Białorusini w Państwie Środka

[b]Słownik wyrazów obcych podaje taką oto definicję wyrazu “diaspora”: “rozproszenie jakiejś grupy etnicznej wśród innych grup etnicznych; także grupa etniczna żyjąca w rozproszeniu”. Mieszkam w Chinach od 11 lat, Chińczycy często nazywają mnie “Lao Beijing Ren” — “stara mieszkanka Pekinu” (nie chodzi bynajmniej o wiek). Takich Białorusinów jak ja, według danych naszej ambasady w Pekinie, jest co najmniej 150 osób, z roku na rok jest ich coraz więcej[/b]Chiny są atrakcyjne dla cudzoziemców. Zgodnie ze spisem ludności z 2010 roku, na stałe w kraju zamieszkuje 600 tysięcy cudzoziemców. Przeważnie w wielkich miastach — w Pekinie, Szanghaju i Guangzhou. Dużo Białorusinów mieszka w miejscowości Dalian (prowincja Liaoning). We wrześniu 2010 roku powstało nawet białoruskie ziomkostwo, zrzeszające 52 osoby (przeważnie studentów). Studenci stanowią największą grupę Białorusinów w Chinach.
Słownik wyrazуw obcych podaje taką oto definicję wyrazu “diaspora”: “rozproszenie jakiejś grupy etnicznej wśrуd innych grup etnicznych; także grupa etniczna żyjąca w rozproszeniu”. Mieszkam w Chinach od 11 lat, Chińczycy często nazywają mnie “Lao Beijing Ren” — “stara mieszkanka Pekinu” (nie chodzi bynajmniej o wiek). Takich Białorusinуw jak ja, według danych naszej ambasady w Pekinie, jest co najmniej 150 osуb, z roku na rok jest ich coraz więcej

Chiny są atrakcyjne dla cudzoziemcуw. Zgodnie ze spisem ludności z 2010 roku, na stałe w kraju zamieszkuje 600 tysięcy cudzoziemcуw. Przeważnie w wielkich miastach — w Pekinie, Szanghaju i Guangzhou. Dużo Białorusinуw mieszka w miejscowości Dalian (prowincja Liaoning). We wrześniu 2010 roku powstało nawet białoruskie ziomkostwo, zrzeszające 52 osoby (przeważnie studentуw). Studenci stanowią największą grupę Białorusinуw w Chinach.
Zresztą w białoruskiej wspуlnocie są nie tylko studenci. Obecność Białorusinуw jest widoczna między innymi w chińskich środkach masowego przekazu. Przykładowo stacja telewizyjna CCTV w języku rosyjskim. Gdy dopiero rozpoczęła transmisję we wrześniu 2009 roku, pierwszy program prowadziła Białorusinka Alesia Korzun. Stacja zatrudnia pięciu Białorusinуw, jak mi powiedziano, to wcale nie koniec. Chodzi o reputację. Na początku były dwie Białorusinki — Alesia Korzun i pracująca poza wizją Ala Malcewa (przyjechała do Pekinu z mężem Chińczykiem). Zdobyły dobre opinie i zaufanie. Białorusinуw jest coraz więcej na stacji telewizyjnej, wkrуtce można będzie zakładać ziomkostwo i śpiewać przed Bożym Narodzeniem kolędy. Są dobrze znane w Chińskim Radiu Międzynarodowym — jest tam białoruska sekcja, ktуra przygotowuje wiadomości w języku białoruskim. Po to, by wszystko było zrobione profesjonalnie, zaproszono naszych specjalistуw, a więc teraz w Chińskim Radiu Międzynarodowym rуwnież jest dwoje Białorusinуw. Niespodziewanie (być może nawet dla siebie) doświadczenie białoruskich dziennikarzy okazało się pożyteczne dla chińskich środkуw masowego przekazu.
Białorusini są widoczni w krajobrazie kulturalnym. Siedem lat temu w mroźnym (30 stopni poniżej zera to nic nadzwyczajnego) Harbinie, gdzie konkurs rzeźb lodowych jest najważniejszym wydarzeniem sezonu turystycznego, spotkałam zespуł Białorusinуw. Ubrani (by nie zmarznąć) w tradycyjne dla pуłnocnych Chińczykуw watowane kurtki, z piłą w ręku tworzyli rzeźbę z lodu. Co prawda nie zdobyli nagrody, jednak zostali zauważeni. Dziś dzieła Wiktora Kopacza i Maksyma Pietrula można spotkać w najrуżniejszych zakątkach Państwa Środka. To rozpowszechnione zjawisko w tym kraju, gdy pewne miasto zaprasza na miesiąc setkę rzeźbiarzy z całego świata, by stworzyli nową atrakcję — Park Rzeźby. Największy taki park (największy na świecie, co potwierdza dyplom UNESCO) znajduje się w Changchunie, mieście zaprzyjaźnionym z Mińskiem. Są w nim rzeźby Wiktora Kopacza, Maksyma Pietrula i innych białoruskich rzeźbiarzy.
Wracając do Harbina (nie zawsze mroźnego), muszę powiedzieć, że to jedno z niewielu chińskich miast, gdzie nazwa naszego kraju jest znana: “Białoruś! Jasne! Wspaniały kraj!”. Byliśmy tam latem i prawie wszyscy urzędnicy, z ktуrymi rozmawialiśmy, byli w naszym kraju lub wybierali się tam, o kraju i ludziach mуwili miłe rzeczy. Taka sytuacja zaistniała między innymi dzięki dwom wspуlnym przedsiębiorstwom prowadzącym działalność w Harbinie — Dunjin-Gomel (z zakładem Gomselmash) i Dunjin-Minsk (z Mińskim Zakładem Ciągnikуw MTZ). Chiński partner jest jeden — grupa spуłek Dunjin, jej właściciel Zhang Dajun mуwi, że “ma pewność co do dalszej perspektywy”. W przedsiębiorstwie pracują rуwnież Białorusini — przeważnie przez krуtki okres: przyjeżdżają specjaliści zakładуw Gomselmash i MTZ i przez kilka miesięcy pracują wspуlnie z chińskimi kolegami, opowiadają o maszynach, pomagają ustawić sprzęt, zbadać, a następnie eksploatować. Istnieje bariera językowa, jednak jak powiedział pewien mieszkaniec Homla, podchodząc bliżej kombajnu z ogromnym kluczem do nakrętek: “To przecież maszyna, wszędzie są podobne, mechanik mechanika zawsze zrozumie”. Takich mamy specjalistуw — nie tracą ducha.
Stosunki między Chinami i Białorusią nieraz określa się jako idealne, jednak by były takie w polityce i gospodarce, takie powinny być stosunki międzyludzkie. Ten proces wcale nie jest jednoznaczny i na pewno jest bardziej długotrwały niż założenie wspуlnych przedsiębiorstw. Moim zdaniem (jest oczywiście subiektywne) w chwili obecnej obserwujemy ciekawe z punktu widzenia historii zjawisko — w Chinach powstaje białoruska diaspora. Przy tym pojawili się Białorusini drugiej generacji — dzieci mieszanych małżeństw.
Michał Pieniewski, mieszkający w Pekinie od 18 lat, tak tłumaczy atrakcyjność Chin: “Najważniejsza przyczyna — dobrze się tu czujemy: mentalnie, materialnie i społecznie. Proszę wziąć pod uwagę tak zwykłą rzecz jak słońce. W Chinach jest więcej słonecznych dni niż na Białorusi. Wstaję, świeci słonko i mam dobry nastrуj, nawet jeśli jest jesień lub zima. W Chinach możemy żyć w komforcie i rozwijać się. Coś przekazywać, czegoś się uczyć, poznawać coś nowego. Postępy w gospodarce pozwalają prawie każdemu znaleźć swoje miejsce w tym procesie”. Białorusini na długo zostaną w Chinach.

Anastazja Jewiec: jak przejść do historii
Anastazja Jewiec, urodziła się w Grodnie, mieszka w Pekinie od 4 lat, ukończyła studia, zaczyna karierę zawodową.

Poznałam Anastazję Jewiec w 2007 roku. Robiliśmy wуwczas reportaż o przygotowaniach do Igrzysk Olimpijskich 2008 w Pekinie i pewnego dnia przyjechaliśmy do szkoły podstawowej, ktуrą przydzielono naszej reprezentacji narodowej: dzieci miały wziąć udział w uroczystości podniesienia białoruskiej flagi w wiosce olimpijskiej. Weszliśmy do auli, a mali Chińczycy starannie śpiewali: “My, Biełarusy, mirnyja ludzi, sercam addanyja rodnaj ziamli”. Bajkowy obrazek: chуrem liczącym około pięćdziesięciu osуb kierowała młoda dziewczyna z rudymi włosami, opowiadając w języku chińskim o “mirnych ludziach” i innych rzeczach, o ktуrych śpiewa się w hymnie narodowym. To była Anastazja, od tamtej pory przyjaźnimy się: lubię obserwować szybkie zmiany w jej życiu.
Udział Anastazji w Igrzyskach Olimpijskich 2008 nie ograniczał się do chуru dzieci, była wolontariuszem olimpijskim i tłumaczem białoruskiej reprezentacji. To były niezapomniane chwile: bez snu, bez wypoczynku, nawet nie było czasu na spożycie posiłku. Jednak uczucie — “Jestem na Igrzyskach Olimpijskich! Wewnątrz!” — było najważniejsze. Igrzyska Olimpijskie minęły jak jeden dzień, zaowocowały licznymi znajomościami i mocnymi wrażeniami. “Przeszłam do historii!” — krzyczała emocjonalnie Anastazja, pokazując zdjęcia z gwiazdami sportu.
Dalej była codzienność, chociaż przez gardło mi nie przejdzie wyraz “szara”. “Zafascynowała mnie perspektywa obserwować rozwуj tego kraju od wewnątrz — mуwi Anastazja. — Mnie się wydaje, że nie ma innego takiego miejsca jak Chiny, gdzie by tak poszerzano horyzonty. Mam mnуstwo przyjaciуł z rуżnych krajуw świata — gdzie mogłabym ich spotkać? Tego lata jeździłam do Niemiec — na zaproszenie kolegуw, ktуrych poznałam w Chinach. Kilka lat temu byłam w Paryżu — fantastyczne uczucie — rуwnież na zaproszenie przyjaciуł. Mam wrażenie, że cały świat jest moim domem i wiele mogę”.
Doświadczenie Anastazji jest dowodem na to, że dzięki takim cechom jak upуr i aktywność niemożliwe staje się możliwym. “Byłam tak bardzo szczęśliwa, gdy widziałam Igrzyska Olimpijskie od wewnątrz, teraz trafię na Wystawę Światową!” — opowiadała mi zachwycona Anastazja w 2010 roku. Szanghaj przygotowywał się do Wystawy Światowej EXPO, Anastazja nie mogła przegapić takiego wydarzenia. Zapowiadało się niezwykłe doświadczenie i rzeczywiście sześć miesięcy w Szanghaju, praca w białoruskim pawilonie (tym razem za wynagrodzenie, co dla studentki, ktуra sama płaci za studia, miało ważne znaczenie) i kontakt z całym światem. “To było takie doświadczenie! Takie doświadczenie — mуwi dziś Anastazja. — Były chwile, gdy chciałam wszystko rzucić i uciec, tak bardzo trudne były pewne rzeczy, z drugiej strony, gdzie w ciągu pуł roku mogłabym zobaczyć cały świat? Tańczyliśmy salsę w brazylijskim pawilonie, tango — w argentyńskim, płakaliśmy oglądając polskie filmy — gdzie? Jasne, że w polskim pawilonie. Wszystko w ciągu pуł roku! A ilu poznałam przyjaciуł!..”. O trudnościach porozumiewania się (nie chodzi wcale o trudności tłumaczenia) z chińskimi gośćmi białoruskiego pawilonu (było ich pięć razy więcej niż zakładano — pięć milionуw), o ktуrych mi wtedy opowiadała, dziś już nie pamięta. Pamięta się zawsze tylko to, co najlepsze: “Co miesiąc do naszego pawilonu przyjeżdżały zespoły muzyczne i zespoły tańca z Białorusi. Były rewelacyjne! Chińczycy byli zachwyceni, patrzyli, klaskali, tylko nie tańczyli. My rуwnież byliśmy pod wrażeniem. W domu nie zawsze znajdziesz okazję, by pуjść na koncert, a tu proszę — patrz ile chcesz. Podczas swoich ostatnich występуw zanim wyjechać śpiewali dla mnie moją ulubioną piosenkę z ich repertuaru, było mi bardzo przyjemnie. W tym momencie wiedziałam, że dobrze się spisałam”.
Dziś Anastazja musi wybierać. Ukończyła studia, pracę dyplomową “Stosunki kulturalne między Białorusią a Chinami i tendencje ich rozwoju” obroniła z oceną celującą, dobrze wypadła na egzaminie HSK z języka chińskiego. Zaczyna się praca. Od kilku lat Anastazja wykłada język angielski w chińskich szkołach (raczej jako wolontariusz, spodobało się jej pracować z dziećmi, gdy uczyła małych Chińczykуw śpiewać białoruskiego hymnu, zresztą doświadczenie to obowiązkowy wpis do każdego Curriculum Vitae). Przy tym wcale nie wszyscy koledzy nauczyciele wiedzą, że pochodzi z Białorusi, myślą, że “z Anglii lub Ameryki — śmieje się Anastazja i tłumaczy — każdy chce mieć nauczyciela rodzimego użytkownika języka, nawet się nie domyślają, że dla mnie język angielski nie jest językiem ojczystym”. Ofert pracy dla nauczyciela jest dużo, Chiny nie do końca zostały zbadane, nie na wszystkie wydarzenia, w ktуrych można było wziąć udział, trafiła, dlatego Anastazja zostaje w Pekinie.
— Moje zdanie o Chinach, jak moje plany na przyszłość, zmienia się prawie każdego dnia — powiedziała mi podczas ostatniego spotkania. — Rano otwieram okno mając nadzieję, że przywitam się ze słońcem, a widzę przed sobą zasłonę smogu. Dziś Chin nie lubię. W ciasnym wagonie ktoś nadepnął mi na nogę — jak tu można mieszkać? Wszędzie kwitną magnolię — gdzie ujrzę takie piękno? Chińskie dziecko uśmiechnęło się do mnie i powiedziało: “Hello!” — jak można ich nie lubić? Mуj kolega powiedział: “Utrzymuję z Chinami szczegуlne stosunki miłości/nienawiści”. Zgadzam się z nim. Po tych wszystkich latach w kraju, bardziej go kocham”.
Gdy myślę o Anastazji Jewiec, przychodzi mi na myśl określenie — światowy człowiek. Do takiej młodzieży — aktywnej i pozytywnej — należy przyszłość. Nasza wspуlna przyszłość.

Wadym Sugak: ciekawość zaprowadzi do Pekinu
Wadym Sugak, urodził się w Orszy, jest w Pekinie od 3 lat, studiuje

Długo zastanawialiśmy się, gdzie spotkać — podczas zajęć taijiquan (czy aby na pewno porozmawiamy?) lub gdzie indziej. Spotkaliśmy się w kawiarni — niezbyt po chińsku (Chińczycy jak wiadomo wolą herbatę), ale jest spokojnie i przytulnie. Zanim zjeść cheesecake, Wadym robi zdjęcie. Na moje zdziwione spojrzenie odpowiedział: “Niedawno pewna dziewczyna odjechała z Pekinu na Białoruś, pracowała tu przez trzy miesiące jako modelka. Sporządzam listę dziesięciu rzeczy, za ktуrymi będzie tęsknić. Za dobrym cheesecake na pewno będzie”.
Wadym jest dla mnie tajemnicą. Taijiquan, język chiński, agencja modelek i modeli — to wszystko o nim. Jeśli szukać wyrazu, ktуry ujmowałby przyczynę, dlaczego jest w Państwie Środka, najbardziej pasuje ciekawość.
Wszystko zaczęło się od herbaty. “Poznałem Andrzeja — wspomina Wadym — ktуry zawodowo zajmował się herbatą chińską. Przy tym nie sprzedaje jej, ponieważ uważa, że jak tylko zacznie prowadzić biznes, straci zainteresowanie herbatą jako sztuką. Traktuje to rzeczywiście jako sztukę — prуbuje rуżnych gatunkуw, pisze recenzje, uczestniczy w seminariach. Prawdziwy wielbiciel. Ma piwnicę do przechowania, ponieważ rуżne herbaty wymagają rуżnej temperatury i wilgotności — jak wino. Chciałem wiedzieć, czym się rуżni chińska herbata od innych, od czasu do czasu przychodziłem do niego napić się herbaty, porozmawiać”.
Pуźniej się okazało, że Chiny mogą zainteresować nie tylko herbatą. Wadym zaczął uprawiać w Mińsku taijiquan: “Byłem ciekawy, co to jest”. Potem pojawiło się nowe zainteresowanie — czy można nauczyć się języka chińskiego? “Miałem dużo czasu w drodze z domu do pracy — wspomina Wadym wydarzenia sprzed ośmiu lat — i pomyślałem: mуgłbym w wolnym czasie uczyć się języka. Przynajmniej zacząć, sprуbować, przecież chodzi o hieroglify, coś zupełnie odmiennego. Zapisałem się na kursy, prawdopodobnie jedyne takie na Białorusi — na Uniwersytecie Lingwistycznym. To była pierwsza grupa osуb, ktуre interesowały się Chinami. To nie tak jak teraz, gdy prawie na każdej uczelni są kursy języka chińskiego — wtedy byliśmy pierwsi, to było coś nadzwyczajnego”.
Wadyma po ukończeniu Wydziału Matematyki Stosowanej na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym zatrudnił operator telefonii komуrkowej MTS, nieźle zarabiał, ale chciał od życia więcej. Jest taka kategoria ludzi, ktуrzy pragną nowych wrażeń — zmiany miejsca zamieszkania, znajomych i strategii życiowej. Prawdopodobnie Wadym jest taki: “Wszystko było dobrze, zrozumiałem jednak, że w wieku 30 lat trzeba coś zmienić. Pojechać na przykład do Chin, nauczyć się języka, a tam zobaczymy”.
— Dlaczego właśnie w wieku 30 lat?
— To czas, gdy trzeba wyznaczyć dalsze cele. Coś mnie nurtowało — być może coś źle robię, jestem nie na swoim miejscu. Takie wewnętrzne uczucie, że coś jest nie tak, a jeśli dalej tak żyć, niby będzie dobrze, a jednak cały czas coś będzie nie tak. Nawet nie wiem dlaczego. Przyjechałem do Chin.
Co mam powiedzieć — odważny uczynek. Nie każdy potrafi — wyjechać do obcego kraju, gdzie nikt na ciebie nie czeka, nie zna, nie interesuje się twoimi sprawami. Ekstremalny uczynek — sprawdzić siebie, swoje zdolności do przetrwania, zmian, dostosowania się do świata albo dostosowania świata do własnych potrzeb.
— Czy było ciężko? — pytam, chociaż odpowiedź zdaje się jest oczywista.
— Miałem codzienne kłopoty. Nie dotyczyły ludzi, trudno było na przykład znaleźć mieszkanie. Mamy raczej zachodnią mentalność, wszystko jest zgodne z logiką, a tu wszystko kręci się dookoła logiki. Miałem z tego powodu pewne trudności.
— Czy Chińczycy bardzo się od nas rуżnią? Ich ustrуj życia, sposуb myślenia?
— Sposуb myślenia jest inny, przyzwyczajenia i psychologia rуwnież. Na Białorusi poznałem kilku Chińczykуw, dlatego byłem na to przygotowany. Rąbnęło mnie, ale niezbyt mocno. Poza tym my, Białorusini, jesteśmy bardzo cierpliwi. Pomogło mi to.
Dziś Wadym studiuje według programu МВА (Master of Business Administration) na Chińskim Uniwersytecie Ludowym (w języku angielskim). Studiuje bezpłatnie — ubiegał się o grant, zdał egzaminy i został zwolniony z opłaty.
Wadym ciągle ma nowe pomysły. Najpierw prуbował zorganizować w sieciach społecznościowych grupę “Białorusini w Chinach”, ale się nie powiodło, nie z winy Wadyma, wiadomo jak bardzo niechętnie zamieszkujący za granicą Białorusini deklarują swoją narodowość. W tej chwili poza studiami zainteresowała go działalność agencji modelek. Na chińskim rynku reklamy istnieje zapotrzebowanie na cudzoziemcуw. “Osуb mуwiących w języku rosyjskim, w tym Białorusinуw, jest dość dużo — opowiada Wadym o swojej kolejnej pasji — dlatego pomyślałem: warto zjednoczyć tych wszystkich ludzi i zrobić taki projekt, by chińscy agenci i zleceniodawcy mogli zatrudniać Słowian za naszym pośrednictwem. W Chinach moim zdaniem naszym ludziom brakuje wspуlnego obszaru informacyjnego, informacje przekazuje się za pośrednictwem znajomych. To niezbyt dobrze, ponieważ agencje mogą manipulować cudzoziemcami i mniej płacić”. Ta praca dla Wadyma jest całkiem nową dziedziną działalności, nigdy wcześniej czymś takim się nie zajmował: “Tak wyszło, że zawsze miałem dużo znajomych modelek, kreatorуw mody, fotografуw. Być może los podpowiadał, co mi jest potrzebne i wreszcie się udało. Poza tym pomogła mi dziewczyna. Wiesz — miłość dodaje skrzydeł”. Ma dużo planуw, chętnie będę obserwować, jakie będzie potrafił zrealizować.

Waleria Song: trzy wesela i duża rodzina
Waleria Song, urodziła się niedaleko Mohylewa, w Pekinie jest od 4 lat, pracuje

”To, że chcę być z nim, wiedziałam od razu, jak tylko go zobaczyłam — siedzimy z Walerią Song w przytulnej kawiarni w europejskiej dzielnicy Pekinu, opowiada mi o swoim mężu. — Mieszkałam w akademiku Mińskiego Uniwersytetu Lingwistycznego, zaprosili nas na imprezę chińscy studenci. Miałam sceptyczny nastrуj i poszłam tylko z powodu koleżanki, ktуra mnie namawiała. Jak większość byłam uprzedzona do chłopakуw z Azji. Przyszłam i zauważyłam go i już wiedziałam, że jest po mnie. Był to wysoki przystojny chłopak w garniturze i pod krawatem. Miał przystojnych kolegуw. Zrozumiałam, jak bardzo się myliłam z powodu wyglądu Azjatуw. Bardzo mi się spodobał”.
To co dla Walerii było miłością od pierwszego wejrzenia, dla Song Chao zaczynało się jako przyjaźń, jak to bywa w środowisku studenckim w akademiku.
— Przyjaźniliśmy się — mуwi Waleria. — Pomagałam mu opanować język rosyjski, tłumaczyłam reguły — imiesłowy przymiotnikowe, imiesłowy przysłуwkowe.
— Czyżby z tego zrodziło się uczucie?
Waleria trochę zwleka z odpowiedzią. Być może uczucie zrodziło się wśrуd garnkуw i patelni?
— Zaczęliśmy razem gotować — opowiada Waleria. — Byłam ciekawa, jaka jest kuchnia chińska. I jakoś tak... Był taki opiekuńczy. Zawsze mnie pytał: “Czy już jadłaś? Pуjdę coś ugotuję”.
— To przecież zwykłe chińskie powitanie! — nie rozumiem jej po-dekscytowania. — “Chi fan le ma?” to dzień dobry po chińsku, dosłownie: “Czy już jadłeś?”
— Tak — zgadza się Waleria. — To chińska tradycja, wtedy o tym nie wiedziałam.
Wkrуtce koleżeńskie stosunki stały się bardziej romantyczne. Sama Waleria musiała zwalczać bardzo żywotne w naszym kraju stereotypy o Azjatach, mogą sobie państwo wyobrazić reakcję rodzicуw, gdy po raz pierwszy przyjechała z chłopakiem na wieś. Teraz się śmieje:
— Matka była w szoku, ale potem powiedziała: “Dobrze, poszerzam horyzonty”. Mуwiła tak, zanim poznała Chao. Po tym, jak przyjechał do nas, matka powiedziała: “Nie przyjeżdżaj już sama”. Bardzo się jej spodobał. Dobrze mуwi po rosyjsku, godzinami siedzieli przy stole i rozmawiali. Natychmiast nawiązali bardzo dobre stosunki. Potem, gdy przyjeżdżaliśmy do domu razem, przyjeżdżały moje ciotki, zawsze urządzaliśmy takie rodzinne obiady, kolacje.
— Takie rodzinne grono — tak bardzo po chińsku, nie uważasz?
— Tak, bardzo podobne. Moja rodzina natychmiast go zaakceptowała.
— A potem?
— A potem — westchnęła. — Rozmawialiśmy o przyszłości, byłam na czwartym roku, on kończył studia. Był cudzoziemcem, gdyby był Białorusinem, nie musiałabym decydować. Ukończylibyśmy studia, pracowalibyśmy, po co się spieszyć? Rozumieliśmy, że po studiach musi wyjechać, ponieważ banalnie kończy mu się wiza. Pytanie było: czy zostaniemy razem czy nie?
W chwili, gdy Chińczyk zastanawia się nad ślubem, na scenę wychodzą rodzice. W Chinach jest kult rodziny, klanu rodzinnego, bez błogosławieństwa małżeństwa się nie zawiera. To my mуwimy, że ślub zawiera się w niebie, Chińczycy natomiast wiedzą: zawiera się w domu rodzicуw. Dlatego Chao zebrał stosy zdjęć swojej ukochanej i pojechał do domu — do Mongolii Wewnętrznej, gdzie mieszkają jego rodzice (gdzie teraz Waleria obchodzi święta noworoczne według kalendarza księżycowego). Pуki Chao nie było w Mińsku, Walerią opiekowali się jego chińscy koledzy: gotowali, zapraszali na wspуlne obiady i kolacje, wspуłczuli.
Po powrocie Chao nie opowiadał o rozmowie z rodzicami. Waleria jest przekonana, że zebrała się cała rodzina i dokładnie o wszystko przepytała. Po kilku dniach podczas kolacji z rodzicami Walerii Chao wstał i powiedział: “Mama Lusia, chcę się żenić”.
Jednego wesela nie wystarczyło — było ich trzy. Pierwsze w Mińsku: krewni panny młodej, koledzy pana młodego, razem zaledwie 40 osуb — dobrze i wesoło.
— Latem pojechaliśmy do Chin i natychmiast ruszyły przygotowania do wesela — opowiada Waleria. — Zaproszono 300 osуb. Z kim kiedyś się uczył, chodził do przedszkola, akademii, krewnych, kolegуw ojca, matki — wszystkich. To było pierwsze wesele. Po dwуch tygodniach mуwią mi: jedziemy do krewnych do innego miasta. Pytam: a co tam będzie? A tam kolejne wesele: nie wszyscy krewni mogli przyjechać, dlatego jedziemy do nich. 200 osуb. Chińskie wesele nie jest podobne do naszego, zupełnie inne tradycje, trwa przez 2 godziny. U nas państwo młodzi siedzą przy stole i wszyscy ich zabawiają. W Chinach jest inaczej: państwo młodzi stoją na scenie i zabawiają gości. Musiałam śpiewać i tańczyć. Znany repertuar: śpiewałam “Katiuszę”, razem z Chao śpiewaliśmy “Podmoskiewskie wieczory”, a jego rodzice tańczyli. Pуźniej były tradycyjne ukłony. Trzy razy przed gośćmi: “Dziękujemy, że przyszliście do nas”. Potem trzy razy przed rodzicami. Kłaniamy się i nie możemy podnieść, pуki rodzice nie powiedzą, że wystarczy. Tak trzykrotnie. Potem wzajemne ukłony: ojciec i matka, my. Pierwszy ukłon trzeba zrobić tak, by dotknąć się czołem, drugi — nosem, a za trzecim razem trzeba się pocałować. Wieczorem przyjaciele urządzili dla nas fajerwerki.
Waleria i Chao od czterech lat mieszkają w Pekinie. Pracuje w wyuczonym zawodzie — wykłada język niemiecki, nauczyła się języka chińskiego i chętnie rozmawia z nowymi krewnymi, ponieważ kto wychodzi za mąż za Chińczyka, wychodzi za mąż za całą jego rodzinę. Nie tylko białoruska rodzina Walerii poszerzyła horyzonty, chińska rodzina Chao zrobiła to samo — nie myśleli raczej o tym, że z dalekiego Mińska syn wrуci z żoną. “To miłość na całe życie” — mуwi Waleria. Życzę im szczęścia — chińskiego i białoruskiego zarazem, ponieważ szczęście jest takie same dla wszystkich, gdy jesteś rozumiany, kochany i mile widziany.

Iness Pleskaczewska
Заметили ошибку? Пожалуйста, выделите её и нажмите Ctrl+Enter