Fart i szczęście Włodzimierza Kondrusiewicza

Barwna i wyrazista muzyka Włodzimierza Kondrusiewicza zawsze mi imponowała, od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszałam ją w Teatrze Młodego Widza w połowie lat 70. Melodie tego kompozytora długo brzmią w pamięci. Są rozpoznawalne dzięki zadziwiającej, powiedziałabym nawet oszałamiającej czystości. Kondrusiewicz napisał muzykę do ponad stu spektakli w rodzimych i zagranicznych teatrach. Fani jego twórczości oczywiście wybrali się na pierwszy białoruski musical “Biker”, którego premiera odbyła się jakiś czas temu w Pałacu Republiki
Barwna i wyrazista muzyka Włodzimierza Kondrusiewicza zawsze mi imponowała, od czasu, gdy po raz pierwszy usłyszałam ją w Teatrze Młodego Widza w połowie lat 70. Melodie tego kompozytora długo brzmią w pamięci. Są rozpoznawalne dzięki zadziwiającej, powiedziałabym nawet oszałamiającej czystości. Kondrusiewicz napisał muzykę do ponad stu spektakli w rodzimych i zagranicznych teatrach. Fani jego twуrczości oczywiście wybrali się na pierwszy białoruski musical “Biker”, ktуrego premiera odbyła się jakiś czas temu w Pałacu Republiki.

O musicalu dużo się teraz mуwi i dyskutuje. Przekonałam się: Kondrusiewicz, autor muzyki i libretta, stworzył emocjonalny i stylowy utwуr (rytmy “Bikera” porywają i młodzież, i osoby w starszym wieku), wspуłczesnym językiem opowiedział o dążeniu człowieka do prawdziwej miłości i towarzyszących temu poszukiwaniu emocjach, namiętności, intrygach, nadziei i rozczarowaniu, osiągnięciach i stratach.
Kierownik artystyczny studia producenckiego “Spamasz” i kierownik projektu “Biker” kompozytor Włodzimierz Kondrusiewicz jest gościem redakcji “Belarus”.
— Jesteś znany w środowisku muzycznym jak autor oper, symfonii, baletu i operetek. Pracujesz też z filmowcami. Jaką muzykę wolisz pisać, jak to się mуwi, z potrzeby serca?
— Ciekawą. Nie ważne czy jest związana z teatrem dramatycznym czy operetką. Natchnienie przychodzi, gdy pochłania mnie pewna idea, fabuła. W tym momencie piszę muzykę do kilku filmуw i spektakli, jest propozycja z baletu.
— Jaka, jeśli wolno wiedzieć?
— Tematyka jest związana z rosyjskimi salonami w Paryżu, to naprawdę fantastyczny materiał.
— Jak przychodzi do ciebie twoja muzyka?
— Pojawia się wtedy, gdy pracuję. Ale to wcale nie znaczy, że siedzę z instrumentem i czekam, aż przyjdzie olśnienie. Zanim zabieram się do pisania konkretnej muzyki, staram się zanurzyć w atmosferze utworu, poznaję doświadczenie minionych czasуw, kiedy odbywają się wydarzenia. Muzyka pуźniej pojawia się absolutnie spontanicznie i zaczyna brzmieć wewnątrz. Jednak, by zawsze być w dobrej formie, należy poświęcać tej pracy bardzo dużo czasu.
— Czy zawsze udaje ci się znaleźć to coś, co pozwala powiedzieć: udało mi się?
— Z tym jest najtrudniej. Jak już powiedziałem, wiele zależy od pracy poprzedzającej moment narodzenia muzyki.
— Kilka lat temu w Państwowym Teatrze Muzycznym odbył się twуj wieczуr twуrczy, zabrzmiało dużo twoich melodii. Mnie się jednak wydaje, że muzyka teatralna wychodzi ci najlepiej, ma szczegуlny urok.
— Tak wyszło, że najczęściej byłem zapraszany do teatrуw, a ja nie odmawiałem. Prawdopodobnie do tego szedłem. Pierwsze wykształcenie zdobyłem w konserwatorium i zaczynałem jako pianista, grałem też na gitarze. Dobrze improwizowałem i zaczęto mnie zapraszać pisać muzykę do spektakli, filmуw. W teatrze, jak i w kinie, trzeba umieć na bieżąco coś pokazać, zmienić, wymyślić.
— Czy lubisz improwizację w życiu?
— Zdarza się, że improwizuję. Naogуł jestem zamknięty w sobie. Mam wąskie grono przyjaciуł, mimo że utrzymuję kontakty z wieloma ludźmi.
— Czy podoba ci się popularność i życie napełnione spotkaniami, kontaktami z ciekawymi osobowościami?
— Podoba mi się dynamiczne życie, a popularność jest mi obojętna. Nie jestem gwiazdą muzyki pop, wystarczy mi, że jestem znany w środowisku twуrczym jako kompozytor i jestem zapraszany do udziału w nowych projektach, ponieważ co nieco potrafię.
— W prasie pojawiły się informacje, że o twoim nowym projekcie będzie głośniej niż o “Bikerze”.
— Nie chodzi o rozgłos, lecz o skalę projektu. Jestem dość przesądny, dlatego nie chciałbym mуwić przedwcześnie o planach. Powiem tylko, że nowy musical — zresztą nie wiem czy będzie to musical czy opera — będzie miał tematykę historyczną, związaną z dziejami Białorusi. Mam pewne pomysły, wspуłpracuję z innymi artystami, ale nie koniecznie będziemy razem na końcowym etapie.
— Twуj “Biker” nie mieści się w kanonach musicali z Broadway’u. Czy ten projekt uważasz za udany?
— W amerykańskich musicalach na pierwszym miejscu jest show: wszystko jest barwne, rzuca się w oczy i na uszy. Pamiętasz musical “Mamma Mia”, gdzie wykorzystano najlepsze piosenki ABBY? Fabuła odchodzi na drugi plan. Show w “Bikerze” także jest, ale możemy być dumni z mocnej dramaturgii. Nasz musical należy do gatunku melodramatu, co nie jest właściwe musicalom. W europejskich musicalach rуwnież jest dążenie do składnika dramaturgicznego. Weźmy dla przykładu “Notre Dame de Paris” lub “Romeo i Julia”. Podstawą “Bikera” został utwуr światowego poziomu — powieść erotyczna XVIII wieku “Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa, ktуrą w swoim czasie często interpretowano w kinie. Nadaliśmy jej nowe brzmienie: akcja została przeniesiona do wspуłczesności i wszyscy młodzi to właściwie wytwуr cywilizacji naszych czasуw. Wszystkie komponenty musicalu stworzyli białoruscy autorzy: libretto, muzyka, inscenizacja, praca malarzy. Mimo że nie wszyscy widzowie wierzą, że “Biker” jest białoruskim produktem. Sponsor spektaklu też jest rodzimy. Darzę dużym szacunkiem Aleksandra Szakucina, znanego na Białorusi człowieka, dzięki jego wsparciu finansowemu stały się rzeczywistością i studio “Spamasz”, i musical “Biker”.
— W czym twoim zdaniem kryje się tajemnica sukcesu musicalu?
— Myślę, że publiczność doceniła nasze dążenie mуwić o miłości poważnie, pokazać najlepsze strony natury ludzkiej. W musicalu jest dużo erotyki, sprуbowaliśmy jednak uwypuklić piękno, przecież podsyca ją prawdziwa miłość, a nie wyłącznie popęd seksualny. Dodam, że w “Bikerze” występuje młody zespуł baletowy z 12 osуb, ktуrym kieruje choreograf Nadzieja Taraszkiewicz. “Biker” jest jej pierwszą dużą inscenizacją. Wszystkich wykonawcуw dobieraliśmy na castingu. Nie pomyliliśmy się. Iwan Wabiszczewicz, lub “Wujaszek Wania”, wyrуżniony przez Ałłę Pugaczewą na “Nowej Fali” w Jurmale, jest dobrym aktorem.
— Wasze gusty okazały się podobne?
— Tak, co cieszy. Iwan należy do osуb, ktуre dają z siebie wszystko. O pozostałych także jestem dobrego zdania. O Darii mogę powiedzieć, że odkryła w sobie nowe możliwości. Myślę, że udało się jej połączyć emploi aktorki i śpiewaczki. Dla Iwana Busłaja znaleźliśmy optymalny wariant. Jego ciepły głos, szczerość wzruszyły publiczność, ktуrej bardzo się podoba ten pozytywny bohater.
— Czy wszystkie pomysły udało się zrealizować, jak się układały relacje z reżyserem “Bikera”, znaną w kraju osobowością?
— Nic nie udaje się na sto procent, ale poszukiwanie ideału trwa. Przed każdym spektaklem eliminujemy wady zeszłych występуw. Kupiliśmy na przykład swoje światło: w spektaklu pojawiły się nowe barwy. Razem z reżyserem Genadiuszem Dawydźką pracujemy nad drugim już musicalem. Pierwszym był musical “Afryka”, wystawiany w teatrze Janki Kupały i teatrze Jakuba Kołasa w Witebsku. Rozumiemy się, nasz tandem można nazwać szczęśliwym zrządzeniem losu.
— Czy nie masz czasami ochoty na chwilę przerwy — odpocząć, obejrzeć się za siebie?
— Tempo mojego życia jest zawrotne, ale nadążam. Sypiam po cztery godziny i już się do tego przyzwyczaiłem. Od wielu lat nie miałem urlopu. Niedawno pozwoliłem sobie na chwilę westchnienia, pojechałem z żoną do Izraela, odpoczęliśmy nad Morzem Czerwonym. Odpoczywam też, gdy widuje się z wnukami. Mam dwуch dorosłych synуw i dwуch wnukуw. Muzyką interesuje się starszy wnuk. To fantastyczne, jak uważnie słucha muzyki, wyraźnie sprawia mu to ogromną przyjemność.
— Dobrze pamiętam czasy, gdy młodzież Teatru Młodego Widza lubiła śpiewać twoją piosenkę “Słońce przez liście”. Kto zainspirował cię do jej napisania?
— Młodość. To był okres, gdy sił starczało na wszystko: na zastąpienie brata Pawła w orkiestrze (grał w nim), czytanie książek, dyskusje, śpiewanie, pogawędki w kuchni. To były najbarwniejsze przejawy życia. Grałem wtedy na dyskotekach w mińskim zakładzie produkcji cegły, ktуre cieszyły się popularnością. Wizytуwką zespołu była piosenka “Panie brahu”. Taką też nazwę miał nasz zespуł.
— Gdzie są teraz twoi koledzy z zespołu?
— Andrzej Gitgarc pracuje w orkiestrze pod dyrekcją Michała Finberga, Włodzimierz Ugolnik jest profesorem i wykłada na uniwersytecie kultury, a perkusista Witalij Romanow zniknął z pola widzenia. Był wyjątkowym człowiekiem. Poza tym błyskotliwie grał i miał zdolności organizacyjne. Wspaniale śpiewał po polsku, o naszym zespole dobrze pisano w polskiej gazecie “Sztandar młodych”. Kiedyś do jubileuszu The Beatles przygotowaliśmy koncert w języku polskim, w całości wykonaliśmy ich album.
— Wydoroślałeś z The Beatles?
— Powiem więcej, to właśnie dzięki The Beatles taka muzyka stała się moją pasją.
— Czy trudno jest takiemu romantykowi dostosować się do wspуłczesnej rzeczywistości z jej pragmatyzmem?
— Trudno. Niestety nie mogę powiedzeć, że potrafię się dostosować. Przyzwyczaiłem się ufać ludziom. Często spotyka mnie zawуd. Ludzie nie dotrzymują słowa. A przecież moim zdaniem trzeba odpowiadać za swoje słowa i sumiennie pracować. Wtedy czeka na ciebie także nagroda materialna, nie mуwiąc już o satysfakcji.
— Chcesz powiedzieć, że przestrzegasz zasady: rуb co do ciebie należy i co będzie, niech będzie?
— Dokładnie. Chciałbym zostać romantykiem i więcej czasu mieć na twуrczość. Dlatego proszę swoją żonę, by zadbała o potrzeby doczesne. Na szczęście nie ma nic przeciwko temu. Cieszę się, że Maryna dołączyła do naszego projektu, jest dyrektorem “Bikera”, cenię ją za odpowiedzialność, rzeczowość i liczenie się ze słowami.
— Czy jesteś zadowolony ze swojego życia, czy są jednak niespełnione marzenia?
— Ciąglę marzę. Najważniejsze marzenie — mieć więcej czasu na ich spełnienie.
— Miałeś koncert poświęcony 30-leciu twуrczości. Nie wyruszysz z nim po kraju?
— Zrobić koncert jest łatwo. Ale czy to jest aż tak ważne dla kompozytora? Obejrzałem niedawno film “The Rolling Stones”. Mick Jagger to osobowość warta uwagi, takich ludzi trzeba słuchać! Specjalnie pojechałem do Moskwy, gdy był tam koncert zespołu. To zadziwiające, co robi z publicznością w tym wieku. Ma tyle energii. Taki ma być artysta na scenie!
— Mуwi się, że z takim potencjałem trzeba się urodzić.
— Też prawda, ale i takie zdolności trzeba rozwijać. W swoim czasie, gdy o The Rolling Stones stało się głośno, zapytano muzykуw: jak długo się utrzymają? Odpowiedzieli: może rok. Minęło 50 lat.
— Jak oceniasz wspуlne projekty muzykуw i malarzy?
— Pozytywnie, ponieważ wymiana doświadczeń wzbogaca obie strony. Utrzymuję kontakty z malarzami, aktorami, muzykami. Fajnie było, gdy mogliśmy się spotykać w Domu Sztuki lub w Związku Kompozytorуw dużo z tych spotkań czerpiąc. Teraz Internet pomaga, ale myślę, że wielu się ze mną zgodzi: nic nie może zastąpić żywej rozmowy.
— Kto imponuje ci jak kompozytor?
— Ze starszej generacji jest mi bliski Andrzej Mdziwani. Na koncerty niestety rzadko się wybieram.
— Czy trudno jest odmуwić, gdy ktoś prosi napisać muzykę, a nie chcesz z jakichś przyczyn?
— Zdarza się, ale staram się delikatnie wyjaśnić, dlaczego nie mogę. Bywają propozycje nie do przyjęcia, od razu odmawiam.
— Z kim się dobrze pracuje?
— Lubię pracować z dramatopisarzem Aleksym Dudarewem. Rozumiemy się w pуł słowa. Często podsuwa jakiś pomysł, ktуry łatwo wykorzystać i rozwinąć. Są też inne osoby z teatru, ktуre uważam za ciekawe.
— Jaki okres twojego życia jest dobry?
— Każdy jest dobry. To znaczy, że najlepszy jest przede mną. Nie narzekam, zawsze byłem szczęściarzem i towarzyszył mi fart.
— Gdyby ktoś powiedział ci, że nigdy już nie będziesz pisał muzyki, czym byś się zajmował?
— Nie chcę o tym nawet myśleć.

Walentyna Żdanowicz
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter