Powiat kamianiecki słynie z tego, że większą część powierzchni zajmuje Park Narodowy Puszcza Białowieska

Filozofia leśnej wsi

Powiat kamianiecki słynie z tego, że większą część powierzchni zajmuje Park Narodowy Puszcza Białowieska.
Powiat kamianiecki słynie z tego, że większą część powierzchni zajmuje Park Narodowy Puszcza Białowieska. A poza tym właśnie tu jest najwięcej gospodarstw agroturystycznych w obwodzie bresckim — ponad czterdzieści. Nawet nie zważając na to, że duży obszar jest niedostępny do zwiedzania. Jest to strefa graniczna. Obcy mogą się tu poruszać tylko mając przepustki od straży granicznej.


Рołożona na pograniczu Białorusi i Polski wieś Kamianiuki jest ośrodkiem administracyjnym parku narodowego. A z tego powodu jest tu dużo turystów. Nie tylko białoruskich. Przyjeżdżają ludzie, którzy chcą zobaczyć dzikie zwierzęta w wolierach, obrazki z życia reliktowego lasu — w muzeum, wielowiekowe sosny i dęby oraz dobrego czarownika Dziadka Mroza. Dobrze jest odpoczywać w starym lesie. A mieszkać — jeszcze lepiej.

Wasilij Rebik, właściciel gospodarstwa agroturystycznego Domek Rybaka w Kamianiukach zarecytował dla mnie wiersz własnego autorstwa:

Na wschodzie słońca blask,
Kaczka płynie rzeką.
Żurawi słychać krzyk,
Z daleka żubry wleką.
Pięknie i za darmo
Słowik w krzakach śpiewa —
To jego lekcja gamy.
Ogonem ryba bije —
Przyroda-matka żyje.
Nie krzywdź jej, człowieku,
A będziesz żył przez wieki.

Stoimy z Wasilijem nad stawem, który sam zrobił:

— To źródlana woda. Puściłem tam karpie, amury, karasie. Pokoje na święta noworoczne już zarezerwowano. Jeszcze w kwietniu wpłynęła zaliczka.

Wasilij Rebik

Wasilij Rebik nie urodził się w puszczy. Pochodzi z rosyjskiego obwodu brańskiego. Był wojskowym. Od 1972 roku mieszka w Kamianiukach. Jakiś czas temu przeniósł się z mieszkania do domu, który sam zbudował. Od sześciu lat z małżonką prowadzą gospodarstwo agroturystyczne.

Wasilij pokazał mi wszystko, co zrobił własnoręcznie. Zwróciłam uwagę na świerki na podwórku. Wszystkie są różnej wielkości. Dlaczego? Gospodarz wytłumaczył:

— Najwyższy świerk ma 16 lat. Posadziłem go sam, ale korzeni dotknęła rękami wnuczka Anastazja. Tak jest również z pozostałymi. Świerk Olega ma 13 lat, Grigorija — 7 lat, a Marii — 4 lata. Wszystko, co zrobiłem, zostanie dla wnuków.

Leśni ludzie tacy są. Żyją teraźniejszością, a myślą o przyszłości.



Kamianiuki to duża wieś, mieszka tu 1071 osób. Jest przychodnia wiejska, przedszkole, szkoła, filia banku, cerkiew, Ośrodek Kultury i Rzemiosł, cztery sklepy, stacja paliw. Bardziej przypomina agromiasteczko.

Gdy jechałam do wsi Kamianiuki, przez jezdnię przebiegł lis. Zatrzymał się, jak gdyby czekał na poczęstunek. Zrobiłam zdjęcie i opowiedziałam w rozmowie z Wasilijem Rebikiem o zuchwalstwie lisa.

Właściciel gospodarstwa agroturystycznego uśmiechnął się:

— Lisy chodzą po wsi jak kury. Przychodą dziki, sarny.

Jakiś czas temu pewien lis terroryzował całą wieś, nie tylko w nocy panoszył się w szopach, ale i w dzień łapał kury na oczach gospodarzy. Drapieżnik podkopywał się pod fundamenty, przedostawał się przez płot, by znaleźć pożywienie. Żadne pułapki nie pomagały, lis zabierał przynętę, nie trafiając do pułapki.


Schwytać go pomógł przypadek. Pewien wieśniak wszedł do szopy nad ranem i zobaczył tam lisa. Szybko zamknął drzwi i zadzwonił do pracowników Parku Narodowego Puszcza Białowieska. Gdy przyjechali, lisa już nie było. Pracownicy parku jednak znaleźli w szopie otwarty właz kanalizacyjny. Prawdopodobnie w taki sposób sprytne zwierzę przedostało się do szopy.

Najbliższy właz znajdował się prawie pięćdziesiąt metrów od budynku i był otwarty, ponieważ na tym odcinku trwały prace remontowe. By lis nie zdążył z niego skorzystać, właz zamknięto, a do kanalizacji puszczono wodę. Lis nie miał innego wyjścia, musiał wrócić do szopy, gdzie już czekano na niego.


Po tym jak złodziejaszek w oddzielnej klatce odbył kwarantannę, a następnie badania, otrzymał zameldowanie w wolierze parku narodowego.

Takich historii w Kamianiukach jest wiele. Dziś w wolierze mieszka ryś, a w klatce jest dziura i drabina. Przychodzi do niego w odwiedziny kot. Okazało się, że małego rysia znalazł w lesie mieszkaniec wsi i przyniósł do domu. Ryś zaprzyjaźnił się z kotem. Gdy wydoroślał, zabrano go do woliery. A kot czasami przychodzi do swojego przyjaciela.

O innej cudownej historii usłyszałam nie od obcych ludzi. Często bywałam w domu Natalli Dziaczenki. Chodziłam po lesie z wilkiem Richie, którym się opiekowała. Od kilku lat nie żyje, a w Kamianiukach o jej zamiłowaniu do przyrody ludzie wciąż pamiętają.


Do domu doktor biologii Natalli Dziaczenki wilk Richie trafił, gdy miał zaledwie tydzień. Z nory, którą zniszczyli myśliwi w obwodzie wiciebskim, przywieziono go do Puszczy Białowieskiej razem z siostrą. Troje innych szczeniąt wysłano do obwodu hrodzienskiego. Tak się zdarza, że wilki, które zostały bez rodziców, hoduje się w niewoli, by potem prawie domowe zwierzęta oddać do odstrzału. Prawdopodobnie taki los czekał na Richie. Przyniesiono go do Natalli Dziaczenki, która była znana w Kamianiukach jako opiekunka wszystkich niedołęgów: lisów, sów, wilków…

Pamiętam, Natalla opowiedziała mi o tym:

— Łowczy prosili mnie zabrać jeszcze ślepe szczenięta. Opierałam się przez trzy dni. Piszczały na balkonie pracownika parku. W przyrodzie wilczyca wylizuje szczenięta, a bez matki jest im trudno, giną od pęknięcia pęcherza moczowego albo skrętu jelit. Poradziłam masować im brzuszki starą szczoteczką do zębów, a gdy zrozumiałam, że nie przeżyją, uległam prośbom. Samiczki nie udało się uratować. Chociaż jest z nimi mniej kłopotów. Znam przypadek, gdy samica wilka mieszkała w mieszkaniu i nawet przyprowadziła szczenięta. Nad Richie siedziałam przez trzy noce, jak nad dzieckiem.

Richie nie jest pierwszym wilkiem, którego uratowała Natalla Dziaczenka. Kiedyś w rodzinie był Rem.

Wilk Richie, pies Jack, Natalla i jej córka Tacciana żyli razem w mieszkaniu dwuosobowym. Po tym, jak szczeniak zniszczył linoleum w kuchni, przesiedlono go do szopy. W starej kanapie Richie urządził sobie legowisko. Wkrótce nawet krowy w pobliskich szopach przestały zwracać uwagę na dziwactwa nowego sąsiada. Niech sobie wyje na księżyc. Psy również czasami tak robią…

Leśni ludzie

Większość mieszkańców wsi Kamianiuki pracuje w Parku Narodowym Puszcza Białowieska. Pracują jako gajowi, przewodnicy, pokojówki, administratorzy, kucharze.

Z lasem w Kamianiukach jest związane wszystko. Narodziny, szkoła, wolny czas. Czyż może być inaczej w leśnej wsi?

Radzić sobie w lesie uczy się od małego. Osiem lat temu za sprawą dyrektorki szkoły Walanciny Frałowej powstała dziecięca organizacja społeczna Ekopolis i wkrótce szkole nadano status szkoły ekologicznej.

W 2011 roku przy ulicy Puszczańskiej w Kamianiukach założono Ośrodek Kultury i Rzemiosł. Tam również jest zapach lasu. Misją ośrodka jest zachowanie i rozwój rzemiosł ludowych. Dyrektorką ośrodka została Iryna Kuszniaruk — znana w obwodzie bresckim snycerka. Dodam, że jest jedyną kobietą, która rzeźbi piłą mechaniczną. Iryna ma wiele pomysłów, dlatego ani miejscowe rękodzielnice, ani uczniowie szkoły nie nudzą się.

Jej rzeźby można zobaczyć w posiadłości Dziadka Mroza w Puszczy Białowieskiej. Iryna wyrzeźbiła kozę, konia, bałwana, koguta, żabę.


Do puszczy przyjechała zgodnie z przydzieleniem do pracy po ukończeniu szkoły plastycznej w Babrujsku. Razem z mężem Uładzimirem zbudowali we wsi Kamianiuki dom, wychowali córkę i syna. Dziś Iryna Kuszniaruk jest znana. Maluje obrazy olejne, a wyrzeźbione przez nią obrazy często zamawia się w charakterze prezentów dla ważnych gości. Na każdy potrzeba około dwóch miesięcy.

W ośrodku, którym kieruje Iryna Kuszniaruk, z dziećmi dzieli się umiejętnościami jej mąż, znany w kraju snycerz. W ośrodku pracuje również ich córka. Nie chce wyjeżdżać do miasta.

Pytam miejscowych uczniów na szkolnym podwórku, czy chcieliby przenieść się na przykład do Bresta, położonego 60 kilometrów stąd, albo do pobliskiego miasta Kamianiec. Uśmiechają się. Wzruszają ramionami. Wielkie miasto i duży sklep to jedno, a wielki las to co innego. Filozofia człowieka lasu, rytm jego życia to zupełnie inna świadomość. Harmonia w sercu. W Puszczy Białowieskiej łatwo zrozumieć, jak marne jest nasze życie, a zapach igliwia jest wieczny. Pierwsze lody na rzece Leśnej, sadź na gałęziach osiki, para z nozdrzy żubra — ukojenie od pierwszego wejrzenia. Można patrzeć długo. Oddychać świeżym powietrzem i podziwiać widoki. Nie wiadomo, kiedy przyprowadzi mnie tu raz jeszcze ciekawskość albo los.

A dla mieszkańców wsi Kamianiuki piękno i emocje — wszystko jest bezpłatnie, jak napisał właściciel gospodarstwa agroturystycznego i poeta Wasilij Rebik.

Walancina Kazłowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter