pan sobie wyobraża początek spektaklu? Być może warto użyć chwytu teatr w teatrze?
— Nie, mam inną wizję. Dunin-Marcinkiewicz urodził się w grudniu. Według dawnych wierzeń pogańskich, w tym miesiącu rządzi Szara Wilczyca, symbol siły, mądrości i wspуłczucia do ludzi. Jak gdyby ludzie w grudniu proszą ją o łaskę, a wilki z kolei — przebaczenia za złe uczynki. W grudniu wilki nie napadały na ludzi i ludzie ich nie zabijali. Proszę sobie wyobrazić: na scenie jest ciemno, pуźny wieczуr, wyje zamieć, wyją wilki. Pomaga to przedstawić muzyka, światło. I nagle słychać płacz dziecka. Człowiek się urodził.
— Tak, mogę to sobie wyobrazić. Wspomniał pan, że Ministerstwo Kultury poleciło białoruskim teatrom wystawić tę sztukę. Kto z reżyserуw ją przeczytał? Z jakim teatrem się pan porozumiał?
— Kierownik artystyczny Teatru Dramatu Białoruskiego Aleksander Garcujew zainteresował się sztuką oraz kierownik artystyczny teatru imienia Jakuba Kołasa Walery Anisienko. Na razie nie wiem, jakie są losy tej sztuki w tych teatrach. Przyjemnie, że zadzwonił do mnie przedstawiciel Ministerstwa Kultury, gdy byłem w Czechach latem, i poprosił zamieścić sztukę na stronie internetowej ministerstwa. Co też zrobiłem. Sztuka powinna być wystawiona w Teatrze Dramatu i Komedii imienia Wincentego Dunina-Marcinkiewicza.
— Czy pracować nad nią będzie pana syn Maksym Sochar, ktуry jest kierownikiem artystycznym teatru i kiedyś już wystawił pańską sztukę “Neron”?
— Zgadza się. Wystawił rуwnież sztukę “Łabędź straceniec” o Maksymie Bogdanowiczu. Spektakl nominowano do Nagrody Narodowej. Myślę, że sztuka “Wincenty” będzie wizytуwką teatru. Mam nadzieję, że Maksymowi wszystko się uda. Wierzę, że tak będzie. Sprawdził się już jako reżyser. Poza tym w teatrze jest dobry zespуł, wspaniali aktorzy. Bobrujsk jest miastem teatralnym. Mieszkają tam inteligentni, zacni ludzie.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter